Encyklika na czas kryzysu
Kiedy usłyszałem, że druga encyklika papieża Franciszka ma poruszać zagadnienie ekologii, to choć nie lubię przekładania politycznych kalek na życie Kościoła, pomyślałem: "Może faktycznie mają rację ci z moich znajomych, którzy uparcie twierdzą, że to lewicowy papież".
Dopiero w trakcie lektury tego szalenie ważnego dokumentu zobaczyłem, jak bardzo się myliłem. Padłem ofiarą przykrej przypadłości, na którą cierpi pewien odsetek polskich katolików. Bardziej konserwatywna część jest ciasno przywiązana do Benedykta XVI, widząc w nim (głównie) obrońcę konstytucji "Sacrosanctum concilium". Obóz "postępowy" niby trzyma z Franciszkiem, ale jednocześnie ma wobec papieża wygórowane oczekiwania radykalnych zmian w nauczaniu dotyczącym kwestii obyczajowych. Być może takie rozdwojenie jest wywołane wypartą traumą po śmierci Jana Pawła II. Wtedy przynajmniej było wiadomo "który jest nasz". Teraz, aby się odnaleźć, selektywnie podchodzimy do nauczania jego następców.
Całe szczęście encyklika "Laudato si" idzie kompletnie w poprzek tych płytkich uprzedzeń, a przez swój ogromny zakres zadaje kłam wszelkim próbom uproszczenia, na które silili się do tej pory jej liczni komentatorzy. Byłoby bowiem wielką szkodą dla tego dokumentu, jeśli zapamiętalibyśmy go w Polsce jako "ten, w którym papież krytykuje węgiel".
Choć faktycznie za punkt wyjścia papież Franciszek obiera kryzys ekologiczny, to jednak sposób w jaki go prezentuje, znacząco odbiega od standardowego ujęcia problemów środowiska naturalnego. Jeśli potraktujemy ekologię jako dziedzinę zajmującą się naturą, a samą przyrodę jako to, co stworzone przez Boga, to w zakres tej pierwszej muszą wejść także problemy, które dotykają człowieka. Takie przejście wymaga jednak nietrywialnego zabiegu filozoficznego.
Zazwyczaj myślimy o świecie jako rzeczywistości złożonej ze świadomych, obdarzonych wolną wolą ludzi i nie posiadającej umysłu przyrody. Jednak jeśli poważnie traktujemy przekaz biblijny, to wtedy cały świat, zarówno przedmiotów ożywionych, jak i nieożywionych, jest jedną rzeczywistością stworzoną przez Boga. Cała rzeczywistość znajduje się w takiej relacji do Stwórcy, w jakiej znajdują się dzieci względem swojego Ojca, a zatem stworzenie jest jedną rodziną, połączoną związkiem powszechnego braterstwa (pkt. 228). To, co uważaliśmy za przedmiot nieco paradoksalnie staje się równym nam podmiotem.
Pomimo tego wielu z nas myśli o przyrodzie jako czymś, co wymaga ujarzmiania, kierując się biblijnym nakazem o "czynieniu sobie ziemi poddaną". Jednak Franciszek zaznacza, że takie utylitarne podejście do rzeczywistości jest niewłaściwym odczytaniem tej maksymy. Pisze, że dorastaliśmy myśląc, że jesteśmy jej właścicielami i rządcami uprawnionymi do jej ograbienia (pkt. 2; por. pkt. 11). Przez to łatwo zapominamy, że nasza eksploatacja środowiska naturalnego jest stałym zaciąganiem długu wobec tych, którzy przyjdą po nas.
Często też odbywa się kosztem najbardziej wykluczonych, którzy nie mają równego nam dostępu do dóbr naturalnych, żywności czy wody. Taka postawa względem przyrody opiera się na stereotypowym obrazku, w którym natura jest czymś zewnętrznym względem człowieka. Jednak jeśli potraktujemy naturę tak jak chce Franciszek, a zatem podmiotowo, to tak jak w kwestii stosunku do innych ludzi, tak też i w przypadku przyrody, dochodzi do spotkania dwóch odbić Bożych, a to wymaga od nas postawy kultu i szacunku.
