Coś, czego nie może zniszczyć nawet wojna. O życiu ludzi w Iraku
Okazuje się, że wojna nie zniszczyła tego, co jest wpisane w dusze ludzi Wschodu. Doświadczeni jej dramatem, utratą całego dobytku i dotknięci skrajną biedą, z bagażem traumatycznych doświadczeń zachowali skarb w swoich sercach.
Sytuacja humanitarna w Iraku jest trudna. Z powodu ogłoszonego 29 kwietnia 2014 r. kalifatu i przejęcia władzy w Iraku przez Państwo Islamskie oraz późniejszych działań związanych z tłumieniem ISIS przez rząd iracki i jego sprzymierzone wojska swoje domy musiało opuścić ponad 3 miliony ludzi. Powstanie ISIS przeciwko władzy irackiej było jednym z najbardziej okrutnych na świecie. Chrześcijanie, jezydzi, ale również muzułmanie byli poddawani masowym mordom, torturom, gwałtom.
Okrucieństwo i przemoc stały się przyczyną diaspory wielu mieszkańców Iraku oraz wewnętrznej ucieczki z miast, gdzie dotąd mieszkali i żyli. Przykładowo w 2003 r. w Mosulu, będącym drugim co do wielkości miastem Iraku, mieszkało 100 tysięcy chrześcijan. W chwili ogłoszenia kalifatu było ich tam 30-35 tysięcy. Potem już nie pozostał nikt. Irak był świadkiem ucieczki człowieka przed drugim człowiekiem. Uciekające rodziny znalazły schronienie w wioskach i miastach oraz specjalnie przygotowanych namiotach w obozach dla uchodźców. Dzisiaj dziesiątki tysięcy ludzi żyje w takich miejscach w ubogich warunkach.
Doświadczeni dramatem wojny, utratą całego dobytku i dotknięci często skrajną biedą, z bagażem traumatycznych doświadczeń ludzie ci zachowali skarb w swoich sercach - gościnność i otwartość na innych ludzi. Okazuje się, że wojna nie zniszczyła tego, co jest wpisane w dusze ludzi Wschodu. Kiedy przechodziłem uliczkami w obozach Dawoodia czy Kabartu, wielu z obozowiczów zatrzymywało mnie, zapraszając do swoich namiotów, aby zjeść z nimi obiad czy chociaż napić się herbaty. W międzyczasie byłem otaczany przez zaniedbane, niedomyte, ale uśmiechnięte dzieci. Wizyta gościa w takim miejscu to święto, ponieważ kiedy człowiek nie ma nic, wie, że to nie rzeczy, ale drugi człowiek jest najważniejszy.
Kiedy wstępujesz do namiotu, w którym często mieszka kilka rodzin, zaraz szybko spraszani są sąsiedzi, tak aby spędzić ten czas wspólnie, przy posiłku, przy rozmowie. Jest to pewna celebracja bycia razem. To, co urzekło mnie w obozach dla uchodźców, to nie tylko wrażliwość i gościnność, ale również brak pytań typu: "Dlaczego właśnie nam to się przydarzyło?". Zamiast tego wielu ukazuje zaskakującą pokorę i serdeczność wobec innych. To zastanawiający obraz.
Życie w obozie dla uchodźców gdzieś na północy Iraku i życie w wielkim mieście gdzieś w Europie. Mieć mało i gościć, pomagać, pielęgnować serce w zestawieniu z mieć wiele i się zamknąć, odseparować w uchwyceniu wygody niezależności. Dobrobyt nie musi, ale często uderza w nasz wzrok, serce, tak że jakby mniej widzimy drugiego człowieka i to, co jest istotą życia. Viktor Frankl w książce "Człowiek w poszukiwaniu sensu" napisał zdanie, które oddaje to, co chciałbym wyrazić: "Można człowiekowi odebrać wszystko z wyjątkiem jednej rzeczy: ostatniej z ludzkich swobód - swobody wyboru postawy w danych okolicznościach, sposobu postępowania. Sposób, w jaki człowiek przyjmuje swój los i łączące się z nim cierpienie, sposób, w jaki podejmuje swój krzyż, daje mu okazję - nawet w najtrudniejszych okolicznościach - pogłębienia znaczenia, jakie ma jego życie".
Irak zamieszkuje obecnie 36 mln ludzi, z czego 10 mln wymaga natychmiastowej pomocy humanitarnej. Połowa z nich to dzieci. Potrzeby humanitarne w Iraku są olbrzymie. W całym kraju ponad 6 mln ludzi potrzebuje wody, a także pomocy sanitarnej i higienicznej. Wiele rodzin znajduje się w niepewnej sytuacji żywnościowej. Bieda jest zjawiskiem powszechnym.
