Czy katolik musi mieć dużo dzieci?

(fot. lorenkerns / flickr.com / CC BY)

"Kiedy budzę się rano, to nie muszę się zastanawiać nad tym, jaki sens ma moje życie, ponieważ przeważnie zanim otworzę oczy, przynajmniej jedno dziecko mi o tym przypomina - mówi Joszko Broda, ojciec ośmiorga dzieci". To fragment artykułu na portalu DEON.pl, a pod nim komentarz ~Ani: "Czy jeśli jestem katoliczką, to muszę chcieć mieć dużo dzieci? Czy jest coś złego, gdy katolik chce mieć jedno dziecko?"

Rzecz niewątpliwie warta rozpatrzenia. Sam wychowałem się wraz z czterema siostrami. Wokół nas było wiele rodzin, gdzie dzieci było 8-10, a rekord to chyba pobiła rodzina Debory (małżonka Brody), bo, o ile pamiętam, ich było szesnaścioro. Wiele z tych rodzin było z neokatechumenatu, ale nie wszystkie. Więc raczej na tym tle określiłbym się jako dziecko z rodziny średniodzietnej.

Wróćmy do pytania. Jedno dziecko to okrucieństwo - jeśli rodzice świadomie kończą na jednym. Moi koledzy, jedynaki uczyli się o życiu około 30-tki tego, czego ja się uczyłem w wieku 3 lat. Dwa to nie tylko zmiana ilości, lecz jakości (dziecko bez słów dowiaduje się, że nie jestem pępkiem świata), ale jednak dopiero trzy to rodzeństwo. A przecież chcemy, aby nasze dziecko było szczęśliwe, a jak być szczęśliwym bez rodzeństwa?

Nie tak dawno w "Rzeczpospolitej" można było przeczytać wypowiedzi kilku kobiet w średnim wieku o tym, dlaczego zdecydowały się tylko na jedno lub dwoje dzieci. Mówią o tym, jak trudno, a właściwie niemożliwe jest łączenie pracy, kariery naukowej z rodzeniem i wychowywaniem dzieci. Były też inne argumenty np. finansowe: że trzeba dziecku zapewnić normalne życie, naukę na poziomie, itd. Wszystkie argumenty rozsądne i do obronienia. Bo rzeczywiście to jest wybór: dzieci, albo inne rzeczy. Życie jest wyborem. Nie ma tu jednak żadnego przymusu. Bóg nam daje życie, a my sami robimy z nim to, co uważamy za najważniejsze.

DEON.PL POLECA

Nie zawsze tak było. Kilkanaście lat temu, gdy byłem na zdjęciach w Montrealu, starszy i bardzo pobożny pan opowiadał mi, że jeszcze w latach 50-tych w Quebecu ksiądz na kolędzie upominał małżonków, jeśli drugi rok z rzędu nie rodziło się u nich dziecko. Była to taka taktyka wojny demograficznej z protestantami.

W redukcjach paragwajskich prowadzonych przez jezuitów w XVII i XVIII strażnicy chodzili nocą i tłukli kijami po ścianach, aby się indianie guarani budzili i brali do roboty. Zresztą kiedyś, zupełnie niedawno, ludzie w ogóle nie zadawali sobie pytań tego rodzaju. W mojej rodzinie pradziadkowie lub prapradziadkowie ze wszystkich stron mieli 8-10 dzieci. U Kirgizów, wśród których do niedawna żyłem, dokładnie teraz wchodzi w dorosłe życie pierwsza generacja, która zadaje sobie pytanie o liczbę dzieci, ponieważ ich rodzice mieli ich zazwyczaj 6-8. Czym więcej, tym lepiej - nikt nad tym aksjomatem nie dyskutował. Dlaczego?

Dobrą odpowiedź dała mi kiedyś młoda bohaterka mojego filmu - Sasza Komisarowa z Nowosybirska, inwalidka od urodzenia, która strasznie chciała mieć dziecko: "Ребенок это жизнь, это счастие!" (Dziecko to życie, to szczęście). Czyli czym więcej dzieci, tym więcej szczęścia. Ludzie płynęli w rzece życia i nikt się nie zastanawiał, mieć czy nie mieć dzieci, tak jak nie zastanawiał się, czy oddychać, czy nie oddychać, zjeść obiad czy go jednak przepuścić.

Głębsze wytłumaczenie daje Księga Rodzaju (1, 27-28): Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». Jest to pierwsze przykazanie, jakie Bóg dał człowiekowi i nie tylko Żydom czy chrześcijanom, lecz w ogóle wszystkim ludziom. Dokładniej mówiąc, nie jest to przykazanie, czyli jakiś nakaz, tylko objawienie człowiekowi jego natury, celu i sensu jego życia. Bóg powiedział człowiekowi, kim on jest i po co żyje. Sensem życia są dzieci.

Ewangelia idzie jeszcze głębiej. Często może zastanawiamy, co jest istotą Ewangelii? Co jest sercem Dobrej Nowiny? Nie jest to żadna tajemnica ukryta tak głęboko, że tylko wybrańcy (księża, profesorowie biblistyki) mogą ją zrozumieć. Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16,25). Przeczytajmy to zdanie bardzo uważnie. To serce Ewangelii. Tracenie własnego życia jest zasadą życia chrześcijanina. Święty Paweł cytuje inne słowa Jezusa: Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu (Dz 20,35). Nasze szczęście nie polega na braniu z życia dla siebie jak najwięcej, tylko na dawaniu siebie innym jak najwięcej. To recepta życia szczęśliwego - oddaj je innym.

Czy mamy się oddawać innym jak Matka Teresa z Kalkuty, Maksymilian Kolbe lub Jan Paweł II? Nie sądzę. Najbardziej podstawowym sposobem oddawania swojego życia jest oddawanie go swoim dzieciom. Kobieta w ciąży dosłownie oddaje swoje ciało dziecku, mężczyzna jako ojciec, rezygnuje ze swojej niezależności oraz wolności i ofiarowuje swoje życie dzieciom. Czym mamy więcej dzieci, tym więcej naszego życia oddajemy, tym więcej go tracimy. To bardzo prosta matematyka.

Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał» ( Mk 9, 36-37). Rodzice,, przyjmując dzieci, przyjmują samego Jezusa. Jeśli Jezus utożsamia się z dzieckiem, to jasne jest, że, przyjmując dzieci, tracimy swoje życie dla Jezusa.

Przypomnijmy sobie przypowieść o bogatym młodzieńcu. Przychodzi do Jezusa, bo szuka szczęścia. Wypełnił już wszystkie przykazania i pewnie oczekiwał, że Jezus da mu jeszcze jakieś nowe. Tymczasem Jezus niczego mu nie nakazuje, lecz chce jego samego, chce, aby on dokonał wyboru, porzucił wszystko, co ma, swoje plany, karierę i oddał Jezusowi swoje życie. Młodzieniec odchodzi smutny. W tym momencie przegrał walkę o swoje szczęście.

Powróćmy do pytania Ani. Mieć więcej lub mniej dzieci, to nie jest kwestia jakiejś powinności, zakazów lub nakazów, to pytanie o zaufanie Jezusowi, podjęcie ryzyka, rzucenie wszystkiego na jedną szalę. Dlatego pytanie, czy "muszę chcieć mieć dużo dzieci", nie jest chyba tutaj najwłaściwsze. To chcenie lub niechcenie zależy od tego, kim jest dla mnie Jezus i czy mam odwagę zaryzykować porzucić swoje plany oraz kalkulacje i pójść za Nim? Czy jestem w stanie zrezygnować z realizacji siebie, kariery, wakacji, hobby i wielu innych przyjemności, żeby wybrać życie według projektu Jezusa?

Tak, to prawda, że jeśli będę mieć więcej niż dwoje dzieci stracę swoje życie. Nie pojadę na Kilimandżaro, być może nie napiszę doktoratu i nie będę mieć mercedesa, którym mógłbym jeździć do swojej willi nad jeziorem. Czym więcej dzieci, tym mniej szans zachować życie dla siebie. Gromadka dzieci nie da nam wytchnienia, wyciśnie z nas ostatnie soki. Jak młodzieniec z przypowieści stoimy przed wyborem, którego nikt za nas nie może dokonać.

P.S.

