Kobiety zamiast ogłaszać exodus, walczą o swoje w Kościele
Na przekór stereotypom można powiedzieć, że współczesne katoliczki to coraz częściej kobiety aktywne i świadome tego, że są w Kościele kimś więcej niż tylko elementem dekoracyjnym.
Przede wszystkim jednak głęboko poruszające jest to, że choć ich głos wciąż bywa pomijany przez kościelny mainstream, tak jak w przypadku Synodu, wciąż ten nieidealny Kościół kochają. I zamiast ogłaszać gniewny exodus, wytrwale walczą o swoje miejsce.
Tekst, który w moim zamierzeniu ma być całkiem optymistyczny i budujący, muszę jednak zacząć od podkreślenia pewnego smutnego faktu: podczas Synodu dla mazonii kobietom nie udzielono prawa głosu. Nie jest to niestety pierwsza sytuacja, gdy o sprawach ważnych dla przyszłości Kościoła dyskutują wyłącznie mężczyźni. Gdzie w tym wszystkim pozytywny akcent, który obiecałam? Otóż jako alternatywę dla rozdzierania szat proponuję przyjrzeć się obecności i zaangażowaniu kobiet podczas innego spotkania – mam na myśli obrady International Church Reform Network, które odbyły się ostatnio pod Warszawą.
Nierówności, przemoc, sprawy wspólnot parafialnych
Zakończone parę dni temu spotkanie ICRN jest wydarzeniem niezwykłym przede wszystkim z dwóch powodów: po pierwsze, obecne tam osoby dyskutują o sprawach bardzo istotnych, którym czasami – przyznajmy to w końcu! – nie poświęca się dostatecznie dużo miejsca podczas innych kościelnych wydarzeń. Osoby obradujące nad podwarszawskim Zegrzem zajmowały się nie sprawami abstrakcyjnymi i symbolicznymi (które, rzecz jasna, również mają znaczenie dla wspólnoty), ale problemami, których doświadcza wielu katolików: „posuchy” we wspólnotach parafialnych, używaniu przez wielu duchownych wykluczającego języka wobec różnych mniejszości czy potrzeby rzetelnych procesów duchownych oskarżonych o molestowanie seksualne dzieci.
Podczas spotkania ICRN jednogłośnie przegłosowano poparcie dla Karty Praw Podstawowych i Obowiązków wszystkich katolików na całym świecie, która zobowiązuje cały Kościół do poszanowania prymatu sumienia, a także równości wszystkich katolików w Kościele. Przygotowano również – to dopiero breaking news! – własne, ICRN-owskie oświadczenie w sprawie osób LGBT. Wezwano w nim polskich biskupów do przestrzegania nauczania Kościoła na temat osób nieheteroseksualnych, którym, jak poucza katechizm, winni są szacunek i delikatność.
Ponadto intrygujące jest również to, kto zabrał głos podczas spotkania – byli to zarówno księża, którzy w pewnym momencie doświadczyli trudności w relacjach z instytucjonalnym Kościołem, jak i zaangażowane „katofeministki”. Przykładem osoby z pierwszej „grupy” może być Helmut Schüller - niegdyś prawa ręką arcybiskupa Wiednia Christopha Schönborna - który został odsunięty prawdopodobnie z powodu głębokich różnic opinii oraz przykładania „zbyt wielkiej wagi” do pytań o struktury Kościoła. Jedną z reprezentantek katolickich feministek była natomiast Deobrah Rose-Milavec, szefowa Future Church, organizacji mocno wspierającej diakonat kobiet.
Muszę jednocześnie przyznać, że nie jestem fanką poczynań wszystkich obecnych podczas kilkudniowego spotkania: przykładowo, odprawienie „mszy” bez księdza (co zrobiła między innymi obecna pod Warszawą Martha Heizer) uważam za poważne przekroczenie granic reformowania Kościoła. Jednak sama idea, by o przyszłości Kościoła dyskutowali nie tylko zachwyceni status quo kościelni dostojnicy, ale także osoby widzące potrzebę daleko idących zmian, jest naprawdę bliska mojemu sercu.
Tak, jesteśmy Kościołem
Choć osobiście nie uczestniczyłam w obradach ICRN, to czuję, że samo wydarzenie jest dla mnie niezwykle ważne. Dlaczego? Otóż jako kobieta i katoliczka nie czuję się komfortowo z myślą, że mój Kościół mógłby być urządzany i reformowany wyłącznie przez noszących sutanny (lub przynajmniej koloratki) mężczyzn. Chciałabym, aby zmiany w Kościele były procedowane przez grono, które jest w jakimś stopniu reprezentatywną „próbką” naszej wspólnoty, tworzonej przecież nie tylko przez żyjących w celibacie mężczyzn, ale także przez kobiety – zarówno te noszące habity, jak i te dźwigające na swoich ramionach obowiązki wynikające z życia rodzinnego.
Fakt, że wiele spośród osób zaangażowanych w ICRN przebyło daleką drogę, aby uczestniczyć w ważnych dla przyszłości Kościoła dyskusjach, dobitnie pokazuje również inną istotną rzecz: istnieją na świecie świeccy (w tym kobiety), dla których Kościół jest ważny, którzy chcą uczestniczyć w jego rozwoju i którzy nie godzą się na bycie jedynie „przyjmującymi do wiadomości” to, co ustalili „ci na górze”. Na przekór stereotypom można też powiedzieć, że współczesne katoliczki to coraz częściej kobiety aktywne i świadome tego, że są w Kościele czymś – a raczej kimś – więcej niż tylko elementem dekoracyjnym. Przede wszystkim jednak głęboko poruszające jest to, że kobiety – choć ich głos wciąż bywa pomijany przez kościelny mainstream, tak jak w przypadku Synodu – wciąż ten nieidealny Kościół kochają. I zamiast ogłaszać gniewny exodus, wytrwale walczą o swoje miejsce.
Skomentuj artykuł