Istnienie pedofili poza Kościołem nie umniejsza odpowiedzialności księży

Istnienie pedofili poza Kościołem nie umniejsza odpowiedzialności księży
(fot. youtube.com / Biblioteka Bielany)

Wyznanie Pauliny Młynarskiej aktywowało "obrońców" Kościoła, którzy z satysfakcją podkreślali, że - jak widać - pedofilia nie jest tylko problemem księży, ale ma miejsce również w świecie zupełnie świeckich artystów. Można więc powiedzieć, że cierpienie Młynarskiej zostało przez część internautów wykorzystane instrumentalnie. A to stanowi już zwyczajną podłość.

Kiedy czytam komentarze na temat wyznania Pauliny Młynarskiej, staram się mieć nadzieję, że autorzy tekstów w stylu "mogła odmówić" czy "gdzie byli rodzice?" po prostu nie mają wiedzy na temat funkcjonowania psychiki osób pokrzywdzonych, a nie próbują intencjonalnie zadać ból i tak już cierpiącej osobie. Z drugiej strony jednak dla osoby, która doświadczyła molestowania, nie ma to zbyt wielkiego znaczenia - przypisywanie odpowiedzialności ofierze oraz sugerowanie, że osoba po latach opowiadająca o swojej krzywdzie jest nieszczera, są dla osoby pokrzywdzonej jak naplucie jej w twarz. Niestety, nie byłam również zaskoczona tym, że wyznanie ofiary Wajdy aktywowało "obrońców" Kościoła, którzy z satysfakcją podkreślali, że - jak widać - pedofilia nie jest tylko problemem księży, ale ma miejsce również w świecie zupełnie świeckich artystów. Można więc powiedzieć, że cierpienie Młynarskiej zostało przez część internautów wykorzystane instrumentalnie. A to stanowi już zwyczajną podłość.

Pedofila jest problemem światowym

Czy problem wykorzystywania małoletnich ma miejsce także poza Kościołem? Oczywiście, że tak. Nie bez przyczyny w większości krajów współczesnego świata istnieją normy prawne regulujące to, od jakiego wieku osoba może nawiązać relacje seksualne - jest to najbardziej podstawowa forma ochrony młodych ludzi przed zagrożeniem ze strony zaburzonych dorosłych. Czy jednak to, że pedofilia istnieje także poza Kościołem, jakkolwiek umniejsza winę gwałcicieli w koloratkach i osób ich chroniących? Absolutnie nie. To, że dzieci padają również ofiarą wykorzystania ze strony nauczycieli, instruktorów sportu czy członków własnych rodzin, nie sprawia, że wierni Kościoła katolickiego nie mają prawa domagać się od swoich pasterzy radykalnych i natychmiastowych kroków w kierunku oczyszczenia wspólnoty z tak obrzydliwej skazy. Linia obrony kościelnej struktury oparta na podawaniu statystyk, jakoby murarze (czy jakakolwiek inna grupa zawodowa) mieli na koncie więcej przypadków molestowania niż księża, jest nie tylko prymitywna, ale i raniąca dla pokrzywdzonych oraz ich bliskich - przypomnijmy, że dokument Sekielskiego, który sprawił, że dyskusja o przemocy seksualnej znów rozgorzała, nie był poświęcony statystykom, ale konkretnym osobom, mówiącym o swojej traumie związanej z wykorzystaniem przez konkretnych duchownych. Po drugie, rozpaczliwe wołanie, że "o pedofilii poza Kościołem jakoś się nie mówi", jest dalekie od prawdy - dokument "Leaving Neverland", który wstrząsnął milionami ludzi na całym świecie, nie był poświęcony grzechom duchowieństwa, ale niezwiązanego z Kościołem Jacksona. Także w tym filmie lęk i niepokój moralny wzbudził fakt wieloletniego ukrywania domniemanych przestępstw i niewydolności organów ścigania - dowodzi to, że zamiatanie pod dywan tak trudnych spraw budzi skrajne emocje nie tylko wówczas, gdy sprawcy są duchownymi. Sądzę, że w takich sytuacjach do głosu dochodzi po prostu ludzkie pragnienie sprawiedliwości. Podobnie wstrząsająca dla opinii publicznej była sprawa Andrzeja Samsona czy ogromna ilość dramatycznych wyznań podczas akcji #metoo.

DEON.PL POLECA

Finalnie jednak sądzę, że nie ma niczego zaskakującego w szczególnie gwałtownych reakcjach Polaków na ujawnienie tych przypadków przemocy seksualnej, w których sprawcą okazuje się kapłan. Księża bowiem - w przeciwieństwie do murarzy - otrzymują formację trwającą minimum sześć lat, poznają podstawy pedagogiki i psychologii, a o ich dopuszczeniu do święceń ktoś musi zdecydować. To właśnie oni bezpośrednio kształtują obraz Boga u wiernych, podpierając się Jego autorytetem. Wreszcie, to przecież ta grupa naucza z ambon o konieczności prowadzenia życia zgodnego z ideałami Ewangelii, z których część - jak chociażby etykę seksualną - wielu wiernych postrzega jako bardzo trudną. Nie chcę przez to powiedzieć, że sensowne jest wymaganie od księży nieskazitelności w każdym aspekcie życia - ale jestem przekonana, że mam prawo oczekiwać, by pasterze Kościoła rozumieli, że wierni (i mniej wierni też) mają podstawy, by oczekiwać od nich przyzwoitości.

