Franciszek od nieświętego spokoju
Co jest największą zasługą Franciszka? To, że wywołał ferment, małe tsunami, naruszył święty spokój w umeblowanych i pokrytych kurzem kościelnych głowach.
Dzisiaj mijają dwa lata, odkąd usłyszeliśmy kolejne "Habemus papam". Czekaliśmy tamtego wieczora w napięciu, kto też pojawi się w logii bazyliki watykańskiej. I wszedł na nią jezuita, argentyński kardynał, z początku wzruszony, przejęty i drżący. Popatrzył na tłumy na placu św. Piotra i już pierwsze jego słowa wywołały "zgrzyt" - bo padło "dobry wieczór". Tak niekościelnie, niepobożnie, zwyczajnie, po ludzku. Potem była również cisza i modlitwa, i błogosławieństwo.
Od samego początku Franciszek wzbudza kontrowersje. Najbardziej chyba w kościelnych kręgach. W ciągu tych zaledwie dwóch lat pontyfikatu przypięto mu już mnóstwo łatek. Spotyka go to samo co Jana Chrzciciela, okrzykniętego "opętanym przez złego ducha" - gdyż był "dziwny", a także Jezusa, wyzwanego od żarłoków i pijaków - ponieważ za bardzo zbliżył się do wszetecznic i kolaborantów. Franciszek też obrywa. Jedni mówią z nutą ironii, że przypomina wiejskiego proboszcza, a nie wytrawnego teologa, jakby ten pierwszy był w czymś gorszy. Inni, że gwiazdorzy, prze na szkło i działa pod publiczkę. Mówi jak Pytia i wzbudza zamieszanie wśród wiernych. Nie szanuje księży. Za bardzo piętnuje grzechy hierarchii i w ten sposób przyłącza się do chóru nieprzyjaznych krytyków Kościoła. Nie trzyma fasonu, bo chodzi w starych butach. Bawi się komórką jak mały chłopiec i wydzwania po ludziach. Nie potrafi trzymać języka za zębami, bo chlapie w samolotach, a potem biedny Lombardii dwoi się i troi, by wytłumaczyć, co Papież miał na myśli. Na kazaniach mówi to, co mu ślina na język przyniesie. Jest marksistą i lewicowcem, bo za bardzo krytykuje kapitalizm i rozdaje kościelne pieniądze żulom. Swoimi działaniami wywoła wkrótce schizmę, bo zanadto sprzyja homoseksualistom i rozwodnikom. A tu i ówdzie został obwołany antychrystem i przyjacielem masonów. Niektórzy niepokoją się, czy został wybrany ważnie. Są i tacy, którzy zarzucają mu, że dużo gada, a efektów nie widać. I w ogóle rozwala Kościół od środka.
Nie, nie wymyśliłem sobie tej jeremiady na poczekaniu. Wszystkie jej "zwrotki" wyczytałem w ostatnim czasie, o ironio, na katolickich stronach, forach i w pobożnych gazetach. Usłyszałem je również w trakcie rozmów, częściej z duchownymi niż ze świeckimi.
A Franciszek w pierwszym długim wywiadzie udzielonym Antonio Spadaro SJ na pytanie o jego tożsamość odpowiada: jestem grzesznikiem. Jak by nie patrzeć, trudno go zaszufladkować. Ani z niego Jan Paweł II ani Benedykt XVI.
W czym tkwi kontrowersyjność Franciszka? W tym, że jest sobą. Jorge Bergoglio SJ. Z wykształcenia chemik, ale też znawca literatury i psychologii. Ścisłowiec i humanista w tym samym sercu. A mówią, że jedno się z drugim wyklucza. Bez doktoratu, który wprawdzie zaczął, ale nie skończył. Języki obce nie są jego mocną stroną. Nie napisał też porywającej intelektualnie encykliki (bo właściwie po co, skoro tyle ich mamy, a tak mało je czytamy). Potrafi zdobyć się jednak na gesty, które niejednemu biskupowi czy księdzu nie przyszłyby na myśl, jak choćby odprawianie mszy Wieczerzy Pańskiej w więzieniu. Bo nie wypada, bo powaga urzędu, bo jakże to…
Co zrobił Jorge Bergoglio przez ostatnie dwa lata? Jest taka pokusa, by człowieka oceniać tylko po skutkach działania, stąd niektórzy mówią o "efekcie Franciszka". Ale to, na szczęście, jest tylko pokusa. Jego największą zasługą jest to, że wywołał ferment, małe tsunami kościelne, naruszył święty spokój w poukładanych głowach. Nota bene, odkąd wybrano kardynała z Buenos Aires na Papieża, myślę, że do listy siedmiu grzechów głównych należałoby jeszcze dopisać święty spokój. Jest to wprawdzie wada pochodna lenistwu, ale ma pewną specyfikę: święty spokój nie lubi zmian ani wysiłku, wybiera przyjemną stabilizację, nie chce też widzieć problemów, ucieka przed zaangażowaniem. I, co najgorsze, może porazić wszystkich.
