Czy Polska zmierza w stronę państwa wyznaniowego?
Wypowiedzi tłumaczących i przypominających Polakom, że Kościół nie identyfikuje się z żadną opcją i nie szuka swoich reprezentantów, jest zbyt mało. Korzystają na tym politycy, a Polakom wydaje się, że biskupi do spółki z rządzącymi usiłują z Polski zrobić państwo wyznaniowe.
Wiadomość e-mail przyszła kilka dni temu. Dowiedziałem się, że "Fundacja Wolność od Religii" rozpoczęła kampanię społeczną, której celem jest zwrócenie uwagi opinii publicznej na problem coraz częstszego łamania konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła i państwa oraz przedkładania spraw kościelnych nad prawa i wolności obywatelskie.
W październiku w kilkudziesięciu miastach Polski pojawiły się billboardy z hasłem "Polska państwem wyznaniowym?". W załączniku były zaś fotografie owych billboardów i zachęta do finansowego wsparcia kampanii.
W jednym z tygodników reżyser "Kleru" narzeka na to, że każda uroczystość państwowa czy szkolna rozpoczyna się mszą świętą. "Czas wstać z kolan" - stwierdza. Posłanka w Sejmie mówi zaś, że przyszła pora, by skończyć z uprzywilejowaniem księży. Hasła o konieczności zmniejszenia wpływów Kościoła mają na sztandarach wypisane Partia Razem i Nowoczesna. A właśnie dołączył do nich Robert Biedroń, któremu znudziła się kariera samorządowca i marzy o powrocie na wielką polityczną scenę w Warszawie. Drogę do stolicy zaczyna od atakowania Kościoła.
Gdy na przełomie 2016 i 2017 salę posiedzeń plenarnych blokowała w Sejmie część posłów zewsząd było słychać nawoływanie do tego, by Kościół zabrał głos. Tak samo było jak w parlamencie protestowali niepełnosprawni. I identycznie było przy okazji kolejnych odsłon kryzysów konstytucyjnych, ustrojowych, itp. Pytano wtedy nie raz i nie dwa dlaczego biskupi nic nie mówią.
Ale kiedy powiedzą coś o in vitro lub aborcji - jest źle. Gdy mówią o potrzebie przyjmowania uchodźców jedni mówią, że niepotrzebnie, inni klaszczą w ręce (co ciekawe najgłośniej ci, którzy mówią o potrzebie rozdziału państwa od Kościoła - wtedy nie wtrąca się on do polityki). Kiedy biskupi krytykują projekt ordynacji do europarlamentu i przypominają, że nie wolno obdarzać przywilejami jednej partii, pojawiają się głosy, że Kościół obraził się na PiS. Ale gdy pozytywnie wypowiadają się np. o polityce społecznej rządu, ponownie podnosi się zarzut, że przystąpili do PiS…
Faktem jest, że w powszechnym odbiorze Kościół zawiązał swego rodzaju sojusz z partią rządzącą. A potwierdzeniem tego mają być stricte polityczne wypowiedzi niektórych hierarchów, a także fakt, że członkowie rządu oraz politycy PiS bardzo często zapraszani są na różne uroczystości religijne, podczas których - niemal na takich samych prawach jak biskupi - przemawiają do wiernych.
Trzeba przyznać, że z problemem tym Kościół boryka się od początku lat dziewięćdziesiątych. I wydaje się, że biskupi mają pewną blokadę przed upomnieniem polityków, że zbyt często podpierają się ich autorytetem co w konsekwencji prowadzi do tego, że Kościół traktowany jest jako jeden z czynnych uczestników polityki. Tymczasem problem leży gdzie indziej: to politycy wykorzystują Kościół do swoich celów, a w wielu przypadkach powołując się na jego nauczanie zwyczajnie wyborców oszukują.
Niektórzy hierarchowie zdają sobie z tego sprawę. Sporo na ten temat mówili ostatnio i abp. Wojciech Polak, i abp Stanisław Gądecki czy biskup gliwicki, Jan Kopiec. Dobitnie wyraził to jakiś czas temu biskup Andrzej Czaja podczas spotkania z dziennikarzami w Opolu: "Niektóre posunięcia ludzi z PiS-u są nie do przyjęcia. O ile PO deptało czy sprzedawało pewne wartości, to mam wrażenie, że teraz niektórzy ludzie z PiS- u depczą ludzką godność i w ogóle się nie liczą z tym, co człowiek myśli, jakie ma pragnienia, potrzeby i - przede wszystkim - jakie ma prawa. To dla nas, wszystkich ludzi Kościoła, sygnał, żebyśmy byli roztropni i nie dali się uwieść. Żebyśmy nie szli w kierunku faworyzowania jakiejś opcji politycznej, programu politycznego, a już tym bardziej - partii politycznej. (…)" - stwierdzał.