Ciekawostka. Jak u Kirgizów nazywa się zamążpójście: Турмушка чыгуу (turmuszka czygu), czyli dosłownie - "wyjść do życia". Kobieta otwiera się na życie w momencie ślubu, a póki nie ma męża i dzieci, to nie żyje. Ożenić się to уйлонуу (ujłonu), czyli dosłownie - "udomowić", tak jak się udomawia dzikie zwierzęta. Dopóki chłopak nie ma żony, rodziny, domu, nie jest mężczyzną. Jest trochę jak dzikie stworzonko, które nie wie, po co żyje. Rodzina i dom nadają sens jego życiu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy katolik musi mieć dużo dzieci?
Komentarze (179)
AW
Aneta Wierzbanowska
3 stycznia 2021, 12:48
Kobieta w dzisiejszych czasach ma tyle możliwości,ma prawo wyboru.Nie sprowadzajmy ludzi do biologii.Nie tylko rodzicielstwo to powołanie człowieka.Można być lekarką,nauczycielką,naukowcem,fizykiem .......itp itd no księdzem nie może być kobieta ale to tylko kwestia czasu.
P
paulaax1306
22 sierpnia 2019, 10:05
Wprawdzie jest to stary artykuł, ale że przesłał mi go znajomy to skomentuję. "Jak być szczęśliwym bez rodzeństwa?" Zupełnie normalnie. Jedynak nie musi myśleć o rodzeństwie. Powinien myśleć o sobie, nie w podejściu egoistycznym, o rodzicach, swoim otoczeniu. Okrucieństwo? Nie zgadzam się, wyszło w życiu tak, że jednak zostałam jedynaczką i nie czuję się z tego faktu skrzywdzona i nikt nie powinien. Jak nie mam mercedesa to mam płakać że go nie mam? Trzeba żyć i myśleć realnie, modlić się i ufać BOGU. To w pełnej relacji z nim człowiek ma szansę osiągnąć szczęśliwe życie a nie w samej relacji ludzkiej. Rozumiem jednak trochę zdanie autora, dla kogoś kto wychował się wśród rodzeństwa jego brak mógłby być traumatyczny.
ST
szczęście to rodzina
22 kwietnia 2014, 13:31
Wto mo duzo dzieci niech mu słonko świeci   Niech mu Matusicka ze Synockiem scęści.    Nie bójcie mieć dzieci, ty ojce i matko,   Bóg se wos wypatrzoł i doł na swiadectwo. 
14 lutego 2014, 12:52
@Penny PS. Nikt Cią tak ostro nie osądzi jak Ty sama :-) Tak na serio to nie inny zarzucają Ci ....  (wpisz odpowiedni zarzut)
14 lutego 2014, 12:50
@Penny Nie zgadzam się. :-) Opisałaś, w tym cytatami, dobrze sytuację. Pytanie brzmi: Jak mam zrezygnować ze swojej wizji i wybrac projekt wg. Jezusa? Każdy musi wybrać sam. I sam odpowiedzieć na pytania. I nie namawiaj mi tu brata Damiana do posiadania dużej liczby dzieci ;-)
A
Agata
14 lutego 2014, 12:38
"Czy tak musi być, że rodzinie wielodzietnej przygląda się podejrzliwie a małodzietnej przypina łatkę egoistów. Nie musi. Wystarczy, że tak nie zrobisz." "Czy jestem w stanie zrezygnować z realizacji siebie, kariery, wakacji, hobby i wielu innych przyjemności, żeby wybrać życie według projektu Jezusa?" Ten fragment artykułu stawia w opozycji życie wg projektu Jezusa a całą resztę. Dobra, nie wypowiadam się więcej, bo widzę, że to nie prowadzi do żadnych konstruktywnych wniosków. Ja mam swoje, T7HRR ma swoje, ksiądz ma swoje, benq ma swoje.  Kobieta - profesor swoje, doktorantak z piątką dzieci swoje, lekarka swoje, itd.
14 lutego 2014, 12:01
benq piękną drogę wybrałaś. Ja nie chcę negowac Twojego powołania. Pyatnie jest inne: czy to jest powołanie każdej kobiety, każdej rodziny? Czy pisanie doktoratu lub robienie kariery nie może byc wypełnianiem powołania? Trochę nie rozumiem tej dychotomii: z jednej strony rodziny wielodzietne są postrzegane jako podejrzane, a z drugiej strony gdy rodzina jest mniej dzietna, a obydwoje rodziców pracuje, to przypina sie im łatkę egoistów. Czy tak musi być? JPII pisał o powołaniu kobiet. Nie było tam jedynie rodzicielstwa @Penny Można mieć doktorat i piecioro dzieci z jednym mężem... (Próbują sobie zaracjonalizować skąd piątka dzieci u kobiety z tytułem doktora - rozmówczyni zapytała koleżankę: Ale nie z jednym ojcem?). Czy tak musi być, że rodzinie wielodzietnej przygląda się podejrzliwie a małodzietnej przypina łatkę egoistów. Nie musi. Wystarczy, że tak nie zrobisz. Na serio jest inaczej. W Tobie powstaje pytanie co dalej. - która decyzja jest przyjęciem jego planu. Czy jestem egoistą. Czy powołano mnie do wychowania Y dzieci. ---------------------------------- Dziecko w rodzinie wielodzietnaj zaczyna się codzienni modlić o natępna siostrę. A rodzice juz niemłodzi, dzieci jest juz garstka...
A
Agata
14 lutego 2014, 11:31
benq piękną drogę wybrałaś. Ja nie chcę negowac Twojego powołania. Pyatnie jest inne: czy to jest powołanie każdej kobiety, każdej rodziny? Czy pisanie doktoratu lub robienie kariery nie może byc wypełnianiem powołania? Trochę nie rozumiem tej dychotomii: z jednej strony rodziny wielodzietne są postrzegane jako podejrzane, a z drugiej strony gdy rodzina jest mniej dzietna, a obydwoje rodziców pracuje, to przypina sie im łatkę egoistów. Czy tak musi być? JPII pisał o powołaniu kobiet. Nie było tam jedynie rodzicielstwa
14 lutego 2014, 09:55
no taaak, przeczytałam kilka wpisów na portalu katolickim, ponoć, i zastanawiam się czy, po pierwsze - przeczytano uważnie ten artykuł, po drugie - czy ktokolwiek tu jest wierzącym i praktykującym katolikiem? Jest takie polskie przysłowie (które poznałam dopiero teraz, przyt szóstym dziecku :D ) "gdy rodzi się dziecko, to z bochenkiem w ręku". Nie jest łatwo, ale, jak każda dobra rzecz, urodzenie i wychowanie człowieka jest trudne, okupione wyrzeczeniem, ale przynosi takie chwile, jakich przytoczone we wspomnianym wywiadzie z Joszką Broda safari w Kenii nie da. brat, który napisał ten artykuł wcale nie namawia do niczego a tylko pokazuje doświadczenie swojej i zapewne swoich rodziców wiary oraz doświadczenie życia w normalnej rodzinie wielodzietnej @beneq Piszesz jakbyś dopiero co wyszła z porannej Mszy... Acha, to nie przygana - to pochwała :-)
B
beneq
14 lutego 2014, 09:05
no taaak, przeczytałam kilka wpisów na portalu katolickim, ponoć, i zastanawiam się czy, po pierwsze - przeczytano uważnie ten artykuł, po drugie - czy ktokolwiek tu jest wierzącym i praktykującym katolikiem? Jest takie polskie przysłowie (które poznałam dopiero teraz, przyt szóstym dziecku :D ) "gdy rodzi się dziecko, to z bochenkiem w ręku". Nie jest łatwo, ale, jak każda dobra rzecz, urodzenie i wychowanie człowieka jest trudne, okupione wyrzeczeniem, ale przynosi takie chwile, jakich przytoczone we wspomnianym wywiadzie z Joszką Broda safari w Kenii nie da. brat, który napisał ten artykuł wcale nie namawia do niczego a tylko pokazuje doświadczenie swojej i zapewne swoich rodziców wiary oraz doświadczenie życia w normalnej rodzinie wielodzietnej
samo życie
13 lutego 2014, 22:59
Drogi br. Damianie z własnego doświadczenia powiem, że tam gdzie są dzieci, a nie ma funduszy na ich utrzymanie, nie ma czasu na ich wychowywanie nie ma szczęścia. Tam są kłótnie o pieniądze, żale, złości i nieszczęśliwe dzieciństwo które odciska piętno na całe nasze życie. ... brawo!!!!!! ten wpis to strzał w dziesiątkę, bo tak niestety wygląda życie w takiej rodzinie. A szkoda tylko tych biednych dzieci. Ten artykuł jest oderwany od rzeczywistosci i życia. Po prostu jakieś wymyślone farmazony o wyjazdach, mercedesach. karierze. Jak się nie zna zycia polskiej rodziny, to lepiej na ten temat nie pisać.
K
katarzyna
4 lutego 2014, 14:28
@Mada Gdyby to był główny i jedyny powód nierodzenia się dzieci, to dzieci rodziłyby się w rodzinach o dobrym statusie materialnym, a tak się nie dzieje.
M
Mada
4 lutego 2014, 13:54
polskie dzieci rodzą się w anglii i to nie bynajmniej w katolickich rodzinach. To natura - jesli ma się byt zabezpieczony to się rozmnaża, każdy gatunek. Wiadomo to z biologii i nir chodzi o dobrobyt ale o podstawowe, elementarne potrzeby. DziśGdyby mieli jeszcze choć jedno dziecko to opieka mogłaby się przyczepić. Jeśli sie nie jest w stanie materialnie bytu zabezpieczyć dzieci są odbierane. Nie ma co filozofować - tylko zdać sobie sprawę z realiów w jakich żyjemy - a te jak widać są księdzu nieznane. Podpisuje się po dtym co napisała "ja"
4 lutego 2014, 12:09
@Penny - pytanie przez ksiedza po kolędzi eto zapewne drobiazg w stosunku do życzliwych pytań krewnych, sąsiadów etc. Takie pytania  to efekt życzliwosci a nie wścibstwa czy chęci sprawienia przykrości. Ale czlowiek pytany, przez swoja sytuacje jest przeczulony i odbiera zwykłe pytanie jako coś niezwykle przykrego. Dalej twierdzę, iz nie jest problemem samo pytanie, ale jak sie na pytanie reaguje. I co ważne, bez wzgledu jak moze się wydawać raniące konkretne pytanie, to mężczyzna musi potrafić poradzić sobie z pytaniem i musi umieć pomóc żonie, czule się nią zaopiekować i chronić ja przed przykrościami takich pytań. To się nazywa dojrzałością. Natomiast ostatnio jest widoczny trend, iz to zona nie tylko musi sobie sama dac rade, ale takze zopiekowac sie mężem, bo jest zbyt wrażliwym, aby potrafić ją obronić.  Ale to temat na inna dyskusje.
A
Agata
4 lutego 2014, 11:34
@katarzyna - ok, przekonałaś mnie - trzeba postawić sprawę jasno. To jest tez inny problem, bo o kwestie dzieci pytają właściwie wszyscy: łacznie z wujkiem Zbychem i ciotką Malwiną... A potem już na księdza nie starcza cierpliwości. Ale jasne - wystarczy szczera odpowiedź. TomaszuL - ja jednak widzę inaczej życie niż Ty. Mamy zupełnie inne doświadczenia.  1. Pytanie może ranić zarówno kobietę jak i mężczyznę, bo bezpłodnosć dotyka ich obydwoje.  2. To pytanie może być niewinne a może nie - wszytsko zalezy od kontekstu, tonu itp. 3. Ja nie oczekuję, że kolęda będzie tak wyglądać, ona po prostu tak wygląda: ksiądz przychodzi, pomodli się, uzupełni kartotekę i wychodzi. Tak to wygląda w dużych parafiach, no ale watek kolędy był już pod innym artykułem.
4 lutego 2014, 11:13
@Elfa, @Penny - jeżeli niewinne pytanie wywołuje negatywne uczucia, to znaczy, iż osoba pytana ma problem. I pewnie tak jest, że kiedy para długo stara sie o dziecko, niewinne pytania drażnią szczególnie kobietę. Ale ona ma przecież męza, osobę, która w takich sytuacjach powinna jedną prostą odpowiedzią zamknąć temat. Domaganie się, aby ksiadz nie zadawał pytań dotyczącyh stanu rodziny na kolędzie powoduje, iz kolęda traci sens. Chyba, ze oczekujecie, aby księża przyszli, pomodlili sie i wyszli. Tylko czy to jest spotkanie? Szczególnie, iż wbrew pozorom ksieża mogą dużo pomóc w takich sytuacjach.
K
katarzyna
4 lutego 2014, 10:41
Ja się jednak zgadzam z Effą. Nie macie wrażenia, że przy takich pytaniach trzeba zachowac delikatność? Ksiądz nie pyta czy mają dzieci, tylko dlaczego nie mają. I co roku w kółko. No to niech sobie zapisze w tej rubryce - modlic się o dar dziecka i wtedy byłby mądrzejszy. Zresztą - wszystko tez zalezy od tonu, od relacji. W dużych parafiach ksiądz to właściwie obca osoba. Jak masz sie nagle otworzyć i opowiadać o swoim bólu?  Mam też podejrzenie, że w tych pytaniach jest niewiele troski a więcej założenia  "pewnie są wygodni". I czeto takie pytania tak sa odbierane ;/  ... @Penny Na to nie mamy wpływu, jak zadane jest pytanie. Nie mam zamiaru bronić księży, którzy czasem prezentują zgrabność słonia w składzie porcelany. Ale mam wpływ na to, co odpowiem. Szczerość sprowadza księdza na ziemę, który być może zadał rutynowe pytanie, nawet zbytnio nie czekając na odpowiedź (bo nasłuchał się już zdawkowych, wymijających odpowiedzi).
4 lutego 2014, 10:40
Ja się jednak zgadzam z Effą. Nie macie wrażenia, że przy takich pytaniach trzeba zachowac delikatność? Ksiądz nie pyta czy mają dzieci, tylko dlaczego nie mają. I co roku w kółko. No to niech sobie zapisze w tej rubryce - modlic się o dar dziecka i wtedy byłby mądrzejszy. Zresztą - wszystko tez zalezy od tonu, od relacji. W dużych parafiach ksiądz to właściwie obca osoba. Jak masz sie nagle otworzyć i opowiadać o swoim bólu?  Mam też podejrzenie, że w tych pytaniach jest niewiele troski a więcej założenia  "pewnie są wygodni". I czeto takie pytania tak sa odbierane ;/  @Penny Tylko żeby sobie zapisał to musi otrzymać jasną odpowiedź! A z kontekstu wynika, że odpowiedź o problemach z płodnością nie pada.
A
Agata
4 lutego 2014, 10:35
Ja się jednak zgadzam z Effą. Nie macie wrażenia, że przy takich pytaniach trzeba zachowac delikatność? Ksiądz nie pyta czy mają dzieci, tylko dlaczego nie mają. I co roku w kółko. No to niech sobie zapisze w tej rubryce - modlic się o dar dziecka i wtedy byłby mądrzejszy. Zresztą - wszystko tez zalezy od tonu, od relacji. W dużych parafiach ksiądz to właściwie obca osoba. Jak masz sie nagle otworzyć i opowiadać o swoim bólu?  Mam też podejrzenie, że w tych pytaniach jest niewiele troski a więcej założenia  "pewnie są wygodni". I czeto takie pytania tak sa odbierane ;/ 
K
katarzyna
4 lutego 2014, 10:13
Poproś męża by raz odpowiedział księdzu, że pracujecie nad tym by miec dzieci i prosicie o modlitwę, oni tez potrzebuja świadectwa świeckich. ... Otóż to! W czasie kolędy słyszałam już różne pytania, ale zawsze odpowiadamy krótko, ale szczerze. Zawsze mamy dobrą kolędę.
4 lutego 2014, 10:06
E tam. Ten brat skonczyl to pisac i poszedl normanie spac. A ja zeby moc pojsc spac to musze przejsc prawdziwa wojne z dwoma przedszkolnymi dziecmi i ponosic, zeby zasnela roczna latorosl. A potem kiedy po zmyciu i ogarnieciu mieszkania chce chwile odetchnac , to ta chwila jest wciaz przerywana pobudkami najmlodszej. A to jeszcze pewnie nie najwieksze harce jakie mamy u nas. Latwo jest pisac o zaufaniu Bogu i jego planowi jak sie nie zna tego rodzaju permanentnego zmeczenia fizycznego i psychicznego. A przeciez ja sie ma juz kilkoro dzieci i dla tych dzieci nie ma sie juz sily, to czy nie moge po prostu nie chciec miec kolejnych? Jesli zamiast rozmawiac z dziecmi , wsciekam sie tylko, bo jestem wykonczona, to nie mam prawa nie chciec miec wiecej? To nie jest zmeczenie, ktore onczy sie pojutrze. I nawet jesli niektorzy sa w stanie sie z nim uporac, to nie wszyscy musza umiec. A teoretyzowanie z wygodniego fotela, kiedy sie nie doswiadczylo obecnisci malej cudownej isotki, ktora cie nie odstepuje o krok przez 24 godziny na dobe jest hipokryzja. @K Teoretyzowanie z wygodnego fotela :-) Masz prawo nie chcieć mieć więcej! W Twojej sytuacji jest to pragnienie bardzo naturalne - jeśli Ci to wystarcza, a znajduje równiez uzasadnienie w nauczaniu Kościoła - jesli potrzebujesz formalnej podkładki. Na serio pytanie czy miec więcej dzieci zacznie Cie zapewne nachodzić za jakieś dwa lata gdy najmłodzsze da Ci troche luzu i ty ten luz poczujesz...
4 lutego 2014, 09:57
~T7HR - jeśli uważasz, że ksiądz ma prawo do takich pyatań w czasie kolędy i to jeszcze z powodu kartoteki..... to wybacz..... Dla mnie żenada.... Wiesz w bolesnych sprawach potrzeba jednak odrobina zrozumienia i wyczucia.... Ale jak sie nie ma ani jednego, ani drugiego, to lepiej nic nie mówić.... @Effa Wybaczam :-) ale nie zmianiam zdania i Cibie namawiam do zmiany zdania. 1. Z powodu kartoteki zadaje pytanie czy są nowe dzieci albo co się stało z dorosłymi jak w kartotece jest ich więcej. 2. Pytanie dlaczego nie ma dzieci jest pytaniem duszpasterskim. Czy trzeba ich namawiać do rodzicielstwa czy też wspierać modlitwa w ich staraniach o dziecko... namawiać czy pocieszać. Żeby mieć zrozumienie trzeba wiedzieć czego. Pytanie dlaczego nie ma kogoś z dorosłych tez jest pytaniem duszpasterskim. (zmarł, wyjechał do pracy, pracuje, wyprowadził się, rozwiódł...) Po co jest kolęda? Żeby zebrać datki?  Po to by pogadać o zyciu z parafianami...
4 lutego 2014, 08:40
TomaszuL - ja mówię o świadectwie życia. Tzn o tym, że ktoś żyjąc daje świadectwo swoich przekonań. I tak - na mnie to robi wrażenie. Patrzę i szukam tego co jest dobre, tego co mogłabym sama w moim życiu zastosować. Piszę też o wzorach. Skąć musimy je czerpać, nie ma się wdrukowanej odpowiedzi jak należy się zając dzieckiem, jak je wychować. Nie mam zamiaru być pionierem życiowym w kwestii wychowania 5 dzieci. ... Przy wychowaniu dzieci jest sie zawsze pionierem. Bo nie ma dwóch takich samych sytuacji. Owszem, przejmuje się pewne ramy kultorowe, rodzinne, srodowiskowe, ale i tak każdorazowo proces wychowania jest pionierski. Co do świadectw życia - spotkasz na swojej drodze matki i ojców, którzy będą szczęśliwymi rodzicami kilku dzieci i spotkasz rozżalonych rodziców dwójki czy nawet jedynaków. Które świadectwa życia Cię przekonają? Swiadectwa dotyczą konkretnych osób, konkretnego ich zycia i to ze ktoś układa życie  tak czy inaczej nigdy nie oznacza, iz Tobie sie tak samo ułoży, choc będziesz kalkowac zachowania Powiem dalej, ufność swiadectwu, może być bardzo zwodnicza i niebezpieczna. Zaufać nalezy Bogu. Ale to nie oznacza, iz Bóg musi prowadzić Cię takimi samymi drogami życia, jak innych.  
A
Ala
22 kwietnia 2014, 12:56
A czemu piszesz, że rodzice dwójki  czy jedynaka są rozżaleni?! Ja mam dwójkę i rozżalona nie jestem, wręcz przeciwnie :-) Rozżalona to bym była, gdybym zaszła w trzecia ciążę przy naszych aktualnych warunkach finansowych i lokalowych.
22 kwietnia 2014, 13:01
Nie napisał :-)
P
porównaj
4 lutego 2014, 06:30
i nie narzekaj,  obejrzyj sobie to: [url]https://www.youtube.com/watch?v=kiyMPeJUFlM[/url]
4 lutego 2014, 00:00
@K Szczerze i bez ironii: do poradni, bo się wykończysz. Małą daj nosić mężowi. Niech się wykaże.
K
K
3 lutego 2014, 23:38
E tam. Ten brat skonczyl to pisac i poszedl normanie spac. A ja zeby moc pojsc spac to musze przejsc prawdziwa wojne z dwoma przedszkolnymi dziecmi i ponosic, zeby zasnela roczna latorosl. A potem kiedy po zmyciu i ogarnieciu mieszkania chce chwile odetchnac , to ta chwila jest wciaz przerywana pobudkami najmlodszej. A to jeszcze pewnie nie najwieksze harce jakie mamy u nas. Latwo jest pisac o zaufaniu Bogu i jego planowi jak sie nie zna tego rodzaju permanentnego zmeczenia fizycznego i psychicznego. A przeciez ja sie ma juz kilkoro dzieci i dla tych dzieci nie ma sie juz sily, to czy nie moge po prostu nie chciec miec kolejnych? Jesli zamiast rozmawiac z dziecmi , wsciekam sie tylko, bo jestem wykonczona, to nie mam prawa nie chciec miec wiecej? To nie jest zmeczenie, ktore onczy sie pojutrze. I nawet jesli niektorzy sa w stanie sie z nim uporac, to nie wszyscy musza umiec. A teoretyzowanie z wygodniego fotela, kiedy sie nie doswiadczylo obecnisci malej cudownej isotki, ktora cie nie odstepuje o krok przez 24 godziny na dobe jest hipokryzja.
