Kard. Nycz: Prymas Wyszyński jest godny naśladowania, nie kopiowania

Kard. Nycz: Prymas Wyszyński jest godny naśladowania, nie kopiowania
Kard. Karol Wojtyła i prymas kard. Stefan Wyszyński (fot. dzięki uprzejmości Instytutu Prymasa Wyszyńskiego)
Logo źródła: DEON.pl Deon.pl

- W relacjach prymasa i kardynała Wojtyły nie można mówić o jednostronnym wpływie kardynała Wyszyńskiego. To była dwustronna relacja – choć prymas przez długie lata pełnił w niej rolę mistrza. Kiedy Karol Wojtyła został wybrany papieżem, mistrz został w cieniu - jak Jan Chrzciciel umiał być tym drugim - podkreśla kard. Kazimierz Nycz w rozmowie z Deon.pl, przeprowadzonej przed beatyfikacją Prymasa Tysiąclecia.

DEON.pl: Beatyfikacja kard. Stefana Wyszyńskiego miała się odbyć 6 czerwca 2020 roku. Opóźniła się ze względu na pandemię, a teraz będziemy mieć podwójną uroczystość – ku czci prymasa i matki Róży Czackiej.

Kard. Kazimierz Nycz: - Po konsultacji z Watykanem uznano, że organizowanie uroczystości beatyfikacji bez delegata z Rzymu, jedynie dla czterech czy pięciu osób, nie miałoby sensu. A tylko taka możliwość wchodziła w grę, gdybyśmy chcieli się trzymać pierwotnego terminu. Z drugiej strony kolejne przekładanie daty, gdy pandemia jeszcze nie ustała i nie wiadomo, jak długo potrwa, też już mijało się z celem. Stąd beatyfikacja w takim, a nie innym czasie.

Na pewno dostaliśmy dodatkowy czas, dzięki któremu ostatnio powstało wiele książek i filmów o prymasie Wyszyńskim. Osoby z młodszego pokolenia, które nie spotkały prymasa, nie poznały go, mogą teraz sporo się o nim dowiedzieć

DEON.PL POLECA

Istotne jest również to, że beatyfikacja kard. Wyszyńskiego zbiega się z beatyfikacją matki Róży Czackiej. Dla mnie od samego początku nie był to przypadek. I nie chodzi tu o to, że mamy dwie beatyfikacje za jednym razem. Znacznie ważniejsze jest to, że duchowość prymasa Wyszyńskiego i duchowość matki Czackiej były do siebie bardzo zbliżone.

Przed wojną we włocławskim seminarium uczył ks. Władysław Korniłowicz, wybitny kapłan, który współpracował z matką Różą Czacką. To on zauważył 25-letniego ks. Wyszyńskiego i w 1926 r. skierował go do Lasek, do matki Czackiej. W 1942 r. przyszły prymas powrócił do Lasek, by być kapelanem pracujących tu sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, Armii Krajowej, a także powstania warszawskiego. Spotkania z Laskami, ks. Korniłowiczem i Różą Czacką nie są przypadkiem, lecz sposobem działania Pana Boga.

Jakim człowiekiem był prymas Wyszyński?

- Kard. Stefan Wyszyński był niezwykle ważną postacią polskiego Kościoła: przede wszystkim był prymasem Polski, przewodniczącym Konferencji Episkopatu i motorem jego jedności. W dodatku, ze względu na sytuację polityczną po II wojnie światowej, posiadał specjalne uprawnienia nadane mu przez papieża Piusa XII do zastępowania w większości spraw nuncjusza apostolskiego. Znacznie rzadziej podkreśla się, że kard. Wyszyński był także arcybiskupem gnieźnieńsko-warszawskim.

Jako kleryk i ksiądz spotykałem prymasa, głównie w czasie procesji na krakowską Skałkę. Widziałem go wtedy z oddali. Był on dla mnie postacią wybitną, pomnikową.

