Projekt Ocalenie - czyli jakie błędy popełniają Bodasiński i Dokowicz?

Projekt Ocalenie - czyli jakie błędy popełniają Bodasiński i Dokowicz?
fot. youtube.com / Jacek Kowalczuk

Ku mojemu zatrwożeniu wielu ludzi wierzących rozsyła informacje o akcjach wspomnianych Panów, szerzy się strach, niepewność. Wiele zagubionych tym ludzi zwróciło się z pytaniami o podejście do wspomnianych publikacji. Czy więc za tym stoi Duch Święty?

Mimo wskazań Franciszka z medytacji na Placu św. Piotra w dniu 27 marca 2020 oraz dokumentu Komisji Nauki Wiary KEP z dnia 31 marca 2020 roku kwitną chore koncepcje i straszenie ludzi. Proszę więc wybaczyć, że przedstawiam poniższą analizę w takie dni, ale to właśnie teraz wszystko się rozgrywa.

DEON.PL POLECA

Wśród aktywnych „nauczycieli wiary” znaleźli się panowie Lech Dokowicz i Maciej Bodasiński, którzy nie poprzestali na pełnej błędów teologicznych odezwie do Polaków ws. pokuty, ale stworzyli większy projekt pt. „Ocalenie”. Na otwartej przez nich stronie wyrazili swoją wizję tego, co się dzieje oraz usiłują kształtować wiernych. Jak można się domyślić, jest to ich wizja historii interpretacji Słowa Bożego. Ku mojemu zatrwożeniu wielu ludzi wierzących rozsyła informacje o akcjach wspomnianych Panów, szerzy się strach, niepewność. Wiele zagubionych tym ludzi zwróciło się z pytaniami o podejście do wspomnianych publikacji. Czy więc za tym stoi Duch Święty? Konieczne jest wobec tego szczegółowe przejrzenie treści publikowanych na stronie ocalenie.info.

Główny motyw projektu Ocalenie

Podstawowa kategoria, która opisuje projekt ich działań to budowanie duchowej Arki, którą jest wejście w Serce Jezusa i Serce Maryi – „Uczcie się jak stworzyć domową Arkę – Wieczernik”. Oczywiście sam kult tych Serc jest zakorzeniony w Kościele, ale niebezpieczne jest używanie odniesień do biblijnej historii Noego. Budowanie arki prowadzi w myśleniu ludzi do lęku, a nie do nawrócenia. Zdecydowanie właściwszy jest język Ewangelii – wezwanie do nawrócenia, ale w perspektywie dobroci i miłosierdzia Boga. Ludzie dziś stawiają pytania, wyrażają swoje obawy i tylko słowo zwracające na Jezusa i Jego wielką miłość do każdego z nas może doprowadzić do przewartościowania życia oraz przyjęcie Jezusa jako Pana. Dlatego czas epidemii jest okazją do pozytywnej ewangelizacji, budzenia nadziei. To jedyna droga do zmiany świata, zwłaszcza tego najbliżej nas. Dokowicz i Bodasiński idą inną drogą.

Autorzy wspomnianej strony napisali swoje wprowadzenie tak, jakby mieli monopol na prawdę. Oto ogłaszają, że „w Święto Bożego Miłosierdzia chwytamy "ostatnią deskę ratunku”, aby od razu rozpocząć 33 DNI przygotowań do oddania w niewolę Miłości. Wreszcie 23 MAJA 2020 dokonujemy aktu całkowitego oddania się Panu Jezusowi przez Maryję. Wchodzimy do Arki”. Jaka ostatnia deska ratunku? Ratunek mamy w Jezusie Chrystusie, który wciąż jest na nas otwarty i nie ma ograniczeń czasowych. Przyznam, że ze zdumieniem czytałem o powiązaniu Niedzieli Miłosierdzia Bożego z zaproponowaną późniejszą praktyką duchową jako przygotowanie do wejścia do „Arki”. Dobrze, że Autorzy znają Księgę Rodzaju, ale jest jeszcze Ewangelia i cały Nowy Testament. Mentalność zagrożenia nie mieści się w kategorii Święta Miłosierdzia oraz katolickiego kultu. Czyż nie zmienia to obowiązującej formuły II Niedzieli Wielkanocnej?

