Jak to jest z tymi niewierzącymi

ks. Artur Stopka

Z badań CBOS-u wynika, że typowy niewierzący Polak to: młody mężczyzna mieszkający w dużym mieście, dobrze wykształcony, zajmujący raczej wysoką pozycję zawodową lub uczący się, dobrze sytuowany i zadowolony ze swojej sytuacji materialnej.

Zdaniem autorów badania strata papieża Polaka nie pozostała bez wpływu na wiarę i religijność jego rodaków. Skąd taki wniosek? Stąd, że od 2005 r. w miarę systematycznie przybywa osób określających się jako niewierzące, a jeszcze bardziej znacząco ubywa tych, które przyznają się do regularnego uczestnictwa w praktykach religijnych.

Przeczytałem kilka omówień raportu CBOS-u o niewierzących. Nie wszystkie odnotowały, że stwierdza on, iż grupa osób niewierzących stanowi zbyt małą populację, by móc ją analizować na podstawie reprezentatywnych badań ogólnopolskich realizowanych na standardowych próbach około 1000 osób. A sprawa jest istotna, ponieważ jak wynika z sondażu, powszechnie deklarowana wiara w Boga jest dość trwałą cechą polskiego społeczeństwa.

Ilu jest więc niewierzących? A właściwie, by rzecz ująć precyzyjnie, jaki jest odsetek mieszkańców Polski, którzy deklarują, że są raczej lub całkowicie niewierzącymi? "Od lat pozostaje na stosunkowo niskim poziomie (od 3 proc. do 7 proc.), przy czym - jak już wcześniej zauważono - od 2005 roku obserwowany jest jego systematyczny wzrost" - czytamy w omówieniach badania.

DEON.PL POLECA

Pokazałem wyniki sondażu kilku osobom (płci różnej, duchownym i świeckim), które znam jako mocno zatroskane o Kościół katolicki w Polsce i na świecie. Zastanowili mnie. Wszyscy zareagowali w stylu Zuzy ze znanej reklamy nagrywanej w windzie: "Jak tak, to spoko". Nie zauważyli w przedstawionych im liczbach powodu do niepokoju. Dowiedziałem się nawet, że jestem przewrażliwiony, jeżeli stresuję się paroma procentami polskich obywateli, którzy mówią, że są niewierzący. "To przecież kompletny margines!" - ktoś mi wyjaśnił uprzejmie.

Nie zrobiły na nich również większego wrażenia moje wywody na temat znaczenia zjawiska nazywanego tendencją albo trendem. Ani zwracanie uwagi na fakt, że według wyników sondażu, jako niewierzący określają się przede wszystkim ludzie młodzi. Ponad dwie piąte z nich to osoby w wieku od 18 do 34 lat, podczas gdy - dla porównania - ponad połowa respondentów głęboko wierzących ma co najmniej 55 lat. "Dostrzec można zatem wyraźny trend, zgodnie z którym im bardziej pogłębiona wiara respondentów, tym wyższa średnia wieku" - przeczytałem z naciskiem. Usłyszałem, że młodzi zawsze się buntują, ale z wiekiem wiara dojrzewa.

Wzruszeniem ramion kwitowali dane dotyczące wykształcenia. Tymczasem, jak czytamy w omówieniu przygotowanym przez Katolicką Agencję Informacyjną, "Trzy czwarte polskich niewierzących (75 procent) to osoby z co najmniej średnim wykształceniem, podczas gdy mniej więcej połowa wierzących i głęboko wierzących (odpowiednio 51 procent i 49 procent), ma wykształcenie podstawowe lub zasadnicze zawodowe". Żeby mnie całkiem pognębić, ktoś mi zacytował słowa Pana Jezusa: "Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie".

Mimo wszystko, moim zdaniem, opublikowanych właśnie wyników badania niewierzących w Polsce nie powinniśmy w Kościele lekceważyć. To, że nadal ponad 90 procent mieszkańców Polski deklaruje się jako ludzie wierzący, może być bardzo mylące.

W tych dniach biskup Henryk Tomasik, komentując dane GUS, z których wynika, że w ubiegłym roku w Radomiu 400 małżeństw zdecydowało się na rozwód, powiedział: "Zawsze boję się, że osoby stojące przy ołtarzu bardziej kierują się tradycją, czy zwyczajem niż wiarą". Mam podobne obawy za każdym razem, gdy czytam wyniki badania religijności oparte na deklaracjach. Nie potrafię w tej sprawie ulec magii małych liczb.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak to jest z tymi niewierzącymi
Komentarze (55)
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
29 października 2013, 12:13
religie to bajki przeminela wiara w zeusa, przeminie i w jezusa... Głupim się zdawało, że Sprawiedliwy umarł. Mogą czekać, że wiara w Jezusa przeminie następne dwa tysiące lat, potem następne dwa tysiące lat. itd. ... Czekają, czekają i czekają. Tymczasem prawdziwe życie ich omija. To czym żyją, to jest zaledwie powierzchnia życia, życie na poziomie odruchów, instynktów i zmysłów, niewiele wyższy od poziomu życia najwyżej zorganizowanego zwierzęcia. Określeniem "głupi" nie chcę nikomu ubliżać. To określenie pochodzi z Pisma Świętego. W moim rozumieniu oznacza człowieka wydającego pochopne sądy i trzymającego się ich wbrew wielu wątpliwościom, jako najprostszego sposobu na ułatwienie sobie życia. Choćby się wydawało, że wiara w Jezusa umarła, nie cieszyłabym się za wcześnie. Bramy piekielne jej nie przemogą. Człowiek żyje zbyt krótko, by móc temu zaprzeczyć.
L
leon
5 października 2013, 05:11
nie mozna udowodnic ze jakis tam bog istnieje nie mozna tez udowodnic ze zaden nie istnieje.. czyli nie ma sie co przejmowac tymi sprawami, cieszyc sie zyciem ,byc dorym dla innych ludzi i nie zawracac sobie glowy religijnymi urojeniami pasterzy koz z przed dwoch tysiecy lat... religie to bajki przeminela wiara w zeusa, przeminie i w jezusa...
N
Nichuchu
4 października 2013, 19:56
Mam wrażenie, że odsetek niewierzących jest wyższy. Zgadzam się z ~Gogiem, że każdy przejaw życia jest cudowny.  Natomiast potrzeba nawracania i "poprawiania" przekonań innych budzi mój sprzeciw.
