Dzieciom potrzebna jest do szkoły także "duchowa" wyprawka
Od początku przygody z systemową edukacją próbujemy przekazać dzieciom to, w co głęboko wierzymy: że w szkole mogą zetknąć się z wielkim bogactwem świata. Smakować radości i porażek, nadziei i rozczarowań, obaw i satysfakcji. Słowem - feerii wrażeń. Staramy się nie idealizować naszych wspomnień, ale też dokładamy starań, by nie karmić ich lękami i strachem.
Jesteśmy z mężem głęboko przekonani, że życie jest piękne, a ludzie są dobrzy. I tym przeświadczeniem próbujemy zarazić nasze dzieci. Bylibyśmy więcej niż szczęśliwi, gdyby u progu nowego roku szkolnego wszystkie strony zaangażowane w system nauczania zechciały zauważyć, że stoimy po tej samej stronie!
Czytając komentarze dotyczące edukacji w Polsce, można bowiem czasami dojść do wniosku, że szkoła to siedlisko wszelkiego zła. A przecież to kompletnie mylny obraz! Rodzice, kochając swoje dzieci, chcą ich dobra. Przecież nie wysyłam dziecka do placówki z myślą: a niech tam idzie się bić, uczyć bzdur i pogardy dla bliźniego. Więcej! Nauczyciele także nie wybrali takiego zawodu, by unieszczęśliwiać, tłamsić i niszczyć małoletnich. Ja w każdym razie nigdy takich nie spotkałam…
Dla nas podstawowym atutem szkoły jest jej … różnorodność. Wiem, że w jej murach moje dzieci spotykają świetnych wykładowców, fantastycznych kolegów i ich rozmaite rodziny. Oczywiście znajdują się w tym gronie także ludzie zgorzkniali, sfrustrowani i poranieni. Ale czyż takich osób Pan Jezus każe nam unikać? Nie! Musimy uczyć się ich kochać. A czy jest jakiś lepszy sposób nauki niż przez doświadczenie? Zatem próbujemy od początku przygody z systemową edukacją przekazać dzieciom to, w co głęboko wierzymy: że w szkole mogą zetknąć się z wielkim bogactwem świata. Smakować radości i porażek, nadziei i rozczarowań, obaw i satysfakcji. Słowem - feerii wrażeń. Staramy się nie idealizować naszych wspomnień, ale też dokładamy starań, by nie karmić ich lękami i strachem.
U progu nowego roku szklonego przyglądam się więc swoim dzieciom z uwagą i zastanawiam, czy ich „duchowa wyprawka” jest skompletowana. Czy patrzą na najbliższe miesiące z nadzieją, że spotka je dobro i z ufnością, że we wszystkich szkolnych doświadczeniach nie zostaną zostawieni sami sobie? I tak sobie myślę – może nie mamy już wpływu na to, jakie zeszyty i cienkopisy dziecko włoży do plecaka. Ale z pewnością mogę mu „włożyć” w serce i w głowę mądre i budujące przesłanie: jesteś dla mnie ważny, chcę być przy Tobie blisko, kocham Cię. ZAWSZE. I to zaowocuje. Prędzej czy później.
---
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu "Dobra Wnuczka"
Skomentuj artykuł