Dariusz Piórkowski SJ: Ile w Kościele jest przymuszania, zaliczania, budzenia lęku? Może młodzi już nie chcą być tak traktowani
"Pytałbym częściej, czy nasze założenie, że powinno być dużo powołań do zakonu i prezbitaratu jest równocześnie założeniem Ducha Świętego" - napisał na Facebooku Dariusz Piórkowski SJ. Jezuita po raz drugi odniósł się do wypowiedzi ks. Marka Tatara, dotyczącej powołań.
"Bóg działa przez pociąganie, przez piękno, w wolności. A ile w naszym Kościele ciągle przymuszania, zaliczania, budzenia lęku i strachu? Może młodzi już nie chcą być tak traktowani" - napisał Dariusz Piórkowski SJ i dodał: "Może taki Bóg ich nie interesuje? Nie mówiąc o tym, że mają oni wejść w coś, na co nie mają wpływu. W świat dorosłych, w gotowe struktury zakonne czy kościelne, które są "nie z tego świata". Jezuita odniósł się również do takich kwestii jak stosunek Kościoła do nauki, poczucie wolności u kandydatów do kapłaństwa i seksualność.
Publikujemy cały wpis jezuity:
Ks. Marek Tatar w jednym ma rację. Kultura, w której żyjemy i która kształtuje młode pokolenie, nie ułatwia rozpoznania powołania do życia w prezbiteracie czy w zakonie. I dobrze wyczuwa, że my księża i rodzice nie bardzo jesteśmy na to przygotowani. W ilu seminariach duchownych kładzie się akcent na naukę towarzyszenia duchowego? Czy w ogóle potrafimy słuchać młodych?
Kiedyś świat był znacznie mniejszy i mniej skomplikowany
Ciągle odkrywamy, jak wielki wpływ na człowieka kultura. I jeśli by zastosować słynną zasadę, że "dawniej było lepiej", to rzeczywiście, paradoksalnie za komuny było lepiej i z powołaniami, i z frekwencją w kościołach. Idąc tym tokiem myślenia można by wysnuć wniosek, że lepiej wrócić do tego, co było, do komuny, do zamknięcia, do większej biedy i socrealistycznego "wszyscy to samo". Dlaczego jednak wtedy powołań było więcej? Między innymi dlatego, że świat dla nas był znacznie mniejszy i mniej skomplikowany. Nie docierało do nas to, przez co przechodziły kraje Europy Zachodniej i Stany. Czy to znaczy, że gdy jest gorzej, bardziej ubogo to wtedy Bóg daje więcej powołań? Nie wiem.
Dziś świat stał się dla nas bardziej skomplikowany i złożony. Nie tylko za sprawą otwartych granic, możliwości podróżowania, ale także internetu. W tym sensie jest trudniej, bo przed młodymi ludźmi otwiera się wiele możliwości, których ich rodzice jeszcze nie znali. Ścierają się z różnymi światopoglądami, religiami, pluralizmem, z inną koncepcją wolności. Czy to źle? Myślę, że nie. Ale na pewno znacznie trudniej się w tym odnaleźć.
Najczęstsza trudność młodych: Co mogę stracić?
Najczęstszą trudnością, jaką ja dostrzegam w towarzyszeniu osobom młodym i nieco starszym jest egzystencjalna niepewność. Nie wiadomo, czego się uchwycić. A może jeszcze inaczej. Nie chodzi nawet o pytanie, co z tego będę miał, że pójdę do zakonu lub się ożenię, ale raczej, co mogę stracić. To paradoks, ale mam wrażenie, że większą trudność w wyborze mamy dziś z pozostawieniem czegoś. No i ta niepewność, czy to, co wybieram, jest tym, co dla mnie najlepsze? Być może wiąże się to z kryzysem prawdy, jakiegoś oparcia, fundamentu. Swoją drogą, popularność tradycjonalistycznych ruchów w Kościele po części wiąże się z tą potrzebą pewności, poczucia bezpieczeństwa. Nawet jeśli to będzie niezmienność liturgicznego rytu, to już jest się na czym oprzeć.
Ta wielość i różnorodność, zachwianie systemów, które dawały pewność powoduje, że trzeba zejść jeszcze głębiej. Człowieka pociąga wiele dobrych rzeczy, ale która jest tą dla mnie? W oparciu o jakie kryteria mam wybrać?
Zwróćmy uwagę, jak niewiele w wychowaniu religijnym mówimy o pragnieniach albo jak często oddziela się to, co ludzkie od tego, co boskie. I to w sposób radykalny. To pogłębia poczucie zagubienia.
