Grzech, do którego trzeba dwojga

Grzech, do którego trzeba dwojga
Dariusz Piórkowski SJ

Nie dziwię się, że ten Papież co rusz jest krytykowany. Franciszek w swoich wypowiedziach dotyka spraw, o których w Kościele wolimy milczeć, aby się nie nawracać.

W najnowszym wywiadzie udzielonym dziennikowi "La Croix" Ojciec Święty odnosi się m.in. do kryzysu powołań kapłańskich. O dziwo, nie rozdziera szat z tego powodu, lecz wskazuje na Koreę Płd., w której rozwój Kościoła nastąpił głównie na skutek działalności osób świeckich. Zdaniem Franciszka, spadek powołań w Europie jest znakiem czasu, który wymaga przemyślenia i innego rozłożenia akcentów misji Kościoła na tym terenie, czyli także większego zaangażowania świeckich. 

DEON.PL POLECA

Przykład Korei, mówi Papież, pokazuje, że "księża nie są niezbędni do ewangelizacji. Siłę do ewangelizacji daje chrzest. Duch Święty, którego otrzymujemy na chrzcie świętym, popycha nas nieustannie, byśmy wyszli i odważnie oraz cierpliwie nieśli chrześcijańskie przesłanie (…) Zbyt wielu chrześcijan o tym nie wie. Wręcz przeciwnie, dla Kościoła niebezpieczny jest klerykalizm. To grzech, do którego trzeba dwojga, jak do tanga! Księża chcą klerykalizować świeckich, a świeccy proszą się, by ich klerykalizować - dla własnej wygody" (tłumaczenie za "Tygodnikiem Powszechnym", 29.05. 2016)

W pierwszej chwili słowa te mogą szokować. Czy Papież chce powiedzieć, że księża są niepotrzebni w Kościele? Bynajmniej. Są potrzebni, ale nie do wszystkiego. Ewangelizacja to nie katechizacja czy bezpośrednie przygotowanie do sakramentów. Ewangelizacja to świadectwo wiary i opowiadanie o tym, co uczynił dla nas Bóg. W pewnym sensie skierowana jest do tych, którzy jeszcze nie przyjęli chrztu. Ale dzisiaj coraz częściej trzeba powtórnie ewangelizować już ochrzczonych. Nie dokonuje się tego jedynie słowem, lecz także czynem i postawą.

Franciszek twierdzi, że jednym z hamulców ewangelizacji nie jest, rzecz jasna, duchowieństwo, lecz klerykalizm. To nie tylko przeszkoda, lecz grzech, który powstaje i "odżywia się" we wspólnocie Kościoła. I jest zawiniony zarówno przez duchownych jak i świeckich. To taki wspólny taniec, który wprawia wszystkich w trans. Po stronie księży polega on na niewłaściwym postrzeganiu swojej roli, jako nadrzędnej, a nie służebnej wobec wiernych świeckich. A po stronie świeckich na zawężaniu chrześcijaństwa do sfery rytuałów i obrzędów, a także na zwalnianiu się od odpowiedzialności za dawanie świadectwa o Bogu w codziennym życiu. Wielu świeckich uważa, np. że modlitwa to domena księży i sióstr zakonnych. Nie wypada też rozmawiać o wierze w sferze publicznej, bo to robota duchownych, nie świeckich...

Często za główny wyznacznik żywotności Kościoła uznaje się liczbę powołań do stanu duchownego i życia konsekrowanego. Niektórzy podnoszą lament i wieszczą koniec chrześcijaństwa, patrząc na malejące statystyki wyświęcanych mężczyzn. Pytanie, czy słusznie. Bo czyż nie dochodzimy do takiego momentu w historii Kościoła w Europie, że trzeba rozszerzyć kryteria owocności misji Kościoła? Czy Duch Święty nie zaprasza nas do tego, by bardziej motywować i wspierać wiernych świeckich - mających przecież udział w kapłaństwie Chrystusa - do dawania o Nim świadectwa, zwłaszcza poza murami kościołów? Czy nie nadszedł czas, by po wiekach gloryfikacji powołania do stanu duchownego, teraz, jak św. Jan Chrzciciel wobec Jezusa, księża nie powinni się nieco umniejszyć, by wzrastali świeccy? Kto wie, być może ta forma świadectwa jest dzisiaj w stanie bardziej poruszyć oziębłych i zmęczonych chrześcijan w Europie.