Trochę bliżej poznałem go w czasie 4-letnich studiów doktoranckich na KUL-u. Spotykałem go na inauguracjach roku, niestety zawsze w pewnej odległości. Nie miałem szczęścia poznać go bliżej i szkoda, bo z rozmów z jego współpracownikami wynika, że prywatnie był dokładnie taki, jak opisują go jego wspomnienia „Pro memoria” – człowiekiem zwykłym i lubianym przez innych. I myślę, że w tym spojrzeniu można doszukać się wielu jego cnót – niektórych zwyczajnych, innych naprawdę niezwykłych, np. miłości nieprzyjaciół, o której mówił, czasem nawet strofując współpracowników, kiedy źle wyrażali się o tych, którzy go uwięzili.

Kiedy abp Wyszyński został prymasem Polski, nasilił się stalinizm i naciski ze strony władz komunistycznych. Nowy prymas w trudnych warunkach szukał sposobu na funkcjonowanie Kościoła. Wtedy też w samym episkopacie prymas Wyszyński nie miał pełnego poparcia dla swojej linii. Przeciwnego zdania był m.in. metropolita krakowski kard. Adam Stefan Sapieha.

- W roku 2000 przy okazji sympozjum na temat porozumienia episkopatu i rządu z 1950 roku odtajniono archiwa, z których jasno wynikało, że kard. Wyszyński i kard. Sapieha bardzo się różnili. Konferencja Episkopatu, na której było podpisywane to porozumienie, miała miejsce w Krakowie w kwietniu 1950 r. Kardynał  Sapieha nie akceptując go, wyszedł z posiedzenia. Wypowiedział również słynne słowa, że „z diabłem się nie paktuje”.

"Listy na czas przełomu". Jan Paweł II, Kard. Stefan Wyszyński

A prymas? Miał w świadomości dwie rzeczy. Z jednej strony był przepełniony troską o Polskę - państwo i ojczyznę. Była to troska tak wielka, że zawsze stawał ją na pierwszym miejscu. Dlatego prymas wychodził z założenia, że nawet z „diabłem” trzeba rozmawiać.

Z drugiej strony prymas był świadomy, że musi zyskać trochę czasu, że w Polsce może mieć miejsce ostre starcie w władzami komunistycznymi, jak stało się to na Węgrzech, do którego trzeba przygotować Kościół i siebie.

Kiedy padło „Non possumus”? Też w Krakowie, w maju 1953. Wtedy, kiedy władze zaczęły ingerować w nominację proboszczów i biskupów, zwłaszcza ordynariuszy. Wtedy prymas powiedział, że „bardziej trzeba słuchać Boga, niż ludzi”. Powtórzył słowa św. Piotra.

Kard. Wyszyński zdawał sobie sprawę, że będzie uwięziony, że to tylko kwestia czasu. Przypuszczał, że może nawet zostanie wywieziony z Polski.

Pamiętajmy, że w tych czasach społeczeństwo było zastraszane. Nawet biskupi w momencie aresztowania zachowywali się tak, a nie inaczej - zostawili prymasa Wyszyńskiego samego. I znając realia tamtego czasu, trudno się dziwić, że tak się stało. Więzienie, czy jak to nazwano internowanie, budowały tymczasem wielkość prymasa. Myślę, że więzienie było wielkim zwycięstwem prymasa – to właśnie w więzieniu narodziły się Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego i Nowenna Tysiąclecia.

Kard. Wyszyński po wyjściu na wolność znalazł sposób, żeby tych biskupów, którzy mu nie dochowali wierności, włączyć do współpracy. Nie karał ich za ich postawę, nie mścił się.

- To było zwycięstwo chrześcijanina, zwycięstwo przez przebaczenie. Prymas mógł robić biskupom, którzy go zawiedli, różne wymówki. On tymczasem wykorzystał przebaczył, a przez to wykorzystał potęgę episkopatu i siłę jego jedności, przebaczył. Moim zdaniem to zbudowało jego moc i autorytet. Wobec komunistów i wobec Kościoła.

