Franciszek w obronie tych, którzy nic nie znaczą
W piątek wieczorem o godz. 19.24 czasu lokalnego papież Franciszek stanął na meksykańskiej ziemi. Przywitała go niezwykle kolorowa i radosna ceremonia, która mogła zauroczyć.
Tradycyjni meksykańscy "mariachis" śpiewali popularną piosenkę “Cielito lindo" uznawaną niemalże za narodowy hymn, liczne grupy tanczerzy w strojach regionalnych ukazywali bogactwo miejscowej kultury, blisko siedem tysiący zaproszonych gości rozświetliło noc przy pomocy lampionów śpiewajać specjalnie na tę okazję skomponowany utwór “México se pinta de luz" [Meksyk zabarwił się światłem].
Jednym słowem - było to wielkie widowisko, nie mające wiele wspólnego z oficjalnymi powitaniami głowy Państwa Watykańskiego, do których zdążylismy się przyzwyczaić: nie grano hymnów, nie było kompanii reprezentacyjnej wojska, pominięte zostały oficjalne przemówienie, miejscowy episkopat nie ustawił się w rzędzie, aby po kolei ucałować pierścień rybaka. Oczywiście nie zabrakło głowy państwa, prezydenta Enrique Peña Nieto i jego małżonki Angélica Rivera, która prezentowała się czarująco. Muszę się przyznać, że osobiście byłem pod wrażeniem.
Czar jednak prysł po rozmowie ze znajomą meksykanką, która odsłoniła niektóre zakulisowe tajniki. Organizatorem uroczystości powitania była sama Pierwsza Dama, znana meksykańska aktorka popularnie zwana "La Gaviota" [Mewa], którą w 2010 roku poślubił ówczesny gubernator stanu Meksyk, a od 2012 prezydent Stanów Zjednoczonych Meksyku. Małżeństwo to, celebrowane w katedrze w Toluca, poprzedziło dość dziwne stwierdzenie nieważności wcześniejszego związku Angeliki, niczym ze scenariusza meksykańskiej telenoweli.
W proces kanoniczny wmieszani byli najważniejsi hierarchowie Meksyku, w tym sam arcybiskup stolicy Norberto Rivera; obrączki zaręczynowe błogosławił zaś papież Benedykt XVI. Przy okazji stwierdzenia nieważności skazano ksiądza asystującego przy pierwszym, rzekomo nieważnym małżeństwie, przy czym póżniejszy wyrok Roty Rzymskiej całkowicie oczyścił go z winy. Cała sprawa jednak doprowadziła do silnego podziału w Kościele meksykańskim, wskazując na silne powiązanie między hierarchią i pałacem prezydenckim. Meksykańska prasa komentując uroczystość powitania nie szczędzi słów krytyki. Mówi się o próbie politycznego wykorzystania papieskiej pielgrzymki.
Obecna sytuacja polityczna Meksyku, ale również ta wewnątrz kościelna jest bardzo skomplikowana. Prezydent nie cieszy się popularnością. Media opozycyjne wskazują na powiązania władzy ze światem zorganizowanej przestępczości międzynarodowego przemytu narkotyków. Niewyjaśnione pozostają zaginięcia osób, jak choćby ciągle nieznany los 41 studentów z Ayotzinapa. Zaledwie kilka dni temu doszło do masakry w więzieniu Topo Chico w Monterrey, gdzie zginęło 52 więźniów. Również hierarchia nie cieszy się szacunkiem. Krytykowany jest szczególnie arcybiskup Meksyku, kard. Norberto Rivera, za książęcy styl życia, bardzo daleki od tego co głosi i własnym przykładem pokazuje papież Franciszek. Największa fala krytyki związana jest jednak z tuszowaniem spraw związanych z kryminalną działalnością o. Marciala Degollado, założyciela Legionistów Chrystusa.
