Czy to z drobiazgowego przestrzegania przepisów Bóg nas będzie rozliczał?
Gdy tyle ważnych spraw rozgrywa się wokół nas, w tzw. katolickiej bańce rozpoczęliśmy debatę na temat łamania przez abp. Grzegorza Rysia przepisów liturgicznych. O normach liturgicznych też oczywiście rozmawiać trzeba, ale czy dziś jest to naprawdę najistotniejszy temat? Czy to z ich drobiazgowego przestrzegania Bóg będzie nas rozliczał?
Codziennie, z wielu stron, do każdego z nas dociera ogromna liczba informacji. Staramy się dokonywać jakiejś selekcji. Jedne informacje są ważne mniej, inne bardziej. Pod nasze preferencje dopasowują się algorytmy rządzące mediami społecznościowymi, treściami, którymi zasypują nas internetowe wyszukiwarki, itp. Sztuczna inteligencja pakuje nas w szufladki, umieszcza nas w określonych bańkach. Tworzy przy tym wrażenie, że poza tą jedną, konkretną bańką, nic już nie ma. Może i istnieje gdzieś obok jakaś cywilizacja, ale jej świat jest tak inny, że nie ma szans na jakiekolwiek porozumienie. Być może dlatego wiele osób woli życie w jednej bańce. Bo jest ono w niej czarno-białe, zerojedynkowe, proste i przyjemne. Niektórzy - w tym także i ja - próbują funkcjonować w przestrzeni między bańkami. Zaglądają to tu, to tam. Analizują, wyciągają wnioski, często bywają też zadziwieni...
Ostatnie tygodnie w tzw. bańce katolickiej - od razu zastrzegam, że jest ona w moim rozumieniu bardzo pojemna - były dość interesujące. Pojawiło się w niej mnóstwo ciekawych i godnych rozmowy tematów, które w moim przekonaniu, dotykają istoty chrześcijaństwa. Ale zamiast prowadzić debatę na temat sposobów na maksymalne ograniczenie w obrębie Kościoła ciężkich przestępstw seksualnych, zamiast głośno upominać się za ludźmi, którzy umierają na naszej wschodniej granicy, rozpoczęliśmy debatę na temat łamania przez abp. Grzegorza Rysia przepisów liturgicznych, a w tle cały czas jest obecna także problematyka mszy w tzw. rycie przedsoborowym, tradycyjnym czy też po prostu trydenckim.
Przyznam od razu szczerze, że ani jednej, ani drugiej debaty do końca pojąć nie mogę. I podpadnę tu pewnie wielu liturgistom, teologom..., ale Chrystus w Wieczerniku mówiąc: „czyńcie to na Moją pamiątkę” nie zostawił zbyt wielu wskazówek, jak ta pamiątka ma wyglądać. Ograniczył je do łamania chleba i podania uczniom kielicha. I te dwa elementy są w liturgii od wieków stale obecne. Reszta to obudowa. Na przestrzeni wieków stworzona i udoskonalana przez ludzi. I oczywiście skodyfikowana w rozlicznych przepisach, rubrykach, grubych księgach... I mając w rękach te właśnie księgi, katolicki świat zaczął okładać po głowie łódzkiego metropolitę.
A z drugiej strony leży księga Ewangelii. Wcale nie taka gruba. A w niej słowa o tym, że każdemu kto skrzywdzi najmniejszego, kamień młyński uwiązać do szyi trzeba, że wszystko co uczynimy najmniejszym, uczynimy Chrystusowi. To tam napomnienia, by głodnych nakarmić, a spragnionych napoić i przybysza do domu przyjąć. To tam w przypowieściach zostawiona została nam prawdziwa i autentyczna nauka.
Wszak jako chrześcijanie wierzymy, że księgi Pisma Świętego powstały z inspiracji Boga. A mimo wszystko nie dyskutujemy o tych, którzy siedzą na granicy. Poza naprawdę nielicznymi głosami kilku hierarchów, paru księży, przytomniejszych świeckich nie słychać głosów oburzenia na tych, którzy usiłują tych ludzi odhumanizować i obrzydzić w oczach reszty społeczeństwa. W dobrej wierze przyjmujemy tezy o przestępcach, terrorystach, itp. Znów dajemy się wepchnąć w objęcia strachu.
W dawnych wiekach - w całkiem odmiennej niż dziś świadomości społecznej - o Polsce mówiono, że jest przedmurzem chrześcijaństwa (antemurale christianitatis), zawsze wierna (semper fidelis), że jest osłoną chrześcijaństwa (propugnaculum christianitatis). Nasze męstwo, obrona cywilizacji łacińskiej słusznie zostały zapisane na kartach historii. Z drugiej strony nasi praprzodkowie w okresie Rzeczypospolitej Obojga Narodów znani byli z tolerancji religijnej. O naszym kraju wprost mówiono, że jest „rajem dla innowierców”. I choć potem - chociażby w okresie II wojny światowej - bywało różnie, to jednak były w tamtych Polakach ogromne pokłady dobra. Dziś też są. Tylko trzeba je wygrzebać spod gruzów i kamieni. Trzeba wyciągnąć spod nich Ewangelię.
O normach liturgicznych też oczywiście rozmawiać trzeba, ale czy dziś jest to naprawdę najistotniejszy temat? Czy to z ich drobiazgowego przestrzegania Bóg będzie nas rozliczał? Jestem przekonany o tym, że ważniejsze będzie dla Niego zupełnie coś innego.
Skomentuj artykuł