J
ja
3 lutego 2014, 23:00
Dla mnie krótkie teksty pisane z klasą i często bo co dzień to są np. tu - ale te przepraszam, wypociny - dla mnie nie do przyjęcia. Albo obejmujemy problem całościowo albo się za niego nie berzemy.
3 lutego 2014, 22:42
~T7HR - jeśli uważasz, że ksiądz ma prawo do takich pyatań w czasie kolędy i to jeszcze z powodu kartoteki..... to wybacz..... Dla mnie żenada.... Wiesz w bolesnych sprawach potrzeba jednak odrobina zrozumienia i wyczucia.... Ale jak sie nie ma ani jednego, ani drugiego, to lepiej nic nie mówić.... Tak, tak, słusznie, powinniśmy zakazać księżom pytać o sprawy bolesne. Spowiedzi w sumie też powinno się zakazać, bo "potrzebna jest odrobina zrozumienia i wyczucia". Oczywiście. Bo w końcu, co księdzu do tego, czy małżeństwo (katolickie notabene, bo przyjmujące księdza po kolędzie) realizuje cel małżeństwa zgodnie z KKK (KKK 2366), czy nie i dlaczego. Najlepiej niech w ogóle nie pyta. Skojarzenie z "Imperium" Kapuścińskiego narzuca się samo. Ręce opadają.
J
ja
3 lutego 2014, 22:23
Cóż...Zastanawiam sie po co komu te wszystkie teksty, pisane na kolanie, pokazujące tylko fragment tematu?? ? Co to właściwie za gatunek ? Publicystyka? Pamiętnik? Przemyśłenia z toalety??? Niestety większość tekstów na deonie takich jest "na odwal". Byle szybko, byle dużo. Po co? Nie lepiej raz w miesiącu coś sensownego napisać. Daniej ludzie mieli dużo dzieci, bo to było przd komuną - która zabrała ziemię i wywaliła wszystkich do bloków!!! Wychowałam dwoje dzieci w bloku: Astma i inne choroby - ma je 70 % blokowych. Poza tym tu nie jest wybór willa z mercedesem czy dziecko. Tylko raczej jedzenie - czy jego brak. W Polsce dzieci są odbierane jeśli dzieci nie mają pieniędzy na utrzymanie. Jeśli mąż zarabia nawet te 2 tysiące to na cztery to jest po 500 złotych. Niech ksiądz spróbuj przeżyć za to to może nie będzie pisał takich tekstów nidorobionych. Na 8 to trzeba by przynajmniej 5 tys. zarobić by skromnie wyżywić. Nie chodzi o luksus. Kto tyle zarabia??? Codzi o to by nie głodować. Niech ksiądz pomyśłi o tych kobietach co pracują w tych wszystkich marketach po 1200. Mówi się dzieci albo kariera??? Jaka kariera??? Chodzi o zwykłe przeżycie. Zejdźmy na ziemię. Nie mówię o służbie zdrowia. Publiczna służba zdrowia praktycznie nie istnieje. Prywatna wizyta ok. 100 zl. jak dziecko zachoruje plus leki czhyba że dzieci na trzy zdrowaśki do pieca wkładac w razie choroby.
AC
Anna Cepeniuk
3 lutego 2014, 19:06
~T7HR - jeśli uważasz, że ksiądz ma prawo do takich pyatań w czasie kolędy i to jeszcze z powodu kartoteki..... to wybacz..... Dla mnie żenada.... Wiesz w bolesnych sprawach potrzeba jednak odrobina zrozumienia i wyczucia.... Ale jak sie nie ma ani jednego, ani drugiego, to lepiej nic nie mówić....
O
owchi
3 lutego 2014, 17:15
Dawno nie widziałem komentarzy do Brata. Cieszę się bardzo z nowego artykułu.
A
Agata
3 lutego 2014, 15:30
TomaszuL - ja mówię o świadectwie życia. Tzn o tym, że ktoś żyjąc daje świadectwo swoich przekonań. I tak - na mnie to robi wrażenie. Patrzę i szukam tego co jest dobre, tego co mogłabym sama w moim życiu zastosować.  Piszę też o wzorach. Skąć musimy je czerpać, nie ma się wdrukowanej odpowiedzi jak należy się zając dzieckiem, jak je wychować. Nie mam zamiaru być pionierem życiowym w kwestii wychowania 5 dzieci.  Zresztą skoro masz takie zastrzeżenia to kieruj je najpierw do autora artykułu. To on przecież odwołuje się do własnego doświadczenia i przez jego pryzmat analizuje fragmenty Pisma Św.
3 lutego 2014, 15:30
A co jeśli chcemy mieć dzieci, a z powodu niepłodności (leczonej za grube pieniądze metodą Naprotechnologii) nie udaje nam się być rodzicem? Tymczasem podczas kolędy przychodzi do nas młody ksiądz i drugi rok z rzędu pyta (dość raniąco) dlaczego tych dzieci nie ma i co on ma wpisać w rubryki? Nie powinniśmy wrzucać wszystkich katlików do jednego worka. Wiele bym oddała, aby móc być matka przynajmniej jednego dziecka. Wokól mnie jest coraz więcej takich par małżeńskich jak moja. Pragniemy być rodzicami, ale Bóg póki co nie odpowiada na to nasze pragnienie.... @tarsylia Ksiądz na kolendzie pwonien uzupełnic kartę... to pyta... Pyta dlaczego bo w zalezności od odpowiedzi co innego powinien Wam doradzić. Poproś męża by raz odpowiedział księdzu, że pracujecie nad tym by miec dzieci i prosicie o modlitwę, oni tez potrzebuja świadectwa świeckich.
A
Agata
3 lutego 2014, 15:17
tarsylia, ja tez jestem przeciwna takim pytaniom. One potrafią byc raniące, szczególnie, że ksiądz po koledzie w niektórych parafiach to po prostu obca osoba... We wcześniejszych komentarzach Pan Rafał Borowiecki napisał, że 7 lat czekali na maleństwo... Czasem jednak się udaje :)
3 lutego 2014, 15:08
@Penny - masz jedno życie, własne z własną odpowiedzialnością za siebie, małzeństwo, rodzinę, dzieci. Chcesz w swoim życiu kierować sie życiem innych ludzi? Szczególnie iż bardzo często takie świadectwa są sprzeczne ze soba. Znam rodziny 2+1 zyjące w skrajnej biedzie, znam też wielodzietne, którym świetnie powodzi sie materialnie. Które świadectwo wybierzesz?  To które bardziej Tobie podpasuje? Kiedyś słuchalem pieknego, ale niesamowicie infantylnego świadectwa młodej dziewczyny o jej relacji z Bogiem i tak sobie pomyślałem, iż zdecydowana większośc słuchających z powodzeniem mogła by wstać i opowiedzieć jeszcze piękniejsze świadectwa. Tylko po co? Bo nie to co i jak się mówi jest ważne, ale to jak się swoje życie przezyje.
T
tarsylia
3 lutego 2014, 15:06
A co jeśli chcemy mieć dzieci, a z powodu niepłodności (leczonej za grube pieniądze metodą Naprotechnologii) nie udaje nam się być rodzicem? Tymczasem podczas kolędy przychodzi do nas młody ksiądz i drugi rok z rzędu pyta (dość raniąco) dlaczego tych dzieci nie ma i co on ma wpisać w rubryki? Nie powinniśmy wrzucać wszystkich katlików do jednego worka. Wiele bym oddała, aby móc być matka przynajmniej jednego dziecka. Wokól mnie jest coraz więcej takich par małżeńskich jak moja. Pragniemy być rodzicami, ale Bóg póki co nie odpowiada na to nasze pragnienie....
A
Agata
3 lutego 2014, 14:47
T7HRR - zmieniło sie życie, tak jak piszesz. Dodaj jeszcze większa przeżywalnośc niemowląt oraz kobiet po popodzie, wydłużenie życia, rozwój systemów emerytalnych. Ale ja nie uznaję spadku dzietności jako czegoś złego samow w sobie. Ale to temat na inną dyskusję
3 lutego 2014, 14:44
@Penny A co doprowadziło do spadku dzietności... Spadek umieralności Wzrost oczekiwań kosnupcyjnych Praca kobiet Dostępność aborcji a potem rozwój antykoncepcji. ale to juz  temat na ina dyskusję
A
Agata
3 lutego 2014, 14:26
;) no tak, nie zauwazyłam " ".  Świadectwo jest bardzo ważne, nasze pokolenia generalnie mają świadectwo 2+1 lub 2+2... które generalnie w społeczęństwie doprowadziły do molelu    1+1,  1   A wcześniejsze pokolenia dawały śwuadectwo 2 + 8 i to tez jakos nie przekonywało, żeby kultywowac dalej tę tradycję. to nie chodzi o ilośc dzieci, ale to w jaki sposób żyjesz. Możesz mieć 2 i żyć pieknie i w świętości, a możesz miec 8 i to bedzie koszmar dla całej rodziny. Po prostu: współcześnie ludzie wybieają jakość nie ilośc. I starają się jak umieją. Ale oczywiście dobrze jest jak im sie raz na pewnien czas uświadomi, że ta jakość, to nie ilośc kasy pompowanej w dziecko....
3 lutego 2014, 14:13
Przemyślałam trochę temat. TomaszuL - w wielu przypadkach na swiadectwach opiera się nasza wiara. Nikt mnie żadymi, nawet najmądrzejszymi argumentami nie przekona, dopoki nie zobaczę, że coś naprawdę działa. Dlatego tak jak napisałam wcześniej - to ile bedziemy mieli dzieci oraz jak je wychowamy nie zależy od ton atrykułów kościelnych, ale bardziej  od tego co widzieliśmy w domu, w rodzinie i co widzimy dookoła siebie - wśród znajomych itp. Po prostu: poszukujemy wzorców ojcostwa i macierzyństwa, wzorców rodziny na konkretnych modelach.  A co do poczucia winy to jest presja w niektórych środowiskach. Już podawany wcześniej przykład niedelikatnych pytań: a kiedy dziecko? A kiedy następne? I to czasami zadawane przez zupełnie obcą osobę!  T7HRR - a ja własnie chcę żeby moje dzieci wyrastały w optymalnych warunkach psychologicznych. Żeby miały tyle ile trzeba miłości, uwagi, troski, zabawy, nauki i wielu wielu innych. Bo tak właśnie się wychowuje dobrych, silnych, pewnych siebie ludzi.  Ale co z tego wyjdzie? zobaczymy ;) Dewoci: precz od moich planów! ;) Ja może dodam jesczez jedno - ten poprzedni artykuł, o Panu Joszko Brodzie, był bardzo radosny. Mnie się spodobał, razem z piosenką @Penny Świadectwo jest bardzo ważne, nasze pokolenia generalnie mają świadectwo 2+1 lub 2+2... które generalnie w społeczęństwie doprowadziły do molelu    1+1,  1 Zamieniłaś "optymalne" na optymalne. Dziecko nie może być wychowane na egoistę, przez wszystkozabezpieczjących rodziców.
A
Agata
3 lutego 2014, 14:02
Przemyślałam trochę temat. TomaszuL - w wielu przypadkach na swiadectwach opiera się nasza wiara. Nikt mnie żadymi, nawet najmądrzejszymi argumentami nie przekona, dopoki nie zobaczę, że coś naprawdę działa. Dlatego tak jak napisałam wcześniej - to ile bedziemy mieli dzieci oraz jak je wychowamy nie zależy od ton atrykułów kościelnych, ale bardziej  od tego co widzieliśmy w domu, w rodzinie i co widzimy dookoła siebie - wśród znajomych itp. Po prostu: poszukujemy wzorców ojcostwa i macierzyństwa, wzorców rodziny na konkretnych modelach.  A co do poczucia winy to jest presja w niektórych środowiskach. Już podawany wcześniej przykład niedelikatnych pytań: a kiedy dziecko? A kiedy następne? I to czasami zadawane przez zupełnie obcą osobę!  T7HRR - a ja własnie chcę żeby moje dzieci wyrastały w optymalnych warunkach psychologicznych. Żeby miały tyle ile trzeba miłości, uwagi, troski, zabawy, nauki i wielu wielu innych. Bo tak właśnie się wychowuje dobrych, silnych, pewnych siebie ludzi.  Ale co z tego wyjdzie? zobaczymy ;) Dewoci: precz od moich planów! ;) Ja może dodam jesczez jedno - ten poprzedni artykuł, o Panu Joszko Brodzie, był bardzo radosny. Mnie się spodobał, razem z piosenką
K
katarzyna
3 lutego 2014, 13:28
To prawda, że w niektórych komentarzach pobrzmiewa poczucie winy, ale to raczej się bierze ze środka, nie z zewnątrz. Gdy ktoś ma tę sprawę dobrze rozeznaną, to nikt nie jest w stanie wpędzić go w poczucie winy. Wtedy nie trzeba się tłumaczyć żadnymi względami, np. finansowymi, i oczewiać pełnego zrozumienia.
T
tezet
3 lutego 2014, 12:00
Odchodząc do temtu pieniędzy chcę zauważyć, że aby populacja nie zaczęla wymierać, rodzina powinna posiadać trojkę dzieci. Dzis większość myśli, że jedno dziecko to szczyt ich możliwości i chęci. Za jakiś czas będzie nas garstka i to wiekszość staruszków. O to niektórym "wielkim" tego świata chodzi. Moim zdaniem trzeba patrzeć na temat dzietności nie tylko w kontekście indywidulanej rodziny. Trzeba wyjść poza swój egoizm i wygodnictwo. Popatrzec bardziej społecznie i dalekosiężnie.
AC
Anna Cepeniuk
3 lutego 2014, 11:52
~TomaszL - to, że niektóre świadectwa są infantylne, albo wręcz są antyświadectwem nie oznacza, że ma ich wogóle nie być. Rozumiem Twoją niezgodę i to , że jesteś ich przeciwnikiem, ale z Twojej wypowiedzi ( z którą się zgadam) wynika, że potrafisz "dorobić" sobie to czego w świadectwie nie ma.. ."..choć jestem przekonany, iż bardzo się kochają i są w jakiś sposób szczęśliwymi." To wiedzą tylko Oni.... a może nawet każde znich inaczej sie z tym czuje....
3 lutego 2014, 11:49
@TomaszL - męczy mnie już ta dyskusja. Ostatni mój głos pod tym artykułem. Nie napisałem, że mnie to wpędza w poczucie winy, tylko innych, widzę po komentarzach. Jest też pewna tendencja ogólna presji społecznej ludzi z otoczenia, którzy zamiast zająć się swoim życiem, zaglądają innym do alkowy, do portfeli, w ogóle życia. Inna inszość. Tylko parę cytatów z artykułu: "Jedno dziecko to okrucieństwo - jeśli rodzice świadomie kończą na jednym." "Czyli czym więcej dzieci, tym więcej szczęścia." "Sensem życia są dzieci." (tu dodam jeszcze, czyli nie tylko ilość, ale w ogóle dziecko, a co z ludźmi, którym nie dane jest mieć dzieci, albo nie poukładało się, kobiety mają na siłę dać się zapładniać pierwszemu lepszemu, byle tylko urodzić jakieś dziecko, bo inaczej ich życie nie mas sensu? To samo dotyczy mężczyzn. Nie mogą inaczej się poświęcać dla społeczeństwa? Nie ma innej drogi do uświęcenia, jak tylko poprzez rozmnażanie się?) Cytatów z przydługiej dyskusji pod tym artykułem już mi się nie chce szukać, gdzie wprost jest wywoływane poczucie winy u tych ludzi, że odpowiedzą przed Bogiem, że nie zaufali Jezusowi (a w ogóle skąd taka pewność Wasza, że ktoś poprzestając na mniejszej ilości dzieci nie ufa Jezusowi?). Inaczej - weźcie Panowie zaufajcie w końcu Bogu i spłodźcie 10-ę dzieci. Wróćcie potem za kilkanaście lat i wypowiedzcie się jeszcze raz w tym temacie.
3 lutego 2014, 11:34
@Penny – z jednym się nigdy nie zgodzę. Otóż jestem przeciwnikiem współczesnej mody na świadectwa. W temacie rodzin wielodzietnych – widziałem ostatnio świadectwo wielodzietnej rodziny z silnym ojcem i bardzo wycofaną, wręcz wyglądającą na zastraszoną matkę. To, co pokazali publicznie było antyświadectwem rodziny wielodzietnej, choć jestem przekonany, iż bardzo się kochają i są w jakiś sposób szczęśliwymi. Nie mieli daru przekazywania tego swojego szczęścia. Słyszałem tez wiele tak infantylnych świadectw, szkoda pisać…. Szczególnie, iż świadectwo, jak piękne by nie było, nie da odpowiedzi na to pytanie, o którym pisał T7HRR: Co JA mogę dać swoim dzieciom, swojemu dziecku z tego, czego potencjalnie nie mam?
3 lutego 2014, 11:25
@Rafał – artykuł opisuje polską biedę i niewydolność instytucji wspomagających biednych i ubogich. Tak jest, tyle, że pytanie leży w zupełnie innym miejscu, co jest przyczyną, iż ludzie nie są w stanie utrzymać swoich rodzin. I na to pytanie społeczeństwo dokonując takich, a nie innych wyborów politycznych nie chce poznać odpowiedzi. Woli ułudę państwa opiekuńczego, które jak widać z artykułu kompromituje się nieustannie. W dodatku jeżeli ktoś winę za brak dzieci zwala na państwo, znaczy nie dojrzał jeszcze do roli odpowiedzialnego rodzicielstwa. Jedyną rolą cywilizowanego państwa powinna być swoiste zabezpieczenie na wypadek choroby, kalectwa, kataklizmów, aby nikt nie żył pod przysłowiowym mostem. Ale nie jest żadną metodą życie i wychowywanie dzieci na koszt społeczeństwa. Pomoc państwa powinna być ostatecznością, a nie powszechnym modelem życia. A wracając do tematu – jeżeli faktycznie artykuł, czy komentarze wpędzają Cię w poczucie winy, to znaczy że masz problem. Już pisałem, wychowuję dwoje dzieci, co przeczy pewnej tezie o katolikach i wielodzietności, ale ani artykuł nie wpędza mnie w poczucie winy, ani tez nie obawiam się w tym temacie odpowiedzialności przed Bogiem.
3 lutego 2014, 11:17
@Penny Ja się nie śmieję  Ciebie, opisuję tylko rzeczywistość, która każdego dotyka. :-) Pytanie o to co Cie zniechęca, było oczywiście pytaniem z tezą: Uważasz, że rodzice Ci nie spelniali standardów, które stawiasz sama sobie jako rodzicowi. Pytania dla każdego człowieka brzmią: - Jakie standardy są rzeczywiście ważne. - Jakich zadań mogę sie podjąć. Przemyślenia, które nazwałaś "poza tematem" są centrum tematu. :-) Dziecko wychowujesz głównie swoim przykładem i postawą. Paradoksalnie jeśli wychowasz dziecko w "optymalnych" warunkach psychologicznych, zrobisz mu wielką krzywdę.
A
Agata
3 lutego 2014, 10:52
T7HRR - w poprzednim komentarzu napisałam, że byłam jakiś czas we wspólnoce neokatechumenalnej i tam mogłam trochę obserwować takie rodziny. Miałam też osobisty kontakt z takimi rodzicami. To jest moje osobiste doświadczenie i osobiste wnioski. Nie chcę podawać przykładów, ponieważ mogło by to być odebrane jako atak na rodziny wielodzietne, a tego bym nie chciała. Mój wniosek jest taki, że to może być piękna droga, jednak nie dla każdego. Wielodzietnośc nie jest moim powołaniem. Nie planuję liczby dzieci ( no może oprócz tej podstawowej trójki), ale wiem, że będzie moment w którym powiemy z mężem dośc. "Jeśli pytanie bedzie brzmial co mam oddać z tego czego mam za wiele, to zawsze bede miał wrażenie, że Jezus, Kościół, dewoci chca mi zabrac to co moje..." - hah, dobre i do przemyślenia ;) Ja myślę o dziecku też w kategoriach psychologicznych. Oprócz oczywiście obaw finansowych, ciągle tez zastanawiam się nad tym kim mam byc jako rodzic. Jak przekazywac wartości, jak nie zgubic potencjału dziecka. Jak być z nim, jak je rozwijać.  Jak sama mam podołać swoim obowiązkom i jeszcze dać jak najwięcej dziecku.  To takie przemyślenia, w sumie poza tematem ;) A ci dewoci co chcą zabrać - nie smiej się, czasem naprawdę mam takie wrażenia ...:(
3 lutego 2014, 10:20
Chyba rzeczywiście lepiej polegac na przykładzie. Tak jak napisałam, na razie przykłady rodzin wielodzietnych zachęcają mnie umiarkowanie, więc nie ma o czym mówić. Myślę, że TomaszL zawarł wazną myśl - każdy z nas będzie się rozliczał przed Panem ze swojego życia. W tym też z tej wielkoduszności o której pisze papież. A także z tego co zrobił, żeby jak najlepiej wychować dzieci. Rozmowy o pieniądzach trochę nie mają sensu, no nawet w HV zaznaczone są jeszcze inne warunki - psychiczne, ekonomiczne, socjalne... Jeden utrzyma 4 dzieci, innemu będzie trudno bo jest mniej zaradny... I co, przez to sie nie zbawi? A wracając - każdy z nas sam w swoim sumieniu musi rozeznac - czy wystarczy mu miłości i ufności. Osoby, którym nie podobał się ton artykułu odpowiadają właśnie na ten zarzut - że źle rozeznają. A to jest ocena. Nikt nie chce być powierzchownie oceniany. Poza tym... Ja powoli zaczynam miec alergie na takie odmierzanie linijką - coraz więcej dziedzin życia do odmierzenia - jakbyśmy mogli sami sie zbawic, wypełniając wszystkie przykazania. @Penny 1. Co zniechęca Cię w przykładzie rodzin wielodzietnych? 2. Odmierzanie wszystkich równo linijką nie ma sensu. Problem polega na tym, żeby nie powinniśmy patrzeć na nasze zycie z perspektywy bezpiecznego urządzenia się tu, teraz i do smierci. Tylko z perspektywy, co moge dziś jeszcze dać. Jeśli codzienne pytanie bedzie brzmiało: Co chcę i moge dać dzisiaj z "tego czego mi nie dostaje". To jest OK. Jeśłi pytanie bedzie brzmial co mam oddać z tego czego mam za wiele, to zawsze bede miał wrażenie, że Jezus, Kościół, dwoci chca mi zabrac to co moje...