G
Gog
4 października 2013, 15:55
Z artykułu wyrażnie przebija stres autora. ....a ja jestem / a przynajmniej zawsze mam na uwadze / zadowolony jak świeci słońce i w takim samym stopniu jak pada deszcz. Jestem zadowolony jak widzę rodzinkę maszerującą do kościoła i również zadowolony jak widzę żula z gębą przy krawęzniku. Tak od zawsze było, tak jest i tak będzie. Tak ma być, a to z tego powodu, że Pan Bóg dał nam wolną wolę. Przytoczony żul dokonuje każdego dnia wyboru. Nie mam zamiaru wykonywać akrobacji miłosierdzia,miłości,  doprowadzania do koscioła, kiedy kościół i pleban ...stoi obok, na sąsiedniej ulicy.  To kazdego  wolny wybór, każdego dnia robisz co chcesz. Nie bedę stawał na głowie, że mój sąsiad katolik niemalże codziennie ściąga kapelusz z pozdrowieniem dla mnie, a nie ma godziny na tydzień dla Pana Boga, żeby Jemu oddać cześć.... Kiedys pewna aktoreczka oswiadczyła, że występuje z kościoła, bo któremuś z mnichów zalecono wiecej milczenia. Innymi słowy opusciła pole golfowe, bo zarządca wyrzucił chłopaka od noszenia jej kijków.  Przykład  kabaretu  "towarzyskiego miłosierdzia" .  Ona nigdy nie miała łaski wiary.
P
psp
4 października 2013, 14:01
@jakub również życzę miłego weekendu. Zamierzam przeczytać "Cuda", jesteś kolejną osobą, która mnie do tego zachęca, ostatnio czytałem "Przez rozum do wiary" Jacka Bacza - zachęciła mnie recenzja, że to książka pisana przez inżyniera, a że sam jestem inzynierem to byłem ciekawy. Ale trochę się rozczarowałem, to znaczy nie mam pretensji do autora, bo rzeczywiście stara się nie narzucać i wciągać w dyskusję, ale im głębiej tym dyskusji mniej, a więcej nieznośnego moralizatorstwa... Książka może być przekonywująca dla kogoś kto wiarę utracił w podstawówce czy liceum, bo nie chciało mu się chodzić do kościoła, albo dla kogoś kto swoją niewiarę opiera na - powiedzmy sobie szczerze - dość populistycznym Dawkinsie.
J
jakub
4 października 2013, 13:28
.... -> Ale nasza dyskusja jakoś skręca w kierunku rozważania nad istnieniem - nieistnieniem Boga, a tego chciałbym uniknąć, bo czytelnicy Deonu na pewno by nam tego nie wybaczyli Tu już było wiele takich dyskusji, a Ty w ostatnim poście w dość elegancki sposób unikasz tej dyskusji ;) Darujmy sobie więc tandetne przekonywanie. Zamiast tej dyskusji, proponuję - przestudiuj "Cuda" CS Lewisa, być może znajdziesz tam odpowiedź na pytanie o Jego istnienie. To bardzo wymagająca książka, przynajmniej dla mnie, ale po naszej dyskusji sądzę, że bez problemu sobie poradzisz. Acha, Lewis był ateistą, przynajmniej do momentu, gdy nie został przekonany o słuszności argumentów strony przeciwnej :) To jeden z najmądrzejszych ludzi, jakich książki mogłem czytać. Na pewno nic nie wytłumaczę lepiej, niż on to zrobił. Jeśli jesteś niechętny tej lekturze, pamiętaj - to mimo wszystko może być ważna decyzja :)) Ode mnie tyle, miłego weekendu.
J
jakub
4 października 2013, 13:28
A cóż to za teza? I co to znaczy "trwałego"? Nasz świat jest tak zrobiony, że nie ma w nim niczego trwałego: aby uzyskać w miarę stabilny efekt trzeba cały czas walczyć z przeciwnościami, a i to nie gwarantuje "trwałego" rezultatu. Nasz mózg tego nie akceptuje. Inaczej, biorąc pod uwagę relację zysków do strat, należałoby zakończyć życie. Krótkie chwile ekstazy nie wynagrodzą raka wątroby. Ok, można wytrwać jeszcze te 5 lat, ale później - po co się męczyć. Zresztą, nasz gatunek i tak zniknie, więc po co w ogóle się męczyć. Ponieważ nie ma odpowiedzi na to pytanie, więc dla uczciwego intelektualnie ateisty, życie jest bez sensu. Więc należy je zakończyć w momencie, gdy koszty są wyższe, niż zyski. Chciałbym tylko zwrócić uwagę, że uczciwie rzecz biorąc, koszty są wyższe, niż zyski nawet i wtedy, gdy zdrowie jeszcze dopisuje. Trochę oszukują nas instynkty i wyobraźnia, ale codzienność większości z nas jest trochę beznadziejna, jeśli odjąć Boga. [...] I mają równie udane - lub nieudane życie jak i wierzący. Tak, bo nawet ludzie wierzący, choć powinni, nie myślą bez przerwy w kontekście Boga. .... ->
4 października 2013, 11:39
znów zaproponuję myslowy eksperyment: pojawia się Bóg w którego wierzysz i mówi: "no wszystko fajnie, ale mała korekta do Objawienia: nie ma życia wiecznego. Zrobiłem wam wspaniały świat i to jest wasza nagroda, że w ogóle otrzymaliście szansę poprzebywania sobie na nim trochę. Więcej nie będzie." I co wtedy? Rzucasz się w wir niszczenia i destrukcji, bo po co się wysilać, skoro i tak "wszystek umrzesz"? Ten eksperyment zakłada, iż Bóg kłamie, co jest z oczywistych względów niemożliwe. Wręcz można taki sposób myslenia uznać za absurd z poziomu samej logiki. Ale musisz też pamiętać, iż kazdy człowiek jest powołany przez Boga do świętości i co za tym idzie do szczęścia już tu, na tej ziemi i w tym życiu. Tylko, iż to szczęście różni się zasadniczo od namiastki szczęścia obiecywanej przez świat. Wielu daje się zaślepić i omamić szczęściem z tego świata, ale czy naprawdę są szczęśliwi – wątpię. Może na chwilę, ale szczęście tego świata jest iluzją. Dziś masz wszystko, jutro możesz to wszystko stracić. Dziś jesteś zdrowy – jutro chory, etc, etc ….
