Karol Sobczyk: czasem liderzy nadużywają swojego wpływu, wiążąc ludzi bardziej ze sobą, niż ze Słowem

Karol Sobczyk: czasem liderzy nadużywają swojego wpływu, wiążąc ludzi bardziej ze sobą, niż ze Słowem
Fot. depositphotos.com
KAI / tk

Karol Sobczyk lider wspólnoty Głos na Pustyni i przedstawiciel Krajowej Służby Komunii CHARIS Polska powiedział, że „wszelkie manipulacje, pozbawianie wolności i zbyt autorytarna rola lidera powinny być zawsze sygnałem ostrzegawczym”. Odniósł się także do sprawy dominikanina Pawła M.

Dawid Gospodarek (KAI): Na jego Msze z modlitwą o uzdrowienie przychodziło tysiące ludzi, podobno wielu się nawracało. Prorokował, rozeznawał powołania, głosił z porywającą pasją, jakiej zazdrościli mu inni duszpasterze, a przełożeni za tłumy sprowadzane do świątyń sporo mu pobłażali. Jednocześnie stworzył sektę, okazał się brutalnym manipulatorem, gwałcił i stosował przemoc. Zniszczył życie wielu ludziom, wykorzystywał sfałszowaną teologię i mistykę do swoich niecnych celów. Jak jako lider charyzmatycznej wspólnoty i jednocześnie psycholog patrzysz na historię dominikanina Pawła M.?

Karol Sobczyk: To dla mnie dramatyczna historia człowieka, który w pewnym momencie swojego życia poważnie się pogubił, i systemu, który sprzyjał pogrążeniu w tej destrukcji, co miało i wciąż ma katastrofalne skutki – zarówno dla ofiar tych wszystkich działań, jak i Kościoła w ogóle. Tę sprawę widzę również w kategoriach historii, która grozi każdemu, w szczególności osobom będących w miejscu przewodzenia, w miejscu znaczącego autorytetu. W ostatnim czasie na świecie pojawia się coraz więcej nazwisk, których ceniliśmy jako wyjątkowych pasterzy, a którzy okazali się przestępcami. Historia Pawła M. jest o tyle szczególnie trudna, że nie dotyczy wyłącznie nadużyć w przestrzeni seksualnej, ale również – jak wspomniałeś – podejmowania działań głęboko manipulacyjnych, stosowania technik psychologicznych charakterystycznych dla sekt, których nie da się pogodzić z Ewangelią. A jednak to wszystko działo się przez tak długi czas w sercu Kościoła.

Czego zabrakło, że szkodliwa działalność Pawła M. w ogóle była możliwa?

DEON.PL POLECA

– Gdybym miał odpowiedzieć na to pytanie jednym słowem, powiedziałbym, że zabrakło tam Boga. Jednak gdybym miał rozwinąć tę wypowiedź, wydaje się koniecznym zaznaczyć, że to bardzo złożony problem. Kościół po obaleniu komunizmu, w pokonaniu którego miał swój zasadniczy, kluczowy i nieoceniony wkład, zajął u progu lat 90. pewną pozycję społeczną. Nazwałbym ją pozycją autorytetu, ważności i siły. Jako Kościół nosiliśmy przekonanie, że z uwagi na naszą siłę ludzie muszą nas słuchać, liczyć się z nami, respektować nasze zasady i podążać za tym, co dla nas ważne. Wpływ ten był wyraźnie zauważalny nawet w przestrzeni politycznej, ponieważ zyskanie (mniej bądź bardziej wyraźnego) poparcia Kościoła przez partie polityczne, oznaczało dla nich bardzo wiele. Jednocześnie sposób działania Kościoła w wielu miejscach przypominał – i trzeba uczciwie powiedzieć, że nieraz nadal przypomina - organizacje znane z okresu PRL-u, w których często kluczowy wpływ w podejmowanych działaniach miały znajomości i układy, sprawy finansowe pozostawały niejawne, a w kwestiach spornych decydowała pozycja siły. Innymi słowy, jako Kościół doświadczyliśmy wolności od komunizmu, podobnie jak Izraelici od tego, co działo się w Egipcie, ale ten Egipt nie wyszedł jeszcze z nas. Pozostała w nas pewna mentalność, która wyraźnie sprzyjała nadużyciom, szczególnie wśród osób będących w pozycji władzy.

