Aborcja nie jest OK. Życie jest OK
Aborcja nie jest ok i myślę, że większość Polek to wie. Na stronie terminacjaciazy.pl znajduję słowa: "Przerwanie ciąży to dla wielu osób jedna z najcięższych życiowych decyzji". A hasło Wysokich Obcasów ("Aborcja jest ok") to próba racjonalizacji, czyli zastosowania jednego z mechanizmów obronnych.
Jest piątkowy wieczór, dochodzi dwudziesta trzecia. Czuję, że coś jest nie tak. Wzywam taksówkę i jadę do szpitalnej izby przyjęć, a tam kolejne minuty oczekiwania ciągną się w nieskończoność. Jestem w siódmym tygodniu. Trzy lata wcześniej w podobnej sytuacji straciłam ciążę. Optymizmem nie napawają mnie ani bolesne wspomnienia, ani cichy głos lekarki, która przepisuje mi leki na podtrzymanie ciąży i radzi, by przygotować się na najgorsze. Następnego dnia okazuje się jednak, że wszystko jest w porządku. Słyszę bicie serca mojego dziecka. Kilka miesięcy później okaże się, że to chłopiec. Ten chłopiec dwa tygodnie temu zdmuchnął kolejną świeczkę na torcie.
"Dziecko" - w ten sposób przez cały okres ciąży mówi o nim mój lekarz. Nie "zygota", nie "zlepek komórek", nie "płód". Te określenia pojawiają się głównie w podręcznikach do ginekologii i położnictwa, oczywiście są poprawne. A jednak, choć w tych samych podręcznikach znajdziemy takie terminy jak: "pierwiastka" czy "wieloródka", żadna z nas nie mówi o sobie w ten sposób. "Kobieta", "matka", "mama" - owszem. I "dziecko". Albo: "fasolka", "kruszynka", "maluszek".
Słowa "zabieg" czy "zlepek komórek" sprawiają, że na aborcję możemy spojrzeć nieco inaczej. Rozumiem to dobrze jako psycholog i przedstawiciel służby zdrowia. Zdarzało mi się słuchać osób z poalkoholową marskością wątroby, które nie wspominały ani o uzależnieniu, ani o swojej chorobie. Mówiły jedynie o "przewlekłych problemach z drogami żółciowymi". Prawie to samo, tylko trochę mniej wstyd. Z myśleniem o aborcji ma się w naszym społeczeństwie stać tak samo. Wystarczy, że użyjemy innych słów, a łatwiej będzie to przełknąć. Wystarczy pozytywne zdjęcie uśmiechniętych kobiet na różowym tle, a może uda się zapomnieć o coraz mniej wygodnym słowie "śmierć". Bo co innego dzieje się z dzieckiem tudzież płodem w czasie aborcji?
Aborcja jest. Jest przeprowadzana nielegalnie. Jest bardziej powszechna niż chcemy myśleć. Jest faktem. O aborcji trzeba mówić. Ale aborcja nie jest ok i myślę, że większość Polek to wie. Nawet na stronie terminacjaciazy.pl, prowadzonej we współpracy z Federacją na Rzecz Praw Kobiet, znajduję słowa: "Przerwanie ciąży (inaczej: terminacja ciąży lub aborcja) to dla wielu osób jedna z najcięższych życiowych decyzji". Chyba więc jednak nie jest tak ok, jak chce nam to przedstawić okładka "Wysokich obcasów".
To hasło jest niczym więcej jak próbą racjonalizacji, czyli zastosowania jednego z mechanizmów obronnych. Na studiach psychologicznych spotkałam się z przykładem "cierpkich winogron", czyli umniejszania wartości celu, którego mimo wcześniejszych pragnień nie osiągnęliśmy. Innym przykładem były "słodkie cytryny", czyli próba takiego przedstawienia rzeczywistości, w której przykre zdarzenia będziemy nazywali przyjemnymi czy dobrymi. Kto wie, może za kilka lat studenci psychologii usłyszą w czasie wykładów również ten przykład, którym jest dla mnie promowane przez czasopismo hasło. Słodkie cytryny. Aborcja, która jest ok, mimo że naprawdę jest koszmarem.
Redaktorki Wysokich Obcasów przekonują: "Każdy z nas kocha kogoś, kto miał aborcję". Ja odpowiadam na to - i co z tego? Każdy z nas zna kogoś, kto nadużywa alkoholu. Czy to oznacza, że mamy spokojnie patrzeć na ten problem? Każdy zna jakiegoś pirata drogowego. Czy w związku z tym wszyscy mamy jeździć tak, jakby przepisy nie istniały? Czy powszechność jakiegoś zachowania sprawia, że mamy przyjąć je za normę? I czy jest jakimkolwiek usprawiedliwieniem dla tego, co złe?
Chciałabym w odpowiedzi na to pytanie udzielić głosu G.K Chestertonowi, który pisze:
"Niech współczesna dziewczyna nie szczyci się, że jej prababka byłaby zszokowana tym, co ona uważa za normalne. Może to oznaczać, że jej prababka była istotą pełną życia i wrażliwości, podczas gdy ona jest moralną paralityczką (...).
Utrata odrazy do jednej rzeczy, a szacunku dla innej oznacza cofnięcie się do stanu wegetacji lub obrócenie się w pierwotny proch. A jednak już od kilkudziesięciu lat ten własnie kierunek jest szerzony w niemal całej naszej kulturze (...). Człowiek może się bowiem przyzwyczaić do bycia dzikusem lub niewolnikiem, ale to wcale nie znaczy, że nie jest lepiej być obywatelem". ("Obrona rozumu")
To nie aborcja jest ok. To życie jest ok. I proszę nie zrozumieć mnie źle - nie zmuszam nikogo do rodzenia dzieci. Otwartość na życie, tak często krytykowana i wyśmiewana to dużo więcej. To otwartość na każde życie, od jego początku do końca. To otwartość na to, co w naszym życiu nieprzewidywalne. To jednocześnie również po prostu odpowiedzialność - za siebie, swoje wybory i ich konsekwencje.
Wiem też, że jak zawsze w przypadku dyskusji o aborcji, walka w postaci wymiany haseł i argumentów nie przyniesie żadnego rezultatu, oprócz zwiększenia poczytności ostatniego numeru Wysokich Obcasów. Mogę pisać i krzyczeć, że aborcja jest złem. Wiem jednak, że prawdziwą zmianę może przynieść coś innego - moje życie pełnią życia.
Pokazywanie, że narodziny dzieci nie są momentem, w którym traci się swoją kobiecość, wolność i radość. Owszem - to ogromna zmiana i przyjęcie nowych zadań, ale przecież na tym właśnie polega odpowiedzialność za swoje wybory. Na tym polega dorosłe życie! Nie tylko na "szukaniu spełnienia" i pogoni za nieustannym dobrostanem. Dorosłość to również mierzenie się z tym, co nowe i zdolność do poświęcenia czegoś w imię większego dobra - na przykład własnej wygody w imię rodzącego się życia.
Przez setki lat mówiono, że to właśnie odróżnia nas od zwierząt.
Majka Moller - aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i współautorka książki "Ile lat ma Twoja dusza?"
Skomentuj artykuł