Jan Paweł II, czyli życie ważniejsze od pism

Jan Paweł II, czyli życie ważniejsze od pism
(fot. PAP/Radek Pietruszka)

Kanonizacja tuż, tuż. Hipermarkety przygotowały już ofertę na tę okoliczność. Książki, flagi, figurki  i oczywiście modlitewnik Jana Pawła II - must have tego sezonu. Pielgrzymki do Rzymu już wyjechały albo właśnie pakują ostatnie śpiewniki, a ci, którzy zostają, są przyuczani przez parafialnych organistów. Kanonizacja papieża-Polaka jest wszędzie, a Jan XXIII nieco na marginesie.

Ci, którzy nie płakali po papieżu, zaczęli narzekać jeszcze przed Wielkanocą - lub raczej WielkąMocą. Reszta cieszy się i modli, może poza garstką tych, którym jest wszystko jedno. Na szczęście cieszących się jest więcej, uznanie świętości jest bowiem wydarzeniem radosnym i doniosłym. Wśród głównych entuzjastów wszyscy chętnie i bez wahania umieszczają pokolenie JPII, które ostatnimi czasy sprawia wrażenie, jakby nieco się rozwarstwiło. Warstwy są trzy.

Pierwsza - to ci, którzy w młodości naprawdę przeżyli wybór Wojtyły na papieża i towarzyszyli mu na jego duchowej drodze. Uczyli się od niego modlitwy i zaufania. Był dla nich jak ojciec, czuli się z nim duchowo związani, słuchali, co powiedział i czytali, co napisał. Rozumieli, o co mu chodzi i wiedzieli, że efektem tego może być tylko świętość.

DEON.PL POLECA

Druga warstwa to ci, którzy przeżyli duchowe odrodzenie przy odchodzeniu Jana Pawła II. Płakali, nawracali się, zaczynali czytać encykliki i katechezy, ale w końcu odkładali po cichu książki na półkę i wracali na stare tory. Ubogaceni doświadczeniem jego świętości, ale ostatecznie nie biorący z niej nic dla siebie. Chętnie słuchający "Tryptyku" i uczestniczący w marszach, montażach słowno-muzycznych i wszelkiego rodzaju wspomnieniach, ale na tym poprzestający.

Trzecia warstwa to ci, którzy szli w dobrym kierunku, ale utknęli w mule medialno-komercyjnego sakro-polo. Barkę znają na pamięć, jeżdżą do Wadowic na kremówki  i na wycieczki do okna w krakowskiej kurii, a na ścianie mają święty obrazek z Janem Pawłem II w roli niemal samego Zbawiciela. Wiedzą, że papież pisał książki i encykliki, ale ich nie czytają, bo za trudne. Wolą anegdoty z jego życia.

Żadna z tych warstw nie jest lepsza od drugiej. Bo wszyscy - ci, co potrafią obudzeni  o północy cytować urywki z "Miłości i odpowiedzialności" i ci, którzy śmieją się tylko z papieskich dowcipów, widzieli, jak się modlił. Mają różne potrzeby, ale ta jedna potrzeba jest wspólna. Potrzeba oglądania ludzkiej świętości. Na żywo. Na własne oczy: jeśli nawet nie z bardzo bliska, to przynajmniej za pośrednictwem telewizora.

To jest klucz. Życie jest ważniejsze od pism. O ile ważniejsze, mówią statystyki - w 2012 roku tylko jedna dziesiąta Polaków (dokładnie 11%) przeczytała więcej niż sześć książek; ci, którzy w ogóle cokolwiek czytają, sięgają po romanse i kryminały. Do tego pisma teologiczne rzadko są napisane przystępnym językiem; krąży nawet dowcip, że za przeczytanie "Osoby i czynu" czytającemu darowany jest czyściec. Pisma nie są dla wszystkich. Różaniec jest.

Jako teolog chciałabym, żeby każdy Polak przeczytał pisma Jana Pawła II. Tylko, że sama ich wszystkich nie przeczytałam, chociaż jestem absolwentką Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II. Osoba papieża kojarzy mi się zazwyczaj na dwa sposoby. Śmierć Jana Pawła II - z medialną histerią i sprzątaniem zniczy pod uczelnią, ale także z tłumem płaczących ludzi, którzy długo stali w kolejce do księgi pamiątkowej, żeby wpisać w niej kilka słów od siebie. Kojarzy mi się z zakazanym w naszym teologicznym, studenckim mieszkaniu zwrotem "odszedł do domu Ojca", nadużywanym przez media i stającym się przez to nie do zniesienia i z tym momentem podczas mszy pogrzebowej, w którym wiatr przewracał strony ewangeliarza złożonego na trumnie, aż w końcu go zamknął - jakby na znak zamkniętego ziemskiego rozdziału i otwarcia nowego. W domu Ojca. Pamiętam dobrze moment, w którym odłożyłam na półkę "Osobę i czyn" na rzecz czegokolwiek innego - mniejsza z czyśćcem - i ten, kiedy w pociągu czytałam encyklikę "Evangelium vitae" i nie wierzyłam, że powstała kilkadziesiąt lat wcześniej, tak była aktualna, mocna i trafna. Ale najmocniejszym akcentem, zawsze, było pokorne zaufanie Bogu i sposób, w jaki Karol Wojtyła z nim przebywał i rozmawiał: nie afiszując się z modlitwą, ale też się z nią nie ukrywając.

Światła nie chowa się pod korcem, ale stawia na świeczniku, by świeciło wszystkim, którzy są w domu. Kanonizacja to kolejny moment, w którym życie Jana Pawła II przypomina się mocniej niż jego pisanie. Świętość wciąż jest dla nas sposobem życia w bliskości z Bogiem, a notatki z tego życia - czy to w postaci encyklik, książek czy katechez - rzeczą z tej bliskości wynikającą, jej logiczną kontynuacją. Możliwą, ale niekonieczną, ważną, ale nie najważniejszą. Najważniejszy jest przykład życia, dowód na to, że świętość jest do osiągnięcia dla każdego. I nie trzeba do tego umieć pisać. Wystarczy umieć być z Bogiem blisko. Najbliżej, jak się da. Że się da - nie można mieć wątpliwości.

Marta Łysek - teolog i dziennikarka, żona i matka. Autorka bloga Dzieci, stwory i inne przyjemności.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jan Paweł II, czyli życie ważniejsze od pism
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.