W międzyczasie świat bardzo poszedł do przodu. Z uwagi na fakt, że Kościół zauważył postępujący, a może nawet galopujący upadek świata w dziedzinie moralności, zamknął się na wszystko, co w nim postępowe. Jednak trzeba dostrzec, że na przestrzeni ostatnich dekad świat wypracował wiele cennych standardów i norm, które dla współczesnego Europejczyka stały się wręcz codziennym elementem życia społecznego - a jednak wydają się one funkcjonować dziś we wszystkich rzeczywistościach, poza Kościołem. Określają je choćby takie pojęcia jak „wewnętrzny audyt”, „kontrola jakości”, „zarządzanie kryzysem”, „kultura organizacyjna”, „przejrzystość i jawność”, „służebne przywództwo” czy „kultura otwartego dialogu”. Niektórzy odnoszą dziś wrażenie, że Kościół, którego potrzebuje dzisiejszy człowiek, to Kościół błogosławionego kardynała Wyszyńskiego: pełnego determinacji, stanowczości i niezłomności w obronie chrześcijańskich zasad, tradycji i wartości. Te ostatnie są oczywiście niezmienne, jednak mając na uwadze kontekst współczesnego człowieka, potrzebujemy dzisiaj adekwatnych sposobów, rozwiązań i środków działania, które służą szerzeniu się Ewangelii w świecie. Te sprzed pięćdziesięciu lat niekoniecznie dziś są skuteczne. Konieczna jest poważna reforma, której początek stanowi coś, co papież Franciszek nazywa nawróceniem pastoralnym. Reforma ta musi objąć nie tylko wymiar duszpasterski Kościoła, ale również, co bardzo ważne, jego wymiar strukturalny, w tym także sposób jego zarządzania. Bez tej odnowy trudno oczekiwać, że wszystko nagle się zmieni.

O nadużyciach we wspólnotach charyzmatycznych słyszy się coraz częściej, nie tylko wewnątrz Kościoła katolickiego. Sporym echem odbiła się np. afera w Hillsong Church. To znany i prężny ewangelikalny Kościół, który rozsławiła muzyka grana od lat również w polskich wspólnotach. Jego założyciel, pastor Brian Houston, właśnie zrezygnował z kierowniczej funkcji i stanie przed sądem jako oskarżony o zatajanie przestępstw seksualnych swojego ojca, również cenionego pastora i kaznodziei. Myślisz, że wspólnoty charyzmatyczne są bardziej narażone na nadużycia teologiczne i moralne? Jest w nich dość mocna pozycja lidera, emocje wydają się mieć ważniejszą rolę niż rozum…

– Myślę, że na nadużycia teologiczne i moralne są narażone wszystkie rzeczywistości Kościoła, z odnową charyzmatyczną włącznie. Nie wydaje mi się, aby było ich więcej, niż w innych częściach Kościoła. Po prostu dotyczą one często innych spraw, niż np. w odniesieniu do tej części Kościoła, którą powszechnie nazywamy „tradycją”. Ale zarówno u jednych, jak i drugich zdarzają się sytuacje, które w Kościele nie powinny mieć miejsca, a które wymagają nawrócenia, oczyszczenia i zmian.

Z uwagi na fakt, że Kościół zauważył postępujący, a może nawet galopujący upadek świata w dziedzinie moralności, zamknął się na wszystko, co w nim postępowe.

