Co ma papież do fryzjerów?

Co ma papież do fryzjerów?
ks. Artur Stopka

Czy aktualny biskup Rzymu nie lubi księży, a może w ogóle katolickich duchownych? Licząc krytyczne uwagi pod ich adresem, które zdążył wygłosić w ciągu zaledwie stu dni pontyfikatu (19 czerwca mijają dopiero trzy miesiące od jego oficjalnej inauguracji), można odnieść wrażenie, że "ma na nich z górki".

A to wytknie im karierowiczostwo (i to kilkukrotnie). A to zasugeruje, że bywają zbójami w Kościele. A to nazwie ich kontrolerami i zarzuci, że stawiają jakieś komory celne oraz ustanawiają ósmy sakrament. A to porówna do fryzjerów...

Tylko patrzeć, jak przynajmniej niektóre media zaczną ogłaszać (niejednokrotnie kompletnie nie rozumiejąc, co to naprawdę znaczy), iż aktualny Następca św. Piotra jest walczącym antyklerykałem.

DEON.PL POLECA

Nie jest. Nie jest też, z cała pewnością, klerykałem. Bo streszczając jego tak mnogie wypowiedzi adresowane do biskupów i księży, można ująć je w jedno przypomnienie, będące równocześnie nakazem: "Macie być pasterzami".

Sprawa kapłańskiej tożsamości zapewne w Kościele na całym świecie ma dziś (zawsze miała i zawsze mieć będzie) wielkie znaczenie. Myślę jednak, że w Polsce aktualnie jest to problem ogromnej, by nie powiedzieć, priorytetowej wagi.

Nieuzbrojonym okiem widać, że radykalne przemiany dokonujące się we wszystkich dziedzinach życia w naszym kraju, wpływają zdecydowanie na miejsce, status, pozycję i rolę katolickiego duchownego w społeczeństwie. Bardzo mocno zmieniają się oczekiwania do biskupów i księży kierowane. Tempo zmian jest tak szybkie, iż kuriozalny - wydawałby się mogło - pomysł, realizowany właśnie w Niemczech pod hasłem "Kaznodzieja do wynajęcia", już za kilka lat może znaleźć propagatorów w Polsce. Być może zajmie się tym któraś z istniejących już w kraju agencji wynajmujących mówców na rozmaite imprezy?

Problem bycia pasterzem nie dotyczy tylko takich dylematów, jak ten, dyskutowany niedawno w pewnym nieformalnym gronie duchownych: "Iść przed stadem, jako przewodnik, ale przez to tracąc wiele owieczek z oczu i ze stada?" lub "Podążać za stadem, niebezpiecznie balansując na granicy funkcji poganiacza?".

Problem pasterza zaczyna się o wiele wcześniej. Jako kleryk spotkałem pewnego bacę. Żartem zaproponowałem mu, że skoro przygotowuję się do bycia duszpasterzem, może zatrudniłby mnie w ramach praktyk, jako pasterza swoich owiec. "To nie jest tak hyc. Nie każdy się na pasterza, nawet na juhasa, nadaje" - powiedział absolutnie poważnie baca i zaproponował mi łyczek wzmocnionej herbaty.

Dwuznaczność odpowiedzi bacy tak mną wstrząsnęła, że nie tylko zapamiętałem ją na całe życie, ale raz po raz jest ona przedmiotem mojego namysłu i rozważań w rozmaitych kontekstach. Wraca ona do mnie nie tylko wtedy, gdy słyszę o kapłańskich kryzysach albo wysłuchuję opowieści o księżach, którzy w taki czy inny sposób stali się powodem zgorszenia czy to dla zaangażowanych członków Kościoła, czy to ludzi pozostających na jego obrzeżach lub sytuujących się poza nim. Wieloznaczna odpowiedź bacy brzmi mi w uszach także wtedy, gdy czytam dane dotyczące powołań kapłańskich albo gdy stykam się z klerykami.

Moją uwagę zwróciła deklaracja kard. Jorge Bergoglio, zamieszczona w książce "W niebie i na ziemi". W rozdziale "O uczniach", przy omawiania tematu kształcenia "tych, którzy postanawiają obrać drogę posługi duchowej", powiedział: "My przyjmujemy do seminarium mniej więcej czterdzieści procent tych, którzy się zgłaszają". "A jak te proporcje wyglądają w polskich seminariach duchownych?" - pomyślałem natychmiast.

Niedawno ze zdziwieniem dowiedziałem się, że ścięty przez hitlerowców za działalność charytatywną młodziutki ks. Jan Macha, którego proces beatyfikacyjny jest w przygotowaniu, za pierwszym podejściem nie został przyjęty do Śląskiego Seminarium Duchownego. Przekroczył jego progi dopiero w drugiej próbie. To daje do myślenia. Być może, gdyby już na tak wczesnym etapie uważniej przyglądano się kandydatom na duchownych w Kościele, nie musiałby sam biskup Rzymu przypominać, że mają być pasterzami, a nie fryzjerami. Nawet nie w aspekcie strzyżenia (jak papieską wypowiedź zinterpretowało płasko wielu redaktorów w mediach), ale w aspekcie dopieszczania koafiur pojedynczych owiec pozostałych w zagrodzie, zamiast poszukiwania dziewięćdziesięciu dziewięciu zaginionych na manowcach życia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co ma papież do fryzjerów?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.