4 października 2013, 11:28
Nasz świat jest tak zrobiony, że nie ma w nim niczego trwałego: aby uzyskać w miarę stabilny efekt trzeba cały czas walczyć z przeciwnościami, a i to nie gwarantuje "trwałego" rezultatu. Trwałe są podstawy - każdy musi się narodzić i musi umrzeć. Trwała jest też prawda, iż człowiek sam nie może wygrać z przeciwnościami, choć czasami wydaje się mu, iż ma nieograniczone siły. Kiedyś też byłem przekonany, że bez Boga nie ma nic "trwałego", znaczącego ani cennego - w końcu większość z nas dorastała w religijnym środowisku i tak zostaliśmy "zaimpregnowani". Ale później zacząłem trochę jeździć po świecie, obserwować i wyciągać wnioski. I okazało się, że ludzie żyjący "bez Boga" albo bez "prawdziwego Boga" - czyli w innej religii, tworzą równie udane - lub nieudane związki jak i wierzący. I mają równie udane - lub nieudane życie jak i wierzący. Kwestia określenia, co znaczy udane lub nie życie jest kwestią przyjęcia punktu odniesienia. Patrząc po ludzku, oceniając podług ocen świata, można zaryzykować twierdzenie, iż chrześcijanie są przeważnie bardziej przegrani. Można żyć, tak jakby Boga nie było, można żyć wierząc w różne bóstwa.  Każdy człowiek sam w sposób wolny wybiera sobie życie i ponosi za ten wybór określone konsekwencje. Wybór Boga oznacza, iż człowiek staje się przegranym w oczach świata.
P
psp
4 października 2013, 11:23
@TomaszL znów zaproponuję myslowy eksperyment: pojawia się Bóg w którego wierzysz i mówi: "no wszystko fajnie, ale mała korekta do Objawienia: nie ma życia wiecznego. Zrobiłem wam wspaniały świat i to jest wasza nagroda, że w ogóle otrzymaliście szansę poprzebywania sobie na nim trochę. Więcej nie będzie." I co wtedy? Rzucasz się w wir niszczenia i destrukcji, bo po co się wysilać, skoro i tak "wszystek umrzesz"? Czy altruizm jest cząstką Boga w człowieku? Generalnie nie do końca wierzę w czysty altruizm: tak jak pisałem - dawanie (w szerokim tego słowa znaczeniu) sprawia radość, a więc niejako altruiści "odbierają już swoją nagrodę". A więc na pytanie: jaki jest sens zostawiania po sobie świata odrobinkę lepszym, skoro i tak wszystek umrę - odpowiadam prosto, ale lansując się trochę na światowca: it feels better ;)
4 października 2013, 11:08
Może ujmę to tak: chciałbym, żeby świat, który zostawię za sobą, jak umrę był chociaż mini-odrobinkę lepszy niż ten na który przyszedłam. Plan minimum: nie uczynić go gorszym. Dlaczego warto być dobrym? Spróbuję na prostym przykładzie: gdy jesteśmy dziećmi lubimy dostawać prezenty. Otrzymywanie - to czyni nas szczęśliwymi. Za to gdy jesteśmy dorośli - nie ma większej frajdy od dawania prezentów i obserwowania radości obdarowanego. Tak samo działa to w innych dziedzinach życia, tak myślę. Więc wyznaję takie motto: spróbuj uczynić ludzi wokół siebie odrobinę szczęśliwszymi, a sam będziesz szczęśliwszy. Trochę egoizm, wiem... Ale jeśli wszystkim będzie się dzięki temu żyło lepiej? Nie rozumiem. Przyjmując ortodoksyjnie ateistyczne myślenie, iż człowiek definitywnie umiera w momencie śmierci, po niej nie ma już nic, jaki sens jest zostawiać po sobie świat lepszym? Owszem, sens ma takie dbanie o swoja rodzinę, aby własne dzieci miały lepiej, ale inni? Może altruizm jest wypełnieniem drzemiącej, ale nie do końca uświadomionej potrzeby dzielenia się z innymi, miłości do drugiego człowieka. Miłości wkodowanej przez Boga w każdego z nas, nawet, kiedy się istnienie Boga odrzuca. Co ciekawe wielu ludzi pragnie po sobie pozostawić ślad w świecie, aby wspomnienie o nich było nieśmiertelne. Czy to nie jest swoista odpowiedź na życie wieczne, odpowiedź odrzucająca istnienie Boga, ale wyrażająca tęsknotę do życia po śmierci.
P
psp
4 października 2013, 10:56
@jakub Po co próbować być szczęśliwym czyniąc innych szczęśliwymi, skoro bez Boga to nie prowadzi do niczego trwałego? ... A cóż to za teza? I co to znaczy "trwałego"? Nasz świat jest tak zrobiony, że nie ma w nim niczego trwałego: aby uzyskać w miarę stabilny efekt trzeba cały czas walczyć z przeciwnościami, a i to nie gwarantuje "trwałego" rezultatu. Kiedyś też byłem przekonany, że bez Boga nie ma nic "trwałego", znaczącego ani cennego - w końcu większość z nas dorastała w religijnym środowisku i tak zostaliśmy "zaimpregnowani". Ale później zacząłem trochę jeździć po świecie, obserwować i wyciągać wnioski. I okazało się, że ludzie żyjący "bez Boga" albo bez "prawdziwego Boga" - czyli w innej religii, tworzą równie udane - lub nieudane związki jak i wierzący. I mają równie udane - lub nieudane życie jak i wierzący. Może o to chodziło Jezusowi w jego przesłaniu: chrzańcie religie, rytuały, obrzędy, kapłanów; po prostu myślcie i bądźcie dla siebie dobrzy ;) Ale nasza dyskusja jakoś skręca w kierunku rozważania nad istnieniem - nieistnieniem Boga, a tego chciałbym uniknąć, bo czytelnicy Deonu na pewno by nam tego nie wybaczyli ;) Dzięki za wyrazy szacunku :)  
R
rafi
4 października 2013, 10:19
Z rąk ateistów w XX w. zginęło więcej ludzi, niż kiedykolwiek wcześniej w jakichkolwiek innych wojnach religijnych, nawet biorąc pod uwagę proporcje ludności. Bo przecież wojna ateistów z wierzącymi - to była wojna religijna. Wierzący za mało się za nich modlili? Generalnie chrześcijanie nie poniewierają niewierzących, ale się za nich modlą. Nie wypominają im złych rzeczy, ale mówią im o Jezusie. Piszę "generalnie", bo każdy ma wolną wolę i nikt nie zabroni katolikowi czynić odwrotnie.
%
%
4 października 2013, 10:13
Często zastanawia mnie, co tak zwani "niewierzący" robią na portalach dla chrześcijan. ...Szukają Boga. "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą." ... A wy otrzymacie nagrodę w niebie za wyzwiska? Tak to chyba działa? ...Przecież to są słowa Pana Jezusa. Katolik nie ropoznał? Wstyd. Który katolik nie rozpoznał?
