Dzieci śpiące na ulicy to w Santa Cruz normalność. Publikujemy list misjonarza z Boliwii

Fot. Salezjański Ośrodek Misyjny
Salezjański Ośrodek Misyjny / tk

W Boliwii dziewczynki i chłopcy z rodzin dysfunkcyjnych, doświadczone maltretowaniem, bite, a wreszcie wyrzucone z domu znajdują miejsce na ulicach. Dla nas bezdomność dzieci jest abstrakcją, bo w kraju prowadzone są ośrodki interwencji kryzysowej, domy dziecka, rodziny zastępcze. Rzadko widzi się siedmioletniego chłopca czy dziewczynkę proszącego o jedzenie lub szukającego zajęcia, żeby coś zarobić. W nocy śpiącego na chodniku. W Santa Cruz ten widok nie razi.

Bezdomne dzieci na ulicach Santa Cruz

Na ulicach tego 3,5-milionowego miasta żyje bardzo duża liczba bezdomnych dzieci i młodzieży. Mają 10, 13 czy 15 lat, choć zdarza się też spotkać dużo młodsze dziewczynki i chłopców. Wielu z nich doświadczyło przemocy, porzucenia, byli wykorzystani seksualnie lub zmuszani do żebrania. Śpią pod mostami czy w kanałach ściekowych. Wpadają w nałogi.

Salezjanie starają się im pomóc. Razem z wychowawcami i wolontariuszami odwiedzają ich na ulicach. W miarę możliwości zanoszą im jedzenie i starają się zapewnić pomoc medyczną, w tym detoks. Dla części z nich udało się stworzyć domy, w których łącznie przebywa 200 dzieci i młodzieży. Projekt Księdza Bosko, skupiający się na pomocy porzuconym dzieciom mieszkającym na ulicach powstał przeszło 24 lata temu z inicjatywy arcybiskupa Ks. Tito, salezjanina. Widząc bezdomnych i biednych poprosił współbraci o przybycie i pomoc w zajęciu się młodymi. W odpowiedzi na jego prośbę zgłosił się ks. Oktawio, który rozpoczął szukanie terenu i budowanie ośrodków. Obecnie opiekę nad domami sprawuje misjonarz - ks. Andrzej Borowiec, salezjanin.

Matka wyjechała i zostawiła dzieci

Historie dzieci ulicy są różne, ale łączy je jedno – każde z nich przeżyło niewyobrażalne trudności, które odcisnęły piętno w pamięci i świadomości tych dzieci. Większość pochodzi z rozbitych rodzin, zostały porzucone i skazane do wyjścia na ulicę. - Mieliśmy taką czwórkę, którą wychowywała samotna matka, ale pewnego dnia zostawiła ich w chatce i wyjechała. Nie wiadomo, ile dni dzieci były same i co jadły. Dobrze, że sąsiadka usłyszała płacz. Najmłodsze miało ok. 8 miesięcy, a najstarsze 10 lat. Trafiły do nas - opowiada ks. Andrzej. Co stałoby się z tymi dziećmi, gdyby nie reakcja obcych ludzi i pomoc salezjanów? Czy ośmiomiesięczne dziecko przeżyłoby bez opieki dorosłych kolejne dni? Dobrze, że nie znamy odpowiedzi na to pytanie.

DEON.PL POLECA

Trójka rodzeństwa ze zdjęcia, która siedzi na schodach przebywała na ulicy. Najmłodsza dziewczynka, z dwoma kucykami na głowie, miała może 4-5 lat. Znalazł ich ks. Andrzej Borowiec: „Spotkałem je na ulicy i zaprosiłem do nas na obiad. Nie wiedzieli, gdzie są ich rodzice”. I zostali w ośrodku salezjańskim dla porzuconych i zaniedbanych dzieci.