Nie chcę być gołosłowny. Na rekolekcjach dla narzeczonych i małżeństw jako osoba duchowna często doświadczam, jak bardzo Bóg oddziałuje na młodych przez świadectwo wierzących małżonków. Ludzie ci cenią małżeństwo i pokazują, że ich siła do wypełniania tego powołania płynie z wiary. Dzielą się też swoimi radościami, zmaganiami i szukaniem Boga czasem po omacku. Dodam, że wielu narzeczonych ma nikły kontakt z Kościołem, a ich wiara zatrzymała się często na etapie katechezy szkolnej, nie mówiąc już o eklezjalnych poranieniach i ich własnych zaniedbaniach. Zdarza się, że pod wpływem wysłuchanych świadectw, narzeczeni po długich latach "zewnętrznej" przynależności do Kościoła i braku świadomego życia sakramentalnego, postanawiają zrobić jakiś krok, aby wiara odgrywała w ich życiu większą rolę. Nazywam to powtórną ewangelizacją, nie tyle przez głoszenie kazań, lecz świadectwo życia. Oczywiście, ksiądz też może pociągnąć słuchaczy do Boga, ale śmiem twierdzić, że nie jest w stanie zastąpić osób świeckich, które na co dzień żyją wiarą bardziej "wcieloną" w codzienność, pracę, obowiązki i budowanie relacji rodzinnych niż osoba duchowna.

Takie podejście może budzić lęk, czy nie dojdzie w ten sposób do zmarginalizowania księży. Jednak Franciszek tego się nie boi. Bardziej przestrzega przed grzechem teologicznego klerykalizmu, który rozmywa chrześcijańską tożsamość zarówno księży jak i wiernych świeckich. I przecież nie chodzi o to, by teraz popaść w drugą skrajność - minimalizować rolę księży, co niestety stało się w niektórych krajach Europy Zachodniej na skutek niewłaściwego zrozumienia postanowień Soboru Watykańskiego II. Gisbert Greshake, niemiecki teolog, słusznie zauważa w książce "Być kapłanem dzisiaj", że "jeśli za bardzo przeakcentuje się funkcję kapłańską duchownego, to dojdzie do dzielenia na "wybranych" i "gorszych", jeśli uzna się, że ksiądz w zasadzie niczym nie różni się od wiernych - uwypukli się "bycie w Kościele", dojdzie do rozmycia tożsamości urzędu". Nie tędy droga.

Myślę, że Papież zachęca do tego, byśmy ponownie odkryli, jakie dary i zobowiązania otrzymuje każdy chrześcijanin w łasce chrztu świętego. Także ksiądz. Konkretnie chodzi o zwrócenie baczniejszej uwagi na powszechne kapłaństwo wszystkich ochrzczonych, powierzone nam przez Chrystusa. Mówi o tym wyraźnie Konstytucja Dogmatyczna o Kościele Soboru Watykańskiego II: "Chrystus Pan, Kapłan wzięty spośród ludzi, nowy lud uczynił "królestwem i kapłanami Bogu i Ojcu swemu (Ap 1, 6)" (Lumen gentium, 10). Herezja klerykalizmu traktuje kapłaństwo powszechne jak tabu i praktycznie znosi to, co powiedział do swoich wiernych św. Augustyn: "Z wami jestem chrześcijaninem, dla was jestem biskupem".