J
jakub
4 października 2013, 10:10
@psp Po pierwsze, przyjmij wyrazy szacunku. To co napisałeś, to dobre słowa. Po drugie, mam tylko jedno pytanie: dlaczego? Po co? Po co czynić innych szczęśliwymi, również własnym kosztem? Po co próbować być szczęśliwym czyniąc innych szczęśliwymi, skoro bez Boga to nie prowadzi do niczego trwałego? Co, jeśli altruizm wynika z ewolucji (raczej nie wynika)? Czy wtedy uleganie altruizmowi nie byłoby tym samym, co uleganie innym popędom, a bez Boga, tylko nasze uprzedzenia stawiają altruizm ponad walkę o władzę w stadzie? Czy nie jest tak, że każda odpowiedź poniżej Boga prowadzi do pustki?
P
psp
4 października 2013, 10:00
@jakub Postępujesz moralnie, nie wiesz dlaczego, wierzysz, że tak trzeba i to nie ze strachu. Daj spokój z tą łatką niewierzącego, to naprawdę puste słowo [...] ... Może ujmę to tak: chciałbym, żeby świat, który zostawię za sobą, jak umrę był chociaż mini-odrobinkę lepszy niż ten na który przyszedłam. Plan minimum: nie uczynić go gorszym. Dlaczego warto być dobrym? Spróbuję na prostym przykładzie: gdy jesteśmy dziećmi lubimy dostawać prezenty. Otrzymywanie - to czyni nas szczęśliwymi. Za to gdy jesteśmy dorośli - nie ma większej frajdy od dawania prezentów i obserwowania radości obdarowanego. Tak samo działa to w innych dziedzinach życia, tak myślę. Więc wyznaję takie motto: spróbuj uczynić ludzi wokół siebie odrobinę szczęśliwszymi, a sam będziesz szczęśliwszy. Trochę egoizm, wiem... Ale jeśli wszystkim będzie się dzięki temu żyło lepiej?
R
r2d2
4 października 2013, 09:58
Z tego co wiem, na WTC uderzyli wcale nie ateiści. Z resztą, w wielu krajach chrześcijanie doznają prześladowań z ręki właśnie ludzi wierzących (muzułman). W byłej Jugosławii też tłukli się wierzący - katolicy z muzułmanami. W ogóle, historia "chrześcijańskiej Europy" to nie jest przecież historia sielanki?     Historie biblijne to też historie różnych zbrodni. Historia ludzkiej niewiary. Jak człowiek chce zrobić coś złego, wiara mu w niczym nie pomoże. Wierzący umieją doskonale siebie okłamywać, umieją się usprawiedliwiać, przed sobą i innymi. Z rąk ateistów w XX w. zginęło więcej ludzi, niż kiedykolwiek wcześniej w jakichkolwiek innych wojnach religijnych, nawet biorąc pod uwagę proporcje ludności. Bo przecież wojna ateistów z wierzącymi - to była wojna religijna.
D
DAR
4 października 2013, 09:50
Często zastanawia mnie, co tak zwani "niewierzący" robią na portalach dla chrześcijan. ...Szukają Boga. "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą." ... A wy otrzymacie nagrodę w niebie za wyzwiska? Tak to chyba działa? ...Przecież to są słowa Pana Jezusa. Katolik nie ropoznał? Wstyd. ...Bo katolik ma być katolicki, to wystarczy. Chrystusa znać nie musi, po co mu jakiś Chrystus i jego Ewangelia.
.
.
4 października 2013, 09:42
Często zastanawia mnie, co tak zwani "niewierzący" robią na portalach dla chrześcijan. ...Szukają Boga. "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą." ... A wy otrzymacie nagrodę w niebie za wyzwiska? Tak to chyba działa? ...Przecież to są słowa Pana Jezusa. Katolik nie ropoznał? Wstyd.
R
rafi
4 października 2013, 09:38
Z tego co wiem, na WTC uderzyli wcale nie ateiści. Z resztą, w wielu krajach chrześcijanie doznają prześladowań z ręki właśnie ludzi wierzących (muzułman). W byłej Jugosławii też tłukli się wierzący - katolicy z muzułmanami. W ogóle, historia "chrześcijańskiej Europy" to nie jest przecież historia sielanki? Historie biblijne to też historie różnych zbrodni. Historia ludzkiej niewiary. Jak człowiek chce zrobić coś złego, wiara mu w niczym nie pomoże. Wierzący umieją doskonale siebie okłamywać, umieją się usprawiedliwiać, przed sobą i innymi.
%
%
4 października 2013, 09:38
Często zastanawia mnie, co tak zwani "niewierzący" robią na portalach dla chrześcijan. ...Szukają Boga. "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą." ... A wy otrzymacie nagrodę w niebie za wyzwiska? Tak to chyba działa?
J
jakub
4 października 2013, 09:37
@psp Celowo napisałem: będzie się PRZYNAJMNIEJ bał Boga. Nie stwierdziłem, że wszyscy wierzący postępują moralnie ze strachu. Większość postępuje moralnie ze względu na miłość do Boga lub po prostu ze wzgledu na poczucie wdzięczności do Boga. Poza tym Twoja wypowiedź to nie jest wypowiedź człowieka niewierzącego. Postępujesz moralnie, nie wiesz dlaczego, wierzysz, że tak trzeba i to nie ze strachu. Daj spokój z tą łatką niewierzącego, to naprawdę puste słowo ;) Nawet, jeśli je rozbierzesz na czynniki pierwsze, to cóż znaczy nie-wierzący? Wiara to uznanie bez dowodu. A niewiara? Pewność? Nieuznanie bez dowodu? Wątpienie bez dowodu? To puste słowo. Lepsza łatka to ateista, ale ateiści przeczą rozumowi. Ateiści twierdzą bez dowodu, że Bóg nie istnieje. To wbrew rozumowi. Poza tym, cóż, my, wierzący mamy dość dowodów i powodów, by wierzyć w Boga. Mnie najmocniej przekonał argument Lewisa, wynikający z rozumu, ale także niewyjaśnione zdarzenia związane z chrześcijaństwem, które dzieją się nawet dzisiaj. Poza tym domknęło to mój obraz wszechświata - znam naukę, znam fizykę i wiem, że odpowiedź na pytanie "dlaczego" bez czegoś więcej, niż materia, nie istnieje. To oczywiście tylko punkt wyjścia. Jedna sprawa: nie myśl, że zamierzam Cię nawracać, bo każdy nawraca się sam. Wydaje mi się, że wystarczy po prostu "chcę", a Bóg staje się oczywistością. Wiesz, niektórzy bywają ateistami przez kilka nocy, inni trochę dłużej. Ja byłem ateistą tylko przez kilka nocy. Dobrze się z Tobą pisze.