Prymas nie przeszedł jednak tak zupełnie do porządku dziennego nad postawą biskupów w czasie swojego uwięzienia. Zaraz po odzyskaniu wolności poprosił o poprowadzenie rekolekcji dla episkopatu ks. Jana Zieję, który wygłosił słynną homilię.

W odosobnieniu prymas stworzył wielki, 9-letni program odnowy, który dzisiaj – gdyby go komuś zlecić – byłby przygotowywany przez całe zespoły...

- … i jeszcze pół roku dłużej (śmiech).

W 1956 roku, na 300-lecie ślubów Jana Kazimierza, kard. Wyszyński przygotował „Śluby Jasnogórskie”, licząc – albo nie, nie wiemy tego – że będzie je mógł osobiście przeczytać w Częstochowie. Komuniści nie pozwolili mu uczestniczyć w tych uroczystościach – prymas przebywał w tym czasie w Komańczy. Ale mimo to, treść napisanych przez niego „Ślubów” została odczytana na Jasnej Górze.

Prymas Wyszyński doskonale wiedział, że w 1966 roku, dziesięć lat później, będzie obchodzone 1000-lecie chrześcijaństwa w Polsce. Miał więc strategiczną perspektywę. Chociaż nie wiedział, czy wyjdzie z więzienia, czy komuniści na to pozwolą, przygotował 9-letnią nowennę. Byłem wtedy dzieckiem, ale pamiętam jak w mojej parafii szliśmy z wielką procesją. I później, co roku, ta nowenna była odnawiana na Jasnej Górze oraz w parafiach.

Jak duszpastersko głęboki był to projekt?

- Merytorycznie bardzo głęboki. Prymas Wyszyński był doskonałym socjologiem. Myślę, że on doskonale wiedział, z jakimi problemami zmaga się społeczeństwo i Kościół w Polsce. Spośród nich wyodrębnił dziewięć tematów, które zostały skierowane do szerokiego adresata – do Kościoła w Polsce, do diecezji, do wiernych. Centralnym wyrazem zaangażowania w program nowenny były uroczystości na Jasnej Górze. To był morderczy wysiłek zarówno dla biskupów jak i dla samego prymasa. Czy owoc nowenny mógłby być większy? Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że tak. Trzeba jednak przyznać, że prymas osiągnął swój cel. W tej nowennie zawarte było wszystko, co wtedy przeżywaliśmy.

Kard. Wyszyński potrafił prowadzić politykę nie tylko wobec władz PRL, ale także wobec watykańskich kurialistów. W wydanych obecnie „Listach na czas przełomu” przeczytać można jego krytyczną ocenę tzw. Ostpolitik Stolicy Apostolskiej wobec krajów bloku wschodniego. Przestrzegał przed polityką, którą realizowali abp Casaroli i abp Poggi, polegającą na próbach dogadywania się z władzami komunistycznymi ponad głowami miejscowych episkopatów.

- Prymas wiedział, że jeśli ma obronić Kościół w Polsce, jeżeli ma obronić Polskę, to tylko z ludem. Gdyby nie miał za sobą ludzi i wiary społeczeństwa, byłby słabszy. Wiedział, że musi budować wiarę ludzi, mimo, że wiele osób zarzuci mu „ludową pobożność”.

Wielkim błogosławieństwem stał się wybór Karola Wojtyły na papieża. Kiedy Jan Paweł II nastał w Watykanie, kiedy pojawili się tam też inni Polacy, mogli właściwie nakreślać sprawy środkowoeuropejskie. I to, że papież został wybrany nie tylko spoza z Rzymu, nie tylko spoza Włoch, ale również z kraju spoza „muru”, bez wątpienia było zamiarem Pana Boga.

Czy prymas Wyszyński miał wpływ na sakrę biskupią dla ks. Karola Wojtyły, na wskazanie go jako nominata?

- Karol Wojtyła w 1958 roku otrzymał nominację biskupią od kardynała Wyszyńskiego, ponieważ prymas posiadał te specjalne uprawnienia i w tym zakresie zastępował nuncjusza. To prymas pytał kandydata, czy przyjmuje godność biskupią.

