Dlaczego Bóg nie wysłuchuje naszych modlitw? Odpowiedzią może być scena z "The Chosen"
Dlaczego Bóg nie wysłuchuje naszych modlitw? Na to pytanie prędzej czy później każdy szuka odpowiedzi. Ja również je sobie zadaję. Po pierwsze dlatego, że sam mam z tym problem, a po drugie, ponieważ od kilku lat przygotowuję świadectwa nadesłane przez czytelników DEON.pl. Publikując historie cudów, uzdrowień, znalezionych prac i mieszkań, a następnie czytając komentarze osób, które nie otrzymały tego, o co prosiły (a częściowo odnosząc to do siebie), już nie raz zastanawiałem się, o co w tym wszystkim chodzi.
Trudność z niewysłuchanymi modlitwami jest o tyle bolesna, że często kojarzy nam się ze zbyt słabą i niewystarczającą wiarą. W końcu sam Chrystus powiedział: "Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze: »Przesuń się stąd tam!«, a przesunie się. I nic niemożliwego nie będzie dla was" (Mt 17, 20). Czy to oznacza, że jeśli czegoś gorąco pragniemy, modlimy się o to, a jednak nasza modlitwa pozostaje niewysłuchana, nasza wiara jest za słaba?
Niewysłuchana modlitwa wiąże się również z tematem cierpienia. Bo jak inaczej nazwać ból osoby, która pomimo gorącej modlitwy - swojej, a często również rodziny i znajomych - nie zostaje uzdrowiona z choroby, niepełnosprawności? Jak opisać smutek i frustrację takiego człowieka, skoro Bóg jednych wysłuchuje, a innych nie? Aby znaleźć odpowiedzi na te pytania, trzeba najpierw poruszyć dwie kwestie.
Pierwsze pytanie, które przychodzi na myśl w kontekście niewysłuchanej modlitwy, brzmi: "Czy my rzeczywiście chcemy, żeby Bóg nas wysłuchał". Może zabrzmi to brutalnie, ale czasem naprawdę możemy już tak przyzwyczaić się do sytuacji, w której się znaleźliśmy (oczywiste niedogodności okazują się bezpieczną strefą komfortu, którą dobrze znamy), że w gruncie rzeczy wcale nie chcemy zmian. Już samo uświadomienie sobie tego może być uzdrawiające, ponieważ albo naprawdę zaczniemy prosić Chrystusa o pomoc, albo będzie to pierwszy krok na drodze do zaakceptowania rzeczywistości i ściągnięcia z Boga odpowiedzialności za to, że nas nie wysłuchuje. Szczere pragnienie zmiany to jednak tylko jedna strona medalu. Druga to oczywiście wspomniana wcześniej wiara.
Kościół bardzo wyraźnie podkreśla znaczenie wiary w kontekście dokonujących się w nim cudów. I ma rację. W końcu Chrystus wielokrotnie zwracał na to uwagę - mówił o tym setnikowi, który poprosił Go o ocalenie służącego (Mt 8, 10), Jairowi błagającemu o uzdrowienie córki (Mk 5, 36) i bliskim paralityka (Mt 9, 2). Oczywiście Bóg jest w stanie działać niezależnie od naszej wiary i woli (przykładem tego jest nawrócenie świętego Pawła). Nie zmienia to jednak faktu, że wiara może być kluczowa w kontekście intencji, w której się modlimy.
Bardzo porusza mnie postawa ludzi, którzy całym sercem wierzą w to, że Bóg może wysłuchać każdego i w każdej chwili (wcale to nie jest takie oczywiste). Na szczęście mam wokół siebie osobę, która bezgranicznie wierzy w moc Boga, której postawa dodaje mi sił, ale i uświadamia, że moja ufność czasem słabnie i ma się nijak do postawy kobiety, która od dwunastu lat cierpiała na krwotok, a mimo to wierzyła, że Chrystus ją uzdrowi (Mk 5, 34). Wiara to oczywiście bardzo delikatna i indywidualna sprawa, której nie sposób oceniać. Nie wyklucza to jednak postawienia zasadniczego pytania: "Co w sytuacji, w której nasza ufność w moc Boga nie zostawia miejsca na wątpliwości, a zanoszona przez nas z wiarą modlitwa i tak nie zostaje wysłuchana?". Odpowiedź na tą wątpliwość znalazłem nieoczekiwanie w serialu "The Chosen".
"Wybrani" już od jakiegoś czasu wywołują spore poruszenie. W mediach społecznościowych pojawia się wiele pozytywnych opinii na temat serialu, a jego ocena na Filmweb (9,3) jest zdumiewająca. Osobiście nie twierdzę, że "The Chosen" jest pozbawiony wad (mam na przykład trudność z tym, że bohaterowie sprzed 2 tysięcy lat zachowują się, jakby żyli dzisiaj). Serial ten nie jest również Ewangelią i w żadnym wypadku nie może on zastąpić Słowa Bożego. Mimo to trzeba przyznać, że niektóre jego sceny poruszają do głębi, a ich szeroki kontekst (ani trochę nie wykluczający biblijnego przekazu) stawia nasze problemy w nowym, aktualnym świetle. Tak było również w przypadku niewysłuchanej modlitwy.
