Cztery rzeczy, które katolik ma do zrobienia w czasie powodzi

Fot. Josh Rocklage / Unsplash

Trwa powódź. I w tym kryzysowym czasie widać naszą hojność, troskę i dobro, a cierpienie uruchamia nas ku działaniu na rzecz bliźniego bez zbędnego ociągania. Są jednak pewne mniej oczywiste obszary, którymi dobrze, abyśmy akurat my, chrześcijanie, właśnie w tym czasie się zaopiekowali.

Mieszkam we Wrocławiu. Podobnie jak cała Polska przez ostatnie dni śledzę z bólem serca sytuację powodziową w naszym kraju. Nie zliczę telefonów i wiadomości od przyjaciół i znajomych z całego świata (!) z pytaniem, czy można jakoś pomóc. Kiedy od rana słucham jeżdżących na sygnale pojazdów służb ratunkowych w moim mieście, mam trzy myśli. 

My, Polacy, nieważne czy wierzący, czy nie, naprawdę potrafimy w solidarność. Słowa bodajże Ronalda Reagana: "Nie można pomóc każdemu, ale każdy może pomóc komuś" - co krok widać w wysiłku tysięcy osób i milionie większych i mniejszych gestów, które, nomen omen, zalewają nasz kraj. W tej sytuacji wydaje się, że naprawdę nie ma potrzeby pisać o potrzebie otwarcia serc (i kieszeni), i wsparcia najbardziej potrzebujących czasem, dobrym słowem, wolontariackim wysiłkiem, ofiarami. To się dzieje! Hojność, troska i dobro to obszary, które są w większości z nas ugruntowane, a cierpienie uruchamia nas ku działaniu na rzecz bliźniego bez zbędnego ociągania. Są jednak pewne mniej oczywiste obszary, którymi dobrze, abyśmy akurat my, chrześcijanie, właśnie w tym czasie się zaopiekowali.

Bądźmy dowodem, że modlitwa przynosi pokój serca

Czerwone paski, wykrzykniki, clicbaitowe tytuły z "awarią", "dramatem" i "szokującym zachowaniem", zdjęcia i filmiki pełne łez, bezradności i bólu - to naturalnie wzbudza lęk i strach. Nie tylko w tych, co mieszkają na zagrożonych terenach. Nie tylko w dorosłych, lecz także w dzieciach. To ogromna szansa, by pokazać światu, jak wiara pomaga nam zachować pokój serca i dystans wobec tego, czego zmienić po ludzku nie jesteśmy w stanie. Modlitwa pozwala nie tylko uciszyć myśli i przekierować uwagę na Kogoś, kto niesie ukojenie. Jego Słowo przychodzi z Mądrością, otuchą i wsparciem, które ma moc wypełnić sensem każde ludzkie doświadczenie. Pozostaje tylko pytanie, czy dzień zaczniemy od zawierzenia Bogu czy portalom informacyjnym...

Dbajmy o prawdziwy obraz Pana Boga

Jest to też wezwanie dla nas wszystkich, wierzących, by przyjrzeć się, jaki obraz Pana Boga w sobie nosimy i jakim Go przedstawiamy innym. Czy Pan Bóg to mroczny, obrażony mściciel, który biblijnym potopem karze odwracających się od niego ludzi? Czy może kolejny Avenger, który niezawodnie przybędzie i sprawi, że nasz dom (chociaż wybudowany na terenie zalewowym) nie zostanie podtopiony? Ani jeden, ani drugi nie jest prawdziwy, ale są zaskakująco żywi w naszej, chrześcijańskiej narracji. Być może więc czas klęski żywiołowej to szczególna szansa, by zmierzyć się z tym, w Kogo wierzymy, zainspirować innych do tego wysiłku duchowego albo w pewnych wypadkach - wezwanie, by postawić tamę fałszowi.

Mówmy głośno, że każde kłamstwo jest złe

Wytrwałe dążenie do prawdy i osobiste nawracanie się w tym aspekcie to kolejny obszar, o który my, wierzący, powinniśmy się teraz szczególnie troszczyć. I to jest praca organiczna - bo nie tylko wymagająca powstrzymania się przez nas samych od przekazywania niesprawdzonych informacji, napędzania paniki i wyolbrzymiania problemów, których doświadczamy. To także konieczność domagania się rzetelnych informacji od dziennikarzy, polityków i operowania faktami w rzeczywistości zalanej opiniami mającymi na celu zbicie kapitału uwagi. Nie dalej jak w poniedziałek, gdy fala przechodziła przez Nysę, zadzwonił do mnie 70-letni wujek i spanikowanym głosem pytał, czy już nas helikopter ewakuował. Skąd mu się to wzięło? Otóż całymi dniami przerzuca na pilocie kanały telewizyjne i pogubił się w medialnym przekazie. Spokojne odwoływanie się do faktów, rzetelne operowanie nazwami, przekazywanie wyłącznie sprawdzonych u źródła wiadomości - jak dla mnie to jest realizacja ósmego przykazania z dekalogu.

Pokazujmy, że miłość bliźniego ma wiele odcieni

Przy czym o ile prawda oznacza, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu, to my, wierzący, musimy dziś szczególnie pamiętać, że wypełnieniem dekalogu jest przykazanie miłości, a czerpanie jej od Jezusa oznacza, że nasze serca mają nieść światu przesłanie nadziei i miłosierdzia. Wpatrywanie się w tych dniach w Jego postać, to nie tylko przyjmowanie cierpienia i towarzyszenie mu (jak w drodze krzyżowej), lecz także obserwowanie Jego wielkoduszności. Tego, jak On wybaczał głupotę, egoizm, grzechy. Tego, jak troszczył się o każdego. Tego, jaki był empatyczny.

W tych dniach myślę, że nie przypadkiem w Ewangelii tak wiele jest obrazów łodzi, wód i szalejących burz. Wiara to tratwa, która pomaga człowiekowi utrzymać się na powierzchni życiowych zawieruch. Sęk w tym, czy potrafimy przyciągnąć do niej potrzebujących i pokazać, jak wielkim oparciem może być ten ciągle przeciekający ponton Kościoła.

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Cztery rzeczy, które katolik ma do zrobienia w czasie powodzi
Komentarze (1)
JW
~Jonasz Warszawski
18 września 2024, 17:39
Tylko cztery?