Biskup Andrzej Jeż może być pierwszym skazanym w Polsce hierarchą. To sprawa bez precedensu
Biskup Andrzej Jeż, ordynariusz tarnowski został przez prokuraturę oskarżony za niezgłoszenie organom ścigania przestępstw seksualnych, których dopuścili się podlegający mu księża. Akt oskarżenia trafił już do sądu. Sprawa bez precedensu. Hierarcha może być bowiem pierwszym w Polsce biskupem skazanym za tego typu przestępstwo. Grozi za to kara do trzech lat pozbawienia wolności.
Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że jest to efekt zmian w Kodeksie karnym, które obowiązują od 13 lipca 2017 r. Do art. 240 k.k., który zakłada karanie za niezgłoszenie niektórych przestępstw, dopisano wówczas pedofilię. Do lipca 2022 r. przepis ten budził spore wątpliwości. Przed nowelizacją zgłaszanie przestępstw seksualnych m.in. w odniesieniu do małoletnich było obowiązkiem społecznym, za niezgłoszenie nie groziła kara. Po nowelizacji zgłaszanie stało się obowiązkiem prawnym, a za nieinformowanie organów ścigania grożą trzy lata więzienia.
Główny problem sprowadzał się do tego, czy osoby, które miały wiedzę o przestępstwie przed nowelizacją przepisu, po jego zmianie mają obowiązek je zgłosić. Prokuratura Krajowa, a za nią także prokuratury w terenie przyjęły interpretację, że przepis nie odnosi się do przeszłości i dotyczy wyłącznie przestępstw, o których dowiedziano się po 13 lipca 2017. Duża część prawników wyrażała zdanie odmienne, a w lipcu 2022 r. podzielił je także Sąd Najwyższy. Uznał, że obowiązek zgłoszenia przestępstw dotyczy także czynów, o których ktoś - w tym wypadku biskup - dowiedział się przed nowelizacją przepisów.
Proces sądowy biskupa Jeża - o ile w ogóle do niego dojdzie - będzie dość ciekawą potyczką prawną. Wszystko bowiem rozbija się o szczegóły. W grę wchodzi tu bowiem przedawnienie występku opisanego w znowelizowanym przepisie. Ustawodawca określił, że każda osoba, która ma wiedzę o przestępstwie pedofilii, ma ten fakt "niezwłocznie" zgłosić organom ścigania, a jeśli tego nie zrobi, może pójść do więzienia". Ale… aby postawić zarzut, należy określić czas popełnienia przestępstwa, a więc kiedy występowała ta niezwłoczność. I tutaj jest problem, bo niezwłocznie nie oznacza natychmiast, to nie jest to samo - w literaturze określa się ją często jako 14 dni. Jeśli zatem przyjmiemy, że obowiązek "niezwłocznego" zgłoszenia przestępstwa zaistniał 13 lipca 2017 r. i ustał 31 lipca tegoż roku, to występek niezgłoszenia już się przedawnił. Z art. 101 k.k. wynika, że karalność przestępstwa zagrożonego karą trzech lat więzienia ustaje, jeżeli od czasu jego popełnienia upłynęło pięć lat. Można co prawda, opierając się na uchwale SN, odwołać się do art. 102 k.k., który traktuje o przedłużeniu przedawnienia karalności. I nie można wykluczyć, że tak właśnie zadziałano w tej właśnie sprawie.
Jest jeszcze jedno "ale". Z postanowień o umorzeniu wszczęcia śledztw wobec biskupów z art. 240 k.k., które poznałem wynika, iż w ocenie tego, czy zaistniał występek niezgłoszenia wykorzystania seksualnego, prokuratury brały pod uwagę także przestępstwo główne, którego miał dopuścić się dany duchowny. I tu w grę także wchodzi przedawnienie. Śledczy badali, w którym momencie ustała karalność przestępstwa, i dochodzili do wniosku, że jeśli stało się to np. w roku 2011 r., a biskup dowiedział się o występku np. w 2015, to w chwili wejścia nowelizacji art. 240 k.k. nie było już najmniejszego sensu zawracać organom ścigania głowy. Jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że ze wszystkich dostępnych danych wynika, iż zdecydowana większość zgłaszanych przedstawicielom Kościoła seksualnych przestępstw duchownych dotyczy lat 80., 90., a nawet 50. XX w., to w chwili wejścia w życie obowiązku denuncjacji były one przedawnione, a ich niezgłoszenie nie podpada pod art. 240. Sprawy, z którymi miał mieć do czynienia bp. Jeż też nie są sprawami nowymi.
Zagadka pojawia się też w porządku prawnym Kościoła. Nie ma w nim żadnego przepisu, który nakazywałby zawieszenie biskupa postawionego w stan oskarżenia na forum państwowym. Nie ma wątpliwości co do tego, że ewentualny proces sądowy będzie uważnie śledzony i relacjonowany w mediach. Powstaje zatem pytanie czy do czasu wyjaśnienia sprawy biskup nie powinien wycofać się z działalności na forum publicznym. Czy w tej sprawie nie zareaguje w jakiś sposób Watykan? Wydaje się zresztą, że wniesienie przez prokuraturę sprawy do sądu powinno być także podstawą do tego, by Stolica Apostolska sama bliżej przyjrzała się sprawie.
Można było tego precedensu uniknąć. Po nowelizacji przepisów w roku 2017 biskupów namawiano do zgłoszenia prokuraturom starych spraw, o których mieli wiedzę. Wielu to uczyniło i śpią dziś spokojnie.
Skomentuj artykuł