W 2. odcinku najnowszego sezonu "Wybranych" jesteśmy świadkami bardzo mocnej sceny, w której do Jezusa przychodzi Jakub Mniejszy. Apostoł ten w serialu przedstawiony jest jako mężczyzna mający problemy z chodzeniem, który kuśtyka i podpiera się laską. Ta dolegliwość bardzo utrudnia mu życie. Jednocześnie jest on świadkiem wielu uzdrowień, których dokonuje Jezus. Jakub Mniejszy przyjmuje to jednak z pokorą. Do pewnego momentu. Scena, o której mowa, ma miejsce tuż po tym, jak Jezus wysłał uczniów, aby głosili dobrą nowinę, wyrzucali złe duchy i... uzdrawiali. Apostołowie już wiedzą, co mają robić, ale jeszcze nie wyruszyli w drogę. I właśnie wtedy w Jakubie Mniejszym coś pęka. Widzimy, jak przychodzi do Jezusa ze łzami w oczach. Mało brakuje, a zaraz wybuchnie płaczem. "Chciałbym Cię o coś zapytać" - zaczyna drżącym głosem i dodaje: "Posyłasz nas, aby uzdrawiać chromych i ułomnych. (…) Trudno mi to sobie wyobrazić z moją dolegliwością, której Ty nie uzdrowiłeś". "Chcesz być uzdrowiony?" - pyta Jezus. "Oczywiście, że tak. Jeśli to możliwe" - odpowiada Jakub. "Myślę, że już widziałeś, że to możliwe" - mówi Jezus. "Dlaczego więc tego nie zrobiłeś?" - dopytuje Jakub, niemal płacząc. Jezus odpowiada: "Ponieważ Ci ufam". "Słucham?" - apostoł nie daje za wygraną. Jezus odpowiada: "Drogocenny Jakubie Mniejszy. Chcę, byś posłuchał mnie bardzo uważnie, dlatego, że to, co ci powiem, zdefiniuje całe twoje życie aż do teraz i określi jego resztę. Z woli Ojca mógłbym cię uzdrowić. Już teraz. I miałbyś dobre świadectwo, prawda?". "Tak, że czynisz cuda" - odpowiada Jakub. Jezus jednak kontynuuje: "I to jest dobra historia. Ale są dziesiątki innych, którzy mogą ją opowiedzieć, a będą setki, nawet tysiące. Pomyśl o historii, którą ty masz, zwłaszcza w tej nadchodzącej podróży, jeśli cię nie uzdrowię. Będziesz głosił, że nadal wielbisz Boga, pomimo tego. Skupisz się na tym, co liczy się dużo bardziej, niż ciało. I pokażesz ludziom, że potrafisz cierpliwie znosić cierpienie tu na ziemi, bo wiesz, że spędzisz wieczność bez cierpienia. Nie każdy może to zrozumieć. Jak myślisz, ilu ludziom Ojciec i Ja możemy w tym zaufać? (…). Kiedy odejdziesz z tej ziemi i spotkasz swojego Ojca w niebie, gdzie, jak obiecuje Izajasz, będziesz skakał jak jeleń, twoja nagroda będzie wielka. Wytrzymaj jeszcze trochę. A kiedy odkryjesz siebie, znajdując prawdziwą siłę w swojej słabości i kiedy dokonasz wielkich rzeczy w Moim Imieniu, pomimo wszystko, skutki będą widoczne przez wiele pokoleń".
Rozmowa Jezusa z Jakubem Mniejszym jest trudna, a z punktu widzenia świata nawet okrutna. Bo co to za Bóg, który jednych uzdrawia, a innych nie? Jednak perspektywa życia wiecznego i świadomość, że jesteśmy na tej ziemi tylko na chwilę, zmienia absolutnie wszystko. Nie chodzi oczywiście o to, by teraz zaciskać pięści i wbrew sobie mówić, że od tej pory będziemy akceptować nasze cierpienie. Smutek, żal do Boga, a nawet złość na Niego są tu jak najbardziej na miejscu. Ale może kiedy zaczyna do nas docierać, że nasze modlitwy z jakiegoś powodu nie są wysłuchiwane, a my nadal zmagamy się z naszymi "ościeniami", może warto wrócić do sceny z "The Chosen".
Być może nie jest ona wystarczającym wytłumaczeniem. Teologowie z pewnością znajdą znacznie lepsze przykłady, które ukazują sens cierpienia i poruszają kwestię niewysłuchanej modlitwy. Dla mnie jednak właśnie scena z "The Chosen" jest aktualnie tym, co daje nadzieję. Jest jak koło ratunkowe, rzucone na pomoc tonącemu.
Kiedyś słyszałem historię, która świetnie pasuje do tematu cierpienia i niewysłuchanej modlitwy. Według niej nasze życie podobne jest do gobelinu, który z trudem próbujemy tkać każdego dnia. Problem polega na tym, że widzimy nasze "dzieło" od tyłu i z całą pewnością nie jest to atrakcyjny widok (gobeliny z tyłu wyglądają mało zachęcająco, często widać na nich błędy artysty, niedoróbki i wystające nici). Perspektywa zmieni się jednak po naszej śmierci, kiedy Bóg ukaże nam nasze życie widziane Jego oczami. Tkany przez nas gobelin okaże się wtedy arcydziełem, w którym wszystko jest na swoim miejscu, idealnie do siebie pasuje, a po naszych błędach i pomyłkach nie ma śladu. Wyobrażam sobie że Bóg wtedy powie: "Piotrze, wątpiłeś w to cały czas. I w sumie wcale ci się nie dziwię. Ale zobacz jakie wspaniałe arcydzieło razem stworzyliśmy. Naprawdę chciałbyś, żeby wyglądało inaczej?".
Skomentuj artykuł