Jeśli chodzi o liderów wspólnot Kościoła katolickiego, warto zwrócić uwagę, że liderzy świeccy nie mają autorytetu duchownych. Ich pozycja społeczna, przynajmniej w odniesieniu do aktualnej chwili, jest – mimo wszystko – wyraźnie mniejsza, niż duchowieństwa. Jeśli już jakiś świecki lider posiada autorytet społeczny, jest to zdecydowanie bardziej autorytet nabyty (czyli przypisany mu przez ludzi z uwagi na jego służbę), niż nadany odgórnie (np. tak jak ma to miejsce podczas ordynacji). Oczywiście bez względu na rodzaj autorytetu, w jego używaniu potrzeba pokory, mądrości i trzeźwego myślenia. W mojej wspólnocie nauczamy, że nie ma autorytetu, jeśli nie ma poddania. Autorytet rodzi się z poddania, z uczniostwa. Jako lider, bez względu na to czy jesteś liderem świeckim, czy duchownym, musisz mieć kogoś, kto mówi do twojego życia, kto je koryguje i konfrontuje, oraz ludzi, którzy dokonują oceny twojej służby. Nie po to, by przy pierwszym potknięciu cię odwoływać czy na każdym kroku strofować, ale po to, żebyś ty sam mógł upewnić się w tym, że objęty przez ciebie kierunek jest właściwy i że nie zwariowałeś.

Co w działaniu, nauczaniu lidera, powinno niepokoić członków wspólnoty czy np. proboszcza lub biskupa?

– Sądzę, że to, co powinno nas niepokoić, to przede wszystkim nauczanie, które jest niezgodne z duchem Ewangelii. Zdarza się, że liderzy pełni charyzmy nadużywają swojego wpływu, wiążąc ludzi bardziej ze sobą, niż ze Słowem, z Jezusem. W takich sytuacjach ludzie w czasie kryzysu szukają ratunku w liderze, zamiast upatrywać nadziei w Bogu i ich własnej relacji z Nim. Wszelkie manipulacje, pozbawianie wolności i zbyt autorytarna rola lidera powinny być zawsze sygnałem ostrzegawczym. Są też liderzy, którzy tak budują nauczania, że stają się one jednoznacznie pozbawione pewnego zdrowego balansu, gdzie np. dużo mówi się o roli wiary na drodze zbawienia, ale całkowicie pomija znaczenie uczynków, albo naucza się o znakach i cudach, których Bóg dokonuje między nami, ale rezygnuje się z nauczania o roli procesu i pracy nad własnym charakterem. Jeśli widzimy, że jakiś podejmowany wątek – nie jednorazowo, ale w jakimś fragmencie czasu, np. na przestrzeni kilku kolejnych tygodni czy miesięcy – jest regularnie przedstawiany całkowicie bez balansu, powinno nas to zatrzymać.

Czy aktualnie w ogóle istnieją jakieś propozycje formacji liderów? Jest jakaś przestrzeń, w której mogą np. wymienić się doświadczeniami?

– Tak. Możliwości kształcenia się liderów jest dziś naprawdę sporo. Najczęściej każda większa rzeczywistość (np. Ruch Światło-Życie czy Szkoły Nowej Ewangelizacji) wypracowuje własne ścieżki formacji i kształtowania liderów. Wspólnoty niezrzeszone są zaproszone do tego, aby włączać się w działania Forum Wspólnot Ewangelizacyjnych przy Zespole ds. Nowej Ewangelizacji KEP, aby ich liderzy mogli uczestniczyć w spotkaniach formacyjnych. Istnieją również propozycje skierowane do szerokiego grona odbiorców (liderów), jak np. Forum Liderów organizowane każdego roku przy konferencji „Serce Dawida”, czy coroczna dwudniowa konferencja Global Leadership Summit, która uczy służebnego przywództwa. Są także inicjatywy lokalne, jak np. „Dogmatyka dla liderów” prowadzona w archidiecezji katowickiej przez ks. Grzegorza Strzelczyka, czy „Szkoła Barnaby” realizowana dla animatorów i liderów archidiecezji gdańskiej. Ze swoją propozycją wychodzi również CHARIS, podejmując międzynarodową ścieżkę formacji liderów wspólnot charyzmatycznych. Możliwości jest bardzo wiele.

