Chcemy żyć i dawać życie tym, których kochamy
Ostatni rok był trudny. Niepewność pracy, zdalne nauczanie, choroby, ograniczenia, dezorientacja na każdym kroku. Stąpanie po kruchym lodzie. Tak bardzo chciałabym sprzęt do zdalnego nauczania schować na zawsze albo zakopać w ogródku!
Ostatnie dni wakacji przed nami. Mój syn na razie o szkole słuchać nie chce, ale tęsknota za niektórymi kolegami rośnie każdego dnia. Proporcjonalnie do moich oczekiwań odnośnie zbliżającego się czasu…
Na początku wakacji przeczytałam tekst Marty Łysek, który kiełkował we mnie całe wakacje. Dołożyła się do tego też rozmowa o moim podejściu do dawania wolności dzieciom i tym sposobem mój ośmioletni syn spędził tegoroczne wakacje tak, jak chciał.
Ganiając po placu zabaw z najlepszym kumplem, skacząc godzinami na trampolinie i czytając masę książek z biblioteki (po które zaczął chodzić samodzielnie). Zrodziły się z tego nowe pasje i pomysły. Teraz czeka nas jeszcze wizyta u ulubionej cioci i wakacje można uznać za udane.
No dobra… Czy jednak był to czas regeneracji dla nas wszystkich? Czy po trudnym, pandemicznym roku wakacje stały się tym, o czym pisała redaktor Łysek? Czy na końcówce wakacji mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że ten czas był dobry, ożywczy, że udało mi się odetchnąć pełną piersią? Jeśli tak, może warto za to dziękować Bogu i ludziom? Jeśli nie, co można zrobić by to zmienić? Czy jest coś, na co mam realny wpływ i co może się wydarzyć ostatnim rzutem na końcówce lata?
Myśląc o tym co mija, nie sposób nie patrzeć w przód. Ostatni rok był trudny. Niepewność pracy, zdalne nauczanie, choroby, ograniczenia, dezorientacja na każdym kroku. Stąpanie po kruchym lodzie. Tak bardzo chciałabym sprzęt do zdalnego nauczania schować na zawsze albo zakopać w ogródku! Tak bardzo chciałabym nie przeżywać izolacji, kwarantanny, społecznego dystansu.
Chciałabym wielu relacji z uśmiechem bez maseczki. Chciałabym dla siebie i dzieci tyle słońca w sercu, ile było w te wakacje promieni z nieba. Chciałabym…
Na co jednak mam wpływ? Co jeśli wiele z tego, o czym marzę się nie spełni? Czego nauczyły mnie poprzednie miesiące? Czy mam siłę wziąć na siebie to, co nam czas przyniesie?
Szczerze? Ja tej siły nie mam. Nie dlatego, że wakacje nie dały mi oczekiwanej regeneracji. Trochę dały. Jednak życie mocno weryfikowało moje oczekiwania w ostatnim czasie i to, co było trudne dla mojej rodziny, zwyczajnie takie było i nie jestem w stanie tego zmienić. Mam dziś jednak wybór…
Mogę skupić się na tym, że było źle i będzie źle, no może być tylko jeszcze gorzej. Mogę też szukać dobra i wsparcia, rozwiązań na tu i teraz. Mogę wiele.
Rozmawiając z innymi rodzicami, widzę ile w nas niepewności po ostatnim roku szkolnym. Ile obaw, trosk i zmartwień. Choć często mamy skrajnie inne podejście do epidemii, szczepień itd., to w jednym jesteśmy zgodni – chcemy dla naszych dzieci jak najwięcej normalności. Normalnej szkoły, fajnych relacji na żywo, wycieczek klasowych i chodzenia na szkolne dyskoteki. Chcemy żyć i dawać życie tym, których kochamy.
Co możemy zrobić by tak było? Czy jesteśmy w stanie dać naszym dzieciom coś, czego sami tak bardzo potrzebujemy? Może warto zacząć od rozmowy, choćby przy stole? O tym co nas czeka, czego się boimy, jakie są nasze oczekiwania.
Podobno wypowiedziany ból dzieli się na dwa. Wypowiedziana radość razy dwa się mnoży. Razem jest łatwiej, więc może od tego zacznijmy powrót do szkół - byśmy byli dla siebie silnym ramieniem, wsparciem, pomocą. Jak jedna super drużyna…
Skomentuj artykuł