.
.
4 października 2013, 09:24
Często zastanawia mnie, co tak zwani "niewierzący" robią na portalach dla chrześcijan. ...Szukają Boga. "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą."
P
psp
4 października 2013, 08:50
@r2d2 Często zastanawia mnie, co tak zwani "niewierzący" robią na portalach dla chrześcijan. ... A może chodzi o to, że żyjemy w tym samym kraju, spotykamy się w sklepach, miejscach pracy i na przystankach tramwajowych i warto, abysmy się lepiej poznawali? Poza tym Deon to nie jest "portal dla chrześcijan": http://www.deon.pl/o-portalu/
P
psp
4 października 2013, 08:45
@jakub Twierdzę, że Stalin musiał być ateistą, a także, że każdy ateista na miejscu Stalina mógłby być Stalinem. Wierzący będzie się co najmniej bał Boga; co ma powstrzymywać ateistę przed byciem Stalinem? ... Jestem ojcem. I za nic w świecie nie chciałbym, żeby moje dzieci postępowały w taki czy inny sposób dlatego, że się mnie boją. Mnie lub kary jaką im szykuję. Gdyby tak było to byłaby moja największa życiowa porażka. Zróbmy taki eksperyment myślowy: załóżmy że Bóg w którego wierzysz nagle się pojawia i mówi: "kochani wierzący, taka mała korekta, zachęcam was w dalszym ciągu do przestrzegania Dekalogu i wszystkich przykazań, ale generalnie gdy nie będziecie tego przestrzegać to trudno, i tak nie zamierzam was ukarać" I co, rzuciłbyś się wtedy w wir rozpusty i innych nieprawości? Zgaduję, że nie, i pewnie olbrzymia większość wierzących też nie. Nie warto stawiać na strach, wychowywać strachem i pozwalać żeby strach kierował naszym życiem.
R
r2d2
4 października 2013, 08:45
Często zastanawia mnie, co tak zwani "niewierzący" robią na portalach dla chrześcijan. O ile staram się podejmować dyskusję z każdym niewierzącym, który ma na to ochotę i staram się wyjaśnić podstawy wiary najlepiej, jak umiem, to nie wchodzę na portale typu Racjonalista czy na portale zwolenników i komentatorów pisma "Nie", czy tego ateistycznego pisma pana Palikota, w którym zatrudnił Piotrowskiego. Nie interesują mnie: wiem, że znajdę tam tylko półprawdy, kłamstwa i pomówienia (do których zresztą na przykład pan Urban, i nie tylko on, przyznaje się otwarcie). Wiem, że nie ma tam czego szukać, zresztą kilka razy przeglądałem artykuły na tych stronach i nieodmiennie zaskakiwał mnie ich niezwykle niski poziom. No cóż, jedyne wyjaśnienie tego zjawiska to chyba fakt, że ateista czuje, że czegoś mu brak. W końcu wiara to wartość dodana; to cel. Brak wiary w Boga w życiu w sposób dość oczywisty neguje sens życia. Więc niektórzy ateiści starają się coś dla siebie znaleźć, na przykład pan Dawkins znalazł sobie religię UFO (por. wywiad z Benem Steinem), a inni cichaczem zerkają w stronę chrześcijaństwa: a nuż chrześcijanie zrezygnują z niektórych przykazań, a pozostałe da się jakoś wytrzymać.
Jadwiga Krywult
4 października 2013, 08:44
religia zawsze trzyma sie najmocniej w biednych zacofanych krajach Np. w USA i Arabii Saudyjskiej :))
L
legat
4 października 2013, 08:02
Problem jest w tym, że nie mamy oficjalnej religii państowej. Anglia ma i jest bogatym krajem. Tak samo Izrael. Tylko biedne i zacofane kraje nie mają religii państwowej.
N
niewierzacy
4 października 2013, 02:56
czyli Polska powoli normalnieje, miejmy nadzeje ze za 20 -30 lat religia bedzie zabawa dla starych bab i paru nawiedzonych facetow alle luja i do przodu ... skonczy sie kasa dla pajacow w czarnych kieckach
C
centurion
4 października 2013, 02:47
no coz w tym dziwnego ze coraz wiecej mlodych i wyksztalconych ludzi przestaje wierzyc w koscielne bajki religia zawsze trzyma sie najmocniej w biednych zacofanych krajach przewaznie jest tak ze im wiecej religii tym wieksza bieda syf i ciemnota np. kraje islamskie jest szansa ze Polska wyrwie sie z lap kosciola rzymsko katolskiego- oby jak najszybciej
F
facet
3 października 2013, 23:13
Mezczyzna, przed 40-tka, dobrze sytuowany, doktorat, umysl scisly i szczerze wierzacy. Pozdrawiam i nie wierzcie statystykom :)
B
b
3 października 2013, 21:06
do psp chrześcijanie są grzesznikami, czasami naprawde trudno ich zaakceptować a co dopiero kochać. Na necie można znaleźć świadectwo więźnia który spotkał Boga w więzieniu, czytająć Biblję. Masz racje  z tym okopywaniem się, to do niczego nie prowadzi ,ale często nam się zdarza. Wierzę że każdy kto otwarcie i szczerze szuka odpowiedzi i prawdy w życiu w końcu ją znajduje. Owocnych poszukiwań.
J
jakub
3 października 2013, 17:41
@psp Nie piszę o psychice. Szukam uzasadnienia dla Waszej hipotetycznej moralności i go nie znajduję. Nie twierdzę, że każdy ateista to Stalin. Twierdzę, że Stalin musiał być ateistą, a także, że każdy ateista na miejscu Stalina mógłby być Stalinem. Wierzący będzie się co najmniej bał Boga; co ma powstrzymywać ateistę przed byciem Stalinem? Nie jesteś zły, ani podły nie dlatego, że ogranicza Cię moralność. Nie jesteś zły, bo nie masz korzyści z bycia złym. Gdybyś miał odpowiednio wielką korzyść z bycia złym, czemu nie miałbyś być zły? Co to w ogóle dla Ciebie znaczy "zły"? Poza tym, przez Twój "dystans" przebija uraza. Nikt Cię tu nie krytykuje, rozmawiamy o teorii, a nie o tym, że jesteś złym człowiekiem. Nie uważam Cię za złego człowieka, tylko za człowieka nie zdającego sobie sprawy z tego, o czym rozprawia. Powinienem i mógłbym zresztą powiedzieć znacznie więcej, żeby to uzasadnić - to, że nie wiesz, czym jest wiara, ani dlaczego Bóg na pewno istnieje i to w pewnym sensie bardziej na pewno, niż Ty i ja.