Fałszywa interpretacja wydarzeń

Panowie Dokowicz i Bodasiński opisują historię powstania omawianego projektu. Niewątpliwie ważne jest ich osobiste nawrócenie (jak wielu ludzi), co doprowadziło do podejmowania różnych działań mogących służyć ewangelizacji, jak świadectwa czy filmy. Nie można odebrać znaczenia przygotowanych przez lata produkcji, choć w niektórych już dało się zauważyć mentalność, która ujawnia się dzisiaj z wielką siłą. Oprócz tego podjęli różne działania gromadzące wielu wiernych: Wielka Pokuta, Różaniec do granic czy Polska pod Krzyżem. Panowie napisali, że doświadczyli sprzeciwu. Nie jest to niczym szczególnym, gdyż w ewangelizacji zawsze jest zderzanie się z jakimś trudem. Obawiam się jednak, czytając dostępne wypowiedzi Panów zawartych w różnych miejscach, że koncentrują się na zbytnio na tym sprzeciwie, a nie na jego ewentualnej przyczynie. Ponieważ nie mówią o jaki sprzeciw chodzi trudno się odnieść konkretnie. Jednak właśnie takie rzucenie hasła o trudnościach może wzbudzać w czytelnikach poczucie, że wszystko, co Autorzy robią i mówią jest dobre, bo sprzeciwia się temu diabeł. To stara praktyka manipulacji.

Panowie zaprzestali jednak podejmowanie swoich działań, bo rozeznali, że nadchodzi czas Golgoty. Wszystko jest oparte o wewnętrzne przeświadczenie i odczucie. Kolejne takie wyznanie jest w zdaniu: „Zajmowaliśmy się potem jeszcze wsparciem dystrybucji filmu „Nieplanowane”, ponieważ jest naszym głębokim przeświadczeniem – że masowy grzech tzw. aborcji jest jednym z głównych powodów gniewu Bożego”. Nie chodzi mi tu o kwestię aborcji (bo wiadomo, że jest to dramat), ale o argumentację – głębokie przeświadczenie. Zdaniem Panów Bóg wstrzymywał ich działania; „nie było światła co mamy czynić dalej. Wszystko zmieniło się 23 stycznia tego roku”. Wtedy bowiem pojawiały się coraz to nowe wieści o epidemii w Chinach, a następnie pandemii. Oczywiście Autorzy odczytują to w kategorii gniewu Bożego i kary za grzechy.

Jako uzasadnienie podają słowa anonimowego dla nas księdza sprzed 1,5 roku, „który ma ducha prorockiego, a ten między innymi, powiedział nam, że niedługo nastąpią zdarzenia, które wstrząsną całym światem oraz, że nadchodzi chwila, że na całym świecie nie będzie dostępu do Eucharystii”. Jednocześnie na potwierdzenie podają fakt zmieniania się cząstki Najświętszego Sakramentu w Sokółce. Według nich Bóg przez utratę intensywności koloru świętej cząstki daje znak do nawrócenia, którego, ich zdaniem, nie podejmują pasterze i lud. To jest powodem, że Bóg „chowa się przed nami, nie pozwalając stać się przedmiotem, wykorzystywanym do złych celów”.

Panowie analizują również fakt zamykania kościołów i utrudnienia dostępu do Eucharystii. Już 9 marca opublikowali nagranie, w którym mówią, iż epidemia „ma bezpośredni związek z grzechami, którymi ludzkość (my wszyscy) obraziła Pana Boga”. Dlatego trudno dziwić się, że potem wszystko pasuje: puste kościoły, samotny papież na Placu św. Piotra, łączenie się online z celebracją liturgii. Jednocześnie widać braki w edukacji religijnej Autorów, bo opisując tę sytuację ograniczeń w dostępie do Eucharystii napisali, że w 3 niedzielę wielkiego postu wielu katolików „nie słuchało niedzielnej Mszy Świętej w kościołach tyko w domach przez szklaną szybkę, biorąc w niej udział duchowy”. Po pierwsze nigdy nie należy słuchać mszy w kościele, tylko w niej uczestniczyć (czyżby Panowie nie znali nauczania Kościoła? Wystarczy zajrzeć do tzw. małego katechizmu). Po drugie, to uczestnictwo, a raczej duchowe uczestnictwo, przez ekran jest wielkim błogosławieństwem, gdyż można być razem nie narażając siebie i innych.