W sprawie Pawła M. rzucała się w oczy kwestia demonizowania rzeczywistości, można chyba powiedzieć – lęków związanych z kompletnym nieprzyjęciem katolickiej doktryny o łasce. Ten problem jest wciąż obecny w niektórych wspólnotach charyzmatycznych i innych, np. mocno skupiających się na prywatnych objawieniach. Demonów szuka się w chorobach, nieheteronormatywności, nawet w "intelektualizmie". Wiem, że wielu ludzi dziś jest poranionych przez takie obrazy działania osobowego zła w świecie, przez praktyczne powątpiewanie w Bożą moc i zbawienie. Wreszcie sporo nadużyć i wręcz molestowania zdarzało się podczas egzorcyzmów, realizowanych zresztą niezgodnie z rytuałem, który dał do tego Kościół...

– Jestem przekonany, że tego, czego dziś potrzebujemy, to mocy Ewangelii i znajomości jej przesłania. Przez lata nie nauczaliśmy o tym, czym jest łaska. Kiedy już można było o niej nauczać, wielu ludzi bało się, że jest to zbyt protestanckie nauczanie. Muszę przyznać, że choć wielokrotnie słyszałem przesłanie na temat Bożej łaski w wielu katolickich wspólnotach wiary czy kongresach ewangelizacyjnych, nigdy dotąd nie słyszałem go głoszonego z niedzielnej ambony. Wciąż zbyt wielu katolików żyje w żebraczej mentalności, usiłując poprzez rozmaite praktyki religijne zdobyć różne rzeczy u Boga, nie wiedząc, że zostały nam one już dawno dane przez Jego zwycięstwo na Krzyżu. Jedynie powrót do głoszenia Dobrej Nowiny, głoszenia łaski danej nam Boga w Jezusie Chrystusie, może uczynić nas wolnymi.

Przez lata nie nauczaliśmy o tym, czym jest łaska. Kiedy już można było o niej nauczać, wielu ludzi bało się, że jest to zbyt protestanckie nauczanie.

Tym, na co zwróciłbym uwagę w formacji wspólnot, jest troska o wzrost jej liderów. Mam tu na myśli nie tylko liderów świeckich, ale również prezbiterów. Liderem się człowiek nie rodzi, liderem się staje. To proces, który wymaga nieustannego kształtowania i gotowości do rozwoju w swoim własnym życiu. Z mojego doświadczenia widzę, że największy problem nadużyć wśród przywódców jest związany z dwiema grupami liderów: tą, która doszła do pewnego poziomu np. wpływu, autorytetu, uznania czy pozycji społecznej i przestała widzieć potrzebę zmian, uczenia się i dalszego nawrócenia; oraz tą, która doszła do przekonania o swojej własnej wyjątkowości, często negując przy tym inne formy: duchowości, życia wiarą czy kształtowania wspólnot. To w tych grupach mamy do czynienia z największą ilością nadużyć.

Liderzy, którzy się kształcą, zdają sobie sprawę z tego, że ich autorytet został im dany, jako narzędzie którym mają służyć, ale nie jest on ich własnością. Zdają sobie sprawę ze swojego znaczenia, ale wiedzą też, że oni sami czy ich wspólnoty są jedynie częścią dużo większej całości. W mojej własnej wspólnocie zobowiązuję wszystkich liderów i animatorów do odbycia przynajmniej jednego szkolenia w ciągu roku dla liderów. Koszty takiego szkolenia pokrywa wspólnota. Po szkoleniu liderzy dzielą się między sobą tym, czego się nauczyli, i to motywuje wszystkich do poszerzenia perspektywy, podejmowania zmian i wzięcia odpowiedzialności za własną służbę. W trakcie szkoleń liderzy uczą się tego, jak współpracować, jak budować relacje, jak używać powierzonego im autorytetu, ale również tego, co w życiu lidera po prostu nie może mieć miejsca. Dzięki tym działaniom cały zespół liderski staje się wrażliwy wobec jakichkolwiek przejawów niepożądanych sytuacji, które wymagać będą od nich trudnych, odpowiedzialnych i nieraz pilnych działań.