Człowiek nie chce być traktowany jak w wojsku lub jak trybik wielkiej machiny
Zmienia się też dość szybko koncepcja wolności, która bardziej niż dawniej podkreśla indywidualność i niepowtarzalność każdej osoby. I to jest wyzwanie dla Kościoła, gdzie w życiu zakonnym wymaga się podporządkowania, posłuszeństwa, podobnie w diecezji. Człowiek nie chce być traktowany jak w wojsku lub jak trybik wielkiej machiny. I nie należy też udawać, że wiele wypaczeń, które wychodzą na jaw pokazuje, że prawdopodobnie trzeba coś zmienić w tym podejściu. Mówi się o posłuszeństwie biskupowi czy przełożonemu, a wystarczy, że w mediach pojawi się jeden czy drugi skandal, nadużycia władzy i wieść ta rozchodzi się lotem błyskawicy. Czy można mieć o to pretensje do mediów? Można. Ale to nic nie zmieni. Media od tego są. Można się obrazić i pomstować na nie. To też nic nie zmieni.
Rola internetu w życiu młodych ludzi
Kościół instytucjonalny często nie zdaje sobie sprawy, jak ogromny wpływ na dzisiejszego człowieka ma internet. Tak, może być dziesięć świetnych dzieł prowadzonych przez ludzi Kościoła, ale wystarczy jedna afera, która zohydzi wszystko. Młodzi ludzie nie lubią też hipokryzji i paternalizmu.
Czy zmiana w pojmowaniu wolności i roli jednostki w świecie jest zmianą na gorsze? Myślę, że nie. Ale jest to zmiana wymagająca dla obu stron. Jeśli podkreślamy dobroć natury ludzkiej i wierzymy, że łaska ją udoskonala, to nie można dyskredytować tych antropologicznych zmian jako "wrogie" Kościołowi i wierze.
Stawanie w opozycji do nauki odstrasza młodych ludzi i ośmiesza Kościół
Z tym wiąże się zdecydowanie większa samoświadomość młodego człowieka, to znaczy dostęp do wiedzy, duża popularność psychologii, dbałości o własne potrzeby, która sama w sobie i w określonych granicach przecież nie jest zła. A w Kościele często słyszy się narracje, że miłość samego siebie jest samolubna, że psychologia szkodzi wierze czy nawet powołaniu. My księżą mamy tutaj dużo do nadrobienia. Stawanie w opozycji do nauki, piętnowanie jej, widzenie w niej wroga wiary, odstrasza wielu młodych ludzi. I ośmiesza Kościół.
Stosunek młodych ludzi do seksualności
Myślę, że zmienia się też stosunek młodych ludzi do seksualności. Wielu wychowuje się w tej sferze przez internet. Bo od lat tylko się spieramy i dyskutujemy, co wolno, czego nie wolno w seksie, ale nie ma żadnej ciekawej propozycji ze strony Kościoła, która pociągnęłaby młodych. Dlaczego nie można spać ze sobą przed ślubem? - Bo Pan Jezus zakazał - odpowiadamy. Po prostu to nie przekonuje, nie wystarczy. A często pytają o to naprawdę dobrzy i szlachetni młodzi ludzie.
Wymóg celibatu czy ślub czystości w zakonach okazuje się wobec tego często niezrozumiały. Kiedyś pewna młoda para zapytała mnie, skoro Kościół głosi, że seksualność jest dobra, że należy kochać samego siebie, że relacje i bliskość z innymi, także cielesna, jest dobra i tak ważna, to dlaczego nagle w życiu prezbitera czy osoby konsekrowanej należy zrezygnować z tej ważnej dla ludzkiej natury sfery? Jeśli Kościół głosi, że łaska doskonali naturę, to dlaczego doskonali ją u niektórych z wyjątkiem seksualności? Po prostu dla coraz większej grupy młodych ludzi bliskość emocjonalna, życie seksualne jest zbyt cenne, by je pozostawić. Sam towarzyszyłem kilku osobom, które już były w zakonie lub w seminarium, które po paru latach odkryły, że jednak nie są w stanie i nie chcą zrezygnować z bliskości z kobietą lub mężczyzną.
Czy założenie, że powinno być dużo powołań do zakonu i prezbiteratu jest założeniem Ducha Świętego?
A jak wygląda model moralności, który kształtuje dzisiaj i dawniej młode pokolenie? Bóg działa przez pociąganie, przez piękno, w wolności. A ile w naszym Kościele ciągle przymuszania, zaliczania, budzenia lęku i strachu? Może młodzi już nie chcą być tak traktowani. Może taki Bóg ich nie interesuje? Nie mówiąc o tym, że mają oni wejść w coś, na co nie mają wpływu. W świat dorosłych, w gotowe struktury zakonne czy kościelne, które są "nie z tego świata". Mają dostosować, a może już tego nie chcą?
No i na koniec. Pytałbym się częściej, czy nasze założenie, że powinno być dużo powołań do zakonu i prezbiteratu jest równocześnie założeniem Ducha Świętego. Nie w takim sensie, że już nie potrzeba księży czy osób konsekrowanych. Ale może Duch wskazuje nam przez te zmiany kulturowe i, niewątpliwie, także sekularyzację, że muszą się zmieniać formy życia wspólnotowego czy religijnego w Kościele, formacja księży, traktowanie księży przez biskupów i przez siebie nawzajem. Nie wspominając o dopuszczeniu osób świeckich do posług i realnego wpływu na parafie.
Skomentuj artykuł