W kręgach niezbyt przychylnych partii rządzącej wystąpienie biskupa odebrano jako odcięcie się od PiS. Ale biskup Czaja wysłał - i to moim zdaniem jest sprawą najistotniejszą - czytelny i prosty komunikat do społeczeństwa o zachowanie czujności i roztropności. O to by nie ulegać pustym hasłom, za którymi nic nie idzie. O to samo apelował parę razy także abp Stanisław Gądecki, metropolita poznański i przewodniczący episkopatu Polski. W 2015 roku wygłosił on w ramach cyklu VERBA SACRA w Poznaniu serię homilii poświęconych Dekalogowi. W jednej z nich - odnoszącej się do drugiego przykazania - zauważył: "Byłoby (…) dobrze, gdyby politycy oszczędniej odwoływali się do Boga i chrześcijaństwa, a w zamian za to żyli i działali po chrześcijańsku. Odwiedzanie biskupów przed wyborami - jeśli nie towarzyszą temu chrześcijańskie decyzje - ma cechy wprowadzania w błąd wierzących wyborców. (...)".
Powyższe cytaty są według mojego przekonania dowodem na to, że Kościół ma świadomość tego, że zbyt bliskie związki z polityką i politykami na dłuższą metę są dla niego szkodliwe. Ale dlaczego dziś biskupi są podejrzewani o związek z partią rządzącą? Wydaje mi się, że każdy uważny obserwator życia społeczno-politycznego z łatwością zauważy, że partia Jarosława Kaczyńskiego odwołuje się do chrześcijańskich wartości, ponad tysiącletniej obecności katolicyzmu na ziemiach polskich, itp. W wielu sprawach podpiera się autorytetem Kościoła. A w wielu, w sposób mniej lub bardziej zamierzony, wykorzystuje go w swojej działalności publicznej.
Z drugiej strony wartości, do których się odwołuje są Kościołowi bliskie, więc nie powinno raczej dziwić, że nie słychać zdecydowanych głosów odcinających się od niej. Dobitniej słyszalne bywają wypowiedzi krytyczne kierowane np. pod adresem Platformy Obywatelskiej. W przypadku PiS większość hierarchów wybiera milczenie - nawet wtedy, gdy ewidentnie widać, że partia rządząca "gra" Kościołem lub wtedy, gdy w jej działaniach pojawiają się elementy zasługujące na krytykę. To milczenie powoduje zaś, że ze strony opozycji padają zarzuty, że Polska staje się państwem wyznaniowym.
Bliski jest mi pogląd wyrażony jakiś czas temu na łamach Rzeczpospolitej" przez biskupa Piotra Jareckiego. Warszawski biskup pomocniczy pisał, że w obecnej sytuacji społeczno-politycznej milczenie Kościoła wynika z roztropności. "(…) skonfliktowanym stronom nie tyle chodzi o włączenie Kościoła w debatę publiczną, by wspólnie znaleźć rozwiązanie nabrzmiałego konfliktu, lecz raczej o przeciągnięcie go na swoją stronę. Chodzi o wykorzystanie jego głosu, by jeszcze silniej uderzyć w przeciwnika politycznego, by go ostatecznie zdyskredytować" - pisał biskup. I dodawał, że jeśli jego spostrzeżenia są słuszne "to milczenie Kościoła jest chyba najroztropniejszym rozwiązaniem".
"Roztropność ta ma także inne imię: wierność swojej misji. Gdyby głos Kościoła został użyty w celu identyfikowania go z jedną opcją polityczną - równałoby się to wykrzywieniu jego roli. Kościół nie identyfikuje się bowiem z żadną partią polityczną. Żadna partia, nawet ta najwierniej wprowadzająca jego naukę, nie jest jego polityczną reprezentacją. Kościół nie potrzebuje też politycznych obrońców i stróżów jego praw" - argumentował.
Otóż to. Żadna partia nie jest polityczną reprezentacją Kościoła, żadna nie ma prawa do tego, by uzurpować sobie prawo do tego, by nią być. Roztropność i idące za nią milczenie to cnota. Jednak wypowiedzi tłumaczących i przypominających Polakom, że Kościół nie identyfikuje się z żadną opcją i nie szuka swoich reprezentantów, jest zbyt mało. Korzystają na tym politycy, a Polakom wydaje się, że biskupi do spółki z rządzącymi usiłują z Polski zrobić państwo wyznaniowe. I właśnie to usiłują wykorzystać, ci którym Kościołowi nie po drodze. Te głosy będą coraz mocniejsze. Co powinien robić Kościół? Wtedy, gdy trzeba roztropnie milczeć, ale przede wszystkim na prawo i lewo głosić Dobrą Nowinę. To przecież jego podstawowe zadanie.
Tomasz Krzyżak - autor jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem".
Skomentuj artykuł