Dyspensa, czyli co ty wiesz o...
Sprawę dyspensy, udzielonej pod koniec września przez jednego z gliwickich proboszczów na prośbę właściciela sklepu mięsnego, można potraktować wyłącznie w kategoriach powodu do średnio śmiesznych żartów. Można wzruszyć ramionami i uznać, że w ogóle tematu nie ma. Można też spojrzeć na nią w szerszej perspektywie i poczynić kilka uwag oraz spostrzeżeń.
Można na przykład zauważyć, że sama prośba o dyspensę, złożona przez właściciela sklepu uruchamiającego go po remoncie właśnie w piątek, z punktu widzenia Kościoła jest czymś ze wszech miar pozytywnym. Dowodzi, że ktoś poważnie potraktował kościele zasady, regulujące kwestie czasów pokuty. Tego rodzaju zachowania nie są dzisiaj w Polsce powszechne, co wynika między innymi z dość luźnego podejścia do kwestii postów wśród znacznej części polskich katolików, ale również z ich dość mizernej wiedzy. Wiedzy zarówno na temat tego, kto i kiedy powinien pościć, jak i o możliwościach uzyskania dyspensy.
Głęboko zapadł mi w pamięć wykład, jakiego na temat zasad wstrzemięźliwości od potraw mięsnych obowiązujących w podróży, udzieliła mi jakiś czas temu pani stojąca za ladą w pewnym przydrożnym barze pod Łodzią. W wyprowadzaniu kobiety z błędnego przekonania w tej materii niewystarczającym okazał się nawet fakt, że jestem księdzem. Ona wiedziała lepiej, a zapewniała, że jest gorliwą, praktykującą katoliczką. Podobnie, jak coraz częściej spotykam ludzi starszych, którzy są pewni, że po ukończeniu 65 roku życia mogą śmiało jeść kotleta i kiełbasę w piątek, nie łamiąc żadnych kościelnych zasad. Niektórzy twierdzą, że taką właśnie "wiedzę" uzyskali od księdza, na przykład podczas spowiedzi lub odwiedzin kapłana w ich domu.
Wielokrotnie zdarzyło mi się być obecnym na organizowanych w piątek imprezach z udziałem księży, a nawet biskupów. Do rzadkości w takich okolicznościach należało menu bezmięsne. Natomiast bardzo często okazywało się, że nikt, także zaproszeni, a nawet współorganizujący wydarzenie duchowni, nie zadbali o należyte potraktowanie kwestii obowiązujących katolików przepisów pokutnych. Nie tylko moje zażenowanie budziły w takich przypadkach próby ratowania sytuacji dyspensą ogłaszaną przez hierarchę już przy stole. "Trochę to niepoważne" - brzmiał jeden z najłagodniejszych komentarzy, jakie zdarzyło mi się przy takich okazjach usłyszeć z ust uczestników biesiady.
Rzetelnej wiedzy i traktowania z powagą przepisów w tej dziedzinie nie ułatwiają epizody, które w sposób jaskrawy pokazują dużą dowolność interpretacyjną. Np. wiosną bieżącego roku można było w jednym z katolickich czasopism przeczytać, że "W piątek 2 maja w niektórych diecezjach dyspensa". Media świeckie od razu wyczuły okazję do prześmiewczych tytułów i z zatroskaniem zawiadamiały odbiorców, że jeśli mają ochotę zjeść kiełbasę z grilla w ten konkretny piątek, powinni znaleźć się po określonej stronie rzeki. "Sami wystawiamy się na pośmiewisko" - skomentowała całe wydarzenie znajoma dziennikarka, która pracując w jednym z tzw. mainstreamowych mediów próbuje z uporem w sprawach małych i codziennych dawać świadectwo swej wiary.
Być może ktoś uzna, że się czepiam i niepotrzebnie nadaję przesadne znaczenie kwestiom bagatelnym. Mamy przecież na głowie w Kościele w Polsce sprawy wielkiej wagi, z którymi trzeba się zmierzyć, a problem tego, co w piątek znajdzie się na talerzu polskiego katolika, w kontekście rozwiązań przyjętych przez Kościół w krajach zachodnich, wygląda coraz bardziej na wydumany. Mimo wszystko uważam, że trzeba na takie sprawy zwracać uwagę. Podzielam pogląd Michała Anioła, który twierdził, że nie należy lekceważyć drobnostek, bo od nich zależy doskonałość, która nie jest drobnostką.
Skomentuj artykuł