Fot. Salezjański Ośrodek Misyjny

Porzucanie dzieci zdarza się nagminnie. Dlatego w ośrodkach i domach dziecka Santa Cruz brakuje miejsc. Trudnością jest też utrzymanie istniejących placówek. Codziennie wyżywienie, zapewnienie dzieciom edukacji, książek, zeszytów, ubrań czy butów generuje wysokie koszty. A trzeba jeszcze opłacić wodę, prąd, pensje nauczycieli czy wychowawców. Kupić lekarstwa, zapłacić za badania lub wizytę lekarską.

Fragment listu ks. Andrzeja:

„Od dwóch lat prowadzę ośrodek dla dzieci i młodzieży tzw. Projekt Księdza Bosko, w skład którego wchodzą cztery ośrodki. A przebywają w nich dzieci i młodzież od sześciu do dwudziestu kilku lat. Każdy ośrodek potrzebuje pomocy, ale chciałbym się skupić na jednym z nich. „Techo Pinardi” usytuowany jest w centrum naszego miasta, które liczy przeszło 3,5 mln mieszkańców. Przebywają w nim chłopcy, którzy przez dłuższy czas mieszkali na ulicach, w kanałach ściekowych, pod mostami. W Ośrodku tym jest 20 najbardziej potrzebujących narkomanów i chorych, którzy chcą z dobrej woli wyjść z tego marazmu. Nie mamy możliwości przyjąć wszystkich. Do tego opiekujemy się dziećmi, które mieszkają właśnie na ulicy. Przyczyny są różne. Wielu przyjechało z wiosek, bo myśleli, że w mieście jest łatwiejsze życie. Innych opuścili rodzice, a jeszcze inni wpadli w sidła narkomani i nie mogą sami z tego wyjść. To dramat każdego młodego człowieka. Nasi wychowawcy, wraz z pielęgniarką, lekarzem i wolontariuszem codziennie wychodzą na ulice. Spotykają się z tymi osobami, rozwożą lekarstwa, kierują do szpitali na detoksykację i leczenie. Żeby zmniejszyć koszty wyżywienia, postanowiliśmy przygotowywać posiłki w ośrodku centralnym dla wszystkich naszych podopiecznych.

Dużo nam pomagały różne fundacje i osoby indywidualne z zagranicy, przeważnie z Europy. Niestety niektóre się wycofały ze względu także na trudności w Europie. Dla nas jest to dość duży kłopot, bo wyżywić przeszło 200 osób w ośrodkach i ok. 150 przebywających na ulicy, to naprawdę duże wyzwanie. Często zaczyna brakować wyżywienia, już nie mówiąc o innych potrzebach: jak ubiory, lekarstwa, leczenie, przybory i książki do szkół. Dlatego jestem zmuszony szukać pomocy i w naszej kochanej Ojczyźnie. Wiem, że też nie jest za lekko i Wam rodacy, ale jeśli byście mieli możliwość pomocy, bylibyśmy Wam wszyscy wdzięczni. Niech dobry Bóg błogosławi Wam wszystkim w codziennym trudzie dnia.

Wraz z pamięcią w modlitwie!

ks. Andrzej Borowiec
Santa Cruz, Boliwia

Pomóż dzieciom bezdomnym z ulic Santa Cruz

W Wielkim Poście Salezjański Ośrodek Misyjny wspiera dzieło prowadzone przez ks. Andrzeja w Boliwii. Prowadzi zbiórkę na jedzenie i leki dla bezdomnych dzieci z ulic Santa Cruz oraz utrzymanie dzieci w jednym z ośrodków prowadzonych przez misjonarzy. Ty też możesz pomóc dokonując wpłat na konto 50 1020 1169 0000 8702 0009 6032 z dopiskiem Projekt 732.

Odwiedź też stronę BEZDOMNE DZIECI BOLIWII, gdzie dowiesz się więcej o prowadzonej akcji. Publikowane są także listy ks. Andrzeja. Opowiada w nich o codziennym życiu misjonarza oraz historie dzieci, którym salezjanie pomagają.

Źródło: Salezjański Ośrodek Misyjny / tk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dzieci śpiące na ulicy to w Santa Cruz normalność. Publikujemy list misjonarza z Boliwii
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.