3 lutego 2014, 10:02
@Rafał Borowski Nikt nikogo nie wpędza w poczucie winy. Po prostu jeśli ktoś pyta Jezusa co dalej, to Jezus odpowiada... Jeśli zapytasz Jezusa: czy zrobiłem juz dosyć dla innych? Zawsze odpowie Ci:  NIE. Pamiętasz spotkanie Jezusa z bogatym młodzieńcem..? Jezus wpędza go w poczucie winy? Nie po prostu odpowiada mu na pytanie. Ja uważam, że 10 dzieci to szaleństwo :-) Ale to jest perspektywa osoby, która nie ma 10-rga dzieci. I nigdy nie wiadomo, kto ma ciężej ten bez dziecka , z jednym czy z dziesięcioma? Ile nie masz obowiązków Jezus odpowie Ci: kochaj więcej, weź więcej! Ale czy ma to byc kolejne dziecko...  a to już twoja decyzja.
A
Agata
3 lutego 2014, 09:51
Chyba rzeczywiście lepiej polegac na przykładzie. Tak jak napisałam, na razie przykłady rodzin wielodzietnych zachęcają mnie umiarkowanie, więc nie ma o czym mówić. Myślę, że TomaszL zawarł wazną myśl - każdy z nas będzie się rozliczał przed Panem ze swojego życia. W tym też z tej wielkoduszności o której pisze papież. A także z tego co zrobił, żeby jak najlepiej wychować dzieci. Rozmowy o pieniądzach trochę nie mają sensu, no nawet w HV zaznaczone są jeszcze inne warunki - psychiczne, ekonomiczne, socjalne... Jeden utrzyma 4 dzieci, innemu będzie trudno bo jest mniej zaradny... I co, przez to sie nie zbawi? A wracając - każdy z nas sam w swoim sumieniu musi rozeznac - czy wystarczy mu miłości i ufności. Osoby, którym nie podobał się ton artykułu odpowiadają właśnie na ten zarzut - że źle rozeznają. A to jest ocena. Nikt nie chce być powierzchownie oceniany. Poza tym... Ja powoli zaczynam miec alergie na takie odmierzanie linijką - coraz więcej dziedzin życia do odmierzenia - jakbyśmy mogli sami sie zbawic, wypełniając wszystkie przykazania.
3 lutego 2014, 09:45
@T7HRR podałem to jako jedną z opcji, gdzie znałem nie tylko jedną taką rodzinę, gdzie było dużo dzieci, rodzice nie ogarniali tego, tylko jedyne co im pozostało, to puszczenie dzieci samopas, a ulica daje różne nauki. Powtarzam - niech Bóg błogosławi tym, co mają 10-ę dzieci. Ale na litość Boską, przestańcie wpędzać w poczucie winy rodziców, którzy chcą poprzestać na jednym, dwójce lub trójce dzieci.
3 lutego 2014, 09:37
O, artykuł dziś, jak na zamówienie: [url]http://fakty.interia.pl/prasa/news-rzeczpospolita-biedny-jak-polskie-dziecko,nId,1099565[/url] Trójka dzieci obecnie to już zaczyna zakrawać na heroizm, co ponadto, to już najczęściej albo niezaplanowany przypadek i jakoś sobie lepiej lub gorzej radzą, albo aktywność wyczynowa (tak, można wspinać się na Himalaje i ufać Bogu, że się nie zginie...), albo wpędzanie dzieci w wychowanie ulicy, gdzie chłopcy od młodych lat wchodzą na drogę dorabiania kradzieżami, rozbojami, a dziewczyny... Mężczyzn wypowiadających się buńczucznie, jak to fajnie byłoby mieć 10 dzieci i że to niemalże nakaz wiary katolickiej, bo inaczej Bóg kiedyś osądzi to straszliwe zaniedbanie ziemskie, jako małodzietna rodzina, chciałbym zapytać ich żony o zdanie w tym temacie. @Rafał Borowski Z wskazanego artykułu: "- Polskie państwo jest odwrócone do młodych plecami. Nasza polityka społeczna postawiona jest na głowie, bo często pomagamy tym, którzy takiej pomocy nie potrzebują, a zapominamy o najsłabszych, m.in. dzieciach - podkreśla w rozmowie z gazetą prof. Krystyna Iglicka, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego." Generalnie buduje sie przekaz, bądźcie odpowiedzialni: miejcie tyle dzieci na ile was stać  czyli góra jedno dziecko, bo inaczej dzieci wyrosna na złodziei a córki na prostytuki. Panie Rafale - bzdury Pan piszesz. Jeśli popatrzy Pan na portret galerianki czy narkomana w ośrodku Monaru - zobaczy pan zazwyczaj to samo dziecko z "dobrego" domu i dwoje rodziców pracujących na jedynaka... Oczywiście jest też bieda i margines dziedziczony z pokolania na pokolenie ale to juz rozeszlo się z wielodzietnościa...
3 lutego 2014, 09:22
O, artykuł dziś, jak na zamówienie: [url]http://fakty.interia.pl/prasa/news-rzeczpospolita-biedny-jak-polskie-dziecko,nId,1099565[/url] Trójka dzieci obecnie to już zaczyna zakrawać na heroizm, co ponadto, to już najczęściej albo niezaplanowany przypadek i jakoś sobie lepiej lub gorzej radzą, albo aktywność wyczynowa (tak, można wspinać się na Himalaje i ufać Bogu, że się nie zginie...), albo wpędzanie dzieci w wychowanie ulicy, gdzie chłopcy od młodych lat wchodzą na drogę dorabiania kradzieżami, rozbojami, a dziewczyny... Mężczyzn wypowiadających się buńczucznie, jak to fajnie byłoby mieć 10 dzieci i że to niemalże nakaz wiary katolickiej, bo inaczej Bóg kiedyś osądzi to straszliwe zaniedbanie ziemskie, jako małodzietna rodzina, chciałbym zapytać ich żony o zdanie w tym temacie.
J
jerzy
3 lutego 2014, 07:48
Trzeba sie opierać na anuce Jana Pawła II o miłości i rodzinie a nie na artykulikach nudzącego sie w zakonie brata , z parciem na szkło, i zadufanego w swowjej wiedzy na wszystkie tematy ? Czy to nie obciach tak wypiywac co chwile jakieś pouczenia i wymądrzanie się, Bracie?
K
katarzyna
3 lutego 2014, 07:32
Ok, katolikom pozostaje też zaufac Bogu. Dokładnie. O tym też pisze brat Damian. ... I jak widać trudno to przyjąć. Dlatego niestety takie teksty nie mają sensu, bo przekonanych nie trzeba przekonywać. Oni zrozumieją trochę cięty styl, inni się obrażą. Tylko przykład pociąga. No ale to nie jest zadanie br. Damiana.
WD
Wujek Dobra Rada, Mistrz Ciętej
3 lutego 2014, 06:10
za 8 godzin w hipermarkecie płacą 1700 brutto na miesiąc i nie ma innej opcji Płaca brutto nie istnieje. To ściema. Aby pracownik dostał na rękę ok.1200zł (i de facto tyle zarobił) firmę kosztuje to ok.2000zł: to co pracownik dostaję + podatki, które wędrują do kasy państwa (w tym przykładzie, jak widać, ok.800zł).
M
Majka
3 lutego 2014, 00:44
Zaznaczę jeszcze, że nie mam nic przeciwko, a nawet podziwiam rodziny wielodzietne, ale nie podoba mi się docinanie małżeństwom decydującym się na 1/2 dzieci.
M
Majka
3 lutego 2014, 00:41
Nie zgadzam się, że kończenie na 1 dziecku to okrucieństwo i że jedynaki myślą, że są pępkiem świata. Bardzo skrajne myślenie, coś jak blondynki są głupie. Jeśli drogi Autorze Twoi koledzy uczyli sie koło 30tki tego, czego Ty się nauczyłeś w dzieciństwie to widać, że tamci rodzice sobie średnio poradzili z jednym dzieckiem, to z trójką poszłoby im lepiej?
2 lutego 2014, 22:43
ciekawsza byłaby mediana. Racja. [url]http://www.ekonomia.rp.pl/artykul/971622.html[/url] Ok, katolikom pozostaje też zaufac Bogu. Dokładnie. O tym też pisze brat Damian.
2 lutego 2014, 22:35
Średnia zarobków nic nie mówi, ciekawsza byłaby mediana. Tyle że dla ilości dzieci zarobki są sprawą drugorzedną. I to z kilku powodów - chocby z faktu, iz kazdy ma szansę zarabiac wiecej, ale tez każdy ma ryzyko utraty zarobków, ktore posiada (nawet tych bardzo niskich). Rozsądek nakazwywałby nie mieć w ogóle dzieci, bo przecież nie ma żadnej gwarancji utrzymania statusu materialnego przez lat 19, czyli do pierwszego realnego punktu, gdy dziecko skończy lat 18 i moze sie juz usamodzielnić. A zakładając wykształcenie dziecka, to jest lat 25-26. Czy jest ktoś tutaj, kto wie co będzie za lat 25? Więc albo sie ryzykuje i są dzieci, jedno, dwoje, troje,... Albo się nie ryzykuje. Nic innego nie pozostaje. Ok, katolikom pozostaje też zaufac Bogu.
2 lutego 2014, 22:34
jest funkcją między innymi tych dwu czynników, ale obserwując dochody często ich wpływ nie jest decydujący :-) Prawda. Empatia, umiejętność współpracy, umiejętność sprzedania się bywają bardziej istotne. Mimo wszystko, trzeba chcieć pracować, a nie narzekać, że za 8 godzin w hipermarkecie płacą 1700 brutto na miesiąc i nie ma innej opcji. Znam z widzenia pewnego człowieka, który handluje akcesoriami do telefonów GSM na Allegro. Jest milionerem. Zaczynał od zera. Po prostu, chciało mu się pracować. Jeden ze znajomych młodych ludzi zarobił przypadkiem kilkaset tysięcy za kilka dni pracy. Też tylko dlatego, że po prostu, chciało mu się pracować. Pieniądze przyszły PO pracy. I zdecydowanie to nie one decydują o tym, ile kto ma dzieci.
2 lutego 2014, 22:29
Większość nie zarabia więcej jak 2000 zł.[...] Napisałem już o tym w odpowiedzi pani Soni. Dane z Eurostatu są takie, że w Polsce rozwarstwienie społeczne jest "przeciętne" w skali Europy, więc nie masz racji. [url]http://epp.eurostat.ec.europa.eu/statistics_explained/index.php/Income_distribution_statistics/pl[/url] Poza tym, jak wyleciało mi z głowy i jak nie napisałem w odpowiedzi pani Soni, to, ile się zarabia, nie ma w rzeczywistości większego znaczenia. Gdy nie miałem dzieci, zarabiałem poniżej minimalnej. Gdy miałem dwójkę dzieci, zarabiałem coś około 3000 na rękę. Obecnie, mając naprawdę liczną rodzinę, biorę każde dodatkowe zlecenie i mimo pracy w budżetówce, jest dobrze. Póki Bóg da zdrowie, będę pracował, ile dam radę. Komentarze takie, jak pani Soni mnie śmieszą. Ludzie, weźcie się do pracy, a nie narzekajcie, że pracodawca mało płaci. Uffff. Wracając, zaufanie Bogu to podstawa. Gdyby ktoś 10 lat temu podał mi moje średnie zarobki za ostatni rok, popukałbym się w głowę.
2 lutego 2014, 22:28
 ile się zarabia jest funkcją tego, ile się pracuje i ile się wie.  @lex jest funkcją między innymi tych dwu czynników, ale obserwując dochody często ich wpływ nie jest decydujący :-)
2 lutego 2014, 22:23
@Rafale - co znaczy uczę sie ufać Bogu? W dodatku boleśnie? Jestem wdzięczny Bogu, zę obdarzył mnie dwojką dzieci. Ale jestem tez pewien podjetych decyzji, iz to "tylko" dwójka i mogę z całą pewnościa i z czystym sumieniem zdać relację przed Bogiem z tych decyzji.
2 lutego 2014, 22:23
@Rafał Borowski Tak na serio wielodzietność nie zależy od zarobków.
2 lutego 2014, 22:18
Nie będę Panu tlumaczyć, jak wtedy wygląda kwota zasiłku macierzyńskiego, dla Pana pewnie zasiłek w kwocie 1000 złotych to parę groszy, niektórzy muszą za to żyć cały miesiąc. 1000 zł to 1000 zł. 18 lat temu mniej, niż 1000 zł zarabiałem na miesiąc, więc proszę nie pisać o czymś, o czym nie ma Pani pojęcia :) To po pierwsze. Po drugie, to, ile się zarabia jest funkcją tego, ile się pracuje i ile się wie. Pani zdaje się o tym nie pamięta i dla Pani zarobki to jakieś ulotne pojęcie, sprowadzające się wyłącznie do liczby banknotów, które znajdują się w portfelu pod koniec miesiąca. Pani dochody w czasie urlopu macierzyńskiego nie są takie, jak zarobki innych kobiet. Przykro mi.
2 lutego 2014, 22:18
To proszę jeszcze poszukać odpowiedzi na pytanie,jaki procent Polaków zarabia średnią płacę a wtedy okaże się, ilu ma problem z bieżącymi płatnościami i zapłaceniem tych marnych paru złotych niani... Pani chyba ma problem ze zrozumieniem pojęcia średniej. Na każdego, który zarabia minimalną (1700zł) musi przypadać ktoś, kto zarabia 5900. Jeśli zarabiających naprawdę dużo jest wielu, to wtedy wiele osób może zarabiać płacę minimalną. Nazywamy to rozwarstwieniem. Ale skoro jest ich tak wielu - to automatycznie część społeczeństwa nie jest biedna i można do nich skierować pytanie o dzieci.  Wracając do Pani pytania (ale nie do głównego wątku, o tym za chwilę), zgodnie z danymi statystycznymi dotyczącymi rozkładu dochodów w UE, rozwarstwienie w Polsce nie odbiega od średniej unijnej. Mamy podobny odsetek osób ubogich i rozkład płac, jak choćby słynny z jakości życia Luksemburg (oczywiście przy dużo niższych średnich zarobkach). Myślenie na poziomie rydzykowego maybacha. Co Pani chciała przez to powiedzieć? A przywołanie pracy sprzedawcy to był przykład, chyba Pan tego nie zrozumiał. Też tak sądzę :) Zawodów,w których zarabia się grosze jest dużo więcej, Proszę Panią, na to mam dwie odpowiedzi. Pierwsza, proszę wskazać, ile. Druga: było się uczyć. jeszcze więcej jest sytuacji,gdzie na papierze jest inna kwota (ozusowana) a w praktyce pracownik dostaje kilkaset złotych więcej. Byłbym zadowolony z takiej sytuacji. Czy Pani wie, dlaczego, czy nie bardzo? cd..
2 lutego 2014, 22:09
Lex, statystyka którą przywołujesz, pasuje do klasycznego przykładu: Jedną nogę trzymasz w misce z wodą 0 stopni, drugą 80 (zapewniam, że parzy i to mocno), ale średnio statystycznie trzymasz swoje nogi w wodzie o temp. 40 stopni (fajna, ciepła). Średnia, o której wspominasz, wynika z bardzo wysokich pensji mniejszej części społeczeństwa. Większość nie zarabia więcej jak 2000 zł. A to tylko finanse na bieżące utrzymanie A gdzie reszta? A sprawy pozafinansowe z czasem, uwagą poświęconą dzieciom? Uważam, że na dziś dobry model to dwójka dzieci, co któreś małżeństwo trójka. Inni będą się cieszyć jednym. Inni 10-ą. Margines yuppies, karierowiczów, zarabiających niezłą kasę, egoistycznie pędzących za tym i owym światowym, niech nie będzie normą do oceny ludzi i wywoływania w nich poczucia winy. Nie mówię tu o sobie, bo czuję się usprawiedliwiony, ale mam przyjemność codziennie odwiedzać kolejne nowe rodziny, w związku ze związkiem i przyglądać się temu polskiemu eldorado w przeciętnej rodzinie na tzw. prowincji. Więcej zrozumienia dla innych, zamiast sądzenia.
2 lutego 2014, 22:05
Irytowało mnie, że papiez Franciszek tak wiele mówi o pomaganiu imigrant a tak mało o teologii czy bierzącej walce z postepami postepu... ale jak czytam wpisy pod tym artykułem to coraz bardziej rozumiem o czym mówi Franciszek. Miarą chrzescijaństwa jest poświęcenie siebie dla innych. "Życie jest wyborem" - jak się poświęcisz to Twój wybór. 
S
Sonia
2 lutego 2014, 21:47
"Średnia płaca pod koniec 2013 wynosiła w Polsce 3834 zł. Jeśli pracują oboje rodzice, to płacenie rachunków za ogrzewanie, raty za pralkę itp. nie jest żadnym problemem, nie jest wtedy też problemem zapłacenie paru złotych niani za odprowadzenie dzieci do przedszkola czy do szkoły" To proszę jeszcze poszukać odpowiedzi na pytanie,jaki procent Polaków zarabia średnią płacę a wtedy okaże się, ilu ma problem z bieżącymi płatnościami i zapłaceniem tych marnych paru złotych niani...Myślenie na poziomie rydzykowego maybacha. A przywołanie pracy sprzedawcy to był przykład, chyba Pan tego nie zrozumiał. Zawodów,w których zarabia się grosze jest dużo więcej, jeszcze więcej jest sytuacji,gdzie na papierze jest inna kwota (ozusowana) a w praktyce pracownik dostaje kilkaset złotych więcej. Nie będę Panu tlumaczyć, jak wtedy wygląda kwota zasiłku macierzyńskiego, dla Pana pewnie zasiłek w kwocie 1000 złotych to parę groszy, niektórzy muszą za to żyć cały miesiąc. Syty głodnego nie zrozumie.
2 lutego 2014, 21:44
@ Rafał Borkowski A przy okazji lex, ile Ty masz dzieci? Chyba kilka razy więcej, niż średnia krajowa, przy czym nie wiem zbyt dokładnie, ile ona wynosi :) To prawda, nie mam powodu kłamać. odpowiedzialne rodzicielstwo Odpowiedzialne rodzicielstwo polega na tym, by kochać swoje dzieci. ubrania w miarę dobrej jakości, żeby nie rozleciały się po dwóch praniach, kosztują prawie tyle, co dla dorosłego człowieka. A dziecko szbko wyrasta. Tak, ubrania dla młodszych tylko się "dokupuje", uzupełnia. Poza tym, nie przesadzajmy: nową kurtkę Geox dla najmłodszej kupiłem w zeszłym miesiącu za jakieś 130 zł. Dla dorosłego kosztuje 3 razy tyle. Wyżywienie Jedzenie dla dwójki dzieci i dla czwórki kosztuje tyle samo. 2000 Pamiętaj, że minimalna płaca to około 1700 zł, a średnia musi się jakoś "zapiąć". Skoro nikt nie zarabia mniej, niż 1700, a średnia wynosi 3800, to - wniosek nasuwa się sam. Zarabiających 2000, lub mniej, jest niewielu. dlaczego o bardzo licznym potomstiwe jako wzorze do naśladowania wypowiadają się w zasadzie tylko mężczyźni, a jakieś zdania odmienne, w zasadzie same kobiety? Bo ja wiem, moja żona uważa dyskusje w sieci za głupotę, więc na pewno nie zabierze zdania. Jest mądrzejsza ode mnie, nie lubi tracić czasu ;)
2 lutego 2014, 21:39
TomaszL, no właśnie, sam masz "tylko" dwójkę dzieci, bo tak się ułożyło, a jesteś w stanie wpędzać w rodzaj poczucia winy innych, że nie mają wielodzietnych rodzin... Ot i to. Zaufanie Bogu, zapewniam Ciebie, że uczę się tego dzień w dzień. Bywało (i nie raz jeszcze zabędzie zapewne), że boleśnie. Ale dzieci to nie zabawki, że możemy sobie zaryzykować - a, niech tam, jakoś to będzie... Jest też coś takiego jak nie wystawianie Boga na próbę, do tego Bóg dał nam rozwagę. Uważam, że kobiety w podejściu do dzieci są dużo bardziej rozważne i odpowiedzialne od nas, bo to one głównie noszą na sobie ciężar związany z ich wychowaniem, codzienną troską (nie wspomnę już o ciąży, rodzeniu) i są bardziej wiarygodne w tym temacie.
2 lutego 2014, 21:39
@Rafale - masz racje, dzieci dużo kosztują. Pieniędzy, czasu, energii. Nie sa tez, jak to bywało wczesniej, bezpośrednim zabezpieczeniem starości.  Wszystko prawda, tyle że to jest prawda człowieka nie wierzącego Bogu. 
M
myśląca
2 lutego 2014, 21:36
Zastanawia mnie jedno - dlaczego o bardzo licznym potomstiwe jako wzorze do naśladowania wypowiadają się w zasadzie tylko mężczyźni, a jakieś zdania odmienne, w zasadzie same kobiety? Wiecie dlaczego tak jest, czy też nie mieliście jeszcze żadnej refleksji w tym temacie? ... No właśnie, bardzo trafna uwaga!
2 lutego 2014, 21:33
Cytuję obydwu, ale pytanie do każdego indywidalnie - @Tomaszl i @Paulus - ile macie dzieci? @Rafale - "mam" (nie lubię tego określenia) dwójkę dzieci. Tak sie nam życie ułozyło.  Nigdy nie patrzyliśmy na ilość dzieci w rodzinie przez pryzmat tzw. możliwosci finansowych czy materialnych. Te sa naprawdę małoznaczące i tu w pełni zgadzam się z tym co pisze Lex.  Plany finansowem szczególnie te dłuższe niz miesiac czy kwartał są nic nie warte, zycie jest zbyt dynamiczne, a ingerencja Boga w sytuacjach wydawałoby sie po ludzku beznadziejnych czasami wręcz namacalna. 
