Dziękuję za to, co Bóg mi daje

Dziękuję za to, co Bóg mi daje
(fot. PAP/EPA/ERNESTO ARIAS)

Wiem, świat zawsze taki był i będzie. Ale tutaj, w Peru, w Limie, te skrajności zdają się odczuwalne z podwójną siłą. Zdaje się, że nawet przyroda czyni tu rozróżnienia między biednymi i bogatymi, tych pierwszych rujnując jeszcze bardziej, tym drugim co najwyżej psując weekendowe plany.

"El autobús se cayó al agua" - "Autobus wpadł do wody". Dzisiaj mój dwuletni syn wypowiedział swoje pierwsze pełne zdanie i brzmiało ono właśnie tak. Było to w trakcie oglądania porannych wiadomości, w których pokazywano skutki ulewnych deszczów, jakie powodują obecnie straszliwe powodzie w całym Peru. W pewnym momencie pojawiło się ujęcie błotnistej, wezbranej rzeki porywającej autobus i inne przedmioty napotkane na drodze. Maluch bardzo był tym widokiem przejęty i powtarzał to pierwsze zdanie w kółko, wskazując rączką telewizor.

A ja? Ja nie wiedziałam, czy się śmiać ze szczęścia, czy płakać nad ludzką tragedią. Czekałam na tę chwilę od pewnego czasu, bo mojemu dwujęzycznemu potomkowi nie spieszy się z mówieniem. Ze zrozumiałych więc względów byłam zachwycona. Z drugiej jednak strony, sytuacja nie była wesoła. Ów uniesiony przez nurt rzeki autobus to była tylko cząstka dramatu rozgrywającego się w tych dniach na naszych oczach. Dziecięca niewinność potrafi zamienić każdy moment w chwilę piękną i godną zapamiętania, jednak dzieje się to w wymiarze bardzo subiektywnym i nie ma wpływu na faktyczny bieg wydarzeń.

DEON.PL POLECA

Chwilę później dostałam od znajomej wiadomość z prośbą o modlitwę za poszkodowanych i zagrożonych. Typowy łańcuszek z "Ojcze nasz" i prośbą, by podać dalej. A zaraz po tym wiadomość od innego znajomego z linkiem do informacji meteorologicznych zapowiadających 60 godzin ulew i gwałtownych burz, jakie mają wstrząsnąć większością kraju, począwszy od najbliższego popołudnia.

I to nie wszystko. Zadzwoniła do nas teściowa, ostrzegając przed brakiem podstawowych artykułów żywnościowych w supermarketach. Sama kupowała właśnie wodę, której już prawie nie było na półkach. Podjęliśmy z mężem decyzje o zrobieniu zakupów w trybie natychmiastowym, bo przy obecnych upałach trudno wyobrazić sobie choćby jeden dzień bez wody pitnej, zwłaszcza z małym dzieckiem w domu. Również dlatego, że z powodu wezbranych rzek wyłączono stacje uzdatniania wody i odcięto jej dopływ do domów i mieszkań.

Gdy wyglądam przez okno, świat toczy się swoim rytmem jak zawsze. Świeci słonce, na ulicach ruch, żadnych oznak zagrożenia. Gdyby nie ów brak wody w kranie, w ogóle można by się nie przejmować. To, co najgorsze, dzieje się na obrzeżach gigantycznej Limy i w prowincjach, i jest doskonałym materiałem na reportaż. Tutaj, w lepszych dzielnicach z dala od gór i rzek, ludzie martwią się co najwyżej tym, iż niektóre drogi poza miastem są zablokowane i w ten weekend nie będą mogli dojechać na plażę. Albo że makijażystka, która miała dotrzeć do panny młodej i jej druhen na miejsce wesela, życzy sobie wyższej opłaty niż uzgodniona ze względu na problemy z transportem. Każdy ma swoje problemy, dla każdego te właśnie problemy są centrum wszechświata. Miliony ludzi, miliony problemów. Jedni w konsekwencji nie opalą się w niedzielę, inni tej niedzieli nie przeżyją.

Wiem, świat zawsze taki był i będzie. Ale tutaj, w Peru, w Limie, te skrajności zdają się odczuwalne z podwójną siłą, bo wszystko jest blisko. Równie blisko plaża, jak i występująca z koryta rzeka. Zdaje się, że nawet przyroda czyni tu rozróżnienia między biednymi i bogatymi, tych pierwszych rujnując jeszcze bardziej, tym drugim co najwyżej psując weekendowe plany. Codzienne kontrasty podniesione do potęgi, jakby to w ogóle było jeszcze możliwe.

Oczywiście, jestem szczęśliwa, że mnie nie dotyka to najgorsze. Że mój dom, na razie stoi suchy, z dala od rzek i że jedynym problemem jest brak wody, by wziąć prysznic dwa razy dziennie. Ale też właśnie dlatego tym bardziej czuję się zobowiązana dziękować Bogu za Jego opiekę i za to wszystko, co mam. Za rzeczy tak przyziemne i na co dzień oczywiste jak dach nad głową i suche stopy. Za to, że mam w pobliżu supermarket, do którego mogę podjechać samochodem i kupić na wszelki wypadek kilka butelek wody mineralnej. Za to, że mój syn wypowiedział to swoje pierwsze zdanie, stojąc przed ekranem telewizora, a nie na brzegu owej rzeki.

Nie lubię łańcuszków, z modlitwami czy bez. Ale tym razem zmówię "Ojcze nasz" głębi serca, w podziękowaniu za moją uprzywilejowaną pozycję i z prośbą o opiekę Boga nad poszkodowanymi i zagrożonymi tym wszystkim, co się tutaj wokół nas dzieje. O co proszę również wszystkich Was.

Natalia Weimann-Guardia - antropolog, szczęśliwa matka i spełniona kobieta. Mieszka w Limie, gdzie odnalazła swoją miłość. Poważne lektury chwilowo zamieniła na polskie bajki, tworząc dwujęzyczną rodzinę

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziękuję za to, co Bóg mi daje
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.