Gwałt na duchowości

Przemoc seksualna - zwłaszcza wtedy, gdy doznają jej dzieci - zawsze jest niszcząca. Kiedy jednak sprawcą jest ksiądz, człowiek, który pełni posługę sakramentalną w imieniu Chrystusa, to cała tragedia molestowanej osoby nabiera jeszcze jednego, straszliwego wymiaru - życie duchowe ofiary nierzadko ulega kompletnej destrukcji (bo jak ufać Bogu, którego "personel" wyrządza mi taką krzywdę?!"). Dla wielu dzieci osoba duchowna jest też tą, którą darzy się szczególnym zaufaniem i której słowo przyjmuje się bezkrytycznie. Jeśli więc molestowana osoba usłyszy - a dzieje się to często - że to ona jest winna tej sytuacji, że "prowokowała" księdza, to poczucie winy i wstyd wydają się jej tym bardziej "zasłużone". Co więcej, osoby pokrzywdzone przez księży-pedofilów wychowywane w klerykalizmie zwykle boją się o swoim dramacie opowiedzieć najbliższym, a nawet jeśli to się stanie - rodzina nie zawsze reaguje tak, jak powinna, czyli stawiając dobro dziecka ponad "dobrym wizerunkiem" księdza. Nauczyciele religii często od najmłodszych klas tłumaczą dzieciom, że duchowni są łącznikami między ludźmi a Bogiem, że mają szczególną rolę w Kościele i społeczeństwie. Trudno więc dziwić się dziecku, które obawia się powiedzieć komukolwiek o dramacie molestowania - malec nierzadko obawia się, że za "donos na Kościół" spotka go kara wiecznego potępienia. Oczywiście księża pedofile doskonale zdają sobie sprawę z własnej pozycji i w sposób nikczemny wykorzystują swoją przewagę nad dzieckiem. Młoda osoba doświadcza zatem przemocy seksualnej, psychicznej, instytucjonalnej i religijnej. Dla wielu pokrzywdzonych przez pedofili taka kulminacja zła to zbyt wiele, by móc później normalnie żyć.

Nie tylko błąd w komunikacji

Mam poczucie, że dramat pedofilii w Kościele składa się z trzech poziomów: ten pierwszy to seksualny kontakt osoby duchownej z dzieckiem, a kolejny - ukrywanie zła, przybierające postać na przykład przenoszenia pedofila do innej parafii. Trzecim poziomem jest natomiast karygodny sposób odnoszenia się do zbrodni, gdy sprawa została już nagłośniona. Niestety, część wypowiedzi członków Kościoła mogła w ostatnim czasie posłużyć jako przykłady argumentacji pozamerytorycznej - jak chociażby powoływanie się na podeszły wiek i słabość księży pojawiających się w filmie, co stanowi klasyczny argumentum ad misericordiam, albo nawet straszenie piekłem za atakowanie Kościoła, co jest argumentacją ad baculum. Mieliśmy także do czynienia z próbą eksternalizacji problemu - do tej grupy można by zaliczyć wszystkie tłumaczenia, że "molestowali tylko esbecy". Prawdą jest, że SB miało swoich agentów wśród ludzi Kościoła - ale przecież tak czy inaczej krzywda dzieci nie powinna pozostać niezauważona i nieukarana przez kościelnych dostojników. Wreszcie, wśród komentarzy nie brak było zdejmowania (lub umniejszania) winy sprawców i przerzucania jej na pokrzywdzonych, ich rodziców lub "ogólne rozpasanie seksualne", za którym stoją oczywiście lewacy. Można to odczytać jako próbę redukcji dysonansu poznawczego, który rodzi się między innymi wówczas, gdy istotna dla nas wartość lub instytucja - tutaj jest to Kościół - okazuje się skażona, nieidealna, ułomna. Dla części osób łatwiejsze jest więc podważenie oceny osób dostrzegających dramat (lub deprecjonowanie ich samych), niż przyznanie, że w Kościele, któremu ufają, panoszy się zło. Ten mechanizm ma za zadanie ochronić system wartości - jednak negowanie rzeczywistości przez episkopat to w tej sytuacji więcej niż zwykły błąd w komunikacji medialnej. To niekiedy także wtórna wiktymizacja, czyli ponowne "wpędzanie" osoby z doświadczeniem przemocy w rolę ofiary.

Oczywiście, źle pojęta środowiskowa solidarność występuje nie tylko wśród księży, ale - co pragnę powtórzyć - nie może to być linia obrony przed odpowiedzialnością. Dlaczego? Pozwolę sobie to zobrazować, "używając" sytuacji z pracy terapeuty. Otóż, gdy na terapię par przychodzi małżeństwo po zdradzie, to rozmowa o naprawieniu ich związku jest możliwa dopiero wówczas, gdy osoba, która dopuściła się wiarołomstwa, wyrazi skruchę i obieca, że zrobi wiele, by naprawić relację z żoną czy mężem. Dopóki osoba, która miała romans, tłumaczy, że "ich sąsiad miał ich więcej" albo "takie są dziś czasy", zaufania nie da się odbudować, a para albo się rozstanie, albo będzie żyć we wzajemnej wrogości.

Z perspektywy Kościoła warto więc zrobić wiele, aby to nadszarpnięte przez zdradę Ewangelii zaufanie społeczeństwa odbudować.

Angelika Szelągowska-Mironiuk - psycholog, absolwentka Uniwersytetu Łódzkiego (spec. psychologia zdrowia i kliniczna), czynny psychoterapeuta pracujący w nurcie systemowym, w trakcie szkolenia w Ośrodku Szkoleń Systemowych w Krakowie, trener umiejętności społecznych I stopnia. Na co dzień pracuje z pacjentami indywidualnymi, parami i rodzinami oraz prowadzi szkolenia i warsztaty dla dzieci, nauczycieli i rodziców. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Psycholog i copywriter. Wierząca i praktykująca. Prowadzi bloga katolwica.blog.deon.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Istnienie pedofili poza Kościołem nie umniejsza odpowiedzialności księży
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.