Po śmierci sufragana krakowskiego bp. Stanisława Rosponda, abp Eugeniusz Baziak zarządzający wówczas archidiecezją krakowską, szukał kandydatów na następcę biskupa pomocniczego. Myślę, że po prostu wskazał prymasowi człowieka wybitnego – naukowo i duszpastersko. A Karol Wojtyła na pewno był taką postacią. Kto chciałby po powrocie ze studiów w Rzymie, zostać wikarym w małej parafii w Niegowici? A później przez kilka lat prowadzić duszpasterstwo akademickie przyszłej politechniki? To duszpasterstwo, którego był przecież prekursorem, tak pochłonęło ks. Wojtyłę, że musiano „zamykać” na Kanoniczej, żeby zrobił habilitację.

Prymas musiał zapewne zwrócić uwagę na biskupa Wojtyłę kilka lat później. Kard. Wyszyński poprosił abp. Baziaka, by odpowiedział na wątpliwości, które rodziły się wokół „Tygodnika Powszechnego”. Ale abp Baziak zmarł w czerwcu 1961 r. i odpowiedzi prymasowi udzielił biskup pomocniczy. W 40-stronnicowym elaboracie biskup Wojtyła zwracał się do prymasa kulturalnie, grzecznie i mądrze, opracowując jednocześnie wielki traktat o świeckich w Kościele.

Karol Wojtyła zaczął się jawić jako ważna postać w polskim Kościele i z taką opinią pojechał już na Sobór Watykański II. Prymas, który prowadził spotkania biskupów w ramach polskiego grona, musiał docenić przygotowanie i wkład Karola Wojtyły w obrady soboru. Dlatego z obrad soboru, na który pojechał jako biskup pomocniczy, Karol Wojtyła wracał jako arcybiskup krakowski. Władze komunistyczne, próbując rozgrywać polskich biskupów, godziły się na awans, uważając, że to „naukowiec”, którego można będzie przeciwstawić prymasowi Wyszyńskiemu. A kardynał Wojtyła okazał się nie tylko wielki i mądry, ale również komplementarny wobec prymasa i aż do bólu lojalny wobec niego.

Wokół prymasa zgromadziło się w latach 60. i 70. kilku innych wybitnych hierarchów – abp Antoni Baraniak, kard. Bolesław Kominek, czy bp Ignacy Tokarczyk. Ale to kardynał Wojtyła objął nowo powstałe stanowisko wiceprzewodniczącego Rady Głównej i Konferencji Episkopatu Polski.

- Bogu dzięki, że wielu wybitnych biskupów było wtedy wokół kardynała Wyszyńskiego. Jednak z czasem okazało się, że prymas odkrywał wielkość Wojtyły i nie blokował go. Dostrzegał tę komplementarność i uzupełniające się wizje w prowadzeniu Kościoła.

Liczyły się też stolice biskupie. Abp Baraniak był metropolitą w Poznaniu, a Karol Wojtyła – w Krakowie. W 1967 roku został do tego kardynałem, co nie było przypadkowe.

W relacjach prymasa i kardynała Wojtyły nie można mówić o jednostronnym wpływie kardynała Wyszyńskiego. To była dwustronna relacja – choć prymas przez długie lata pełnił w niej rolę mistrza. Kiedy Karol Wojtyła został wybrany papieżem, mistrz został w cieniu - jak Jan Chrzciciel, umiał być tym drugim.

Między Karolem Wojtyłą a Stefanem Wyszyńskim zrodziła się szczególna więź. Prymas i arcybiskup Krakowa lubili ze sobą przebywać – także w czasie urlopu, w sytuacjach mniej oficjalnych.

- Prymas Wyszyński lubił spędzać urlop w górach i dlatego co roku jeździł na Bachledówkę. Tam zawsze odwiedzał go kardynał Wojtyła. Ich wspólny czas był połączeniem poważnych rozmów, głębokiej modlitwy i – nie ukrywajmy – odpoczynku i rozrywki.