Błędna egzegeza Ewangelii

Panowie dokonują też analizy fragmentu Ewangelii o spotkaniu Jezusa i Samarytanki odczytywanej w niedzielę, 15 marca. Niezaprzeczalny jest fakt, że Bóg chce mieć czcicieli w Duchu i Prawdzie, ale podany sposób odniesienia i interpretacji jest wykrzywiony. Otóż Autorzy stwierdzają, że odpowiednikiem wspomnianej przez Jezusa Jerozolimy i góry są nasze kościoły. W jakimś sensie to prawda, ale wnioskowanie jest niebezpieczne. Nie można zapomnieć o podstawowym znaczeniu przesłania Jezusa – w centrum kultu nie stoi Świątynia w Jeruzalem czy inne miejsce kultu Starego Testamentu, ale On sam jako jedyny Zbawiciel. Dlatego dla chrześcijan On jest najważniejszy, nawet jeśli nie ma budynków. Nic nowego. Tu jednak pojawia się narracja, że wypełnia się Słowo – kolejne ograniczenia liczby wiernych w kościołach, zamknięcie Grobu Pańskiego czy ograniczenia w dostępie na Jasną Górę. Ciekawe powiązanie.

To prawda, że Bóg chce szczerego kultu. Panowie więc napisali: „Tak wtedy jak dzisiaj, ludzie dzielą się na tych, którzy wykonują praktyki religijne ("czczą to, czego nie znają"), i tych, którzy świadomi swoich grzechów w postawie pokory i uniżenia, stają przed żywym Bogiem”. Nic szczególnego – cała nowa ewangelizacja prowadzi do obudzenia duchowego ludzi, by Bóg był dla nich ważny, a drogą do tego jest osobista relacja, więź, przyjaźń. Jednak Panowie interpretują, że „prawie wszyscy, w różnym stopniu ulegliśmy duchowi tego świata, który zmienił wrażliwość naszych sumień (wrażliwość na zrozumienie tego czym jest grzech) i zbrukał czystość serc (a przez to ograniczył zdolność rozeznawania)”. Oczywiście, ulegamy grzechowi, słabościom, wpadamy w rutynę w życiu duchowym, ale trudno wszystko sprowadzić do tego, że podejmujemy praktyki religijne bez duchowej głębi. Zgadzam się, że dużej części ochrzczonych brakuje doświadczenia żywego Boga, ale wielu ludzi prowadzi szczere życie wewnętrzne. Jednak Autorzy podają, że ludzie nie rozumieją określenia „w Duchu i w Prawdzie” oraz wielu spośród tych, którzy doświadczenie Pana mają, „dziś zapomnieli o tych porywach serca tak dalece, że nie mają siły, aby do tej Relacji powrócić (nawrócić się)”. Pojawia się więc kaznodziejska narracja, że w tym kontekście jesteśmy ludem o twardym karku, odrzucającym prośby i napomnienia. Dziwne, bo akurat w Polsce bardzo rozwija się dzieło ewangelizacji: coraz liczniejsze inicjatywy, wspólnoty; Polska jest przykładem rozwoju szeroko rozumianej nowej ewangelizacji. Rekolekcje i misje ewangelizacyjne, kursy, seminaria gromadzą coraz to nowych ludzi. Oczywiście, część ludzi zrywa z praktykami religijnymi, bo sens życia odnajdują gdzie indziej. Ale to właśnie w czasie epidemii potrzebują naszego świadectwa, zaufania Jezusowi i słowa budzącego nadzieję. Tymczasem według Panów nie ostoją się ci, którzy wypełniają tylko rytuały i nie oddają Bogu czci „w Duchu i w Prawdzie”. Nie umiałbym tak powiedzieć. Choć wszystkich zachęcam do osobistej relacji z Bogiem, to jednak nie ośmieliłbym się stwierdzić, że nie ocaleją ci, którzy pozostaną w sferze zewnętrznego kultu. Bóg rozsądzi, nie my.

