Chrześcijaństwa nie nauczymy się z internetu
Ostrzeżenie na kubku z herbatą, że można się poparzyć to przykład klasyczny. Na domiar złego nawet takie instrukcje rzadko się czyta. Ze zrozumieniem. Obywatel traktowany jak głuptas z czasem się przyzwyczaja i powoli zatracamy twórczą radość życia i chęć ryzyka. A bez ryzyka nie ma miłości.
Ostatni tydzień w drodze był. W Medyni domek starszej pani niebawem będzie gotowy, a potem przyjdzie trud namówienia jej do przenosin w lepsze warunki. Już mi ogłosiła, że za żadne skarby, chociaż ten przez nas szykowany jest 3 m od jej zawalającej się chatynki. Oj, będzie się działo! Jaki jest święty od perswazji-nie wiem, ale znajdę.
Warszawa ledwo dyszy. Ludzi mnóstwo, pracownicy w części urlopują, a w części chorują. Renia rozkłada kilka tysięcy tabletek jako dodatek do zajęć codziennych. Lato zawsze jest dla nas koszmarem, bo wyjazdy i urlopy, które się przecież ludziom należą, a że personelu na styk, to na ów personel, co właśnie jest w pracy obecny i członków Wspólnoty pada dodatkowy przydział roboty. Zamknąć domów się przecież nie da, ludzie muszą być zaopiekowani. Ufff… niebawem koniec wakacji. Dla nas nie ma 8 godzin i do domu. Na dodatek kazano nam zmienić NIP, więc Marzenka oszalała od zmieniania setek umów na wszystko.
W czasie moich wędrówek Artur, który został pod opieką młodzieży obłowił się niemało. Mili goście zjeżdżali z “lezentami". Co mu zresztą nie przeszkadzało wyciągać chciwych łapek do mnie, kiedy wróciłam. Usiłowałam wytłumaczyć, że przecież dostał i więcej się nie należy. Dostał od obcych, a nie od Gosi i patrzył na mnie z wyrzutem, że go w balona robię. Tak to filozofia “się należy" dociera do najmniejszych, choć jemu należy się rzeczywiście, jednak bez przesady. Miłościwie nam panujący dotychczas nie podnieśli mu renciny, więc... synku, po paluszku wydzielamy rozkosze życia. Ale synek biedny nie jest, nie martwcie się. Co najwyżej nieco rozpuszczony.
Wracałam z Warszawy z Wową jako kierowcą. Głodni byliśmy, bo późne popołudnie, od rana o suchym pysku. W przydrożnej knajpce panienka podaje mi herbatę w czajniczku i uprzejmie informuje, że trzeba poczekać, aż się zaparzy. Najpierw pomyślałam, że wyglądać muszę bardzo staro i nieco dziwacznie, skoro mi udziela takich lekcji. Później pozbierałam fakty z życia i wynika mi z tego/chyba nie tylko mnie/, że żyjemy w świecie powszechnej troski o obywatela, już od kołyski.
Albo inaczej- w świecie nieumiejętności i nieznajomości najprostszych zasad i reguł. Ostrzeżenie na kubku z herbatą, że można się poparzyć to przykład klasyczny. Na domiar złego nawet takie instrukcje rzadko się czyta. Ze zrozumieniem. Obywatel traktowany jak głuptas z czasem się przyzwyczaja i powoli zatracamy twórczą radość życia i chęć ryzyka. A bez ryzyka nie ma miłości. Oczywiście nie chodzi tu o jazdę pod prąd autostradą.
Skutkiem jest bezmyślność, niezdolność do przewidywania skutków swoich działań, nieumiejętność radzenia sobie z trudnościami, egoizm i lęk przed relacjami lub płycizna bez zaangażowania. Żyjący w świecie wirtualnym młodzi ludzie niedługo nie będą potrafili zawiązać sznurowadła. Brawo Francja - zakazała używania smartfonów w placówkach oświatowych.
W Domu dla Matek panie gotują obiad. Co chwila podbiegają do Kasi z zapytaniem: “posolić? zgasić już gaz? jak przyprawić?" itd. To dorosłe kobiety, których nikt nigdy nie nauczył ugotowania zupy. Margines? Nie, raczej normalka. To dlatego gotowanie, pranie, sprzątanie w naszych domach wielu mieszkańcom kojarzy się z… niewolniczą pracą. Czy tylko w naszych domach? Trend jest jednak w polityce taki, że łatwiej dać pieniądze niż nauczyć żyć. Nie tylko w Polsce, ale generalnie w bogatych krajach. To drugie wymaga czasu, wysiłku, zaangażowania. To pierwsze - rzucenie grosika- daje poczucie, że sprawa załatwiona.
W ilu rodzinach jest podobnie? Samotne dzieci, które mają wszystko? Nikt niczego do nich nie wymaga, tylko żeby nie przeszkadzały w życiu dorosłych. Podobnie z ubogimi. Niech mają grosik, tylko niech nam nie psują miłej konsumpcji. Masz grosik i spadaj.
Dlatego z uporem, pod prąd, chcemy, żeby ludzie, którzy u nas mieszkają traktowali te miejsca jak dom, za który są współodpowiedzialni. To kwestia godności i wartości człowieka- odpowiedzialność za siebie i innych.
Chrześcijaństwa nie nauczymy się z internetu. Miłości takoż. Chrystus mówi: “Ja jestem drogą, prawdą i życiem". Czyli ruszyć trzeba cztery litery ze sławnej już kanapy /Papież Franciszek/, szukać Prawdy, czyli wykonać pracę poznawczą i wcielić ją w życie, to konkretne-tu i teraz. Owa praca poznawcza to poznanie nauki Chrystusa i własnego Kościoła, poznanie współczesnego świata z jego pięknem i bolączkami i próba zrozumienia go w świetle Ewangelii, a nie powtarzanie sloganów czy z pozoru uwodzicielskich i modnych trendów, nawet jeżeli mają w tytule “uduchowione". I niestety fejs ani twitter nie wystarczą. Trzeba zaprząc własny rozum i własnego ducha. Modlić się, czytać, słuchać i myśleć.
A tak by wyglądało dzisiaj rozmnożenie chleba?
Stąd zabawne, jeśli nie smutne dywagacje, rozpalające katolickie głowy, na temat kolorów na ornatach czy wysokości przyklękania są ucieczką od tematu głównego- własnej pracy nad sobą w świetle Ewangelii i konkretnych uczynków miłości. A te zaczynają się od ugotowania dobrej zupy, umycia toalety czy rozmowy z up….wą staruszką, lub własnym dzieckiem. A kończyć się mogą szaleństwem oddania życia Chrystusowi.
Nad-obowiązkowo
* * *
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł