Będziemy wracać do tego czasu
Z pewnością w najbliższym czasie wielu nie będzie chciało już słyszeć o Janie Pawle II. Dziennikarze też mają już dość, więc pewnie nieprędko powstaną kolejne teksty na ten temat. Ale kanonizacja była tak pięknym i wielkim świętem dla wielu Polaków, że nie raz będziemy wracać do tych chwil, a ten wyjątkowy czas zaowocuje jeszcze w przyszłości.
Sam początkowo uległem świętemu oburzeniu na księży odwołujących Msze św., żeby można w tym czasie śledzić kanonizację w Rzymie. Ba, mój proboszcz odwołał nawet dwie przedpołudniowe Eucharystie. Oburzenie przeszło mi natychmiast, gdy tego samego księdza proboszcza, zobaczyłem w konfesjonale w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Ludzie wpatrzeni w telebimy śledzili transmisję kanonizacji z Rzymu, a mój ksiądz proboszcz spowiadał. Obrał najlepszą cząstkę.
Zresztą wielokrotnie w czasie ubiegłego weekendu uświadomiłem sobie, że nie warto kruszyć publicystycznych kopii o niektóre duszpasterskie posunięcia naszych kapłanów. Wierni świetnie sobie z tym radzą. Naprawdę!
Można się było oburzać, że w dwu łagiewnickich sanktuariach (Bożego Miłosierdzia i Jana Pawła II) nie zorganizowano jakichś wspólnych obchodów. Ale po co się od razu oburzać? Część ludzi przyszła w sobotę wieczorem na koncert pod Centrum "Nie lękajcie się!", by później wziąć udział w całonocnym czuwaniu w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Kto nie lubi "zorganizowanej" modlitwy, mógł zostać na cichej adoracji w kościele dedykowanym Janowi Pawłowi II.
Można się było oburzyć, że pod największym papieskim centrum, zamiast stawiać na przeżycia duchowe zorganizowano telewizyjny koncert. Ale po co się od razu oburzać? Wydarzenie rozpoczęło się modlitwą w intencji wykonawców, a oni sami podkreślali, że jest to koncert inny od wszystkich. Zresztą też odpowiednio się do niego przygotowywali, bo wyciszeniu i refleksji służyła Msza św., w której wzięli udział przed spektaklem.
Można się było oburzać na medialną otoczkę związaną z kanonizacją, pewien przesyt mówienia ciągle o Janie Pawle II. Wydawałoby się, że to skutecznie zniechęci ludzi do wzięcia udziału w tych kulminacyjnych weekendowych wydarzeniach. Do Krakowa przyjechali jednak ludzie z całego kraju a nawet z odleglejszych stron świata. Z Dolnego Śląska przyjechało młode małżeństwo z dwójką dzieci. Maks i Zosia znają siostrę Faustynę i Jana Pawła II z opowiadań rodziców, ale pierwszy raz przyjechali do Krakowa, żeby zobaczyć miejsca związane ze świętymi. "Pokazujemy im, że papież kochał ludzi, że kochał dzieci. Jest dla nas wzorem" - mówiła mi Ola.
Można się oburzać na "kremówkowy" kult Jana Pawła II. Ale po co? W ten weekend nocowali u mnie harcerze - znajomi znajomych, którzy przyjechali do Krakowa specjalnie na obchody związane z kanonizacją. Zdobywali m.in. sprawność "Biała Służba". W tym czasie odwiedzili też nowe papieskie muzeum w Wadowicach. Młodzi i muzeum? Młodzi i Msza św. w Łagiewnikach? A jednak. A kremówka przywieziona przez nich z Wadowic była pyszna.
Można się pewnie oburzać jeszcze na wiele innych rzeczy związanych z kanonizacją. Można w ogóle zadać pytanie po co kanonizacja, skoro i tak wszyscy mamy świadomość świętości Jana Pawła II. 27 kwietnia był wielkim świętem dla wielu Polaków (według CBOS, aż 98 proc. Polaków jest przekonanych, że kanonizacja Jana Pawła II będzie ważna dla jego rodaków; za istotną dla swoich rodzin uważa kanonizację 89 proc., a dla nich osobiście - 88 proc.). Setki tysięcy zgromadzonych w weekend w Łagiewnikach, w obu sanktuariach, było w tym czasie lepszymi ludźmi. Można zapytać co z tego, jak od poniedziałku wrócili do szarej rzeczywistości i denerwują się na swoje dzieci i współmałżonków, irytują na współpracowników w pracy, itd. Mój niegdysiejszy proboszcz często pytał: "co się w naszym życiu zmieniło od tylu codziennych Mszy św. i przyjętych Komunii św.?". Ale po chwili zawsze dodawał: "jakby nasze życiu wyglądało bez tych Eucharystii?".
Jestem przekonany, że wielokrotnie będziemy wracać do tego, co przeżywaliśmy 27 kwietnia 2014 r. - do tej chrześcijańskiej radości i poczucia braterskiej wspólnoty. Aktor Dariusz Kowalski, w czasie wspominanego koncertu w Łagiewnikach powiedział mi, że kanonizacja jest jak sadzenie sadzonki, która w przyszłości wyda owoce. Mocno w to wierzę.
Skomentuj artykuł