Błędy teologiczne i pastoralne

Dokowicz i Bodasiński są jednocześnie recenzentami działania Kościoła. Napisali, że „Pasterze coraz rzadziej tłumaczyli wiernym jakie spustoszenia czyni grzech w ich duszach, trudno byłoby szukać inspirowanych przez nich działań pokutnych. Zamiast tego słyszymy coraz więcej słów pocieszenia, nieustannego dodawania otuchy, miłosierdzie rozdawane w imię Boże, bez względu na cenę. Skutek jest taki, że buduje się wiernym fałszywy obraz Boga, a tym samym fałszywy obraz świata. Mówi się o miłości, ale pomija się to, w jaki sposób człowiek ma podejmować wysiłki, by odpowiadać na tę miłość”. Dziwne, bo w ewangelizacji właśnie tłumaczy się czym jest grzech i jakie ma konsekwencje. Autorzy zarzucają, że mówienie o dobroci i miłosierdziu Boga zniekształca obraz Boga, człowieka i świata. Moje doświadczenie jest inne. Właśnie ewangeliczne mówienie o Bogu prowadzi ludzi do nawrócenia. Mam duże doświadczenie w prowadzeniu w parafiach rekolekcji i misji czy różnych kursów ewangelizacyjnych. Panowie więc mijają się z prawdą. A co do naszych wysiłków w odpowiedzi na Bożą miłość to stwierdzam, że Panowie nie rozumieją Nowego Testamentu. Miłość Boża jest bezwarunkowa, przyjmujemy ją w wolności i dajemy się prowadzić łasce Bożej. Zachęcam do lektury dwóch adhortacji papieża Franciszka „Christus vivit” oraz „Gaudete et exsultate”. Byłoby więcej pożytku z tego niż z czytania o kolejnych objawieniach prywatnych czy słuchania kaznodziejów mijających się w niektórych punktach z nauczaniem katolickim (cóż się dziwić, skoro dla Autorów autorytetem jest ks. Glas, który w swoich wypowiedziach i publikacjach popełnia błędy doktrynalne).

Autorzy jawią się również jako specjaliści od spowiedzi. Napisali: „Nadawane w konfesjonałach pokuty – śmieszne w porównaniu do przewinień, tak, że ciężar grzechu stopniowo przestawał ciążyć. Ilu ludzi, nie ostrzeżonych mocną mową, przyjmowało w śmiertelnych grzechach Ciało Pańskie przez ostatnie lata?”. Jestem misjonarzem miłosierdzia i nie daję ciężkich pokut, bo zwracam uwagę skruszonych ludzi na wielką miłość Jezusa. I to ich podnosi. Panowie chyba za dużo czytali o starych praktykach pokutnych. Czyż nie jest pokutą cierpienie, które niesie człowiek przez lata doświadczając konsekwencji grzechu, a potem lęku przed spowiedzią? Panowie, zostawcie nas, kapłanów, w sposobie sprawowania sakramentu pokuty i pojednania.

Skandalem jest też sugerowanie „Ilu kapłanów i biskupów sprawowało tajemnice Eucharystyczne niegodnie, z ciężko obciążonym sumieniem?”. Skąd ta pycha, by sugerować takie rzeczy? To Pan Bóg zna serca ludzi i tylko On może osądzać. Stawianie jednak takiego pytania przez Autorów dzieli Kościół, a więc jest działaniem demonicznym, zwłaszcza kiedy czyta się konkluzję: „Pan Bóg na pewno nie chce mieć Kościoła pełnego Faryzeuszów i Judaszów, dlatego nadchodzi Oczyszczenie" oraz "Duchy Faraona, Faryzeuszów i Judasza znajdują swoich dzisiejszych naśladowców”. Ja odpowiedziałbym: Pan Bóg nie chce nieposłusznych i zniekształcających Objawienie ludzi.

Panowie stawiają kolejne pytania: „Co jeśli dzisiaj większość ludzi rodzi się dla piekła, a nie dla nieba?? Co jeśli ta przerażająca myśl jest prawdziwa?”. Po to ewangelizujemy, żeby ludzie przyjmowali Jezusa, a nie trwali w królestwie ciemności. Jednak dla Autorów chyba pewnikiem jest, że wielu ludzi „trafia do piekła” (tak też ogłosił ks. Bliźniak w jednym ze swoich nagrań). Kościół nigdy tego nie stwierdził, bo nie wiemy co dzieje się w człowieku podczas śmierci. Czy możemy mieć nadzieję na zbawienie każdego człowieka? Nie my rozsądzamy. Oczywiście Ewangelia mówi o możliwości potępienia i dlatego głosimy wezwanie do nawrócenia, ale to tylko Bóg zna ludzkie serce, motywy działania, głębię istnienia. Nie można straszyć piekłem.