W czasie wczorajszego przedpołudnia Franciszkowi przyszło zmierzyć się z bolączkami tego kraju, o którym sam powiedział, że jest szczególnie gnębiony przez diabła za to, że właśnie tam Dziewica ukazała się biednemu indianinowi Juanowi Diego. Oficjalny papieski dzień rozpoczął się od spotkania z prezydentem, z władzami oraz korpusem dyplomatycznym.
Doszło do niego w pałacu prezydenckim i była to pierwsza w historii papieska wizyta w tym gmachu (zarówno Jan Paweł II jak i Benedykt XVI nie przekroczyli progu prezydenckiego pałacu). Podczas spotkania miała miejsce tradycyjna wymiana upominków, padły liczne ciepłe słowa pełne wzajemnej kurtuazji, ale z ust Franciszka popłyneło także mocne i jednoznaczne przesłanie: «Doświadczenie wskazuje nam, że jeśli szukamy przywilejów i zysków dla nielicznych, kosztem dobra wspólnego, wcześniej lub później społeczeństwo zaczyna być gryzione rakiem korupcji, handlu narkotykami, wykluczeniem rdzennych kultur, gwałtem, a nawet handlem ludźmi, porwaniemi i zabójstwami, tym wszystkim co rodzi coraz to większe cierpienie i zatrzymuje wszelki rozwój».
Papież wskazał na drogę dialogu jako na sposób rozwiązania problemów, mówił o konieczności szykania wspólnych dróg rozwiązywania konfliktów. Pierwszy zaś krok ku pojednaniu powinni uczynić ci, którzy definiują się jako chrześcijanie. To oni w pierwszym rzędzie powinni przyczyniać się do rozwoju społeczeństwa, gdzie nikt nie bedzie czuł się ofiarą dominującej kultury odrzucenia. Była to niewątpliwie bezpośrednia aluzja do prezydenta, który określa się jako osoba wierząca.
Po spotkaniu z prezydentem i z przedstawicielami najwyższych władz państwowych papież udał się do katedry, gdzie miało miejsce spotkanie z biskupami. Odchodząc od wcześniej przygotowanego przemówienia, papież wręcz krzyczał nawołując do jedności wewnątrz hierarchii. Wezwał też biskupów, aby byli transparentni i wierni powierzonemu im przez Boga zadaniu. "Nie bójcie się przejrzystości. Kościół nie potrzebuje ciemności i zakłamania, aby realizować swoją misję. Strzeżcie się, aby wasz wzrok nie pokrył się ułudą tego co światowe; nie pozwólcie zniewolić się wulgarnym materializmem lub też kuszącymi iluzjami umów zawieranych pod stołem; nie pokładajcie ufności "w koniach i jeźdzcach" współczesnych faraonów, lecz naszą siłą niech będzie "kolumna ognia" która rozdziala morskie wody czyniąc to bez wielkiego hałasu" - mówił Franciszek w przemówieniu pełnym profetycznej mocy.
I wreszcie w godzinach popołudniowych bez wątpienia najważniejszy punkt pierwszego dnia papieskiej wizyty w Meksyku. Przez długie minuty pierwszy papież zza Oceanu patrzył we wzrok Tej, która dała początek tożsamości ludów latynoamerykańskich, w oczy Morenity, Matki odrzuconych i zapomnianych. Cisza modlitwy przed obrazem Guadalupanej była wymowniejsza niż wszystkie słowa.
W homilii zwrócił zaś uwagę na tych, którzy jak mały Juanito, czują, "że nic nie znaczą". «Bóg wzbudził jednak i nadal wzbudza nadzieję we wszystkich maluczkich, cierpiących, wysiedlonych i odrzuconych, w tych wszystkich, którzy czują, że nie mają godnego miejsca na tych ziemiach. Wszyscy bowiem jesteśmy niezbędni, szczególnie zaś ci, którzy normalnie się nie liczą, gdyż nie są "na miarę okoliczności" lub nie "wnoszą koniecznego kapitału". Maryja dziś do nas mówi, tak jak do Juana Diego: "Idź zbudować mi sanktuarium, pomóż mi podźwignąć życie moich dzieci, którzy są twymi braćmi"».
Skomentuj artykuł