Chcę wiedzieć dlaczego...
Gdy w poniedziałek po południu natrafiłem w internecie na obcojęzyczną wiadomość, że Benedykt XVI odwołał arcybiskupa Trnavy Róberta Bezáka, moją pierwszą reakcją było zadanie na Facebooku pytania, czy ktoś wie, dlaczego.
Uważam, że moja reakcja była czymś najzwyczajniejszym pod słońcem. Chciałem znać powód, dla którego po zaledwie trzyletniej posłudze na emeryturę odchodzi hierarcha o rok młodszy ode mnie, który objął diecezję w trudnych i skomplikowanych okolicznościach.
Minęła doba. Na głównych stronach wielkich portali - już po polsku - krzyczą linki i tytuły: "Katolicy na Słowacji oburzeni decyzją Benedykta XVI", "Burza po kontrowersyjnej decyzji Benedykta XVI", "Słowacja: wierni bronią odwołanego arcybiskupa". A ja nadal nie wiem, jaka jest motywacja tak zaskakującej i pod wieloma względami niezwykłej decyzji personalnej w moim Kościele. I jest mi z tym źle.
Można oczywiście mój dyskomfort skomentować tak, jak to zrobił jeden ze znajomych, który tonem nagany rzucił: "Co cię to obchodzi? To nawet nie w Polsce". Albo tak, jak spuentował mnie młody kandydat na duchownego: "Dziwię się księdzu, że w ogóle zadaje takie pytania. Trzeba przecież mieć zaufanie do przełożonych w Kościele". Lecz to nie rozwiązuje problemu.
Problemem nie jest tylko moja nadmierna ciekawość, wynikająca z uprawiania zawodu dziennikarza. Problemem jest brak informacji, który zawsze pociąga za sobą konsekwencje. Prawie zawsze - negatywne i niepożądane.
Efekt braku choćby najmniejszej informacji o przyczynach ważnej decyzji to seria domysłów i insynuacji:
"Słowackie media sugerują, że powodem odwołania popularnego hierarchy był jego konflikt z poprzednim arcybiskupem Janem Sokolem, który - jak wynika z dokumentów słowackiego Instytutu Pamięci Narodowej (UPN) - był współpracownikiem czechosłowackich komunistycznych służb bezpieczeństwa (StB). Sokol zaprzeczył jednak podejrzeniom, że donosił na innych księży. Nie ukrywał natomiast sympatii do Josefa Tiso - prezydenta faszystowskiego państwa słowackiego z czasów II wojny światowej.
Bezák świadczył również przeciw Sokolowi w jego sporze z tygodnikiem "Tyżden", który zarzucił mu niegospodarność i sprzeniewierzenie pół miliarda koron pochodzących z wpływów archidiecezji, przesłanych na konto byłego agenta służb bezpieczeństwa.
Słowacki dziennik "Sme" uważa natomiast, że Watykanowi nie podobała się działalność duszpasterska Bezáka, który "wyświęcał na księży osoby niechętnie aprobowane przez papieża"... - czytamy w medialnych doniesieniach. Już wczoraj pojawiły się też sugestie, że arcybiskup po prostu źle zarządzał diecezją, miał braki w kasie itp.
Wiele razy w życiu tłumaczyłem rozmaitym ludziom w Kościele, że w sytuacjach trudnych, wymagających bolesnych, budzących kontrowersje decyzji, potrzebna jest jak najpełniejsza prawdziwa informacja. Bo jeśli jej brak, media będą musiały uzupełnić pustkę. Zwłaszcza w dziedzinie motywacji i uzasadnień. Gdzie zabraknie faktów, pojawiają się natychmiast wydumane opowieści, naciągane skojarzenia, nadinterpretacje i bezpodstawne interpretacje. Tak to funkcjonuje i nic na to nie poradzimy. Jedynym sposobem, aby tego wszystkiego uniknąć, jest szczodre gospodarowanie prawdą.
W opublikowanym we wtorek wywiadzie kard. Kazimierza Nycza dla KAI znalazło się sformułowanie: "U podstaw nowej ewangelizacji musi być praca nad zmianą myślenia". Ta zmiana musi uwzględniać fakt, że zmienili się pod wieloma względami ci, którzy przez chrzest zostali włączeni do Kościoła. Zmieniły się uwarunkowania, zmieniły się ich oczekiwania, zmieniło się również ich poczucie bycia w Kościele, w tym również pewnych praw, na przykład prawa do informacji o tym, czym ich wspólnota żyje, co się w niej dzieje.
Skomentuj artykuł