Autorzy poddają także ocenie różne działania Kościoła dziś: ”Gdy przychodzi wielki strach, nie pomoże nam bicie dzwonów, świeczki w oknach i wołanie o zatrzymanie nieszczęścia - nie pomoże, jeżeli nie będzie poprzedzone nawróceniem i pokutą! To nieszczęście nadchodzi właśnie z powodu grzechów i zatwardziałości serc: ...Jeżeli się nie nawrócicie to zginiecie jak oni.... Dla wielu trudne do zrozumienia jest Miłosierdzie, które realizuje się przez Sprawiedliwość”. Oryginalna interpretacja, która nie doprowadzi ludzi do nawrócenia. Dla Panów modlitwa bez najgłębszego osobistego nawrócenia będzie nieskuteczna. Skąd to wiemy? To wchodzenie w rolę Boga. Poza tym doświadczenie pokazuje niejednokrotnie coś innego. Przestańmy oceniać głębię nawrócenia, nie jesteśmy od tego. A idąc już biblijnym tropem, to czyż nie znajdzie się na ziemi pięćdziesięciu sprawiedliwych? Jest ich znacznie więcej. Czytając wypowiedzi Panów mam wrażenie, że mówią o innym Bogu niż ten, którego znam. Człowiek czytając ich teksty nie odkryje dobroci Ojca tylko zagniewanego Boga, który chce doprowadzić do zniszczenia świata.

Mają rację Autorzy pisząc, że życie nie będzie takie samo. Jednak w sobie właściwy sposób dokonują rozwinięcia tego zdania: „Zostaną nam krok po kroku odebrane najważniejsze podpórki: bezpieczeństwo oparte na świecie materialnym, fałszywe wyobrażenie niezniszczalności zdrowia, przekonanie, które żywiło wielu ludzi, że jeszcze mają bardzo daleko do śmierci. Pan Bóg nas kocha i doświadcza, bo się oddaliliśmy, aby zapisani w Księdze Życia, zaczęli go czcić w Duchu i Prawdzie”. Tak, życie będzie inne. Tak, trzeba wiele kwestii na nowo przemyśleć, ale wizja Boga, którą Panowie reprezentują kłóci mi się kolejny raz z sercem Ewangelii, którą jest przypowieść o ojcu i dwóch synach (o synu marnotrawnym).

Błędne propozycje pobożnościowe

Panowie Dokowicz i Bodasiński dają też wierzącym konkretne wskazówki. Po pierwsze wszyscy powinni szukać kapłanów, by się wyspowiadać. Ale czyż Panowie nie rozumieją obecnych zagrożeń? Czyż nie słyszą, o co proszą biskupi? O szczery żal. Ale Panowie tego nie rozumieją. Poza tym za dużo mówią o spowiedzi generalnej. Niestety, wielu ludzi pojmuje to jako konieczność, by naprawdę być oczyszczonym. To niestety interpretacja domorosłych teologów i duchowo bardzo szkodliwa. Nie można bowiem niejako obligatoryjnie motywować do spowiedzi z całego życia. Jednocześnie Autorzy zachęcają: „Znajdźcie kapłana, wierzącego, który będzie wam towarzyszył prawdziwą posługą sakramentalną przez czas ciemności”. Nie widzą, że ograniczenia dotyczą wszystkich i należy teraz bardziej odkrywać prawdziwe pozasakramentalne spotkanie z żywym Jezusem. Zwrot "znajdźcie kapłana, wierzącego" sugeruje podział wśród księży na wierzących czy niewierzących. Jeśli w tych dniach ktoś dzwoni więc w sprawie spowiedzi i podczas rozmowy ustalamy, że lepiej przyjść po epidemii to jestem niewierzącym księdzem? Czy to, że uczę ludzi żalu doskonałego, o którym mówi Katechizm Kościoła Katolickiego i o którym przypomina papież Franciszek, jest wyrazem tego, że należę do grona złych księży, mających problem z wiarą? To pytanie retoryczne i zadawane z lekkim uśmiechem.