P
psp
3 października 2013, 17:18
@jakub widzę, że bardzo dobrze znasz psychikę ateistów ;) Kiedyś, gdy czytałem tego typu teksty, a także gorsze, stawiające mnie w jednym rzędzie z Hitlerem, Stalinem, Pol-Potem i nie wiem kim jeszcze to strasznie się spinałem i starałem się dowodzić, że wcale nie, że ja nie chcę mordować, kraść itp. Ależ to było bez sensu! Teraz mam do tego duży dystans: czy słowa osoby, która uważa mnie za nihilistę niezdolnego do ofiarności czy innych cech "ludzkich", wypowiedziane tylko na podstawie mojej deklaracji niewiary we wspólnego Boga sprawiają, że rzeczywiście jestem zły, niemoralny i podły? Tak więc mam do tego luz. Z drugiej strony nie dziwię się zaangażowanym wierzącym tego typu postawy: od "zawsze" są oni niejako nasączani tego typu myśleniem, jak np. JPII "Negacja Boga pozbawia osobę jej fundamentu, a w konsekwencji prowadzi do takiego ukształtowania porządku społecznego, w którym ignorowana jest godność i odpowiedzialność osoby”. Albo ks. Dziewiecki - ten to już prawie że wyznaczył mi miejsce w chlewiku, a nie pośród prawdziwych ludzi ;) Trochę dystansu do siebie i do świata, drodzy wierzący, jeśli wasza wiara jest prawdziwa to sama się obroni, nie ma co się okopywać :)
J
jakub
3 października 2013, 17:08
@psp "Różnie" to słaba odpowiedź. Tak samo jak "żyją by usatysfakcjonować Boga" to słabe stwierdzenie, chociaż coś w tym jest - na tyle na ile dzieło może satysfakcjonować Twórcę. Jeśli chodzi o czyny, to cóż. Na co dzień, gdy wszystko jest Ok., nie ma powodu być herosem, niezależnie od wyznawanej wiary. Gorzej, gdy woda zaczyna sięgać ust. Nie widzę przyczyny, dla której jakikolwiek ateista miałby być drugim Ojcem Kolbe, czy dla której niewierzący w Boga miałby ratować Żyda podczas wojny, ryzykując własne życie i życie swoich bliskich. Przecież dla ateisty nie ma takiej przyczyny. Dla ateisty to tylko forma samobójstwa. Dla ateisty nie ma powodu, by np. trwać z żoną dla dobra dzieci, mimo zdrad. Przecież to zupełnie bez sensu. Taki powód może istnieć tylko dla człowieka wierzącego w Boga. Nie mówię, że zawsze istnieje - mówię, że tylko gdy wierzysz, taka przyczyna ma prawo bytu.
R
rafi
3 października 2013, 16:23
Ja jestem osobą wierzącą, to znaczy: wiem, że Bóg jest. Moja pewność jest tak samo duża jak tego, że np. istnieją atomy. Przecież to wcale nie jest na 100% pewne, że atomy istnieją, to jest tylko teoria, ale jak na razie ta teoria się trzyma ;-) A jeśli jestem pewien, że Bóg jest, moje życie upływa mi na poznawaniu Tego, Który Jest. Podobnie przecież ludzie studiują różne dziedziny by poznawać lepiej świat wokół nich. Zwłaszcza że wiem, że każdy się z Nim kiedyś spotka... Nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak fatalnie wyglądałoby moje życie, gdybym na swojej drodze nie spotkał Jezusa. I wiem że takie myślenie jest udziałem wielu chrześcijan.
P
psp
3 października 2013, 15:12
Myślę, że każdy musi sobie zadać i spróbować odpowiedzieć na pytanie "po co żyję?" I nie jest to pytanie, na które wystarczy odpowiedzieć sobie raz i spokój, to cały czas gdzieś człowiekowi towarzyszy i domaga się weryfikacji. Wierzący - przepraszam z góry za uogólnienie - żyją by usatysfakcjonować Boga lub bogów w których wierzą, w zależności od wyznania. Niewierzący - różnie, ja moge mówić tylko za siebie.  Śmieszna rzecz: pracuję z grupą kilkudziesięciu ludzi już przez kilka lat, wiem, że są wśród nich i wierzący i niewierzący. Skąd to wiem? Ano niektórzy zapraszają na swój ślub kościelny lub opowiadają o chrzcinach. Niektórzy w rozmowie zadeklarowali się jako niewierzący. Ale gdyby nie to - nie sposób zgadnąć kto wierzy a kto nie: wszyscy - przynajmniej w zakresie w jakich ich znam - są uczciwi, uczynni itp. Parafrazując pewne słynne zdanie: "po uczynkach ich nie poznacie" ;)
E
ech:)
3 października 2013, 14:47
Ludzie zawsze dzielili się na wierzących i nie wierzących. W każde epoce i religii byli ci co wierzyli i ci drudzy. Tak samo jak dzieliły się kolejne religie, bo ludzie inaczej chcieli się modlić, inaczej rozumieli słowo Boże. Czas pokazywał zawsze kto ma rację. I nie ma co ukrywać, te wszystkie odejścia i pójścia na łatwiznę dzisiaj mają najwięcej ludzi niewierzących lub tylko podających się za takowych, by być nowoczesnym. Czy należy lekceważyć tak znikomy procent? Na pewno nie. Lecz zawsze będą osoby, które odejdą od Boga całkowicie. Zawsze będą negować jego istnienie. I zawsze będą odchodzić w pustkę. Będą żyć lepiej lub gorzej, głoszą swoje tu i teraz. Czy w ostatnim mgnieniu życia zmienią zdanie, by nie zginąć w nicości tego nigdy się nie dowiemy. Bo "człowiek przychodzi z tajemnicy i w tajemnicę odchodzi"
J
jakub
3 października 2013, 13:58
@ psp Moralność ateistów jest względna, więc cóż to za moralność. Co do sensu, nie wiem. Może masz dzieci i nie myślisz o tym, że i one umrą, o tym, że i ty umrzesz, może nie myślisz o sensie życia - nie wiem, może masz jakiś krótkodystansowy sens, którego pustki nie dostrzegasz. Co do smutku - to samo, co o sensie. Egoizm? Wszyscy jesteśmy bardziej lub mniej egoistami i tylko Absolut może nas skłonić do zmiany tego podejścia, bo inaczej: po co? Podsumowując, jeśli nie zastanawiasz się zbyt wiele, może i jesteś zadowolony z krótkich, ulotnych chwil, jakie daje zdrowe ciało. Ale trudno od tego oczekiwać bazy, podstawy dla życia, szczęścia, sensu.