2 lutego 2014, 21:32
Kilimandżaro, mercedes-banialuki. Płacenie rachunków za ogrzewanie, raty za pralkę, niemożliwość pogodzenia zwykłej pracy np.sprzedawcy w markecie z odprowadzaniem dzieci doprzedszkola i szkoły-to zmartwienia zwykłych ludzi. :) Średnia płaca pod koniec 2013 wynosiła w Polsce 3834 zł. Jeśli pracują oboje rodzice, to płacenie rachunków za ogrzewanie, raty za pralkę itp. nie jest żadnym problemem, nie jest wtedy też problemem zapłacenie paru złotych niani za odprowadzenie dzieci do przedszkola czy do szkoły. Jeśli pracuje jedno z rodziców, to może pracować więcej i zarabiać lepiej. Poza tym odpada wtedy koszt jedzenia w pracy i koszt niani. Bądźmy poważni, ile procent Polaków pracuje w marketach? Jaka jest średnia wieku osób pracujących w marketach? Dla dobra sprawy :P, załóżmy, że ci, którzy pracują w marketach, nie powinni mieć zbyt dużych rodzin.
2 lutego 2014, 21:31
@lex - dziękuję za odpowiedź w imieniu dwóch szanownych, ale jednak moje pytanie skierowane do nich miało inny cel, dlatego wdzięczny byłbym, gdyby mi odpowiedzieli. A przy okazji lex, ile Ty masz dzieci? Lex, nikt nie przeczy, że znajdą się rodziny, które mają 8-10 dzieci i są przeszczęśliwe, spełnione. Jak im Bóg pobłogosławił i ilością i tym, że dali radę, a nie stali się patologiczną rodziną, niech im dalej błogosławi! Tego im nikt nie zabiera i nie żałuje. Jednak w kwestii każdej pozostałej rodziny jest coś takiego jak odpowiedzialne rodzicielstwo. Przywoływane wielodzietne rodziny z przeszłości, jako powszechniejszy standard, to raczej środowiska wiejskie, gdzie dzieci od najmłodszych lat były angażowane we wspólną pracę na utrzymanie rodziny. Inny był też standard życia. Masz dziecko/dzieci? To zapewne w minimalnym stopniu orientujesz się, że choćby ubrania w miarę dobrej jakości, żeby nie rozleciały się po dwóch praniach, kosztują prawie tyle, co dla dorosłego człowieka. A dziecko szybko wyrasta. Wyżywienie - nie wystarczy szczaw i mirabelki. Edukacja - nie wystarczy edukacja uliczna lub choćby na trzepaku. Lekarze, lekarstwa? Zabawki? Wszystko kosztuje i jak zarabiasz 2000 zł (dla niektórych to małe zarobki, ale masa ludzi marzy o takich pensjach), to po opłaceniu rachunków te pojedyncze setki złotych rozchodzą się w mgnieniu oka. 8-10 dzieci to w zasadzie mama cały czas rodzi, odchowuje, może pracować poza domem tylko ojciec. Z jednej pensji? Chyba, że ideałem wielodzietnej rodziny jest polityka żebractwa wszystkich potrzebnych artykułów od ludzi z otoczenia. Zastanawia mnie jedno - dlaczego o bardzo licznym potomstiwe jako wzorze do naśladowania wypowiadają się w zasadzie tylko mężczyźni, a jakieś zdania odmienne, w zasadzie same kobiety? Wiecie dlaczego tak jest, czy też nie mieliście jeszcze żadnej refleksji w tym temacie?
2 lutego 2014, 21:21
@ Słaba Jeszcze kilka poślednich myśli. Gdy jakiś ksiądz ściśle wymaga określonych stawek za pogrzeb, ślub, gdy niechętnie dzieli się z biednymi tym, co ma, gdy jeździ luksusowym autem i stroi się jak baba, łatwo przychodzi nam zwrócić na niego uwagę i wytykać palcami. Łatwo czuć się lepszym. Tak, to zły ksiądz, który zamiast oddać się swojemu powołaniu, zamiast dbać o Królestwo Boże, stara się zapewnić sobie lepsze jutro. Naszym powołaniem jest bycie rodzicami. Nie liczmy, ile pieniędzy starczy na dzieci, bo wtedy w czym jesteśmy różni od księdza, który zapomniał o swoim powołaniu? Powiem Ci tak: Bóg dba o nas bardziej, niż my o nasze dzieci. Ilebyś nie planowała, liczyła, plany można wyrzucić do kosza, a w liczeniu zawsze są koszmarne błędy, wynikające stąd, że nie uwzględniłaś tego, co On może.
S
Sonia
2 lutego 2014, 21:19
"Nie pojadę na Kilimandżaro, być może nie napiszę doktoratu i nie będę mieć mercedesa, którym mógłbym jeździć do swojej willi nad jeziorem." Takie dylematy to może ma co setna rodzina,większośc rodzin z dziećmi niestety musi wybierać między tym, któremu dziecku kupić buty, czy dzieci mogą wyjechać na wycieczkę szkolną (może zabraknąć pieniędzy do następnej wypłaty). Dobrze tu widać  straszną przepaść między tym, jak problemy małżonków widzi osoba duchowna (która nie ma obowiązku dbać o to, by jakiekolwiek dziecko mogło się w zimowe poranki ubrać w ciepłą kurtkę) a rzeczywistością w polskim domu. Kilimandżaro, mercedes-banialuki. Płacenie rachunków za ogrzewanie, raty za pralkę, niemożliwość pogodzenia zwykłej pracy np.sprzedawcy w markecie z odprowadzaniem dzieci doprzedszkola i szkoły-to zmartwienia zwykłych ludzi.
2 lutego 2014, 21:10
@ Rafał Borowski Odpowiem za wezwanych do tablicy. Bo mogę. Posiadanie większej liczby dzieci, niż to wynika ze współczesnej mody i z wstępnych kalkulacji, jest zaskakującym szczęściem dla kogoś, kto (dzięki Bogu) tego szczęścia doświadczył. @ Słaba - Czy katolik powinien brać takie rzeczy pod uwagę? Nie. - Czy dzieci muszą mieć osobny pokój? Powinny mieć, ale to nie jest najistotniejsze. Mieszkanie i dom łatwiej zmienić, niż dzieci. - Czy są jakieś warunki odnośnie zdrowia fizycznego i psychicznego rodziców i dzieci, które należałoby wziąć pod uwagę przy rozważaniu o wielkości rodziny? Tak, to bardzo proste. Im więcej dzieci, tym są szczęśliwsze i tym szczęśliwsi są rodzice. Porównanie też jest proste. Przecież rodzice, którzy mają na przykład piątkę dzieci, pamiętają, jak było, gdy mieli jedno dziecko, czy dwójkę dzieci. - Czy rozważanie takich rzeczy jest brakiem zaufania Bogu? Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. [...] Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? [...] Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.
K
konwalia
2 lutego 2014, 19:14
Wszyscy jesteśmy stworzeni przez Boga wolnymi w swoich decyzjach i wyborach lecz nie jesteśmy  panami i stworzycielami swojego życia co najwyżej możemy je kształtować i nadawać mu kierunek. W pytaniu Ani cytowanym na początku artykułu zawarte są obawy, warto zadać sobie pytanie skąd one wynikają bo dotyczą każdego z nas. Czasem  stawiamy pytania z pozycji bożego niewolnika. To daje do myślenia jaki obraz  Boga mamy w sercu i umyśle. Jeżeli ktoś zastanawia się czy musi lub chce bo musi to żyje tak jakby pod presją co może prowadzić do frustracji. Człowiek powinien rozeznawać i kierować się dobrem płynącym z serca i umysłu w przekonaniu że czyni dobrze. Każdy ma swoją szansę piękna i trudu, sakrament daje moc zbawczą i łaskę trwania , wszyscy bez wyjątku  pragniemy kochać. Kryterium właściwych wyborów przekazał nam Bóg w przykazaniu miłości a pojęcie miłości doskonale wyjaśnił św. Paweł w hymnie o miłości. Cała reszta zależy od konkretnej sytuacji konkretnych ludzi. Niezmiennie kocha tylko Bóg bo ponad życie a my mamy w Nim dobry wzór. Jeżeli ilość dzieci w konkretnej rodzinie może przyczynić się do postępu duchowego i wzrastania jej członków w świętości to należy tę możliwość wykorzystać. Czasem bywa i tak że jedno lub dwoje dzieci świetnie wydoskonali w miłości. Miłość to odpowiedzialność a  ilość trudu nie jest równoważna jego wartości. .
2 lutego 2014, 17:08
Czy katolik musi mieć duzo dzieci? Katolik nic nie musi.  Decyzja ile dzieci chce wychowac jest decyzja osobista małżonków z której złożą któregoś dnia sprawozdanie. I wielu wtedy będzie miało zal do siebie, że bali sie przyjąć dar potomstwa. ... Ja znam małżeństwa, które już tu na ziemi żałują, że mają tylko dwoje dzieci. Chieli by więcej, ale nie wychodzi, bo jest czas minął. Cytuję obydwu, ale pytanie do każdego indywidalnie - @Tomaszl i @Paulus - ile macie dzieci?
S
Słaba
2 lutego 2014, 16:26
Jako przyczynek do rozważań: Minimum socjalne we wrześniu 2013: - dla gospodarstwa 4-osobowego (mężczyzna, kobieta, jedno dziecko młodsze 4-6 lat, jedno dziecko starsze 13-15 lat) wynosiło 3386.79 zł. - dla gospodarstwa 5-osobowego (mężczyzna, kobieta, jedno dziecko młodsze, dwoje dzieci starszych) wynosiło 4143.64 zł. podaję za: https://www.ipiss.com.pl/aktualnosci_stale/min%C2%ADi%C2%ADmum-soc%C2%ADjal%C2%ADne-i-min%C2%ADi%C2%ADmum-egzystencji Jak myślicie: - Czy katolik powinien brać takie rzeczy pod uwagę? - Czy dzieci muszą mieć osobny pokój? - Czy są jakieś warunki odnośnie zdrowia fizycznego i psychicznego rodziców i dzieci, które należałoby wziąć pod uwagę przy rozważaniu o wielkości rodziny? - Czy rozważanie takich rzeczy jest brakiem zaufania Bogu? Pytam serio, bo rozważania o Kilimandżaro i dojazdach mercedesem do willi nad jeziorem, nie są poważnym podejściem do sprawy.
P
Paulus
2 lutego 2014, 15:58
Czy katolik musi mieć duzo dzieci? Katolik nic nie musi.  Decyzja ile dzieci chce wychowac jest decyzja osobista małżonków z której złożą któregoś dnia sprawozdanie. I wielu wtedy będzie miało zal do siebie, że bali sie przyjąć dar potomstwa. ... Ja znam małżeństwa, które już tu na ziemi żałują, że mają tylko dwoje dzieci. Chieli by więcej, ale nie wychodzi, bo jest czas minął.
2 lutego 2014, 13:03
Czy katolik musi mieć duzo dzieci? Katolik nic nie musi.  Decyzja ile dzieci chce wychowac jest decyzja osobista małżonków z której złożą któregoś dnia sprawozdanie. I wielu wtedy będzie miało zal do siebie, że bali sie przyjąć dar potomstwa.
V
veto
2 lutego 2014, 12:47
Autor to znany z deonu brat od hucpy z różnych tematów i miejsc. Nie wie co robić w tym zakonie chyba i nic mu nie wychodzi oprócz szukania poklasku w internecie. A każdy artykuł to kompromitacja osoby kosekrowanej w duchu pokory, czystości i ubóstwa.Poczytajcie jego poprzednie artykuliki...
P
Paulus
2 lutego 2014, 12:13
Zacytyjmy sprawozdanie z wizyty ad limina polskich biskupów: Jednym z podjętych problemów była współczesna materialistyczna kultura, konsumpcji i posiadania przed którą musimy bronić samych siebie jako biskupi i ostrzegać przed zagrożeniami innych ludzi. Papież zwrócił uwagę jak to rzutuje na kwestię posiadania potomstwa: w kulturze dobrobytu trudno wykrzesać ofiarność na rzecz dzieci.
FW
Faceci w czerni
2 lutego 2014, 10:19
@Lex. Artykuł jest katalizatorem emocji i to jest własnie świetne w dyskusji. Damian znowu namieszał.... :)))))))
2 lutego 2014, 09:53
"Myśląca", "doświadczona", "rozczarowana", - aż strach w takim doborowym towarzystwie się odezwać ;) Może więc zamiast tego zapytam: czemu komentujący zwykle komentują własne wyobrażenia? Myślałem, że komentarz powinien odnosić się do artykułu?
R
rozczarowana
2 lutego 2014, 09:48
Przypuszczam ze wlasnie takie myslenie, jakie prezentuje autor stoi za osobami, ktore odpytuja dlaczego nie otwieramy sie na zycie. Autor przeoczył statystyki poronień, niepłodnosci i innych zjawisk, ktore uwaza za marginalne. Pan z neo wykpiwał nauczycielkę, ze nie bedzie mu udzielac porady dzieciom, bo on ma 6, ona 1. Mówić takiemu pewniakowi, ze pani pare razy poroniła i cierpi? moze lepiej nie, bo ów pan ostatnio mowil, ze brak dzieci to kara Boża za cos tam.   Ostatnio zapytał mlody zakonnik kobietę, swiezo po pogrzebie malego dziecka, dlaczego nie otworzy sie na wolę Bozą czyli zycie. Tyle siły miala, by odpowiedziec, ze otwiera sie na wole Bożą, czyli śmierć. Nie wiem, skad ta pewnosc niezlomna i zadowolona, ze wszyscy mogą miec duzo dzieci, co wiecej, powinni sie przyznawac publicznie, dlaczego nie mają. Na zajeciach potraf podejsc pobozny student i zapytac, czy studia nie przeszkadzają nam w rodzeniu dzieci, pani potrafi na poboznym spotkaniu podejsc do prowadzacej i odpytac publicznie, ile dzieci planuje... pewnie sa srodowiska ktore dzieci nie maja, bo nie chcą, ale moze chwila zastanowienia czy plodnosc to sila woli i dobre checi? na temat zalozenia jezuity, ze to panie nie chcą miec dzieci i to z racji kariery - niech mezczyzna troche pomysli o mezczyznach, ojcach mezach...
P
PanSatyros
2 lutego 2014, 09:41
w zasadzie nie wie nawet jak komentowc taki artykół. W zasadzie jest też kwintesencją tego, co mnie zniechęca do kościoła obecnie. Jako człowiek wierzący, głęboko wierzący, niegdyś wieloletni ministrant, lektor, obecnie zaczynam coraz częściej łapać się na tym, że nie potrafie bezkrytycznie przejść obok takich wywodów jak przedstawione w powyższym artykule. Z jednej strony wielodzietność jako droga do zbawienia a z drugiej nauka naturalnych metod antykoncepcji w obowiązkowej rodzinnej poradni przedmałżeńskiej (które zgodnie z teoriami głoszonymi w czasie tych nauk mają skuteczność w okolicach 99%), z kolejnej strony zaś rzesze skazanych na potepienie zakonnic i księży, które nie miały swoich dzieci czyniąć swoje życie puste i nieużyteczne (bo przeciez nie ma biblijnego nakazu celibatu). Ja wiem, że ktoś może powiedzieć, że moje argumenty sa płytkie ale... własnie taki rodzaj teorii przedstawianych w powyższym artykule będzie podstawa, która tych będacych na rozstajach dróg zamiast przyciągnąc do kościoła to odepchnie. Nie wspominając o tym, że teorie przedstawione w tym artykule mają się całkowicie nijak do tego co całkiem niedawno słyszalem w czasie homili w jednym z kościołów... Cóż... obecnie każdy ksiądz głosi prawdy która wydają mu się być słyszne. Tylko wydają się! A z innej strony patrząc - uwielbiam, po prostu uwielbiam jak o wielodzietności pisza ludzie nie mający pojęcia o tym co to sa problemy finansowe. Niestety ale z regóły spłycają oni jedynie problem do kwestii własnego komfortu lub wlonego czasu, ale ta magiczną płaszczyzne finansów potrzebnych do utrzymania licznego potomstwa pomijają.
L
Lkris
2 lutego 2014, 09:25
~Hastatus przeczytaj jeszcze raz mój komentarz i dobrze się zastanów.  1.br. Damian Wojciechowski wydaje się być sterowany przez władze RP To pierwszy taki kwiatek.--może nie znasz polityki prorodzinnej "naszego" rządu, jak ona ma się do politki krajów zachodnich, nie wspominając o skandynawskich  2.Chodzi pewnie o robienie, a w takim razie róbta-- za ok. 30 lat na 100 emerytów pracować będzie 99 osób aktwwnych zawodowo, może ty wiesz z czego wypłacane będą emerytury? bo narazie rząd tego nie wie.  3. Za darmo został urodzony, za darmo wykarmiony, ubrany, wykształcony, zsocjalizowany. Kiedyś powinien ten dług spłacić i jest to obowiązek--to już jakaś kpina  nie wiem kto? może osoby z rodzin zastępczch! tak na nie są pieniądze i to nie małe - państwowe, ale to nie jast ten temat.  4.oby efekt tego typu "nagonki" na młodych i rozsądnych ludzi nie był taki, że mający możliwości wyjadą z polski--znam z najbliższgo otoczenia i nie są to odosobnione przypadki. 5.Protestanci to nie Kościół, bo nie ma tam ciągłości apostolskiej-- i tu chyba twój największy problem-obrażanie ludzi innch wyznań, Protestanci mają swój Kościół biskupów , pastorów, świątynie, taki wywód godzi w dialog ekumeniczny http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,4048,nalezy-kontynuowac-dialog-z-protestantami.html  6. W Twoja wypowiedź jest zupełnie niezborna, jest w niej dużo bezpodstawnych oskarżeń i przeinaczeń--kto kgo oskarża?, przeinacza?,poczytaj inne komentarze a dowiesz się w jaką strunę brat udeżył, wydaje śię żyć z dala od otaczającej zwykłych ludzi rzeczywistości, pisząc ten artykuł dotknął wielu borykających się z utrzmaniem rodziny i starających się jak najlepiej wychować swoje pociechy w szczęśliwych rodzinach. Poczytaj inne komentarze a będziesz wiedział "Czy katolik musi mieć dużo dzieci?"
K
katarzyna
2 lutego 2014, 07:48
@heloiza11 I Ty masz rację, i autor tekstu ją ma. Piszecie jednak o różnych aspektach tematu. Paradoksalnie ludzie, którzy decydują się na np. dwójkę dzieci, właśnie z tych dzieci robią swój życiowy cel, przedłużenie własnego ego, czynią swoim stanem posiadania (oj, jak nie lubię sformułowania "posiadać dzieci"!). Pamiętam jak znajoma, gdy była w ciąży z trzecim dzieckiem, powiedziała, że dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie zapanować nad życiem swoich dzieci. Gdy ma się dwójkę, można mieć jeszcze złudzenia, gdy ma się więcej dzieci, trzeba mieć wiarę... A "co do zasady", to Słowo Boże jest skierowane do każdego człowieka. Być płodnym, nie mając dzieci, albo mając dorosłe już dzieci, to naprawdę jest powołanie do odkrywania (dla kogoś może to być praca zawodowa, o której piszesz). Może autor skłoniony tymi komentarzami napisze coś na ten temat...
Kinga Józefowicz
2 lutego 2014, 00:53
Zgadzam się z heloizą11, dzięki, że to napisałaś, podpisuję się!
T
tak
1 lutego 2014, 22:51
ja tylko dodam, że jesteśmy rodziną z trojgiem dzieci i udało mi się zrobić doktorat, mam dobrą pracę i co roku możemy sobie pozwolić na wymarzone wakacje (tak jako kontrargument do kwestii finansowych i samorealizacyjnych}. My planowalismy swoje, ale Pan Bóg miał inny plan. To prawda, że jesteśmy codziennie zmęczeni, ale niczego nam nie brakuje. Pan Bóg daje więcej niż sie spodziewamy. Trzeba zaufać i już. 
1 lutego 2014, 21:13
Tak, on co do zasady nie jest o mnie - ale jego ważna teza odnosi się także do mnie. Teza ta jest taka (cytuję): "Bóg powiedział człowiekowi, kim on jest i po co żyje. Sensem życia są dzieci". Otóż gdy odniosę ją do swego losu, wniosek jest następujący: moje życie nie ma sensu i nie mam po co żyć. No trudno mi się z tym zgodzić, nie jestem samobójcą. Nie sądzę też, że Bóg uważa moje życie za bezwartościowe. Dlatego twierdzę, że zanim Autor tego tekstu napisał te słowa, powinien się zastanowić. Źródłem problemu jest bowiem niezwykle mocna teza, którą postawił. Bez tej tezy nadal mógłby sobie pokrytykować "małodzietnych" (pomijając to, czy krytyka taka jest słuszna i czy Autor nie deprecjonuje bezrefleksyjnie innych wartości, któe w życiu można realizować, np. związanych z pracą zawodową - naprawdę, pracę też wykonujemy dla kogoś!) [email]taka@heloiza[/email] Ale ten tekst nie jest o Tobie czy osobach będących w takiej sytuacji jak Ty. Rozumiem, że wszystko mierzymy swoją miarą, odnosimy do nas i naszych doświadczeń, też się na tym łapię, ale ten tekst jest o ludziach, którzy mogą z biologicznego punktu widzenia mieć dzieci, a ich nie mają. A raczej o wolności, hojności, odwadze, zaufaniu... ...
M
myśląca
1 lutego 2014, 20:59