Wykrzywiona jest również kwestia Maryi. Kilka cytatów: „Ona jest nasza ucieczką i schronieniem, Ona poprowadzi nas w tej walce i wskaże co jest Wolą Syna; Kapłani nie bójcie się! Matka Boża Was szczególnie mocno pragnie prowadzić, da wam wszystko co potrzebujecie. Nawet wasze pięć chlebów i dwie ryby rozmnoży. Tylko nie działajcie wbrew powołaniu, sumieniu i Prawdzie; Kolejnym krokiem, byłoby wezwanie Katolików do oddania się powszechnie w Niewolę Maryi według św. Ludwika G. de. M. (sami ks. Biskupi na czele). Potrzebna jest armia dzieci Maryi do walki duchowej na czasy ostateczne”. Oczywiście, Maryja jest ważna i ogromna jest Jej rola w życiu Kościoła, ale niestety Panowie wpisują się w mariologię maksymalistyczną, która nie jest właściwa. Warto zaznaczyć, że dobre jest oddanie się Jezusowi przez Maryję, ale nie wszyscy muszą przyjmować wskazania św. Ludwika (nota bene, w niektórych punktach trzeba poprawić teologicznie Traktat o prawdziwym nabożeństwie, gdyż napisany jest w mentalności czasów św. Ludwika, kiedy mariologia była za mało biblijna; to w niczym jednak nie umniejsza całości dzieła). Panowie, według nauki chrześcijańskiej podstawowy jest wybór Jezusa jako Zbawiciela i Pana! Formy kultu maryjnego są natomiast fakultatywne, czyli może on mieć różne kształty. Zachęcam tu do przeczytania adhortacji apostolskiej „Marialis cultus” Pawła VI.

Autorzy sugerują też program działania dla biskupów polskich: „Ks. Biskupi mogliby wezwać do powszechnego nawrócenia przez głęboką indywidualną spowiedź, pokutę i umartwienie ciał. Następnie przeprowadzić Narodową Pokutę (za pomocą najmocniejszych narzędzi, którymi dysponuje Kościół: Msze pokutne, Procesje pokutne, Adoracje pokutne, śpiewanie Suplikacji, dzień postu i pokuty-każde z tych działań można przeprowadzić z zachowaniem zasad bezpieczeństwa”. Pytam: czy Kościół tego nie czyni? Czy nie ma suplikacji? Czy nie ma modlitw pokutnych? Czy nie ma adoracji? Ale do czego Autorzy namawiają? Do wyjścia na ulice? Chyba powinni poczytać świadectwa historyczne o reakcjach Kościoła na epidemie w XVIII wieku. Panowie, polecam lekturę tekstów nieżyjącego już wybitnego krakowskiego historyka ks. profesora Jana Kracika! Zamiast namawiania do społecznego nieposłuszeństwa wobec ograniczeń w gromadzeniu się, odkrylibyście fakt, że w czasie zaraz i epidemii reakcje biskupów zawsze były zrównoważone i broniące zdrowie publiczne, prowadząc nieraz do zakazywania uczestnictwa w modlitwie w kościołach.

Dodatkowo, niestety, panowie Dokowicz i Bodasiński wpisują się w zgubną logikę ks. Piotra Natanka i jego zwolenników. Autorzy dają radę biskupom: „Następnie wszyscy ks. Biskupi wraz z pełnymi władzami Państwowymi (rząd, z Prezydentem i Premierem) przeprowadzają Intronizację, która czyni Chrystusa prawdziwym Królem w pełni analogicznie do tego, jak Król Jan Kazimierz, uczynił Maryję Królową Polski, (zgodnie z pełnym żądaniem Pana Jezusa, wyrażonym wobec Rozalii Celakówny)”. To niebezpieczne powiązanie polityki i religii. A co byłoby, gdyby później inne władze ogłosiły detronizację Chrystusa?! Dlatego ośmielam się powiedzieć głośno, że takie pomysły ogłaszania przez polityków Chrystusa Królem Polski mają demoniczne źródło, gdyż mogą doprowadzić ostatecznie do jakiejś profanacji. Poza tym nie są skuteczne. Nie tędy droga. Jezusa trzeba wybrać osobiście jako Pana i Króla swojego życia. Ja wybieram, ty wybierasz i dzięki naszemu świadectwu następni chcą żyć z Jezusem. To jest logika Ewangelii. W tym punkcie Dokowicz i Bodasiński odeszli w swoich teoriach od Słowa Bożego.

