Jestem fanem laicyzacji. Tylko człowiek wolny może dokonać prawdziwego wyboru
Marzy mi się świat, w którym nikt nie czuje się zmuszony do wierzenia w to, co narzuca dominująca kultura. Tęsknię za krajem, w którym nikogo nie wytyka się palcami dlatego, że wierzy w wartości, które nie mieszczą się w odwiecznych kanonach. Brakuje mi przestrzeni na debatę nieograniczoną dogmatami i stereotypami. Dlatego jestem fanem laicyzacji.
Termin laicyzacja rozumiany jest przez autorów „Słownika języka polskiego PWN” jako "proces słabnięcia wpływu religii na różne dziedziny życia społecznego". Trochę nieszczęśliwa definicja. Przeformułowałbym ją nieznacznie określając laicyzację jako „proces uniezależniania się życia społecznego od tradycji religijnej”, od religijnego mainstreamu. Taki proces to wielka szansa dla głoszących Ewangelię i poszukujących odpowiedzi na ważne pytania.
Laicyzacja, której baliśmy się w Kościele przez wiele lat i próbowaliśmy przeciwstawić jej tradycję i klerykalizm, okazuje się być ożywczym powiewem Ducha Świętego, okazją do wyjścia poza kościelne mury. Tak odczytuję między innymi wypowiedzi generała jezuitów, o. Arturo Sosy SJ, w wielu wywiadach, spotkaniach w Polsce i w osobistej z nim rozmowie.
Ojciec Generał wielokrotnie podkreślał, że laicyzacja stanowi szansę dla Kościoła, ponieważ pozwala działać Kościołowi w przestrzeni wolności, w społeczeństwie pluralistycznym, otwartym na różnice kulturowe, ideowe, a także religijne. W takim społeczeństwie nikt nie przyjmuje wiary tylko dlatego, że środowisko ją narzuca albo tylko dlatego, że jest spuścizną kulturową naszych rodziców, czy dalszych przodków.
Podstawą spotkania z Bogiem staje się wolny, świadomy wybór, dokonany w klimacie wolności. Powinniśmy być wdzięczni Bogu za to, że proces laicyzacji wciąż postępuje zmuszając nas do opuszczenia kościelnych murów i pójścia tam, gdzie ludzie żyją i pracują, kochają i przeżywają dramaty. Bez gotowych rozwiązań, bez uważania się za lepszych i bliższych prawdy, ale za to pomocnych każdemu człowiekowi w jego dążeniu ku wolności i prawdzie.
Tylko człowiek wolny może dokonać prawdziwego wyboru. Czy mamy jednak wystarczająco dużo ludzi wolnych, którzy innych poprowadziliby ku wolności? A może jest ich tylko garstka. Może są jedynie "małą trzódką", jak nazwał Jezus grupę swoich najbliższych współpracowników. Któż jest dzisiaj w pełni wolny? Uzależniamy nasz umysł od różnych ideologii, stereotypów, od lęku i od sposobów jego zaklinania stając się na własne życzenie głuchymi i ślepymi.
Nie będę tu wymieniał wszystkiego, co zniewala nasz umysł. Warto jednak wspomnieć, że pośród wielu ewidentnych lecz rzadko wymienianych zniewoleń naszych czasów, jest zniewolenie demonem klerykalizmu i magicznego podejścia do religii. Laicyzacja może nas z tego wyleczyć. Bo będzie nam przypominała, że nie proboszcz jest w parafii najważniejszy, lecz Jezus Chrystus i Jego Lud. Bo będzie księdzu przypominała, że jeśli chce służyć zgodnie z Ewangelią, w którą wierzy, powinien stawać się najmniejszym ze wszystkich, ubogim i miłosiernym. A wiernym będzie łatwiej zrozumieć, że nie cudowne medaliki i piękne celebracje zbliżają do Boga, lecz troska o siebie nawzajem. Z tym każdy się chyba zgodzi, ale nie zawsze tak bywa. Na przeszkodzie stają nasze słabości, pokusa władzy, pokusa posiadania i pokusa, aby mieć odpowiedź na każde pytanie. Z tych trzech pokus rodzi się grzech klerykalizmu.
Gdy jako ksiądz staję wobec społeczeństwa pluralistycznego, wobec człowieka, który nic nie musi i który jest wolny w swoich wyborach, który nie podlega mojej władzy i który mi nie płaci, wtedy pokusy słabną a zaufanie do Boga wzrasta. Pluralizm czyni mnie lepszym.
Nie daję nikomu gotowych recept na życie i niejednokrotnie zadaję ludziom pytania, na które sam nie znam odpowiedzi. Wierzę, że na ważne pytania odpowiada się życiem i jeśli swoim życiem nie odpowiem na dylematy wiernych, którzy mi ufają, na darmo będę trudził się tłumacząc im, co jest dobre a co złe, co lepsze a tym bardziej najlepsze w ich konkretnej sytuacji. Bardzo trudno spotkać w sklerykalizowanym Kościele poradnictwo udzielane przykładem życia.
Czasem wydaje mi się, że niejeden ksiądz odpowiedzialny za pracę duszpasterską jest zaciekłym wrogiem wolności i dał się zniewolić obawie, że może stracić ludzi, a tym samym władzę nad kimkolwiek. Boi się zostać bez środków do życia i bez autorytetu. Ignorowany, pomiatany, wyśmiewany… nie daj Boże jak Jezus. Dlatego wolimy otaczać się ludźmi nam życzliwymi, nie idziemy między wilki, nie podejmujemy dialogu z inaczej myślącymi, a jeśli już podejmujemy to po to, aby ci inaczej myślący zaczęli myśleć tak jak my. Oswojona wizja laickiego świata może wyleczyć nas z myślenia, że każdy powinien wierzyć tak samo, czyli tak jak my. Natomiast postrzeganie laicyzacji jako wrogiej nam przemiany cywilizacyjnej prowadzi często do arogancji i przemocy religijnej.
Wierzę, że Duch Święty, który działa nie tak, jak my byśmy tego chcieli, doprowadzi swój Kościół do głębokiej przemiany. W ostatnich dziesięcioleciach powiał mocno nad murami naszych świątyń, by zburzyć je. Czy długo będziemy się okopywali i łatali dziury naszego skansenu? Czy długo będziemy umacniali mury, by do środka nie wdarli się ludzie, nad którymi nie mamy kontroli?
Jestem wdzięczny Bogu, że wciąż posyła proroków, którzy nie pozwalają nam się zasiedzieć w stworzonym przez nas, mało rzeczywistym świecie religijnych celebracji. Prorocze słowa o. Generała są niewygodne, również dla mnie. Burzą moje przyzwyczajenia i zmuszają do zobaczenia wszystkiego w nowym świetle, a to światło nie zawsze jest przyjemne, czasem razi i bije po oczach. Ale ciemność jest jeszcze gorsza. Duch Święty nie pyta o drogę, On ją wskazuje. I jest nieprzewidywalny.
Skomentuj artykuł