Chyba najwięcej kościelnego rabanu spowodował synod o małżeństwie i rodzinie. Św. Ignacy, którego duchowa spuścizna uformowała Papieża Franciszka, każe rozeznawać, by podejmować dobre decyzje, czyli najpierw zacząć od słuchania. Dlatego Ojciec Święty siedział podczas obrad milcząco i słuchał. Pozwolił mówić ojcom synodalnym. Błagał, by się nie ugrzeczniali przed Papieżem i byli szczerzy. Bo chciał usłyszeć. I mówili. A nawet krytykowali się wzajemnie. Niektórzy dziwili się, że Papież niczego nie komentuje, nie reaguje, nie prostuje. A on słuchał i chciał usłyszeć. Zapewne usłyszał wielkie bogactwo Kościoła, a także jego biedy, tak pogmatwane w różnych częściach świata. W przytoczonym wcześniej wywiadzie Franciszek przyznał, że kiedy był młodszy, nie słuchał. Wspomina, że mając 36 lat został prowincjałem. I nie słuchał, nie konsultował, nie zasięgał opinii. Sam wyznał, że podejmował autorytarne i pochopne decyzje. Potem coś w nim pękło. Zmienił się. Dlatego na synodzie słuchał i chce słuchać nadal, zanim podejmie jakąkolwiek decyzję. Dlatego nie robi rewolucji, bo te zwykle więcej psują niż naprawiają. To najważniejsza lekcja Franciszka dla współczesnego świata i Kościoła, także dla małżeństw i rodzin. Wszystko należy zaczynać od słuchania.
Pontyfikat Franciszka postrzegam także jako dalszy ciąg wyzwalania papiestwa od brzemion świeckiej władzy i jej zewnętrznych oznak. Nie było to przyjemne od początku. Gdy Państwo Kościelne utraciło swoje terytoria, Pius IX ogłosił się z tego powodu więźniem Watykanu. Temu uwolnieniu papiestwa (i w pewnym sensie całego Kościoła) od wielowiekowych naleciałości służą właśnie Franciszkowe "oburzające" gesty: opuszczenie apartamentów papieskich (nawet jeśli mieszkanie w Domu św. Marty jest rzekomo bardziej kosztowne), prostota liturgii, noszenie torby, skromniejszy samochód. Niektórym to przeszkadza, gdyż sądzą, że brak pompy i bizantynizmu ujmuje coś z autorytetu następcy św. Piotra. I dobrze, bo ma przeszkadzać. Franciszek powtarza niezmordowanie: Kościół nie ma być pałacem ze służbą i wystawnym jadłem, lecz szpitalem, który leczy i wychodzi do ludzi, a nie siedzi w samozadowoleniu.
Peryferie to ulubione słowo-klucz Franciszka. Jego pontyfikat to również poszerzanie wizji Kościoła. W trzech kierunkach. Najpierw geograficznie - centrum katolicyzmu nie znajduje się już w Europie. Tym centrum są peryferie świata, także wyspy Tonga czy Zielonego Przylądka, skąd pochodzą ostatnio mianowani kardynałowie. Nieprzypadkowo Duch Święty kazał spojrzeć kardynałom w stronę Ameryki Południowej. Następnie pastoralnie, by zacząć szukać zagubionych owiec, czyli koncentrować się nie tylko na tych, którzy są w kościołach i z których jesteśmy zadowoleni, ale także na tych, których w nich nie ma. W końcu, bardziej włączyć w nasze postrzeganie Kościoła tych najmniej zauważanych przez świat i często także przez ludzi sytego Kościoła: ubogich, wykluczonych, chorych, poranionych, spośród których, nie wszyscy muszą być wierzący. Ci ludzie są nowym- starym centrum Kościoła, ponieważ do nich wychodził także Chrystus. Święty spokój Kościoła nie lubi takich peryferii.
I to jest ta zasadnicza, tak trudna do przyjęcia mentalna zmiana, do której proroczo wzywa swoimi gestami i słowami Franciszek. Kościół jest uniwersalny, katolicki i liczny - jak pokazuje Papież, co równocześnie staje się dla tej wspólnoty coraz większym wyzwaniem. Nie da się w niej rządzić tak jak dawniej. Nie sposób wyłonić jednej recepty na kościelny problem w Rzymie i zaaplikować ją wszystkim Kościołom lokalnym. To są znaki czasu w Kościele i dzisiejszym świecie, które, jak sądzę, poddaje nam pod rozwagę Bóg. Po dwuletnim pontyfikacie Papieża z Argentyny.
LIDER PAPIEŻ FRANCISZEK - Chris Lowney
Papież Franciszek. Lider, który przewodzi 1,2 miliarda ludzi na świecie. Zdobył światowe uznanie dzięki rewolucyjnemu podejściu do przywództwa. Cieszy się niegasnącą popularnością i codziennie zmienia naszą rzeczywistość.
Jeżeli chcesz, aby coś się zmieniło w Twoim życiu i w Twoim otoczeniu, uznajesz konieczność szlifowania swojego charakteru - ta książka jest dla Ciebie. Świat potrzebuje nowych liderów.
Niezależnie od tego, czy jesteś wierzący, czy nie, jako dyrektor firmy, student realizujący jakiś projekt, lider wspólnoty, głowa rodziny, menedżer swojego życia, musisz odkryć, że... tym liderem jesteś Ty.
Chris Lowney - bestsellerowy autor Heroicznego przywództwa oraz Heroicznego życia. Pełnił funkcję dyrektora zarządzającego banku JP Morgan, kierując jego filiami na trzech kontynentach. Obecnie jest prezesem zarządu Catholic Health Initiatives, organizacji tworzącej jeden z największych systemów opieki zdrowotnej w Stanach Zjednoczonych.
Skomentuj artykuł