Czy Kościół potrzebuje mechanizmów kontroli?
Kościół w swym wymiarze instytucjonalnym opiera się na zaufaniu. Bez niego właściwie nie mógłby funkcjonować. Problem w tym, że ludzie są grzeszni i od czasu do czasu pokładanego w nich zaufania nadużywają. Zdradzają. Zawodzą. Kradną. Oszukują. Ujawniają tajemnice.
Ponad ćwierć wieku temu w jednej z polskich parafii efekty coniedzielnej zbiórki zliczała grupa świeckich. Nie była to informacja dostępna powszechnie, ale też nie robiono z tego jakiejś szczególnej tajemnicy. Zwłaszcza wśród księży. Niektórzy okoliczni duszpasterze mieli wątpliwości, czy tego rodzaju praktyka jest dobrym rozwiązaniem.
"Nie boisz się, że zaczną ci znikać pieniądze albo że informacje o tym, ile zebrano, będą krążyć po całym dekanacie?" - dopytywali proboszcza, który dopuszczał świeckich tak blisko parafialnej kiesy. W odpowiedzi kręcił głową i zapewniał: "Mam do tych ludzi zaufanie. Nigdy dotąd mnie nie zawiedli. Nie tylko w sprawach finansowych".
Kościół w swym wymiarze instytucjonalnym opiera się na zaufaniu. Bez niego właściwie nie mógłby funkcjonować. Problem w tym, że ludzie są grzeszni i od czasu do czasu pokładanego w nich zaufania nadużywają lub po prostu okazują się go niegodni. Zdradzają. Zawodzą. Kradną. Oszukują. Ujawniają tajemnice. Wykorzystują wiedzę posiadaną dzięki zaufaniu, jakim zostali obdarzeni, na szkodę Kościoła. Sieją zamęt i zamieszanie.
Jako alumn seminarium duchownego wielokrotnie słyszałem powtarzaną w dobrej wierze maksymę "Zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza". Nigdy nie odważyłem się zapytać tych, którzy nie tylko ją wypowiadali, ale starali się wcielić w życie, czy znają autora zasady, zgodnie z którą podstawą zaufania jest kontrola. Przypuszczam, że nie wiedzieli. A nawet gdyby wiedzieli, że to Władimir Iljicz Uljanow, który przeszedł do historii jako Lenin, czy zrezygnowaliby z jej stosowania? Z ludzkiego punktu widzenia brzmi przecież całkiem sensownie.
Gdy kard. Jorge Mario Bergoglio w marcu 2013 roku został papieżem Franciszkiem i pojawiły się pierwsze informacje na temat jego planów i zamiarów, w gorącej dyskusji rzuciłem uwagę, że jednym z podstawowych problemów, przed jakimi stoi nowy Następca św. Piotra, jest znalezienie grona zaufanych współpracowników. "To podstawa" - dowodziłem. "Nie może przecież podejmować skutecznych działań, jeśli będzie musiał każdemu patrzeć na ręce i nieustannie sprawdzać, czy wszyscy postępują zgodnie z jego intencjami i zamiarami".
Nadchodzące w ostatnich dniach z Watykanu informacje dowodzą, że w bliskim otoczeniu Franciszka znaleźli się ludzie, którzy zawiedli jego zaufanie. Są to wiadomości przykre i bolesne. Pokazują, że słabość ludzka jest wszechobecna i zawsze znajdzie się ktoś, kto jakieś doraźne korzyści przedłoży nad szczytne cele. Być może nawet zrobi to przekonany, że działa na rzecz dobra, albo że wybiera mniejsze zło.
Czy to znaczy, że nawet w Kościele nie można budować na zaufaniu? Że trzeba je różnymi dostępnymi w ludzkim arsenale środkami "uszczelniać" i nieustannie weryfikować? Że - w ostateczności - nikomu nie można ufać i trzeba wszystkich traktować podejrzliwie, odwołując się do zalecanej kierowcom zasady ograniczonego zaufania?
Z Ewangelii dowiadujemy się, że nawet najbliższe otoczenie Jezusa, nawet grono Dwunastu, na różne sposoby zawodziło Jego zaufanie. A Judasz przekroczył wszelkie granice, m. in. okradając wspólną kasę. Św. Jan Ewangelista nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Zapewne Jezus wiedział o tym. Czy jednak przestał obdarzać swoich uczniów zaufaniem? Czy zaczął im się nieufnie przyglądać lub zachęcił do wzajemnego uważnego obserwowania? Czy po Zmartwychwstaniu stracił kompletnie zaufanie do tych, którzy uciekli lub się Go zaparli?
Nie twierdzę, że w wymiarze doczesnym, w Kościele, jako instytucji, nie są potrzebne żadne mechanizmy kontroli. Wręcz przeciwnie, uważam, że są one niezbędne zwłaszcza w tych dziedzinach, gdzie działalność Kościoła dotyczy spraw materialnych, gdzie Kościół funkcjonuje jako ludzka struktura. Jednak podstawową zasadą życia Kościoła, także na poziomie instytucjonalnym, musi być zaufanie. Z całą świadomością, że od czasu do czasu ktoś je zawiedzie lub go nadużyje.
Skomentuj artykuł