Dlatego jeszcze raz apeluję: Kościół z jeszcze większą siłą musi ewangelizować, ale czynić to pozytywnie, atrakcyjnie i w sposób zrozumiały dla współczesnego człowieka. To, co promują Panowie nie jest ewangelizacją.

Autorzy też dają konkretne wskazówki dla ludzi: „Zacznijcie odrzucać rzeczy tego świata, zachowajcie tylko to, co jest wam potrzebne. Na pierwszy ogień powinno pójść wszystko, co oddala od Boga. Gry, platformy cyfrowe, muzyka. Skoncentrujcie wszystkie swoje siły na modlitwie i budowie życia rodzinnego”. Drodzy Panowie, gry same w sobie, internet, muzyka nie są złe! Tak, trzeba budować zdrowe i silne rodziny, trzeba przeciwstawiać się różnym formom zniewolenia, ale dajcie spokój z narracją, którą stosujecie. To nienormalne.

Opis całego projektu Autorzy kończą odezwą: „Projekt OCALENIE, powstaje jako pomoc dla wszystkich, którzy chcą jak najlepiej przejść przez nadchodzący czas. Mamy nadzieję, że OCALENIE przyczyni się do ratowania dusz w wymiarze wiecznym oraz zdrowia i życia w wymiarze doczesnym”. Obawiam się, że ów projekt nie doprowadzi do zamierzonego skutki, gdyż, wbrew temu, co jest napisane, nie wiedzie to do żywej relacji z Bogiem. Ja wybieram więc Słowo Boże oraz nauczanie Papieża i biskupów, a nie chore idee Panów Dokowicza i Bodasińskiego, coraz bardziej odciągające ludzi od radości Ewangelii (Evangelii gaudium).