Czy są wypracowane jakieś konkretne mechanizmy, chroniące w Kościele katolickim wspólnoty charyzmatyczne przed nadużyciami, przed przemianą w sektę? Skąd członek wspólnoty albo rodzic może wiedzieć, że w danej wspólnocie jest bezpiecznie?

– Nie znam żadnych wypracowanych mechanizmów, które w Kościele katolickim chroniłyby przed tego typu nadużyciami. Są jednak pewne podstawowe elementy, które powinny charakteryzować wspólnotę, aby można było czuć się w niej bezpiecznie. Przede wszystkim wspólnota powinna być skoncentrowana na Jezusie Chrystusie i Jego Słowie, stanowiąc narzędzie wzrostu w relacji z Bogiem, a nie cel tego wzrostu. Powinna być czytelna w swojej tożsamości kościelnej. Powinna być również skoncentrowana na służbę innym - bardziej, niż na posługiwaniu sobie samej, i być gotową do podejmowania współpracy z innymi wspólnotami. Powinny ją również cechować jasne zasady, uniwersalne dla wszystkich jej członków. Niepokój powinny wzbudzić postawy ekskluzywizmu („poza tą wspólnotą Bóg tak nie działa”, „poza tą wspólnotą nie ma zbawienia”) lub autorytaryzmu (kiedy ludzie służą liderowi a nie odwrotnie). Wspólnota wśród swoich członków powinna być przejrzysta finansowo, np. powołując osoby odpowiedzialne za decyzje finansowe lub za nadzór nad nimi.

W polskich diecezjach opracowano wytyczne dla duszpasterzy, stanowiące ważny element prewencji przed wykorzystywaniem seksualnym, są też dostępne rady instytucji takich jak Centrum Ochrony Dziecka czy Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. O finansowanie takich specjalistycznych szkoleń w tym zakresie dla liderów wspólnot można wystąpić np. do Fundacji św. Józefa KEP w ramach jej programu grantowego. Może warto zaproponować takie elementy formacji duszpasterzom i liderom odpowiedzialnym za wspólnoty?

– Myślę, że potrzebujemy ścisłej współpracy pomiędzy różnymi rzeczywistościami Kościoła, aby podjąć wszelkie możliwe działania prewencyjne. Trzeba jednak mieć na uwadze, że działania prewencyjne to za mało. Tu potrzebna jest odśrodkowa zmiana, która powinna łączyć wszystkich wierzących w Chrystusa, a której punkt krytyczny stanowi głębokie i prawdziwe nawrócenie. Wydaje się, że w Kościele zapomnieliśmy, że papierkiem lakmusowym naszego życia z Jezusem nie jest ani życie sakramentalne, ani pozycja lidera, ani koloratka, ani znajomość Biblii czy umiejętność mówienia o Jezusie. Wiarę ukazują czyny. Gdyby ludzie Kościoła rzeczywiście żyli na co dzień Ewangelią, nie mielibyśmy sytuacji, które dziś napawają nas wstydem. Jesteśmy w ważnym, Bożym procesie oczyszczenia. Jeśli chcemy, aby był on skuteczny, musimy odnaleźć w tym procesie samych siebie. I być gotowymi się mu poddać.

Źródło: KAI / tk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
abp Grzegorz Ryś

Wspólnota w Kościele jest nam zadana, my jej nie tworzymy, my musimy do niej dorastać.

Skoro wiara jest osobistym spotkaniem z Bogiem, to po co nam Kościół? Ten Kościół, który jest pełen takich samych grzeszników...

Skomentuj artykuł

Karol Sobczyk: czasem liderzy nadużywają swojego wpływu, wiążąc ludzi bardziej ze sobą, niż ze Słowem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.