A ja uważam, że są ludzie, którzy nie powinni mieć dzieci w ogóle, bo po prostu nie nadają się na rodziców. Nie wiem czemu ludziom się wydaje, że jak biologicznie czy fizycznie są do czegoś zdolni  to powinni to robić? Żeby np. prowadzić samochód trzeba zrobić kurs i zdać egzamin, ale żeby być rodzicem - to potrafi każdy, czego tu się uczyć (??). Każdy z nas ma jakieś życiowe powołanie i nie zawsze jest to rodzicielstwo, trzeba (tylko i aż) umieć je odkryć.
K
katarzyna
1 lutego 2014, 20:59
@heloiza Ale ten tekst nie jest o Tobie czy osobach będących w takiej sytuacji jak Ty. Rozumiem, że wszystko mierzymy swoją miarą, odnosimy do nas i naszych doświadczeń, też się na tym łapię, ale ten tekst jest o ludziach, którzy mogą z biologicznego punktu widzenia mieć dzieci, a ich nie mają. A raczej o wolności, hojności, odwadze, zaufaniu...
1 lutego 2014, 20:18
Takie teksty sprawiają mi przkrość, sprawiają również, że czuję się w moim Kościele nie na miejscu. Nie mogę mieć dzieci - czy zdaniem Autora moje życie jest bezwartościowe? Owszem, czasem sama tak o nim myślę - lecz czy powinnam być utwierdzana w tym przekonaniu przez katolicki portal? Trochę wrażliwości, proszę! A co mają o tym sądzić osoby wiodące życie konsekrowane, żyjące w związku z tym w celibacie? Dlaczego sprowadzać zycie człowieka do funkcji czysto biologicznej? Chcę być traktowana szacunkiem, bo niosę całkiem ciężki krzyż, chcę, by dostrzeżono heroizm mojego życia, a także - tak, to także - moje osiągnięcia, a nie tylko nierealizowaną przeze mnie rolę matki!
TR
Takes rdsetrs
1 lutego 2014, 20:05
... Proszę nie przyspisywać mi różnych spraw, bo nigdzie nie napisałam, że odrzucam mój Krzyż. Niosę go jak mogę. Czy gdzieś napisałam, że odrzucam rodzicielstwo? Nie, ale uważam, że powinniśmy mieć tyle dzieci na ile nas stać. Jesteśmy ludźmi, nie zwięrzetami i czasem możemy pohamować swój instynkt. Wystarczy zapoznać się z naturalnym planowaniem rodziny i możemy ograniczyć liczbę urodzeń, tak by było to zgodne z wiarą. ...Zgadzam się w 100%. Rozmu też jest stworzony przez Boga! 
D
doświadczona
1 lutego 2014, 19:14
...My nie wychowywaliśmy się w patologicznym środowisku, żadne z rodziców nie miało problemów z nałogami oraz oboje starali się zapewnic nam w miarę przyzwoite warunki. No właśnie starali sie, ale były czasy gdzie żadne nie mogło znaleźć pracy i co wtedy? Dzieci chcą jeść. Dzieci chcą być ubrane. Dzieci nie chcą być gorsze. Jak wyglądałaby wtedy nasza sytuacja gdyby było 6? Miłością rodziny się nie nakarmi. ... Tam ludzie mają inną mentalność (oczywiście ludzie jeść muszą wszędzie), ale nie wiem czy w Afryce dziecko jest odrzucane przez rówieśników ze względu na swój status materialny, bo w Polsce tak. ... Patologia może być różnie rozumiana, także jako skrajne ubóstwo duchowe. Dzieci potrafią być szczęśliwe pomimo biedy, niedojadania, braku ubrań, jak na innych kontynentach. Oczywiście nie jest łatwo w grupie rówieśniczej być tym, który ma mniej. Jednak nie jest też łatwo niedojadać, czy wręcz głodować, marznąć, być uciekinierem itp. Życie nieuchronnie wiąże się z krzyżem. Odrzucając ten krzyż odrzucamy tak naprawdę samego Chrystusa. Ale cierpienie wraca i to spotęgowane, czasem w postaci właśnie nędzy duchowej. Ci, co teraz odrzucają rodzicielstwo, będą pewnie na starość żyć i umierać w nędzy. Lepiej jest cierpieć dla czegoś dobrego przynosząc owoc, niż w skutek egoizmu i grzechu. ... Proszę nie przyspisywać mi różnych spraw, bo nigdzie nie napisałam, że odrzucam mój Krzyż. Niosę go jak mogę. Czy gdzieś napisałam, że odrzucam rodzicielstwo? Nie, ale uważam, że powinniśmy mieć tyle dzieci na ile nas stać. Jesteśmy ludźmi, nie zwięrzetami i czasem możemy pohamować swój instynkt. Wystarczy zapoznać się z naturalnym planowaniem rodziny i możemy ograniczyć liczbę urodzeń, tak by było to zgodne z wiarą.
J
Joanna
1 lutego 2014, 18:21
To albo Pani niedawno brała ślub, albo wie z autopsji co to znaczy być rodzicem wielu dzieci, chyba że ...;) Nie mieszajmy pojęć. Ten tekst o pełnych pasji rodzicach został pewnie zaczerpnięty z jakiejś telenoweli lub seminarium motywacyjnego, a nie kursu przedmałżeńskiego - mam nadzieję. A dzieci, w małżeństwie chrześcijańskim, nie są żadną opcją, ale integralną częścią. ...Miałam na myśli to, że ja zostałam wychowana w domu w którym sensem życia były dzieci i wiem jak bardzo to rani i jak jest niszczące dla dorosłego już dziecka (była nas trójka). Bardzo przykre jest to sformułowanie o telenoweli... Chyba mamy zupełnie inne pojęcie chrześcijaństwa. Mi wiara w Boga pomaga żyć pełnią życia (szczęśliwie)i rozwijać się (przypowieść o talentach) i to bym chciała pokazać swoim dziecią - czemu z nimi nie wejść na Kilimandżaro. Znam małżeństwa, które właśnie taką wizję przekazują swoim dziecią (jedno z nich ma dwójkę drugie czwórkę).  Myślę, że to zasługa formacji ojców dominikanów, którzy pokazują, że wiara w Boga to nie jest rezygnowanie z siebie i wieczne biczowanie i umartwianie, ale droga do szczęścia i to też tego na ziemi. 
E
em
1 lutego 2014, 18:15
Ten artykuł jest okrutny dla jedynaków, którym nie dane było mieć rodzeństwa  (śmierć czy choroba rodziców), szufladkuję się ich jako egoistów, którzy są "pepkiem świata". Ktoś inny mógłby zaszufladkować z kolei wielodzietne rodziny jako "patologia", która rozmnaża się w niekontrolowany sposób i żyje na garnuszku opieki społecznej. Bogu na pewno podobałoby się aby katolik niezależnie od tego ile ma dzieci nauczył je wiary, nadziei i miłości a nie pychy, która wbijałaby go w poczucie wyższości z powodu wychowania w lepszej bo liczniejszej rodzinie. ...zgadzam się za Tobą! Moja kuzynka jest jedynaczką (w zasadzie) jej mama próbowała zajść w ciążę 9 razy po jej urodzeniu....za każdnym razem traciła dziecko. Raz prawie przypłaciła to życiem. W końcu zdecydowali się na adopcję, kiedy ona miała 24 lata i mieszkała samodzielnie w innym mieście. W sumie można powiedzieć, że wychowała się jako jedynaczka, chociaż zawsze marzyła o rodzeństwie. Było jej bardzo przykro...wyrosła na wspaniała osobę, życzliwą i oddaną pomocy...NIGDY SIĘ NIE ZGODZĘ z tym, że czegoś jej brakowało, była rozpieszczona lub egoistyczna. Mieszakając z nią w akademinku każdy mógł na nią liczyć, pracuje teraz w szpitalu i oddaje się pomocy innym...
E
edit
1 lutego 2014, 18:04
Ja myślę, że to kwestia tego do czego czujemy się powołani. Jeśli ktoś chce wyjść zamąż i mieć 2 dzieci, bo wie, że jeśli będzie mu ciężko ułożyć życie i w żaden sposób nie czuje się na siłach, żeby mieć więcej to chyba nie powinien się zmuszać...Mieć więcej dzieci, wiedząc, że to nie jest to czego chcemy, że to będzie powodować tylko frustracje i zaufać tylko dla faktu, że chce religia tak sugeruje, do mnie to nie przemawia. Oglądam mnóstwo sfrustrowanych rodzin. Mój mąż pochodzi z domu, gdzie było 6 dzieci. Rodzice chodzą do kościoła, modlą się, finansowo, zawsze było b.dobrze. Mimo to przemęczona matka cały czas krzyczała i wyrzucała dzieciom to, że przez nich nie poszła na studia, że jest przez nich uwiązana...wiem, że to znaczy, że za mało ufała, ale efekt jest taki, że trójka z nich leczy się na depresję a jeden jest niepijącym alkoholikiem. Dzieci nie mogą ponosić winy, za brak zaufania rodziców, ale ponoszą KONSEKWENCJE
P
Ps
1 lutego 2014, 18:00
Sama niedawno brałam ślub i wczśniej chodziłam na kurs przedmałżeński ... bo dziecko powinno być wychowywane przez szczęśliwych i pełnych pasji rodziców, którzy pokarzą dziecku jak wkroczyć w dorosłe życie. Nie ma nic gorszego jak uznawanie swoich dzieci za sens swojego życia, wiem to z atopisji. ... To albo Pani niedawno brała ślub, albo wie z autopsji co to znaczy być rodzicem wielu dzieci, chyba że ...;) Nie mieszajmy pojęć. Ten tekst o pełnych pasji rodzicach został pewnie zaczerpnięty z jakiejś telenoweli lub seminarium motywacyjnego, a nie kursu przedmałżeńskiego - mam nadzieję. A dzieci, w małżeństwie chrześcijańskim, nie są żadną opcją, ale integralną częścią.
J
Joanna
1 lutego 2014, 17:35
Zupełnie się nie zgadzam z podejściem do posiadania dzieci opisanym w artykule. Jestem katoliczką i wiem, że sensem życia nie są dzieci!! Dzieci są "jedynie" owocem miłości małżonków. Sama niedawno brałam ślub i wczśniej chodziłam na kurs przedmałżeński gdzie jasno było powiedziane, że jako katolicy mamy być otwarci na dar potomstwa, ale nie ma żadnego przymusu, czy nakazu dotyczącego liczby posiadanych dzieci. Nie bez powodu mamy także rozum, i zdolnośc ocenienia ile i kiedy chcemy mieć dzieci. Dlatego też, na kursach jest mowa o naturalnym planowaniu rodziny. Nie każdy ma warunki i siły wychowywać 10 dzieci i może je tylko skrzywdzić, bo dziecko powinno być wychowywane przez szczęśliwych i pełnych pasji rodziców, którzy pokarzą dziecku jak wkroczyć w dorosłe życie. Nie ma nic gorszego jak uznawanie swoich dzieci za sens swojego życia, wiem to z atopisji, jak potem trudno samemu stanąć na nogi i oderwać "pępowinę".
K
katarzyna
1 lutego 2014, 16:55
@Doświadczona Przenosisz swoje własne doświadczenie na wszystkich. A nie każdy, kto przeżyłby dokładnie takie doświadczenia, jak Twoje, reagowałby dokładnie tak jak Ty. Moi rodzice też się kłócili, ale przynajmniej nauczyłam się, że miłość nie jest zagłaskiwaniem, bo widziałam też, że się kochają i szanują. Wychowałam się w rodzinie "średniodzietnej", według nazewnictwa autora tekstu, ale o tym, że jesteśmy biedni dowiedziałam się od koleżanki, z którą się bawiłam. Tak, to zabolało, ale przede wszystkim wywołało moje zdziwienie - bo ja się czułam szczęśliwa:) Miłością można nakarmić. Moja Mama często wspominała takie sytuacje, gdy już było bardzo krucho, a niespodziewanie przychodziło rozwiązanie. Myślę, że to kształtowało także moją wiarę. Dlatego myślę, że rodzice choć nie mogli dać mi wielu rzeczy, dali bardzo wiele... Powodzenia w godzeniu się z własną historią!
H
Hsts
1 lutego 2014, 14:55
...My nie wychowywaliśmy się w patologicznym środowisku, żadne z rodziców nie miało problemów z nałogami oraz oboje starali się zapewnic nam w miarę przyzwoite warunki. No właśnie starali sie, ale były czasy gdzie żadne nie mogło znaleźć pracy i co wtedy? Dzieci chcą jeść. Dzieci chcą być ubrane. Dzieci nie chcą być gorsze. Jak wyglądałaby wtedy nasza sytuacja gdyby było 6? Miłością rodziny się nie nakarmi. ... Tam ludzie mają inną mentalność (oczywiście ludzie jeść muszą wszędzie), ale nie wiem czy w Afryce dziecko jest odrzucane przez rówieśników ze względu na swój status materialny, bo w Polsce tak. ... Patologia może być różnie rozumiana, także jako skrajne ubóstwo duchowe. Dzieci potrafią być szczęśliwe pomimo biedy, niedojadania, braku ubrań, jak na innych kontynentach. Oczywiście nie jest łatwo w grupie rówieśniczej być tym, który ma mniej. Jednak nie jest też łatwo niedojadać, czy wręcz głodować, marznąć, być uciekinierem itp. Życie nieuchronnie wiąże się z krzyżem. Odrzucając ten krzyż odrzucamy tak naprawdę samego Chrystusa. Ale cierpienie wraca i to spotęgowane, czasem w postaci właśnie nędzy duchowej. Ci, co teraz odrzucają rodzicielstwo, będą pewnie na starość żyć i umierać w nędzy. Lepiej jest cierpieć dla czegoś dobrego przynosząc owoc, niż w skutek egoizmu i grzechu.
D
Doświadczona
1 lutego 2014, 14:15
Drogi br. Damianie z własnego doświadczenia powiem, że tam gdzie są dzieci, a nie ma funduszy na ich utrzymanie, nie ma czasu na ich wychowywanie nie ma szczęścia. Tam są kłótnie o pieniądze, żale, złości i nieszczęśliwe dzieciństwo które odciska piętno na całe nasze życie. ... @Doświadczona Te słowa świadczą niestety o braku doświadczenia i zrozumienia. Słyszała Pani kiedyś o Afryce, Azji, Ameryce Południowej? Tam ludzie mają wiele dzieci i żyją szczęśliwie pomimo ubóstwa materialnego, nieraz skrajnego. To, o czym Pani pisze, to jest ubóstwo duchowe i zamknięcie się w sobie. Oczywiście trudno całą winę zrzucać na rodziców, bo do czegoś takiego przyczynia się też patologiczne środowisko. ...My nie wychowywaliśmy się w patologicznym środowisku, żadne z rodziców nie miało problemów z nałogami oraz oboje starali się zapewnic nam w miarę przyzwoite warunki. No właśnie starali sie, ale były czasy gdzie żadne nie mogło znaleźć pracy i co wtedy? Dzieci chcą jeść. Dzieci chcą być ubrane. Dzieci nie chcą być gorsze. Jak wyglądałaby wtedy nasza sytuacja gdyby było 6? Miłością rodziny się nie nakarmi. U nas były ciągłe kłótnie z powodu braku pieniędzy i nie marzyłam nawet żeby wyjechać na Kilimandżaro, bo rodziców nie było stać żebyśmy chociaż raz w życiu zobaczyli morze, czy góry. Porównywanie do Afryki jest niepotrzebne. Tam ludzie mają inną mentalność (oczywiście ludzie jeść muszą wszędzie), ale nie wiem czy w Afryce dziecko jest odrzucane przez rówieśników ze względu na swój status materialny, bo w Polsce tak.
S
Saint-Germain-des-Pres
1 lutego 2014, 14:14
@ Hastatus. Ludzie w Afryce, Ameryce Pld, itd. żyją wśród podobnych sobie ludzi - wszyscy biedni, wszystkie rodziny wielodzietne. Ale ci sami np. Afrykańczycy, wyrwani ze swojego kontekstu i przeniesieni np. do Francji, widzą kontrast własnej sytuacji w zestawieniu z tym, czym dysponuje i do czego ma dostęp lokalna ludność - i wtedy przestają być tacy szczęśliwi. I o takiej sytuacji mówi Doświadczona - nieuniknione porównywanie się z otaczającym środowiskiem. A zaufanie Bogu nie zwalnia z używania rozumu - który też jest darem Boga. Dziecko musi mieć codziennie ciepły obiad i zapewnioną edukację - to kosztuje i to nie jest żadna fanaberia, tylko konieczność, i trzeba się z tym liczyc.
E
esse
1 lutego 2014, 13:07
Co za wstyd. Znowu ten brat się nudzi i ma znowu parcie na szkło. Nie zajmuje się filmem ani zdjęciami? Podróżami bo nie ewngegelizacją ubogich - to na pewno. No i na każdy temat wie lepiej...  A gdzie nauczanie JP2 ?
H
Hastatus
1 lutego 2014, 13:05
Drogi br. Damianie z własnego doświadczenia powiem, że tam gdzie są dzieci, a nie ma funduszy na ich utrzymanie, nie ma czasu na ich wychowywanie nie ma szczęścia. Tam są kłótnie o pieniądze, żale, złości i nieszczęśliwe dzieciństwo które odciska piętno na całe nasze życie. ... @Doświadczona Te słowa świadczą niestety o braku doświadczenia i zrozumienia. Słyszała Pani kiedyś o Afryce, Azji, Ameryce Południowej? Tam ludzie mają wiele dzieci i żyją szczęśliwie pomimo ubóstwa materialnego, nieraz skrajnego. To, o czym Pani pisze, to jest ubóstwo duchowe i zamknięcie się w sobie. Oczywiście trudno całą winę zrzucać na rodziców, bo do czegoś takiego przyczynia się też patologiczne środowisko.
H
Hastatus
1 lutego 2014, 12:59
@Lkris W Twoja wypowiedź jest zupełnie niezborna, jest w niej dużo bezpodstawnych oskarżeń i przeinaczeń. Zacznijmy od początku. > br. Damian Wojciechowski wydaje się być sterowany przez władze RP To pierwszy taki kwiatek. > aby napełnić w przyszłości i tak nie spinający się polslki budżet rupta dzieci więcej iwięcej, Chodzi pewnie o robienie, a w takim razie róbta. A co do samej sprawy, to po pierwsze, człowiek nie żyje dla siebie. Za darmo został urodzony, za darmo wykarmiony, ubrany, wykształcony, zsocjalizowany. Kiedyś powinien ten dług spłacić i jest to obowiązek, że tak powiem przedchrześcijański. Chrześcijanin jest zobowiązany nie tylko do oddania tego, co otrzymał. Do takiego coś za coś. Przeciwnie, jest powołany przede wszystkim do ofiary z siebie samego - owoc dziesięciokrotny, trzydziestokrotny lub stukrotny, jak mówi Chrystus. > oby efekt tego typu "nagonki" na młodych i rozsądnych ludzi nie był taki, że mający możliwości wyjadą z polski Pisanie o faktach, przemawianie do rozsądku nie jest nagonką. No i oczywiście jest to skrajnie egoistyczne podejście. > albo co gorsze dejdą do innych wyznań "TRZEBA PATRZEĆ LUDZKO NA LUDZI. TAK JAK ROBI TO KOŚCIÓŁ PROTESTANCKI." Protestanci to nie Kościół, bo nie ma tam ciągłości apostolskiej. A przede wszystkim ważne jest, czy szukamy Prawdy, czy też własnego interesu i potwierdzenia naszego widzi mi się. > Artykuł ten jest wyjątkowo irytujcym nadużyciem ... Ja tu raczej widzę u niektórych wyjątkową irytację. Brat uderzył u nich w pewną strunę i warto, żeby jego słowa przemyśleli.
D
doświadczona
1 lutego 2014, 12:47
Drogi br. Damianie z własnego doświadczenia powiem, że tam gdzie są dzieci, a nie ma funduszy na ich utrzymanie, nie ma czasu na ich wychowywanie nie ma szczęścia. Tam są kłótnie o pieniądze, żale, złości i nieszczęśliwe dzieciństwo które odciska piętno na całe nasze życie. Nas było dwoje, a i tak uważam, że to za dużo. Dlaczego? Dlatego, że jedyne co kojarzy mi się z dzieciństwem to poczucia bycia gorszą wśród rowieśników (bo przecież jesteś biedniejsza niż ja), poczucie strachu poworotu do domu bo awantury były normą, poczucie odrzucenia gdy najczęstszym słowem od rodzica było "nie mam czasu". Czy szczęście jest w rodzinie, w której brakuje na podstawowe potrzeby? Nie, tam jest tylko żal. Czy szczęście jest w rodzinie w której dziecko słyszy, że jest niepotrzebne, bo gdyby go nie było to rodzinie byłoby łatwiej? Nie, tam jest tylko złość. Czy szczęście jest w rodzinie w której dzieci skazane są na mieszkanie całej rodziny na bardzo niewielkim metrażu i gnieżdzenie się, brak prywatności? Nie, tam jest frustracja, bo o ile dziecku małemu to nie przeszkadza, to nastolatek czuje się bardzo sfrustrowany brakiem własnego kąta, gdyż każdy z nas potrzebuje chociaż odrobinę prywatności. O ile łatwiej moim rodzicom byłoby gdyby mieli 1 dziecko, o ile łatwiej byłoby temu 1 dziecku. Może nie musiałobu symulować choroby podczas wycieczki w szkole (i konieczności zostania w domu), bo rodziców nie stać na składkę. Może nie musiałoby czuć się gorsze? Nie, nie musiałoby. Dlatego tam gdzie są dzieci, a nie ma reszty nie będzie szczęścia i miłości. Proponuję bratu utrzymać kilka osób za najniższą krajową i wtedy mówić o tym jak fajnie jest posiadać gromadkę dzieci, bo wtedy są "szczęśliwe".
M
msl
1 lutego 2014, 12:18
Moglibyśmy sensownie porównywać mentalność różnych pokoleń, gdyby mieli do dyspozycji takie same środki i metody ograniczania urodzeń, jakie są znane i dostępne teraz; gdyby i wówczas liczba poczętych dzieci rzeczywiście zależała od świadowmej decyzji i wyboru, a nie przypadku.
L
Lkris