Najbardziej dotkniętymi ofiarami sytuacji w Iraku są dzieci. Cierpią często z powodu niewystarczającej opieki zdrowotnej i edukacji oraz zagrożone są niedożywieniem. Zmuszone do przyspieszonego dojrzewania. Kilkunastoletnia Ameena powiedziała, że najlepszą rzeczą dla jej rodziny byłoby opuszczenie kraju. Na pytanie, dlaczego tak uważa, odpowiedziała: "Z powodu ludobójstwa". Kiedy powiedziano jej, że przecież ludobójstwo już się skończyło i jest bezpiecznie, dodała: "Tak, ale będzie więcej ludobójstw". Kilkunastoletnia dziewczynka, która głęboko w środku ma wspomnienia okrutnych wydarzeń. Nie odpowiada na pytania, jak nastoletnia dziewczynka, ale jak osoba dorosła doświadczona traumą historii, która nie powinna się nigdy wydarzyć. Dla dzieci w Iraku oderwaniem od dramatu przeszłości czy życia w niedostatku jest miłość rodziców, zabawa z rówieśnikami.
Abdulla mieszkał kiedyś w Mosulu, gdzie jego tata został zamordowany przez ISIS. Jemu razem z mamą, braćmi i siostrami udało się uciec. Dzisiaj mieszkają w ubogich warunkach w Irbilu. Chłopiec ma 17 lat, a wygląda na co najmniej 25. Ma wrażliwy wyraz twarzy i głębokie, piękne oczy. Abdulla stara się pracować jako pucybut, ale w ten sposób zarabia niewielkie pieniądze. Czasami prosi o pieniądze napotkanych ludzi, nieraz siedzących w restauracji. Kiedyś poprosił mnie o pieniądze, aby mógł kupić coś do zjedzenia. Nie mam zwyczaju w takich ulicznych spotkaniach dawać pieniędzy. Zaprosiłem go więc do restauracji, w której często, jako osoba uboga i żebrząca, był przeganiany przez kelnerów. Teraz, kelner, który nas obsługiwał, był mocno zdziwiony, ale Abdulla w tym momencie był gościem restauracji; nie żebrakiem do przegonienia, ale klientem do obsłużenia. Kiedy posiłek był gotowy, Abdulla wziął go na wynos, aby podzielić się z rodziną. Dzielenie się jest tak często głęboko wpisane w tych ludzi. Mają doświadczenie biedy i głodu, ale przy tym wrażliwość na niesienie sobie wzajemnej pomocy. Na koniec mogliśmy się wzajemnie przytulić. Chciałem, aby Abdulla wiedział, że jego tożsamością nie jest bycie żebrakiem przeganianym przez innych, ale że jest pięknym, kochanym, nastoletnim chłopcem.
Wiele dzieci żyjących w obozach, kiedy tylko słońce zbliża się ku zachodowi i robi się odrobinę chłodniej, wybiega na zakurzone, pozaobozowe wyschnięte tereny, aby na umownych boiskach biegać za piłką. Za nimi ciągną się kłęby kurzu. Wiele z nich bez butów czy z butami bez podeszw, z podniszczonymi, brudnymi koszulkami Messiego czy Ronaldo. Obozowe szczęście i radość nie mają nic wspólnego z komórkami, konsolami i komputerami. W obozowym szczęściu chodzi o to, aby być blisko. Wszelkie gadżety i technikalia pędzącego do przodu świata mają tendencję skupiania nas na rzeczach, a nie na osobach. To odseparowuje człowieka od człowieka, a człowiek nie został stworzony, aby być ODdalony od człowieka ale DOstępny dla drugiego człowieka.
Kiedy odwiedziłem rodzinę Kabala, która żyje w warunkach, w jakich nie powinni żyć ludzie, w pewnym momencie zapytałem, w jaki sposób mogę pomóc ich dzieciom. Kabal z żoną odpowiedzieli, że dzieci potrzebują ubrań na nadchodzącą zimę w Iraku. Kiedy zapytałem, czego oni jako rodzice potrzebują, odpowiedzieli, delikatnie pochylając głowę: "Potrzebujemy środków do życia". Jednocześnie trochę później zapytali, czy nie chciałbym coś z nimi zejść. Taki jest obraz uchodźców, który widzę i poznaję - ludzie, którzy swoim ubóstwem chcą cię ubogacić.
Ci ludzie, którzy mają mało albo nic, którzy musieli uciekać przed wojną, przed ISIS, uczą, że każdy z nas, ludzi Zachodu, powinien również stać się uchodźcą; powinniśmy również uchodzić. Uchodzić przed złym pojmowaniem dobrobytu. Uchodzić przed samolubstwem, przed egoizmem; przed zamknięciem oczu, przed zamknięciem serca na to, aby zobaczyć ludzką potrzebę. Uchodzić przed pochopnym, krzywdzącym sądem.
(fot. Radosław Siewniak)
(fot. Radosław Siewniak)
(fot. Radosław Siewniak)
Radosław Siewniak - chrześcijanin, protestant, założyciel i prezes Stowarzyszenia Do Źródła. Ewangelista i nauczyciel Słowa Bożego. Publicysta, autor książki "Prawda głodna odwagi". Głosił w wielu miejscach w Polsce oraz za granicą (Stany Zjednoczone, Austria, Czechy, Norwegia). Z zawodu fizjoterapeuta. W wolnym czasie lubi podróże i dobrą książkę
Skomentuj artykuł