P
psp
3 października 2013, 13:30
Jestem niewierzący i nie mogę wyjść z podziwu jak co niektórzy wierzący na tym forum tylko z tego faktu, zupełnie mnie przecież nie znając potrafią scharakteryzować moje życie: nie życie a "żyćko", smutne, małe, bez sensu, bez moralności, egoistyczne, wegetacja...
B
bobmack_75
3 października 2013, 11:43
"Życie ateisty, to dla Was kompletnie inny, niewyobrażalny świat, coś czego kompletnie nie jesteście w stanie zrozumić." Taaak :) Tak jakby było co rozumieć. "Życie ateisty" to raczej "żyćko" - małe, smutne, bez sensu, bez idei, bez pomysłu, pozbawione wyższych wartości. Egoistyczna wegetacja, skupiona na sobie, gdzie powiedzenia "stara bieda" lub "jak ten czas leci" nabierają nowego, przerażającego znaczenia ;) Współczuję i pomodlę się za Ciebie ... do Boga :)
J
jakub
3 października 2013, 10:42
cd.... Życie ateisty, to dla Was kompletnie inny, niewyobrażalny świat, coś czego kompletnie nie jesteście w stanie zrozumić. Znowu sobie coś wyobrażasz. Życie ateisty jest życiem chrześcijanina minus wiara. Minus sens życia. Minus wytłumaczenie rozumu. Minus moralność. Minus wytłumaczenie wszechświata, razem z jego nieciągłościami. Ty po prostu olewasz te problemy, wzruszasz ramionami i masz to gdzieś, a żeby pocieszyć jakoś swoją psychikę, piszesz, że nikt nie jest cię w stanie zrozumieć. Biedactwo :)
J
jakub
3 października 2013, 10:41
Tak, religijne matoły, tak sobie to tłumaczcie - że przyczyną niewiary są złe lekcje religii w szkole, albo że to młodocany bunt, albo że komuś nie chce się chodzić na mszę raz w tygodniu itp. itd. Tak to sobie tłumaczymy, pogański matole, w oparciu o doświadczenie.     A teraz podpowiedź: wyobraźcie sobie (dla Was to może być trudne, o ile w ogóle możliwe), że ktoś może zadać sobie pytanie - "co jest bardziej prawdopodobne...". Zapewne wyobrażasz sobie różne rzeczy, my swoje poglądy opieramy na Rozumie, który stworzył świat. Tak, Jego istnienie jest nieprawdopodobne. Wyobraźcie też sobie, że ludzie mogą być zdolni akceptować własną śmierć jako absolutny koniec, kres świadomości. To, że jesteś w stanie sobie coś wyobrazić i wypowiedzieć, nie oznacza, że to ma sens. Można sobie wyobrazić i nazwać na przykład żyjący kamień. Ale, podobnie jak nie widziałem dotąd żyjącego kamienia, to jeszcze nie widziałem człowieka, który by wypowiedział swój niebyt :) Twierdzisz, że nie wierzysz w ponadnaturalnego Boga, ale za to wierzysz w nieistnienie tego, co istnieje, chociaż nie jesteś tego w stanie potwierdzić. My przynajmniej mamy cuda, objawienia itp. Ty masz tylko własną wyobraźnię. Ale wierzysz. To ciekawe. Wyobraźcie sobie, Ziew, dość już tych wyobrażeń. Mówię o tym, co jest, a nie o tym, co sobie wyobrażam. że mogą być kompletnie obojąetni i/lub nie potrzebować czegoś takiego jak to co nazywacie "zbawieniem". To oczywiste, że ktoś może być obojętny. To oczywiste, że każdemu od czasu do czasu wydaje się, że nie potrzebuje "zbawienia". cd.....
A
Ania
3 października 2013, 10:04
"....A teraz podpowiedź: wyobraźcie sobie (dla Was to może być trudne, o ile w ogóle możliwe) ..." Słodki jesteś, bo popatrz jesli wierzysz w to co mówisz, że Boga nie ma, to co jak co ale  z naszą wyobraźnią jest lepiej niż Ci się wydaje. Jest jednen Bóg ale kurka w  trzech Osobach, piekło, niebo. Kosmos co? Kto ma problem z wyobraźnią?
A
a
3 października 2013, 07:35
Do DPMS "co jest bardziej prawdopodobne..." -niewiele ale wiem o prawdopodobieństwie(skończyłam studia matematyczne) " ludzie mogą być zdolni akceptować własną śmierć jako absolutny koniec" -to jest do zaakceptowania, tylko że śmierć nie jest absolutnym końcem, a to dla mnie różnica ogromna. ". Wyobraźcie sobie, że mogą być kompletnie obojąetni i/lub nie potrzebować czegoś takiego jak to co nazywacie "zbawieniem"." - statystycznie rzecz biorąc to im bardziej czegoś nie znamy, im bardziej coś jest nam nieznane tym łatwiej mówimy że nam niepotrzebne (np. patrz historię wielu odkyć technicznych) "Życie ateisty, to dla Was kompletnie inny, niewyobrażalny świat, coś czego kompletnie nie jesteście w stanie zrozumić. " - pewnie częściowo tak, ale jak porozmawiasz z tymi co się nawrócili z niewiary to odkyjesz że wśród wierzących są tacy którzy ten świat niewiary znają. Pozdrawiam.
C
ciekawy
3 października 2013, 05:46
DPMS: Tak, religijne matoły, tak sobie to tłumaczcie... ... Ja mam pytanie o życie ateisty twojego pokroju. Czy jak ma wierzącą w Boga/boga żonę to mówi jej że jest religijnym matołem czy tylko tak uważa, ale nie dzieli się z nią tą informacją?