1 lutego 2014, 10:47
br. Damian Wojciechowski wydaje się być sterowany przez władze RP  bo w jaki sposób dotrzeć do sporej części społeczeństwa aby napełnić w przyszłości  i tak nie spinający się polslki budżet rupta dzieci więcej iwięcej, tylko szanowny br. Damianie oby efekt tego typu "nagonki" na młodych i rozsądnych ludzi nie był taki, że mający możiwości wyjadą z polski i z dzieci (kasy) dla państwa nici, albo co gorsze dejdą  do innych wyznań "TRZEBA PATRZEĆ LUDZKO NA LUDZI. TAK JAK ROBI TO KOŚCIÓŁ PROTESTANCKI." Artykuł ten jest wyjątkowo irytujcym nadużyciem, manipulacją wyrwanymi z kontekstu słowami Pisma Świętego, gdzie pisze dużej liczbie dzieci ? Po to mamy "dar rozumu" aby wiedzieć ile dzieci można wychować w miare  przyzwoitych warunkach, dać im potrzebne wykształcenie do funkcjonowania  w społeczeństwie 21 wieku. Takie zadanie nie jest łatwe ani tanie. Jeżeli chodzi o kariere, mercedesa i inne to drogi br. Damianie to przeczytaj sobie przypowieść o talentach. Jako Chrześcianie mamy być radośni i zapewnić dzieciom  "szczęślwe lata" dzieciństwa aby z jak najmnieszymi obciążeniami wystartowały  w "dorosłe życie"
O
Ola
1 lutego 2014, 10:14
Ja chciałam tylko przypomnieć, że Pan Jezus był jedynakiem, więc chyba jednak można wychować porzadnie dziecko, które nie ma rodzeństwa. Przypominam, że nie dla wszystkich 1 dziecko to wybór.
M
MI
1 lutego 2014, 09:46
dzięki! w końcu sensowny artykuł w temacie. rzecz się sptowadza do zaufania. porównanie z Kilimansżaro i mercedesem dla niektórych grup nitrafione, ale dla coraz większej ilości w PL tak 
W
wanda
1 lutego 2014, 06:42
Jest  jednak  pewna rywalizacja  pośród tzw Tradycjonalistów,w posiadaniu  dużej ilości dzieci.Taki wyścig.Kto ma więcej.Oczywiscie większość to normalne pragnienie  i radość i akceptacja trudu z posiadania dzieci.Ale usłyszałam  cichy żal  będącej w ciąży żony,która poczuła się jako  opakowanie, dla dziecka swego męża..Dodam,że uwłaczające kobiecie,będącej w stanie błogisławionym jest  wg mnie  nieosłanianie  szatą ,cieżarnego brzucha matki jako tajemnicy  poczęcia i noszenia Życia,ale  wulgarne  odsłanianie , nabrzmiałego dzieckiem brzucha  brzemiennej.To obecnie moda.Ale ta moda ,wbrew pozorom  odziera ciężarną matkę z godności jej i jej dziecka.Nie wspomnę o prostackich , radosnych malunkach "uśmieszków",zamiesz czanych  na  gołych brzuchach matek przez rozanielonych ojców.Od wieków ,we wszystkich kulturach ciężarna matka,osłaniała swój stan....Wystawienie go jako goliznę-degraduje.
WD
Wujek Dobra Rada, Mistrz Ciętej
1 lutego 2014, 04:31
Brat jak zwykle kij w mrowisko. Komentatorzy próbują sprowadzić rozmowę na manowce. Rozumiem pokusę, bo temat jest rozległy, ale proszę zauważyć, że brat odnosi się do konkretnego komentarza i zawęża temat. W tym wpisie nie ma nic o tym, że podręcznik do matematyki co roku się zmienia i trzeba kupić nowy, choć mógłby przecież służyć wielu dzieciom i koszty utrzymania malałyby itd. Nie odnosi się też do tych, którzy nie mogą lub mają trudności z poczęciem nowego życia.
R
rfg
1 lutego 2014, 01:35
Dziękuje za artykuł! Bardzo lubię styl i tematy artykułów, które brat pisze.
1 lutego 2014, 00:44
R - Kościół akurat, w osobie Pawła VI, mówi o rozumności przy dzieciach.
J
JuWu
1 lutego 2014, 00:34
@ Anka Małżeństwo jest powołane do Miłości, do dawania życia. Dla mnie więcej Dzieci to więcej Miłości.
J
jr
1 lutego 2014, 00:18
@Misiek Jedynaki się smucą - niesłusznie :) Czy fakt, że jeden człowiek krytycznie się 'o was' wypowiedział, aż tak druzgocąco wpływa na Waszą samoocenę??? Jeśli to może stanowić jakąś przeciwwagę, to ja nie uważam, żeby jedynacy jakoś szczególnie wyróżniali się egocentryzmem, czy niedojrzałością :) Ja mam rodzeństwo, moja siostra jest dla mnie najbardziej zaufaną osobą ze wszystkich ludzi, więc raczej współczuję jedynakom, niż ich napiętnuję. Choć ma to swoją drugą stronę. Gdy miałam 15 lat, zginął tragicznie mój najstarszy brat. Więc dobra strona jest taka, że nie poznacie nigdy jakie to okropne cierpienie przeżyć śmierć kogoś z rodzeństwa... Megaserdecznie pozdrawiam wszystkich jedynaków :) Pozdrawiam serdecznie A osobom samotnym dla przeciwwagi podsyłam link do tekstu o. J. Salija OP o powołaniu do samotności: http://mateusz.pl/ksiazki/js-npp/js-npp_43.htm
-
-R
1 lutego 2014, 00:15
Moim (jedynaka) zdaniem - przesada. Zgadzam sie, ze posiadanie gromadki dzieci to nie tylko impuls do tego, zeby codziennie rano wstawac i robic cos dla nich, ale tez niewyczerpane i stale dostepne zrodlo ogromnej radosci. Chociaz rozumiem i takich ludzi, ktorzy maja jedno dziecko i tyle - ile jest rodzin, ktore zyja z wiszacym (nierzadko na cienkim sznurku) kredycie nad glowa i ktore po prostu nie moga sobie pozwolic na odchowanie kolejnego dziecka od malego? Chyba nie o to chodzi, zebysmy mieli dzieci jak w krajach Arabskich - najlepiej 20, co z tego ze bieduja i gryza sciany z glodu, liczy sie to, zeby bylo ich jak najwiecej. Temat jest w sumie delikatny - ja osobiscie chcialbym miec dzieci kilka i kazdemu z nich dac to, czego sam z domu nie wynioslem - milosc i poczucie tego, ze jestes mi synku/corcio niezwykle blisk(i/a). Ale nie wyobrazam sobie zmuszenia zony do kolejnych urodzin. Z reszta, jak nie bedzie pieniedzy, to i z czego mam wyzywic potem tych osobnikow? Bo chyba pominieto tu jeszcze jeden problem - jesli ja mam z siebie na ziemi zrobic meczennika, tylko dlatego, ze kaze mi tak Kosciol ("miej 10 dzieci, nawet jesli stac Cie na dwojke!"), to dziekuje, postoje.
31 stycznia 2014, 23:18
Jedynaki się smucą - słusznie, bo też jestem jedynakiem. Nie mi oceniać, jak dojrzały jestem - ale widzę inne osoby, z rodzeństwem i bez. Moja najbliższa przyjaciółka jest jedynaczką, a jednocześnie ma dużo ciepła i poświęcenia dla innych (i trochę wad :). Moi przyjaciele są z 4 - dzietnej rodziny i są godnymi zaufania ludźmi, gotowymi pomagać (tak dla bliskich, jak i obcych). Fakt, jedynakowi łatwiej wpaść w samouwielbienie, ale  przykład z 30 - letnimi dziećmi - znajomi to jeszcze niewiele znaczy. Chętnie bym poczytał artykuł jakiegoś księdza, który powie coś o rozeznaniu i rozumności przy posiadanym potomstwie. Bo ten wyżej, niestety, nic nowego mi nie wniósł - po prostu z wieloma tezami się zgadzam, bo je słyszałem wielokrotnie.
K
kreskówka
31 stycznia 2014, 23:08
Wg mnie drogi autorze Twój artykuł jest zdecydowanie oderwany od rzeczywistości. Wg Ciebie ludzie nie decydują się na rodziny wielodzietne, bo kierują się zasadą "Nie pojadę na Kilimandżaro, być może nie napiszę doktoratu i nie będę mieć mercedesa, którym mógłbym jeździć do swojej willi nad jeziorem" a czy nie zdajesz sobie sprawy, że większość rodzin nie stać na gromadkę dzieci? Są rodziny, gdzie ludzie nie mają na chleb i nikt tam nie marzy o mercedesie, tylko o ciepłym posiłku. Jak płodzić kolejne dzieci, gdy te już obecne żyją w skrajnej nędzy? Co powiedzieć dziecku, którego matki nie stać na ciepłe ubranie w zimowe dni dla swojego potomstwa? Zastanowiłeś się nad tym? Dzieci trzeba nakarmić, ubrać, przede wszystkim wychować. Nie sztuką jest "narobić" - mówiąc dosłownie. Znam rodziny gdzie z trudem wiążą koniec z końcem przy jednym dziecku, więc propnuję troszkę empatii, bo łatwo jest pouczać innych zza ekranu drogiego komputera. Zejdz na ziemię autorze. Kto z nas był na Kilimandżaro? Kto z nas jeździ mercedesem? Jak nieliczna grupa ludzi nie martwi się o pieniądze. Jak wiele kobiet boi się zajścia w ciąże, bo po porodzie nie będą miały już gdzie wracać, bo ich stanowisko pracy będzie dawno zajęte. Ludzie "harują" za 1000zł żeby przeżyć, a Ty mówisz o tak wyszukanych potrzebach. P.S. - Znam jedynaków którzy są świetnymi ludźmi, także Twoją teoria nie sprawdza się, bo znam też osoby z rodzin wielodzietnych, które by się "pozagryzały" wzajemnie w rodzinie. Jeśli Bóg mi na to pozwoli to ja planuję jedno dziecko, bo patrzę realnie na świat. Pan powiedział "rozmnażajcie się", a nie "miejscie dziesięcioro". Z Panem Bogiem.
W
WYKLUCZONA
31 stycznia 2014, 23:05
A ja nie dość, że jestem jedynaczką (nie była to moja decyzja - los tak sprawił), to jeszcze jestem niezamężna i bezdzietna! Dlatego w Kościele jestem - jak widać - źle postrzegana, ale ja już się do tego przyzwyczaiłam. Pozdrawiam wszystkie "JEDYNACZKI i JEDYNAKÓW". A br. Damiana proszę o wyjaśnienie dlaczego tak źle postrzega jedynaków!!!
M
MK
31 stycznia 2014, 22:59
Bardzo polecam ten tekst: http://mychildiloveyou.blogspot.com/2010/02/why-most-families-have-2-children.html i wogóle bloga tej pani - wspaniałe świadectwo i dowód na to, że można i że Bóg czuwa;)
N
Natalia
31 stycznia 2014, 22:48
Nie rozumiem, dlaczego katolicki kościół, zawsze jest taki zawzięty, jeżeli chodzi o sprawy tego typu. Kompletnie nie patrzy na poszczególne przypadki, tylko każdego wrzuca do jednego worka. Sama jestem jedynaczką i nie czuję się gorsza od innych a tutaj tak właśnie zostalam podsumowana... A życie za 1000 zł to niestety nie suma na wychowywanie gromadki dzieci. TRZEBA PATRZEĆ LUDZKO NA LUDZI. TAK JAK ROBI TO KOŚCIÓŁ PROTESTANCKI.
S
Szymon
31 stycznia 2014, 22:47
Szanowny Bracie Damianie! Ach... Szkoda nawet komentować. Tylko nie dziwicie się później, że macie puste ławki w kościele.
W
WERA
31 stycznia 2014, 22:44
a ile dzieci spłodził autor? tak tylko pytam :)
J
Joan
31 stycznia 2014, 22:16
Ten artykuł jest okrutny dla jedynaków, którym nie dane było mieć rodzeństwa  (śmierć czy choroba rodziców), szufladkuję się ich jako egoistów, którzy są "pepkiem świata". Ktoś inny mógłby zaszufladkować z kolei wielodzietne rodziny jako "patologia", która rozmnaża się w niekontrolowany sposób i żyje na garnuszku opieki społecznej. Bogu na pewno podobałoby się aby katolik niezależnie od tego ile ma dzieci nauczył je wiary, nadziei i miłości a nie pychy, która wbijałaby go w poczucie wyższości z powodu wychowania w lepszej bo liczniejszej rodzinie.
M
matka
31 stycznia 2014, 22:12
Gdzie Bog powiedzial, ze kazda rodzina ma miec piec dziesiec czy wiecej dzieci.Powiedzil rozmnazajcie sie miejcie dzieci ale o ilosci to nigdzie chyba nie mowil.Dzis ludzie mlodzi w. Polsce maja tyle dzieci ile moga wychowac dac im jakas przyszlosc .Przeciez to naprawde nie problem dla wiekszosci z nas splodzic duzo dzieci tylko potem te dzieci jedza kanapki z margaryna , szczaw i mirabelki nie jezdza na zadne wakacje nawet na pobliskie jeziorko a co tu mowic o Kilimandzaro .Ja bym tak zaproponowala zeby tak ci co tak ze swada mowia o tym otwieraniu sie na zycie wychowali choc jedno dziecko ale uczciwie wychowali za najnizsza krajowa i wtedy mozemy dyskutowac.Bo to tak najlatwiej mowic mowic i tylko mowic nie biorac prawdziwej odpowiedzialnosci za to nastepne zycie.Chyba ze mowimy o takiej rzeczywistosci jak przed wojna - pietnascioro i jedna para butow , od piatego roku zycia dziecko juz szlo na sluzbe .Mysle ze naszemu Panu milsza jest rodzina gdzie jest dwoje dzieci ale kochanych i szanowanych niz tam gdzie ludzie nieodpowiedzialni plodza nastepne choc dla tych co juz sa brakuje wszystkiego czesto takze milosci  gdzie czesto dzieci sa w poniewierce bo dla ojca sa to tylko otwarte buzie do wykarmienia.Najczesciej taka jest ta rzeczywistosc .Nie raz przy dwojce dzieci ludzie nie maja na samochod i nie wyjezdzaja na wakacje bo zarabiaja 1000zl i to nie jest patologia tylko zwykla polska rzeczywistosc.Kilimandzaro - dobre sobie.
G
godaweri
31 stycznia 2014, 22:07
Witam, a my z mężem mamy odwrotny problem pragniemy mieć dzieci....dużo, ale niestety okazało się niedawno, że oboje mamy problemy zdrowotne, o których wcześniej nie wiedzieliśmy....Nie wiemy, czy kiedykolwiek będziemy mogli je mieć.....Modlimy się jednak i prosimy Boga o to wielkie szczęście i błogosławieństwo, jakim są dzieci. Was też prosimy o modlitwę....
M
Majka
31 stycznia 2014, 21:58
Akna, nie jesteś sama. Ja zawsze podejrzewałam, że jestem marginesem, a to kolejna rzecz, która jest potwierdzeniem moich przypuszczeń. Znaczy się - w Kościele nie ma dla mnie miejsca, czy jak? 
A
Akna
31 stycznia 2014, 21:56
czyli małżeństwo nie jest powołaniem samym w sobie, którego celem ostatecznie jest dojście do Boga, do Miłości, do pełni człowieczeństwa, do zbawienia... jest tylko fabryką dzieci (bo Polska się wyludnia) i wychowalnią (bo TRZEBA). Małżeństwo to sakrament, w którym nie slubuje się, że będzie się miało 16 czy 8 dzieci. Dziecko jest owocem, a nie celem...
A
Akna
31 stycznia 2014, 21:51
super, jestem marginesem według niektórych katolików
A2
Aleja 26
31 stycznia 2014, 21:49
Katolik niczego nie musi. Może. O ile Pan Bóg da te dzieci. A jeśli już ich nie ma, to absolutnie nie wolnu mu mieć psa;) (parz: Ratujmy pieski!)
H
Hastatus
31 stycznia 2014, 21:11
Pan Jezus był jedynakiem, Jan Chrzyciel był jedynakiem ... ... S-ka, litości!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
H
Hastatus
31 stycznia 2014, 21:07
Myślę, że po przeczytaniu tego artykułu niektóre młode dziewczyny mogą po prostu nie chcieć małżeństwa. ... Czy naprawdę młode dziewczyny są aż tak nadwrażliwe i niepoukładane? Myślę, że w ogromnej większości nie. Zawsze oczywiście istnieje pewien margines, który jednak powinniśmy traktować jako taki.
M
Magda
31 stycznia 2014, 20:43
Autor pisze tak jakby planem Jezusa wobec każdego chrześcijanina było mieć jak najwięcej dzieci. A to nieprawda, każdy ma inne powołanie, także pod tym względem. Nie można czegoś takiego pisać, bo wzbudza to poczucie winy w ludziach, którzy mają jedno dziecko. Ja osobiście tak strasznie przechodzę okres ciąży, że mając już dziecko na świecie nie byłabym w stanie się nim opiekować, gdybym ponownie zaszła w ciążę i wyglądałaby ona tak jak obecna ciąża (a lekarze mówią, że najprawdopodobniej będzie). Akurat chcę mieć więcej dzieci, ale nie można krytykować kogoś za to, że po przejściach nie decyduje się na więcej - dobrze zaufać Jezusowi i oddać to w jego ręce, ale swoje powołanie można realizować też na inne sposoby i oddanie tego w jego ręce niekoniecznie oznacza decydowanie się na kolejne dziecko i liczenie, że wszystko pójdzie ok.
E
Edyta
31 stycznia 2014, 20:27
Myślę, że chodzi o to, aby przyjąć, co Bóg daje... jeśli daje jedno dziecko - dobrze, jeśli całą gromadkę - dobrze. ;) Osobiście jestem za tym 2 :)
AC
Anna Cepeniuk
31 stycznia 2014, 20:23
~Penny - podoba mi się to co napisałaś..... i podzielam Twój pogląd co do neonów.... i co do intymności pytań o dziecko....
M
monis
31 stycznia 2014, 20:16
czyli moje życie jest bez sensu a myslałam....
A
Agata
31 stycznia 2014, 20:15
Widzę, że większośc komentujących jest zasadniczo przeciwna narzucaniu wielodzietności. Nie ukrywam, że cieszy mnie to, ponieważ nie czuję się osamotniona w swoich przemyśleniach. Nie chcę jednocześnie negować prawdziwego poświęcenia takich rodziców - pod warunkiem, że rzeczywiście się poświęcają. atk napisał, że gwałtowna reakcja komentujących o czyms świadczy. Neon napisał, że wielodzietnośc nawraca ateistów. To ja powiem: wręcz przeciwnie. Sama byłam w neonach i odeszłam właśnie z powodu narzucania modelu wielodzietnego, który  się wydawał nie do udźwignięcia przeze mnie. Więcej: świadectwa częściej mnie przerażały.  I powiem tak: od tego czasu nauczyłam się trochę, a przede wszystkim zrozumiałam, że rodzinę budujemy na pewnych wzorach. W mojej rodzinie nawet dziadkowie nie mieli więcej jak 3 rodzeństwa... Ja wzory i schematy rodzinne biorę z tego co znam, ksiądz, który napisał artykuł również. Tylko... ja nie piszę, o tym, że to idealny model rodziny.  Po wysłuchaniu kazań ks. Pawlukiewicza, ks. Maliny i przeczytaniu tego artykułu widzę, że dość powszechne jest mieszanie religii z osobistym doświadczeniem. Nie wiem, ja się czuję w tych porównaniach ciasno, ja miałam inną rodzinę i tworzę jeszcze inną.  Modlę się z mężem, czekamy aż Bóg da dziecko, przeżywamy razem życie i wiarę. Nie chcę atakować księdza, ani tym bardziej ludzi decydujących się na większe rodziny.  Chcę tylko dodać, że poruszył mnie komentarz Pana Rafała Borowieckiego. Ostatnio coraz częściej zdaję sobie sprawę, że pytanie o dziecko jest tak naprawdę pytaniem intymnym. 
MP
mała poprawka
31 stycznia 2014, 20:03
to bardzo ciekawe, że na temat dzieci, rodziny, wychowania itd.................wypowiadają się osoby, które żyją w celibacie idobrowolnie z tych dobroci zrezygnowali. Może by tak wychować jedno dziecko, a potem coś na ten temat pisać, pouczać innych i namawiać do płodzenia. Czasy się zmieniły. Kiedyś ludzie nawet za bardzo nie wiedzieli skąd biorą się dzieci. Dzieci zwłaszcza na wsi traktowano jako tanią siłę roboczą do pracy w polu. Ponadto były niedożywione, byle jak ubrane, o wyjazdach gdziekolwiek mogły sobie tylko pomarzyć. Nie chcę tutaj dłużej się rozwodzić nad biedą tych dzieci. Ktoś kto to przeżył, to wie doskonale. Dzisiaj na szczęście w większości rodzice są odpowiedzialni i mają tyle dzieci, na ile ich stać finansowo. Posiadanie dzieci to jest  WIELKA ODPOWIEDZIALNOŚĆ i można nikogo zmuszać. W końcu każdy ma rozum i wolną wolę. ... miało być -- nie można nikogo zmuszać
PO
poczucie odpowiedzialności
31 stycznia 2014, 19:53
to bardzo ciekawe, że na temat dzieci, rodziny, wychowania itd.................wypowiadają się osoby, które żyją w celibacie idobrowolnie z tych dobroci zrezygnowali. Może by tak wychować jedno dziecko, a potem coś na ten temat pisać, pouczać innych i namawiać do płodzenia. Czasy się zmieniły. Kiedyś ludzie nawet za bardzo nie wiedzieli skąd biorą się dzieci. Dzieci zwłaszcza na wsi traktowano jako tanią siłę roboczą do pracy w polu. Ponadto były niedożywione, byle jak ubrane, o wyjazdach gdziekolwiek mogły sobie tylko pomarzyć. Nie chcę tutaj dłużej się rozwodzić nad biedą tych dzieci. Ktoś kto to przeżył, to wie doskonale. Dzisiaj na szczęście w większości rodzice są odpowiedzialni i mają tyle dzieci, na ile ich stać finansowo. Posiadanie dzieci to jest  WIELKA ODPOWIEDZIALNOŚĆ i można nikogo zmuszać. W końcu każdy ma rozum i wolną wolę.
S
S-ka
31 stycznia 2014, 19:25
Pan Jezus był jedynakiem, Jan Chrzyciel był jedynakiem ...