W kolejnych latach, z powodów zdrowotnych, prymas zaczął spędzać urlop w Stryszawie i tam również przyjeżdżał do niego kard. Wojtyła. Podobnie było w ostatnich latach życia prymasa, gdy wypoczywał na Mazurach.

Ich relacja była przyjacielska, serdeczna i pełna. Myślę, że bez niej polski Kościół w 1978 r. nie byłby taki sam. Wystarczy przypomnieć słynne słowa nowo wybranego papieża, skierowane do prymasa: „Nie byłoby papieża, gdyby nie Twoja wiara”.

Przejawiało się to w wielu wypowiedziach Jana Pawła II i w symbolicznych gestach – choćby podczas mszy inaugurującej pontyfikat, kiedy papież z Polski schylił się i z szacunkiem ucałował dłonie prymasa Wyszyńskiego.

- To był wyraz osobistej relacji, wierności i szacunku. Dla mnie takim wyrazem pietyzmu Jana Pawła II wobec prymasa Wyszyńskiego była cała pierwsza papieska pielgrzymka do Polski w 1979 r. Począwszy od wylądowania w Warszawie, przez Gniezno, Częstochowę aż po krakowskie Błonia. Ale także druga pielgrzymka w 1983 r., już po śmierci prymas naznaczona była wielkim szacunkiem - Jan Paweł II prosto z lotniska pojechał do grobu kard. Wyszyńskiego.

Gdy kard. Wyszyński był już poważnie chory na nowotwór, między nim, a Janem Pawłem II miała miejsce intensywna wymiana listów. Byli również w stałym kontakcie telefonicznym.

Kiedy 13 maja 1981 r. dokonano zamachu na Jana Pawła II, kard. Wyszyński całe swoje cierpienie i całą chorobę, ofiarował w intencji papieża. To Jan Paweł II był najważniejszy. Sytuacja była trudna. Pamiętam to jak dziś – w pewnym momencie wydawało się, że Kościół w Polsce może na raz stracić dwóch wielkich ludzi.

Prymas Wyszyński i kardynał Wojtyła mieli różne charaktery, a jednak się uzupełniali.

- To jest tak w małżeństwach. Mężowie nie są bliźniaczo podobni do swoich żon. Komplementarność polega na tym, że różne osoby się uzupełniają. Ale jednocześnie może być tak, jak z kamieniami w rzece, które ocierają się o siebie; to są bolesne momenty.

Jedno jest pewne – kard. Wyszyński i Jan Paweł II nie byli kopią swojego charakteru, wykształcenia, uformowania. I przez to ubogacali Kościół. Byli sobą, choć różni, dbali o ten sam Kościół i tę samą Polskę.

Jan Paweł II w czasie swojej pierwszej pielgrzymki do Polski określił prymasa Wyszyńskiego mianem „zwornika katedry”, pokazując w ten sposób jego rolę dla Kościoła w Polsce.

- Zwornik w katedrze gotyckiej to miejsce, które spina wszystkie łuki i je podtrzymuje. Dzięki temu kościół stoi przez wieki.

Jak każda duża katedra ma wiele naw, tak potrzebnych jest wiele zworników. Tak się stało z naszymi czasami; wydaje się, że jeden zwornik nie wystarcza. To jest jedna kwestia. Druga dotyczy tego, że i dzisiaj potrzebny jest zwornik jedności. Ale czy musi on być taki sam jak za czasów komunizmu? Prawdopodobnie nie. Czasy się zmieniły. Pod tym względem prymas jest godny naśladowania, nie kopiowania.

Rozmawiali: Piotr Kosiński i Krzysztof Fijałek

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Jan Paweł II, kard. Stefan Wyszyński

Słowa, które zmieniają świat

Listy dwóch wielkich przywódców – Jana Pawła II i kardynała Stefana Wyszyńskiego – zaskakują swoją mocą i aktualnością. Ich słowa wpłynęły na rozwój wypadków w Polsce i na świecie. W tej...

Skomentuj artykuł

Kard. Nycz: Prymas Wyszyński jest godny naśladowania, nie kopiowania
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.