Czas na wnioski

  1. W publikacjach Autorów jest bardzo mało odniesienia do Ewangelii i Nowego Testamentu, natomiast bardzo wiele cytatów ze Starego Przymierza. Dlatego przypominam im oraz wszystkim ich zwolennikom, że zgodnie z katolicką egzegezą, Stary Testament należy czytać przez pryzmat Nowego. I jakiekolwiek odniesienia doświadczenia Żydów do współczesności muszą być przepuszczone przez doświadczenie Paschy Jezusa Chrystusa.
  2. Autorzy, nie tylko oni, za dużo koncentrują się na objawieniach prywatnych. Zwłaszcza w obecnym czasie jest to niebezpieczne, gdyż ludzie mają trudność w rozróżnieniu pomiędzy prawdą a fałszem.
  3. Autorzy realizują swoją wizję Ewangelii i Kościoła. Niestety daje się zauważyć pobożność opartą na lęku. To naprawdę nie prowadzi do zbawienia, nawrócenia ludzi i przemiany świata.
  4. Ostatnie publikacje Dokowicza i Bodasińskiego ośmieszają Kościół. Jako chrześcijanie i katolicy mamy głosić Dobrą Nowinę, ukazywać prawdziwe oblicze Boga. Zamiast straszyć ludzi i wprowadzać ich w chorą religijność, lepiej byłoby motywować, by wierni i świadomi wiary, mający doświadczenie żywego Pana, odważnie, w rodzinach, miejscach pracy czy wobec znajomych i sąsiadów wskazywali na miłość Boga, ewangelizowali i dawali świadectwo życia z Jezusem. Dziś ludzie mają bardziej otwarte serce. Kiedyś podczas głoszenia o powtórnym przyjściu Jezusa pojawiła mi taka myśl, co robiłbym, kiedy na moich oczach zaczęłaby się paruzja. I odpowiedź była prosta: nie stałbym ze złożonymi rękami, tylko razem z innym jeszcze bardziej ewangelizowałbym, aby wszyscy umieli rozpoznać przychodzącego Jezusa.
  5. Chciałem jako teolog i duszpasterz przestrzec wszystkich katolików przed drogą wskazywaną przez panów Dokowicza i Bodasińskiego. To nie jest droga Kościoła, Ewangelii, Jezusa. To droga strachu oraz ich własnych interpretacji historii. Niestety, to, co wypisują teraz kładzie cień na ich poprzednie inicjatywy.
  6. I jeszcze raz chciałem głośno powiedzieć: Nie są zagrożeniem świeccy, którzy we wspólnotach czy jakiś rekolekcjach głoszą konferencje, ale formują się w zdrowych wspólnotach, bo ich służba jest zgodna z nauczaniem Kościoła i kontrolowana przez Kościół (w mojej wspólnocie, Szkole Ewangelizacji Cyryl i Metody, głosić mogą tylko osoby, które są sprawdzone, spełniają wiele kryteriów i odznaczają się zdrową pobożnością oraz nie brakuje im odpowiedniej znajomości podstawowych prawd wiary; na każdą posługę poza wspólnotą muszą mieć każdorazowo moją pasterską zgodę). Właściwa formacja prowadzi do właściwej posługi.
  7. ZAGROŻENIEM są samozwańczy prorocy i nauczający we własnym imieniu, heroldowie strachu, zniszczenia, prywatnych objawień, nawet tych niezatwierdzonych przez Kościół. Czytając kolejne wpisy stwierdzam, że zwiedzonych ludzi jest wielu i to naprawdę generuje wewnętrzną schizmę. Epidemia w sposób szczególny wszystko odsłania.
  8. Dlatego apeluję do wszystkich katolików, aby nie wchodzili w rozumowanie i religijność proponowaną przez wspomnianych Autorów ani innych, podobnych, którzy znajdują się na teologicznych obrzeżach Kościoła.
  9. Pamiętajmy też o wskazówce św. Ignacego Loyoli: „Anioł zły ma tę właściwość, że się przemienia w anioła światłości [por. 2 Kor 11,14] i że idzie najpierw zgodnie z duszą wierną, a potem stawia na swoim; a mianowicie podsuwa jej myśli pobożne i święte, dostrojone do takiej duszy sprawiedliwej, a potem powoli stara się ją doprowadzić do swoich celów, wciągając duszę w ukryte swe podstępy i przewrotne zamiary” (Reguły rozeznawania duchów II, reguła 4). Wybierajmy też posłuszeństwo Kościołowi, bo wtedy nie zbłądzimy (zob. Reguły o trzymaniu z Kościołem).
  10. Jeszcze jedno: Dlaczego Lech Dokowicz i Maciej Bodasiński nie poddali swoich propozycji pod ocenę biskupów? Skoro są publicznie znanymi publicystami, z pewnością zostaliby wysłuchani przez odpowiednią komisję KEP. Gdzie tu rozeznanie? Ja nic nie robię bez wiedzy mojego biskupa, o istotnych projektach informuję go i wciąż o coś pytam, prosząc o zdanie i ewentualne błogosławieństwo. Tak też uczę ludzi z mojej wspólnoty. To myślenie kościelne.

***

A teraz najważniejsze: weźmy do ręki Biblię, ucałujmy ją, wyznajmy naszą miłość do Jezusa Słowa i prośmy, by uwolnił świat od epidemii, deklarując pragnienie ewangelizacji z wielką mocą Ducha Świętego. Bo czyż Bóg, Ojciec nasz, chce zniszczenia ludzi? Nie, On ma zupełnie inne pragnienie: pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy (1 Tm 2,4).

Bądźmy więc przyjaciółmi Jezusa i siewcami nadziei. Jezus jest z nami.

I dopowiedzenie do księży: Bracia, nie wchodźcie w taką narrację jak wypowiedzi panów Dokowicza i Bodasińskiego. I nie przesyłajcie ludziom informacji o ich koncepcjach. Głośmy Jezusa i Jego Ewangelię oraz bądźmy posłuszni Papieżowi i biskupom.

Artykuł ukazał się również na Facebooku ks. Sawy.

doktor teologii, pracownik Instytutu Nauk Teologicznych UŚ, dyrektor Szkoły Ewangelizacji Cyryl i Metody, misjonarz miłosierdzia

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
kard. Carlo Maria Martini SJ

Kluczem do uporządkowania jest poczucie wewnętrznej wolności

Chaos, pośpiech i zabieganie to rzeczy, które współcześnie najbardziej nam doskwierają. Przeżywany stres sprawia, że nasze życie traci smak. Mamy poczucie, że doświadczamy świata w sposób powierzchowny. Chcielibyśmy,...

Skomentuj artykuł

Projekt Ocalenie - czyli jakie błędy popełniają Bodasiński i Dokowicz?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.