N
nikkon
3 października 2013, 04:45
Tak, religijne matoły, tak sobie to tłumaczcie - że przyczyną niewiary są złe lekcje religii w szkole, albo że to młodocany bunt, albo że komuś nie chce się chodzić na mszę raz w tygodniu itp. itd. A teraz podpowiedź: wyobraźcie sobie (dla Was to może być trudne, o ile w ogóle możliwe), że ktoś może zadać sobie pytanie - "co jest bardziej prawdopodobne...". Wyobraźcie też sobie, że ludzie mogą być zdolni akceptować własną śmierć jako absolutny koniec, kres świadomości. Wyobraźcie sobie, że mogą być kompletnie obojąetni i/lub nie potrzebować czegoś takiego jak to co nazywacie "zbawieniem". Życie ateisty, to dla Was kompletnie inny, niewyobrażalny świat, coś czego kompletnie nie jesteście w stanie zrozumić. ... Ty nie wierzysz w Boga, o którym mówi chrześcijaństwo --- Twoja sprawa. Tak samo, jak chrześcijanie nie mają i nigdy nie będą mieli żadnego dowodu naukowego na istnienie Boga, tak i Ty nie masz i nigdy nie będziesz miał żadnego dowodu, że ten Bóg nie istnieje.
D
DPMS
3 października 2013, 03:01
Tak, religijne matoły, tak sobie to tłumaczcie - że przyczyną niewiary są złe lekcje religii w szkole, albo że to młodocany bunt, albo że komuś nie chce się chodzić na mszę raz w tygodniu itp. itd. A teraz podpowiedź: wyobraźcie sobie (dla Was to może być trudne, o ile w ogóle możliwe), że ktoś może zadać sobie pytanie - "co jest bardziej prawdopodobne...". Wyobraźcie też sobie, że ludzie mogą być zdolni akceptować własną śmierć jako absolutny koniec, kres świadomości. Wyobraźcie sobie, że mogą być kompletnie obojąetni i/lub nie potrzebować czegoś takiego jak to co nazywacie "zbawieniem". Życie ateisty, to dla Was kompletnie inny, niewyobrażalny świat, coś czego kompletnie nie jesteście w stanie zrozumić.
P
poldek
2 października 2013, 23:27
Sądzę, że ciekawym pytaniem byłoby zbadać, co wg deklarujących jako wierzących oznacza bycie wierzącym. Być może wielu z nich pod tym terminem rozumie wiarę w istnenie Boga. Ale od uznania istnienia Boga do Wiary jeszcze daleka droga. Wiara wymaga świadomej decyzji o tym, że wchodzę w świat relacji z Bogiem opartej na przykazaniach. Zaś uznanie istnienia Boga jeszcze do niczego nie zobowiązuje.. . Wobec tego, odpowiedzi na pytanie o wiarę w ankiecie należałoby uznać bardzo ostrożnie, bo nie wiadomo o co chodziło ankietowanym. A jak pokazują statystyki w radomiu, deklaracja z praktyką niewiele ma wspólnego, bo fakt i deklaracja Wiary w pojęciu ankietowanych nie mają specjalnego znaczenia praktycznego.
T
Tomi)
2 października 2013, 23:17
Parafrazując Mariana Hemara, to czytając Księdza artykuł "moc wybornych pomysłów ciśnie mi się pod pióro". Ale żeby było krótko: 1. Mam wrażenie, że to o czym Ksiądz pisze, to dzisiaj bardziej kwestia pewnej ostentacyjnej kontestacji (i wbrew pozorom nie nadmiaru wykształcenia , ale raczej niedokształcenia) niż czystej niewiary. (Stanę w szranki z każdym, że tzw. czysta niewiara nie istnieje.) 2. Zgadzam się  z Adrianem: kiełbaski należy dodawać do kiełbasek, a główki kapusty do główek kapusty, inaczej wychodzi bigos :) 3. I przewrotnie:  jak już wszyscy będą wierzący, to kogo będziemy ewangelizować? -Tak naprawdę, to tu jest zawsze sedno łamigłówki. Tomi)
Janusz Brodowski
2 października 2013, 21:59
Wynajmowałem kiedyś pokój od Irlandczyka mieszkającego w Anglii. Mówił o sobie, że jest katolikiem i wierzy w Boga. Jak to wyglądało w praktyce? Ostatni raz na mszy ponad 30 lat temu, rozwód, potem powtórne małżeństwo. Brak modlitwy, brak kontaktu z parafią
A
Adrian
2 października 2013, 20:48
Takie dane są dobre, żeby podyskutować przy piwie lub do trików marketingowych. Trudno z nich wyciągać poważne wnioski.
J
jakub
2 października 2013, 20:24
A co to znaczy "niewierzący"? Agnostyk? Ateista? Religijnie obojętny? Satanista? Jakiś dzieciak, który dobrze nawet nie wie, co ta łatka oznacza, przypina ją sobie, bo nie chce mu się raz w tygodniu pójść do kościoła, nie chce mu się wysłuchiwać o moralności, nie chce mu się być odpowiedzialnym, nie chce mu się wysłuchiwać od rodziny o tym, co powinien, a czego nie. Przypina ją sobie i ma prostą odpowiedź na ewentualne wyrzuty sumienia czy wyrzuty otoczenia. To nic nie znaczy: "niewierzący". To taki eufemizm na "nie chce mi się".
jazmig jazmig
2 października 2013, 19:20
Trend rosnący może rzeczywiście niepokoić, ale należy zastanowić się nad przyczyną tego zjawiska. Skoro grupa niewierzących jest stosunkowo niewielka, to można by zbadać co było przyczyną ich odejścia od Kościoła. Podejrzewam, że spora część zniechęciła się do Kościoła i religii w wyniku lekcji religii w szkołach. Jest to trudny temat, ale należy stawić mu czoła. Ja bardzo wątpię w to, czy wprowadzenie religii do szkół było dobrym dla Kościoła posunięciem. Moim zdaniem, dawny model, że dzieci i młodzież uczęszczają na religię do sal katechetycznych przy parafiach był o wiele lepszy. Dzieci i młodzież traktowały to nie jako przymus, ale jako obowiązek który akceptują, a ponadto byli oni przyzwyczajeni do tego, aby przychodzić do kościoła nie tylko na niedzielną mszę. Jednakże należy dokonać badań tego zjawiska, jeżeli za 20 lat chcemy mieć jeszcze wiernych w naszych kościołach.
H
Henk602
2 października 2013, 18:46
Dzień Dobry! Brakuje mi w tych badaniach (rozumiem, że nie było to ich celem), podziału wierzących na udział procentowy w głównych religiach, a także na wierzących bez konkretnego wyznania, np. deistów. Wtedy podział na: katolików - 1 grupa (czasami jakby z góry przyjmuje się, że to oni są tymi wszystkimi wierzącymi)  i pozostałych łącznie z niewierzącymi - 2 grupa, byłby bardziej interesujacy i prawdopodobnie bardziej zaskakujący.