Nowy Testament nie postrzega kapłaństwa tak jak judaizm. Z punktu widzenia Ewangelii ta forma kapłaństwa się wyczerpała albo raczej została wypełniona przez Chrystusa. I tylko On jest teraz Najwyższym Kapłanem. Ochrzczeni z łaski uczestniczą w Jego kapłaństwie. Dlatego Nowy Testament mówi raczej o urzędzie apostoła, biskupa, prezbitera (starszego) i diakona, ale już nie nazywa ich kapłanami. Przypisanie nazwy "kapłan" do wyświęconych prezbiterów jest w Kościele zwyczajowo używane, ale teologicznie nie do końca poprawne. Ponieważ w szerokim sensie każdy chrześcijanin jest kapłanem, ale nie każdy jest biskupem czy prezbiterem. Co więcej, to powszechne kapłaństwo jest fundamentem i celem misji Kościoła. Kard. Christoph Schönborn pisze, że "wspólne kapłaństwo wiernych należy do porządku celu, zaś kapłaństwo urzędowe do "porządku środków" (…). Środki nie są celem - służą celowi. Kapłaństwo urzędowe jest zatem jednym ze środków pozwalających zrealizować cel, dla którego stworzył nas Bóg i dla którego odkupił nas Chrystus".

Kościół za świadectwem Pisma świętego wyraźnie mówi, że obie formy tego samego kapłaństwa: "powszechne wiernych i urzędowe, czyli hierarchiczne, różnią się istotą, nie tylko stopniem, ale są sobie wzajemnie przyporządkowane" (Lumen gentium, 10). Różnica stopnia nie polega na tym, że jedni są "wyżsi", a drudzy "niżsi". "Przyporządkowanie" nie oznacza "podporządkowania", lecz służenie sobie nawzajem. Jedni potrzebują drugich. Prezbiterzy "uczestniczą w posłudze Chrystusa, dzięki której Kościół, tutaj na ziemi, nieustannie rośnie jako Lud Boży, Ciało Chrystusa i Świątynia Ducha Świętego" (Dekret o posłudze i życiu kapłanów). Nie tylko księża potrzebują świeckich, ponieważ ich rola bez laikatu jest pozbawiona racji. Ale również świeccy bez sakramentów i pokarmu Słowa, którego udzielają prezbiterzy, nie będą mogli na dłuższą metę wypełnić swojego kapłaństwa chrzcielnego.

Na czym ono polega? "Na oddawaniu chwały i czci Bogu, i składaniu duchowych ofiar" - stwierdza Sobór Watykański II. Wszyscy wierni czynią to wtedy, gdy "współdziałają w ofiarowaniu Eucharystii, pełnią też to kapłaństwo przez przyjmowanie sakramentów, modlitwę i dziękczynienie, świadectwa życia świętego, zaparcie się siebie i czynną miłość" (Lumen gentium, 10) . Zwróćmy uwagę, że tutaj kapłaństwo obejmuje zarówno akty ściśle religijne jak i codzienne życie, gdyż chrześcijaństwo to nie pogańska religia, lecz droga, styl życia.

W liście do kard. Marca Quelleta Papież Franciszek napisał: "Zbyt często myślimy, że świeccy zaangażowani w Kościele to ci, którzy pracują na rzecz parafii lub diecezji. Doprowadziliśmy do wytworzenia pewnej elity laikatu: osób, które poświęcają się "sprawom księżowskim". W ten sposób pozostawiliśmy na boku tych naszych braci, którzy każdego dnia wypalają swą nadzieję w walce, aby żyć wiarą".

Trzeba przyznać, że Sobór zarysowuje bardzo wymagające powołanie dla wszystkich wiernych. Świeccy nieraz tak bardzo idealizują księży, uważając, że wyświęceni zdobywają się na nadludzkie poświęcenie, iż zapominają o własnej misji, która wcale nie jest gorsza, a już na pewno nie lżejsza niż misja duchownych. To właśnie klerykalizm sprawia, że się tych wymagań nie widzi i osłabia się w ten sposób radykalizm Ewangelii.

Klerykalny ksiądz lub świecki będzie się krzywił, gdy usłyszy, że także mąż, żona, ojciec i matka są kapłanami przez wykonywanie codziennych obowiązków związanych z domem jak i przez głoszenie słowem i życiem obecności Boga w świecie. Niekoniecznie z ambony, ale w pracy, w sklepie i przy łóżku zasypiającego dziecka.

Dariusz Piórkowski SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Grzech, do którego trzeba dwojga
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.