Duchy Soboru
Wiele lat temu Joseph Ratzinger zauważył, że na Soborze "już podczas jego posiedzeń, a potem, coraz wyraźniej w okresie posoborowym, pojawił się rzekomy «duch Soboru», który w rzeczywistości był jego «anty-duchem».
50 rocznica zwołania Soboru Watykańskiego II wywołała na nowo dyskusje na temat jego znaczenia. Zarysowały się dwa skrajne stanowiska. Jedno, nazwijmy je "lefebrystycznym", by nie postponować pojęcia "tradycjonalistyczny", to opinia, że Ducha Świętego na Soborze raczej nie było, a w konsekwencji Sobór stał się złym impulsem prowadzącym do kryzysu Kościoła. Drugie stanowisko, nazwijmy je "postępowo-liberalnym", opiera się na przekonaniu, że za mało poszliśmy do przodu w reformowaniu Kościoła, do czego ponoć wzywa nas "duch Soboru", i że takie kwestie, jak kapłaństwo kobiet, zgoda na antykoncepcję, czy nawet błogosławienie związków homoseksualnych są wciąż przed nami. Pomiędzy tymi skrajnościami znajdujemy różne opinie na temat blasków i cieni nie tyle Soboru, co jego recepcji i praktycznego wprowadzania w życie.
Mnie bardzo bliski jest pogląd, jaki w sprawie Soboru ma Benedykt XVI. Wiele lat temu Joseph Ratzinger zauważył, że na Soborze "już podczas jego posiedzeń, a potem, coraz wyraźniej w okresie posoborowym, pojawił się rzekomy «duch Soboru», który w rzeczywistości był jego «anty-duchem». Jednym z dogmatów owego "anty-ducha" była - stwierdził Ratzinger - teza, że wszystko, co nowe (albo za takie uważane) jest zawsze lepsze od tego, co było i co jest".
W książce-wywiadzie "Światłość świata" Benedykt XVI pokazuje, iż Sobór "dotarł do świata w interpretacji mediów, a nie ze swoimi tekstami, które przeczytało bardzo niewiele osób". Właśnie! i można mieć wrażenie, że im kto mniej przeczytał i mniej zrozumiał, tym bardziej gotów był tłumaczyć każdą bzdurną nowinkę i każde sprzeciwianie się nauczaniu Magisterium Kościoła wspomnianym rzekomym "duchem Soboru". Doszło do tego, że "postępowo-liberalne" media krytykowały Jana Pawła II za jego ponoć niewystarczającą "soborowość". Kręcili nosem zwolennicy marksizującej "teologii wyzwolenia" sugerując, że "duch Soboru" był otwarty na idee Marksa. Apogeum krzyku wyznawców rzekomego "ducha Soboru" miało miejsce po ogłoszeniu w 2000 roku Deklaracji "Dominus Iesus". Stwierdzono, że to dokument nie-soborowy i wsteczny, bo głosi, iż nie ma zbawienia poza Jezusem Chrystusem, który jest głową Kościoła. A przecież Deklaracja od początku do końca opiera się na cytatach z dokumentów Soboru. Pamiętam jak w jednej z dyskusji w tamtym czasie, ktoś wprost stwierdził, że może i Deklaracja rzeczywiście jest wierna literze soborowych tekstów, ale tu chodzi o coś więcej, a mianowicie o wierność "duchowi Soboru". Autor tej wypowiedzi nie wytłumaczył jednak, na jakiej zasadzie utożsamia swoje myślenie z "duchem soborowym".
W "Światłości świata" Benedykt XVI podkreśla, że "Sobór stanął na wysokości zadania i wypełnił swoją misję", która polegała m.in. na "określeniu relacji Kościoła do nowoczesności". Stwierdza jednocześnie, że "wprowadzić w życie to, co zostało powiedziane, a przy tym pozostać w wewnętrznej kontynuacji wiary, jest o wiele trudniejszym procesem niż sam sobór". Po 50 latach mamy wciąż problem z recepcją Soboru.
W tej sytuacji, nie negując tego dobra, które Sobór już przyniósł w Kościele, trzeba podjąć na nowo recepcję soborowych dokumentów. To w nich bowiem znajduje się autentyczny "duch Soboru", który - niestety - od początku był zwalczany (niekiedy dość skutecznie) przez "anty-ducha" głoszonego przewrotnie lub naiwnie przez różne środowiska.
Bardzo wyraźnie mówił o tym Benedykt XVI w swej homilii podczas mszy na rozpoczęcie Roku Wiary:
"Uważam, że rzeczą najważniejszą, szczególnie przy tak znaczącej okazji jak obecna, winno być ożywienie w całym Kościele tego pozytywnego napięcia, tego pragnienia, aby głosić na nowo Chrystusa współczesnemu człowiekowi. Jednak by ten wewnętrzny impuls do nowej ewangelizacji nie pozostał jedynie ideałem i nie grzeszył zamętem, trzeba aby opierał się na konkretnej i precyzyjnej podstawie, a są nią dokumenty Soboru Watykańskiego II, w których znalazł on swój wyraz. Dlatego wielokrotnie podkreślałem konieczność powrotu, by tak powiedzieć, do «litery» Soboru, to znaczy do jego tekstów, aby w nich znaleźć także jego autentycznego ducha, i powtarzałem, że znajduje się w nich prawdziwe dziedzictwo Vaticanum Secundum. Odniesienie się do dokumentów chroni przed skrajnościami anachronicznych nostalgii i gonienia do przodu, pozwalając na uchwycenie nowości w ciągłości".
Kapitalne słowa. A zatem: Z powrotem do rzeczy, czyli z powrotem do dokumentów soborowych! Dodajmy jeszcze, że zdaniem Papieża jednym z najważniejszych owoców Soboru jest Katechizm Kościoła Katolickiego. Zaplanujmy zatem w Roku Wiary regularną lekturę Katechizmu. Tam znajdziemy prawdziwego "ducha Soboru".
Skomentuj artykuł