31 stycznia 2014, 19:22
@jazmig Żaden rząd nigdy nie wspierał rodzin wielodzietnych, a dzieci się jakoś rodziły, więc nie o wsparcie rządu tutaj chodzi. Moja teza brzmiała: nie ma wielu rodzin wielodzietnych również dlatego, że rząd nie wspiera rodzin wielodzietnych. Nie pisałem nic o tym, czy powinien, czy nie, czy wspierał, czy nie wspierał, zresztą - poza Polską większość rządów wspiera takie rodziny. Powiedzmy, że wystarczyłoby, gdyby nie rzucał kłód pod nogi, takich jak rozmaite podatki.
AC
Anna Cepeniuk
31 stycznia 2014, 19:14
~Wojtas - zgadzam się z Tobą... Też tak uważam..... Pozdrawiam
WD
Wojtek Duda
31 stycznia 2014, 19:07
dla mnie ten artykuł, pełen uproszczeń, kalek i skrótów myślowych, jest przykładem na to, jak to jest mieć swoją prywatną teorię podeprzeć się cytatami z Pisma Św. i probować lansować na prawdę absolutną.  Nigdzie nie jest napisane, że jak się ma jedno dziecko to jest źle, 2 dostatecznie, 3 dobrze, a 4 bardzo dobrze. Pan Bóg nas powołał do wielu rzeczy - jedni mają dzieci inni nie , inni miają wiele. I to wszystko mozże być dobre. Ważnym jest, aby osobiście i szczerze rozważać swoje powołanie - jakie są moje pragnienia w głębi serca... życia czlowieka to nie matematyka - 2x wiecej dzieci 2x wiecej miłości. Mamy różne dary, różna jest historia naszego życia - dla kogoś posiadania chociażby jednego dziecka to może być apogeum jego osobistej drogi oddawania siebie innym.No ale, najwyraźniej niekiedy łatwiej sobie wydumać, że pewnie tacy chcą jechać na Kilimandżaro. Okrucieństwem posiadanie jednego dziecka ? Bardziej absurdalnej konstantacji dawno nie słyszalem.A czym wobec tego jest ten artykuł  pronujacy wepchnąć katolikó w jeden 'szymel rozpłodowy' pomijając całą różnorodność ludzką? 
A
ave
31 stycznia 2014, 19:05
Znowu ma parcie na szkło ten brat. Ma się za artystę rosyjskiego? I znowu ma się za eksperta?
N
Neon
31 stycznia 2014, 19:02
Dające do myslenia jest to gwałtowne oburzenie niektórych  na artykuł. Nie potrafię sobie wyobrazić, że Państwo na prawdę uważacie, że Autor uważa, że niewłaściwie postępują małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci. Proszę Państwa dyskusja nie polega na oskarżaniu innych o głupotę. Przecież jest oczywiste, że jeżeli małżeństwo pragnie dzieci a nie może ich mieć to o żadnej winie nie może być mowy, najwyżej woli Bożej i trzeba się wtedy zastanowić co Bóg chciał nam, przez ten dopust zakomunikować. Uwaga Dany, że " powinniśmy mówić bardziej o miłości małżeńskiej, wierności, wzajemnym dążeniu do zbawienia" nie wydaje mi się zbyt mądra, ponieważ nie widzę związku. Od kiedy to posiadanie  dzieci przeszkadza miłości małżeńskiej, wierności, czy zbawieniu? Badania pokazuja, że małżeństwa wielodzietne bardzo rzadko się rozwodzą. Raczej bym twierdził, że dzieci scalają związek małżeński. Nie sądzę aby Bóg się mylił zachęcając ludzi do rozmnażania się. Okrzyki oburzenia na autora nic tu nie pomogą, bo nie pisze on swojego zdania tylko wolę Bożą. Jeżeli mamy wątpliwości to zamiast wyklinać na autora powyższego tekstu lepiej wziąć się za Pismo Święte i samemu sprawdzić jak to jest i potem skonsultowac z księdzem.  Zbyt często zdarza się, że gdy komuś nie podoba się to czego wymaga Bóg to nie mając odwagi atakować Boga ludzie atakują Kościół albo księży. To paskudna metoda i nic nie rozwiązuje. Wiecej pokory i posłuszeństwa! ...Dzieci nie scalają małżeństwa. To Pan Bóg daje jedność.
N
Neon
31 stycznia 2014, 19:00
Ilość posiadanych dzieci jest wspaniałą weryfikacją tego, czy się jest wierzącym czy nie. I tyle. ...Oczywiście, jezeli jest się w stanie mieć więcej dzieci pod kątem zdolności biologicznych. Tak zwana otwartośc na zycie jednak jest świadectwem dla ateistów, że Bóg istnieje (skąd oni mają taką odwagę?) i że Bóg kocha (daje na dzieci i pieniądze i pracę i siły - wszystko).
N
Neon
31 stycznia 2014, 18:56
Ilość posiadanych dzieci jest wspaniałą weryfikacją tego, czy się jest wierzącym czy nie. I tyle.
B
baa
31 stycznia 2014, 18:54
Szkoda, że brat Damian nie ma trochę więcej szacunku dla ludzi, wtedy miałby do nich więcej zaufania, bo ważne żeby człowiek realizował wolę Pana Boga - a skąd ja mogę zakładać, że wolą Pana Boga dla kogoś jest mieć dużo dzieci? chyba każdy sam rozeznaje. Chciałabym mieć dużą rodzinę, na szczęście to pragnienie jest dużo większe niż oburzenie na ten artykuł, bo gdyby było mniejsze, to zrobiłabym na złość. Zgadzam się z jedną komentującą, że mieć dzieci to błogosławieństwo a nie nakaz. Ludzie są dorośli, niech każdy sam rozeznaje co ma robić. Chyba św. Ignacy uważał, że każdy sam powinien rozeznawać, czyż nie? I jeszcze to jest skandal, żeby osoba duchowna mówiła ludziom, ile mają mieć dzieci - osoba duchowna powinna się zająć pomaganiem ludziom w ich rozwoju duchowym, a kiedy będą bardziej rozwinięci duchowo, sami będą rozeznawać, czy i ile mają mieć dzieci. ...Czyż brat Damian przez ten artykuł nie "pomaga ludziom w rozwoju duchowy"? Ja uwazam , że właśnie pomaga, jak najbardziej pomaga! Moje gratulacje bracie Damianie! Chwała Panu!
A
atk
31 stycznia 2014, 18:46
Dające do myslenia jest to gwałtowne oburzenie niektórych  na artykuł. Nie potrafię sobie wyobrazić, że Państwo na prawdę uważacie, że Autor uważa, że niewłaściwie postępują małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci. Proszę Państwa dyskusja nie polega na oskarżaniu innych o głupotę. Przecież jest oczywiste, że jeżeli małżeństwo pragnie dzieci a nie może ich mieć to o żadnej winie nie może być mowy, najwyżej woli Bożej i trzeba się wtedy zastanowić co Bóg chciał nam, przez ten dopust zakomunikować. Uwaga Dany, że " powinniśmy mówić bardziej o miłości małżeńskiej, wierności, wzajemnym dążeniu do zbawienia" nie wydaje mi się zbyt mądra, ponieważ nie widzę związku. Od kiedy to posiadanie  dzieci przeszkadza miłości małżeńskiej, wierności, czy zbawieniu? Badania pokazuja, że małżeństwa wielodzietne bardzo rzadko się rozwodzą. Raczej bym twierdził, że dzieci scalają związek małżeński. Nie sądzę aby Bóg się mylił zachęcając ludzi do rozmnażania się. Okrzyki oburzenia na autora nic tu nie pomogą, bo nie pisze on swojego zdania tylko wolę Bożą. Jeżeli mamy wątpliwości to zamiast wyklinać na autora powyższego tekstu lepiej wziąć się za Pismo Święte i samemu sprawdzić jak to jest i potem skonsultowac z księdzem.  Zbyt często zdarza się, że gdy komuś nie podoba się to czego wymaga Bóg to nie mając odwagi atakować Boga ludzie atakują Kościół albo księży. To paskudna metoda i nic nie rozwiązuje. Wiecej pokory i posłuszeństwa!
M
mami
31 stycznia 2014, 18:29
Brat znowu powrócił na deon i będzie znowu pouczał. Przecież wiadomo o czym i co pisywał w ubiegłym roku. Niech brat da spokój i weźmie się do prawdziwej pracy. No i chyba to pycha chwalenie sie tymi zdjęciami w Montrealu. Nie ma brat jakieś prawdziwej pracy na "peryfriach" jak mówi papież?
D
Dana
31 stycznia 2014, 18:23
Myślę, że po przeczytaniu tego artykułu niektóre młode dziewczyny mogą po prostu nie chcieć małżeństwa. Autor w sposób bardzo dobitny przedstawił istotę tego sakramentu. Oczywiście dzieci są bardzo ważne i to nie podlega dyskusji, jednakże powinniśmy mówić bardziej o miłości małżeńskiej, wierności, wzajemnym dążeniu do zbawienia. To żona przez męża się zbawia i na odwrót. Dzieci powinny rodzić się z miłości, a nie przymusu. Uważam, że nie możemy oceniać ludzi przez pryzmat tego, ile mają dzieci. 
31 stycznia 2014, 18:18
Zaludniajcie ziemię - to już bardziej współczesne jest, żeby iść głosić Ewangelię, a do tego nie brać ni trzosa... tylko kij... Ziemia teraz jest tak jaby zaludniona w zasadzie. Dziś więc - podtrzymanie życia. Gdzieniegdzie jest tendencja spadkowa (wymieranie społeczeństwa), czyli już źle. Potrzebne min. 2,2 współczynnika dzietności. Dziś zrodzenie, a potem wychowanie dziecka to nie to samo, co ileś lat temu. Poziom rozwoju cywilizacji determinuje wysokie koszty. Nie tylko finansowe. Dziecko, które musi się zderzyć z coraz trudniejszą rzeczywistością, potrzebuje dziś dużo większej indywidualnej uwagi, poświęcenia czasu rodziców. A tego coraz mniej. Inna sprawa - zanieczyszczenie środowiska, stres, niepewność jutra, karmienie się "witaminami" z grupy E w żywności, itd. - spada naturalna płodność, czy ogólny klimat do wydawania potomstwa na świat, tym bardziej licznego. A też jest tak, że dzieci mają ci, co nie chcą ich mieć, a ci co chcą, nie mogą ich mieć. Chciałbym mieć trójkę dzieci. Minimum dwójkę. Bóg pobłogosławił "tylko" jednym potomkiem. Od ślubu do narodzin kazał czekać 7 dłuuuuuuugich lat!!! Długich lat nieznośnej presji rodziny, otoczenia: a wy kiedy w końcu??? I co miałem/mieliśmy zrobić? Pociąć się? Taka wola Boga. Jest tylko jeden szkrab. I aż jeden. Przyznam, że wyrwał mi kawał serca, na zdjęciu z awatara ujęta chwila, gdy przywieźliśmy go ze szpitala we Wrocławiu. Pękło mi serce, gdy ten biały aniołek spoczął na piersi tego... czarnego diabołka... Ktoś powie: człowiek to nie anioł, ani diabeł. Lecz takie porównanie - jak wspominam tamten czas - wydaje się być najczytelniejsze... Tak. Jest syn, to wprawdzie mniejsza, ale jednak znów potem jakaś presja: "No to kiedy córka?". Ludzie, dajcie mi święty spokój! Z dziećmi to już nie jest taka prosta sprawa, jak choćby zaledwie pokolenie wstecz. Jedni nie mogą, inni nie chcą już tak od razu, a potem aż tyle. A tego są przeróżne powody. Zalecam dużą ostrożność w wydawaniu jakichś kategorycznych sądów.
T
tomi
31 stycznia 2014, 18:12
Czyli od ilu dzieci w górę jest zbawienie? Rozumiem, że kariera, doktoraty, wspaniałe wyprawy w świat i inne "rzeczy tego świata" nie są dla katolików? Dopóki masz siłę, jakieś tam warunki finansowe to masz płodzić? To jest miłość? To jest moralny szantaż. I ten ostatni akapit. Oczywiście mamy wybór, ale tylko jedna droga jest dla nas dobra? A skąd brat to wie? Zna brat wolę Boga dla każdego małżeństwa? To może brat zdradzi też dla mnie, nie będę musiał się trudzić i zamaratwiać, czy mam się szansę zbawić czy nie. Zawsze myślałem, że w małżeństwie, zaraz po Bogu, najważniejszy jest małżonek. Ale jak widać myliłem się - im więcej masz dzieci, tym lepszym jesteś katolikiem. Wielkie gratulację za ten tekst i policzek wymierzony wielu parom.  Rozumiem, że życie małżonków, krórzy nie mogą mieć dzieci jest bezsensowne?
O
oburzona
31 stycznia 2014, 18:04
Szkoda, że brat Damian nie ma trochę więcej szacunku dla ludzi, wtedy miałby do nich więcej zaufania, bo ważne żeby człowiek realizował wolę Pana Boga - a skąd ja mogę zakładać, że wolą Pana Boga dla kogoś jest mieć dużo dzieci? chyba każdy sam rozeznaje. Chciałabym mieć dużą rodzinę, na szczęście to pragnienie jest dużo większe niż oburzenie na ten artykuł, bo gdyby było mniejsze, to zrobiłabym na złość. Zgadzam się z jedną komentującą, że mieć dzieci to błogosławieństwo a nie nakaz. Ludzie są dorośli, niech każdy sam rozeznaje co ma robić. Chyba św. Ignacy uważał, że każdy sam powinien rozeznawać, czyż nie? I jeszcze to jest skandal, żeby osoba duchowna mówiła ludziom, ile mają mieć dzieci - osoba duchowna powinna się zająć pomaganiem ludziom w ich rozwoju duchowym, a kiedy będą bardziej rozwinięci duchowo, sami będą rozeznawać, czy i ile mają mieć dzieci.
M
msl
31 stycznia 2014, 18:02
Dawniej niemal wszystkie rodziny były wielodzietne bynajmniej nie z wyboru, tylko dlatego, że małżonkowie mieli wybó:  współżyć i (prawdopodobnie ) począć dziecko czy też nie mieć kolejnego dziecka, ale nie współżyć ( w ogóle ). Jeśli w rozważaniach odzietności o tym się nie wspomina, to jest zwykła hipokryzja. I wcale nie chodzi tu o apoteozę antykoncepcji- przecież o naturalnych mechanizmach płodności ludzie też wiedzieli tyle, co nic. A w kwestii wyrzeczeń: gdyby w grę wchodziła rzeczywiście tylko rezygnacja z eskapady na Kilimandżaro, byłoby pół biedy. W istocie zaś kolejne dziecko to często wybór między być a nie być Rodziny, więc niech autor się tak nie mądrzy. Widać nie stał nigdy przed takim dylematem!
A
Ashley
31 stycznia 2014, 17:53
Z ogólnym wydźwiękiem artykułu się z zgadzam, aczkolwiek nie da się ukryć, że jest napisany... na kolanie? Mnóstwo błędów i niejednoznacznych sformułowań, na przyszłość polecam się bardziej przyłożyć, zanim opublikuje się jakikolwiek tekst na portalu. Co do samych przekonań: dla mnie, osobiście, jako wierzącej kobiety, każde kolejne dziecko nie jest tylko następną buźką do wyżywienia w tym nędznym - pod względem warunków życiowych - kraju, ale raczej kolejnym człowiekiem, który (nawet jeśli nie będzie miał w życiu doczesnym wszystkiego, o czym zamarzy) będzie żył wiecznie!!! Dzięki temu, iż wydam je na świat, będzie mogło żyć w Niebie. I to jest główny argument, który przekonuje mnie do otwartości na życie i przyjmowania go. Kolejnym argumentem jest efektywniejsza socjalizacja dzieci mających sporo rodzeństwa. A proces ten, zgodnie z ewangelicznym przesłaniem - na pewno będzie nas kosztował wiele. Umieranie... dla życia! Chrześcijański paradoks :)
A
AnnaDK
31 stycznia 2014, 17:49
Przykro mi, ale nie podoba mi się ten artykuł mimo tego, że podziwiam rodziny wielodzietne i chciałabym mieć tyle odwagi byśmy z mężem (jak już uda nam się zajść w ciąże co w dzisiejszych czasach takie łatwe nie jest) na jednym  dziecku nie poprzestawali. Artykuł w moim odczuciu jest "straszący". Na pewno nie pomoże osobom, które mają jakieś wewnętrzne obawy np. wyniesione z własnej rodziny, które mają blokadę i strach spowodowane jakimiś zranieniami. No i co to za stwierdzenie, że dzieci są sensem życia? Osoby które nie mogą mieć dzieci są pozbawione sensu życia? Tylko proszę mi nie tłumaczyć kwestii duchowego ojcostwa czy duchowego macieżyństwa. Sensem życia jest wypełnianie swojego powołania, a powołanie różnych matek już się od siebie różni - jedna jest powołana do zrodzenia i wychowania 1 czy 2 dzieci, a druga ma łaskę podołać zrodzeniu i wychowaniu 15. Pan Bóg nie powiedział "bądźcie płodni i rozmnażajcie się tylko aby być zbawionymi to minimum 10 dzieci...", daje nam wolność. I wydaje mi się, że Autor za mało podkreślił kwestię mądrej wolności w artykule i kwestię DARU jakim dzieci są i co one dają, jaką są łaską poza tym, że nie będzie można jeździć mercem. 
K
kris
31 stycznia 2014, 17:38
artykuł ten napisany jest przez osobę oderwaną od rzeczywistości 
F
fifi
31 stycznia 2014, 17:24
 :) ha, ha... czy fizjologiczna płodność świadczy o człowieczeństwie ?! A godność, kreatywność i dobroć ? Akty erotyczne to przyjemność często nieodpowiedzialna - skazująca dzieci na nędzę i nieszczęście... Ludzie naprzód bądźcie sobą, bąźcie rozsądni i kierujcie się dobrocią. Potem emocje erotyczne......
J
Jn
31 stycznia 2014, 17:18
Bardzo dobry artykuł. Brak mi jednak, wśród innych fragmentów PŚ, cytatu z listu świętego Pawła: Kobietą rodząc dzieci zbawia się. Oczywiście nie chodzi o samo rodzenie dzieci, ani tylko o kobiety.
jazmig jazmig
31 stycznia 2014, 17:03
@lex 2. Rząd nie wspiera rodzin wielodzietnych. 3. Posiadanie wielu dzieci wiąże się z dużymi kosztami. 4. Wyjazd gdziekolwiek, na wakacje staje się prawdziwym przedsięwzięciem. 5. Konieczne są przynajmniej 2 łazienki, a więc - dom i to raczej taki od 0,5 mln w górę. 6. Mama w rodzinie wielodzietnej raczej nie pracuje, wiec dobry tata pracuje na 2 etaty. ... Żaden rząd nigdy nie wspierał rodzin wielodzietnych, a dzieci się jakoś rodziły, więc nie o wsparcie rządu tutaj chodzi. Ale kiedy młodzi ludzie mają problem z uzyskaniem zatrudnienia, to trudno się dziwić, że nie śpieszą się do ślubu i dzieci. Na Zachodzie polskie rodziny mają dzieci, i  to niejedno.
A
Agata
31 stycznia 2014, 16:26
Czyli odpowiedź jest taka: Pan Jezus nie zmusza nas do wielodzietności, no ale bez tych dzieci to sie nie zbawisz.  Ech... Czy nie dało by się zachęcać? A nie tak od razu szantażowac - bez przynajmniej trójki dzieci nie zostaniesz zbawiony!!! Niestety tak to czytam. Poza tym - czy Bóg pierwszym ludziom przypadkiem nie błogosławił? Dar dzieci to błogosławieństwo, nie przykazanie.  Mnie się wielodzietnośc nie podoba i w ogóle nie czuję ani nigdy nie czułam do niej powołania. Jeżeli ktos uznaje to za drogę swojego zbawienia to podziwiam. Szczerze, nie wyśmiewam ani nie poniżam, to jest czyjaś droga.  Ale czy my wszyscy mamy jedna drogę? Opowiadanie o wielodzietności naszych przodków to akurat zwykła manipulacja - proszę, tyle ludzi z wielodzietnych rodzin po prostu nie chce mieć takiej. Najwyraźniej nie dla każdego był to optymalny model. 
31 stycznia 2014, 15:20
Celem małżeństwa jest zrodzenie dzieci i wychowanie ich po katolicku. Niestety ostatni sobór zmienił cel małżeństwa bałwan :) dlatego dzieci rodzi się bardzo mało i Polska się wyludnia. Z pewnością - właśnie dlatego, a nie dlatego, że: 1. Posiadanie większej liczby dzieci jest obecnie, delikatnie mówiąc, niemodne. 2. Rząd nie wspiera rodzin wielodzietnych. 3. Posiadanie wielu dzieci wiąże się z dużymi kosztami. 4. Wyjazd gdziekolwiek, na wakacje staje się prawdziwym przedsięwzięciem. 5. Konieczne są przynajmniej 2 łazienki, a więc - dom i to raczej taki od 0,5 mln w górę. 6. Mama w rodzinie wielodzietnej raczej nie pracuje, wiec dobry tata pracuje na 2 etaty.
31 stycznia 2014, 15:16
Dziękuję za słowa wsparcia ;)
31 stycznia 2014, 14:58
@br. Damian generalnie zgoda :-) 1. równouprawnie rownouprawnie ale zamiast: rekord to chyba pobiła rodzina Debory (małżonka Brody) może lepiej rekord to chyba pobiła rodzina Debory (żony Joszka)  Bo inaczej trochę śmieszno a trochę straszno... ;-) 2. Nie wszyscy katolicy muszą miec dużo dzieci! Nie wszyscy muszą mieć jakiekolwiek dzieci! To było do brata i jego współbraci ;-) 3. Zmartwił mnie brat, że na spacer po Kilimadzaro juz jest mi o dwoje dzieci za póżno... trzeba mi było lecieć wcześniej ;-) A na serio: Nie przesadzajmy z oceną, że świadome kończenie na jednym dziecku to okrucieństwo. Czasem jest to wybór świadomy, ale nie jest w pełni dobrowolny i pełen cierpienia.
E
eloiza
31 stycznia 2014, 13:52
bardzo mądry artykuł - przełożenie Ewangelii na konkret życia małżeńsko-rodzinnego.