Wspomniana relacja oddziałuje także w drugą stronę. Nieprzypadkowo papież wśród zagadnień związanych ze środowiskiem zwraca uwagę na problem biedy, pisząc, że "prawdziwe podejście ekologiczne zawsze staje się podejściem społecznym, które musi włączyć sprawiedliwość w dyskusje o środowisku, aby usłyszeć zarówno wołanie ziemi, jak i krzyk biednych" (pkt. 49). Piętnuje niewłaściwe strategie ekologiczne, które popadając w "obsesję na tle odmawiania osobie ludzkiej wszelkiej wyższości" w imię obrony innych gatunków, nie podejmują walki, by bronić równej godności istot ludzkich (por. pkt. 90), co przybiera szczególny wymiar w zakresie kontroli narodzin czy przyzwolenia na aborcję (por. pkt 120).
Dlatego należy stwierdzić, że kryzys, którego doświadczamy ma naturę społeczno-ekologiczną, obejmuje całą dziedzinę ludzkiego działania (pkt. 139), zaś jego istotnymi reperkusjami są te dotykające przyrody. Stąd postulat ekologii integralnej, która nie zawęża się zaledwie do materii, lecz staje się etyką: dziedziną, która obejmuje wszelkie możliwe relacje między człowiekiem a przyrodą, będącą Bożym dziełem. Nawet jeśli będziemy przywoływać dawną wizję człowieka jako korony stworzenia, to pamiętajmy, że każde drzewo posiada swe korzenie, bez których nie może się rozwinąć.
Papież identyfikuje przyczynę kryzysu dostrzegając ją w upadku idei społeczeństwa, jako naturalnego środowiska rozwoju człowieka. Przeszliśmy na pozycje kultury indywidualizmu, w której każda jednostka podejmuje wolne działania, często wiążące się z ludzkim niepohamowaniem. Jeśli rodzina czy inna wspólnota nie jest podstawowym wektorem funkcjonowania człowieka, to stopniowo zaczniemy tracić wszelką wrażliwość: czy to wobec innych ludzi, czy też jakichkolwiek bytów.
Utrata wrażliwości jest widoczna zwłaszcza w zakresie gospodarki. Wielu uwierzyło w mit samoregulującego się wolnego rynku, mającego być powszechnym remedium dla jakichkolwiek problemów ekonomicznych. Tymczasem liberałowie nie wzięli (i nadal nie biorą) pod uwagę ludzkiego egoizmu, który wyznacza kierunek, jaki realnie obierają relacje gospodarcze między podmiotami. Jeśli podstawowym kryterium sukcesu na wolnym rynku jest zysk prywatny, zaś drugim wektorem oceny zasobności jednostki jest to, ile jest w stanie kupić czy spożyć, to nie trudno o zatomizowanie poszarpanej już struktury społecznej.
Jednostka, która jest niepohamowana w konsumpcji, w pewnym momencie zatraci optykę działania w odpowiedzialności względem wspólnoty, zacznie zaprzepaszczać nadwyżki, które generuje (por. pkt. 50). Środowisko naturalne staje się tu po prostu użytecznym i ilustratywnym przykładem dla większego problemu cywilizacyjnego, jakim jest niewola egoizmu i smutnej samotności, lukrowanej kompulsywnym spożywaniem coraz to nowych dóbr - czy to cielesnych, czy duchowych.
Jaką postawę powinniśmy przyjąć? Papież w mocnych słowach pisze o tym, że potrzebujemy naprawdę "radykalnych rozwiązań w postaci śmiałej rewolucji kulturowej (…) i spowolnienia marszu, aby obserwować rzeczywistość w inny sposób (…), a jednocześnie przywrócić wartości i wielkie cele unicestwione z powodu megalomańskiego niepohamowania" (por. 114). To rewolucja antropologiczna, w której przestaniemy postrzegać siebie jako niezależne byty, a zaczniemy patrzeć na świat w perspektywie sieci naturalnych powiązań, które są uprzednie względem istnienia każdego z nas.
Musimy otworzyć się na siebie, na dialog i relację Ja-Ty, a co za tym idzie zacząć sobie ufać, przekraczając samotność, cynizm i egoizm. Nie zadbamy o środowisko naturalne, jeśli nie zaczniemy od wysprzątania własnego podwórka sproblematyzowanych stosunków międzyludzkich; jeśli nie dostrzeżemy w przyrodzie rzeczywistości złożonej z innych podmiotów - nie tylko ożywionych.
Skomentuj artykuł