Buty, mucet i kremówka

Buty, mucet i kremówka
Krzysztof Wołodźko

Nie zmieniajmy starych, papieskich butów w... kremówkę.

Entuzjazm części wiernych wobec papieża Franciszka, który nie miał na sobie mucetu gdy po raz pierwszy ukazał się wiernym, ma w sobie coś nazbyt łatwego.

Taka postawa przypomina inną, nie tak odległą, gdy bez żadnego wysiłku można było opowiedzieć się za prostotą i bezpośredniością (pasterzy) Kościoła, odwołując się do wspomnienia Jana Pawła II o kremówkach. Tym łatwym sposobem każdy będzie się mógł uznać za zwolennika ewangelicznego ubóstwa, bo imponuje mu postawa papieża Franciszka. Po czym spokojnie wróci do mieszkania, na plebanię lub w mury klasztornej celi i odda się urokom (hiper)konsumpcji.

Czy to, co piszę jest zbyt mocne? Nie sądzę. Uważam, że w ostatnich latach pontyfikatu Jana Pawła II mieliśmy do czynienia z bardzo niebezpieczną infantylizacją odbioru jego gestów, sposobu bycia. Infantylizacja ta polegała na tym, że poza emocjonalnymi zachwytami nad "kremówkami" niczego więcej właściwie nie było trzeba. Dziś, gdy przyglądam się zachwytom nad papieżem Franciszkiem, chodzącym w starych butach, nad papieżem bez mucetu, widzę bardzo podobny schemat - łatwo oddelegujemy i utożsamimy Papieża z podobnymi gestami, sposobem bycia.

Czy nie jest więc tak, że widzimy tylko papieski palec, gdy Franciszek wskazuje nam Słońce? Czy nie przejdziemy szybko do porządku dziennego choćby nad tą częścią jego duchowego charyzmatu, która wynika na przykład z jezuickiej formacji? Choćby: preferencyjna opcja na rzecz ubogich. Jak w dłuższej perspektywie tego pontyfikatu będzie ona wyglądała w życiu świeckich wiernych, duchownych, zakonników? Ograniczy się do miłych wspominek o starych, czarnych butach Ojca Świętego Franciszka? W skrócie: jakie zmiany w całościowym, systemowym myśleniu Kościoła, także tu w Polsce, przyniesie "opcja na rzecz ubogich" tak bliska przez lata dzisiejszemu Papieżowi? Czas pokaże.

Z mucetem sprawa jest o wiele poważniejsza niż z butami. To w gruncie rzeczy kwestia tego, co należy do duchowego dziedzictwa Kościoła, a co jest historycznym naddatkiem. Czy symbole, elementy ubioru papieskiego to tylko zmienna, dziejowa forma, czy znaki dziedzictwa Kościoła - każdy z nich z dużym znaczeniem, każdy wpisany w porządek Kościoła jako instytucji i duchowej, i doczesnej. Splendor i majestat Kościoła wyraża się bowiem także w formach materialnych, które stały się częścią jego Tradycji. Owszem, można w ogóle ogołocić świątynie z piękna i dostojeństwa materialnych znaków - nikt nie gwarantuje jednak, że staniemy przez to bliżej prawd Kościoła i miłości Boga. Chyba że ktoś uważa protestantyzm bliższy duchowi Ewangelii niż katolicyzm. Decyzja papieża, jak ufam, wynikała z jego rozeznania. Ale obawiałbym się sytuacji, w której każdy kapłan, osoba konsekrowana i wierny przyzna sobie wyłączne prawo do osobistej decyzji, co jest mu potrzebne, a co nie - spośród bogactwa znaków Kościoła.

Dobry Samarytanin na ośle zszedł z niego, by podnieść człowieka pobitego przez szatana. To jest zadanie Kościoła pielgrzymującego na ziemi, wynikające wprost z pierwszego przykazania. Nie ma sensu sztucznie oddzielać tego, co nakłada się na doczesne znaki, choćby i mucet, od tego, co stanowi istotę duchowej praktyki. Jak powiedział papież Franciszek: Kościół nie jest pobożną organizacją charytatywną. Ale Kościół nie ma też spełniać niczyich zachcianek, w tym ludzi, którzy namawiają go do znaków i gestów ubóstwa i wyrzeczenia nie z troski, ale ze względu na złą wolę. Tak, są ludzie, którzy chcą źle dla Kościoła, sięgając przy tym po repertuar arcypobożnych życzeń - ostatnio urządzili sobie w mediach istną paradę.

Bogactwo znaków, w tym liturgii Kościoła jest w swej istocie darem pokoleń wierzących dla Boga: darem ich życia, zmysłu piękna, intelektu, darem kultury, którą łaska uczyniła zbożną. Ubóstwo Kościoła także jest ofiarą dla Boga - w najlepszym razie jest całopaleniem świętych. W przypadku ludzi tak słabych jak autor tego felietonu - próbą samodyscypliny jałmużny, czyli ofiary na rzecz bliźnich nie dla poprawy własnego moralnego samopoczucia, ale ze względu na otrzymane łaski. Nie ma tu żadnej sprzeczności, to rzeczywistości wzajem się dopełniające, którym sprzyja wielość charyzmatów działających w Kościele, w którym jest miejsce i na słup Szymona Słupnika i na Bazylikę św. Piotra.

Łatwo jest krytykować tradycjonalistów, szczególnie gdy wpadają w kasandryczny ton. Trudniej nam jednak spojrzeć z uwagą na siebie. Brak doczesnych znaków Kościoła to jeszcze nie ewangeliczne ubóstwo. Nie zmieńmy też starych, papieskich butów w... kremówkę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Buty, mucet i kremówka
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.