Jezus jest Żydem
Wielki Jubileusz Roku 2000 w pewnym sensie trwa nadal. Bo przecież - aż do roku 2033, kiedy obchodzić będziemy okrągłą rocznicę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa - każdego dnia, także dzisiaj, mijają dwa tysiące lat od czasu, w którym Jezus żył w Nazarecie, studiował Torę, pielgrzymował do Świątyni jerozolimskiej, pracował…
Jak wiadomo, Jezus urodził się kilka lat przed datą powszechnie - na skutek błędu w obliczeniach - przyjętą jako rok Jego narodzin i początek naszej ery. Kalendarza jednak zmieniać już nie będziemy, bo i po co. Przecież i tak najważniejszy jest sam FAKT wcielenia, narodzenia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, a nie precyzyjne ich umiejscowienie na osi czasu.
Ta powszechna zgoda chrześcijan pozwoliła na obchody okrągłej rocznicy narodzenia Jezusa Chrystusa w 2000 roku - i pozwoli na uroczyste świętowanie rocznicy Jego śmierci i zmartwychwstania w roku 2033.
Te dwie graniczne daty uświadamiają nam, że - w pewnym sensie - Wielki Jubileusz Roku 2000 trwa nadal. Bo przecież (aż do 2033 r.) każdego dnia - także dzisiaj - mijają dwa tysiące lat od czasu, w którym Jezus "czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi" (Łk 2, 52): żył w Nazarecie, bawił się, studiował Torę, pracował…
Niewiele wiemy o tzw. ukrytym życiu Jezusa w Nazarecie - możemy je jedynie rekonstruować, badając życie codzienne Żydów (zwłaszcza mieszkańców Galilei) i ich obyczaje sprzed dwóch tysięcy lat. Ale jedną rzecz wiadomo na pewno: "Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy [Jezus] miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym" (por. Łk 2, 41-50). Potem były poszukiwania Syna, który się gdzieś zawieruszył, i Jego odnalezienie w Świątyni Jerozolimskiej. Wydarzenie to ma istotne znaczenie dla teologii dogmatycznej (chodzi m.in. o kwestię samoświadomości Jezusa i Jego relacji z Bogiem Ojcem), teologii moralnej i pedagogiki chrześcijańskiej (relacja rodzice-dzieci), a także dla katolickiej pobożności (modlitwa różańcowa).
Jest już trochę późno, ale mam ochotę - na razie sam dla siebie, ale może znajdą się jacyś naśladowcy? - ogłosić rok 2012 Rokiem Odnalezienia Jezusa w Świątyni. Gorąco mnie do tego namawia pewien znajomy - człowiek bardzo pobożny, a przy tym specjalista od marketingu. Ma na ten temat wiele cennych przemyśleń i konkretnych pomysłów, które można by duszpastersko wykorzystać. Osobom zainteresowanym jestem gotów umożliwić bezpośredni z nim kontakt.
Rok Odnalezienia Jezusa chyba nieźle koresponduje z zapowiedzianym przez Papieża Rokiem Wiary, a także z ideą nowej ewangelizacji, o której dziś w Polsce coraz głośniej. Dla mnie osobiście oznacza on powrót do regularnego czytania Biblii (to przecież o niej musiał rozmawiać młody Jezus z nauczycielami Prawa). Jest także impulsem do poznawania żydowskich korzeni chrześcijaństwa. Wszak pielgrzymka 12-letniego chłopca do Jerozolimy mogła być - powiadają bibliści - duchowym przygotowaniem do uroczystości bar-micwy. Uroczystość ta była symbolicznym ogłoszeniem pełni dojrzałości: chłopiec − syn rodziców − stawał się "synem przykazania", dojrzałym mężczyzną odpowiedzialnym za swoje czyny przed Bogiem.
Jezus także przeżył swoją bar micwę. Czy nas, Jego uczniów, może to nie interesować? Czy to Jego święto (przeżywane przezeń, jak sądzę, równie uroczyście jak nasza Pierwsza Komunia) może nas nie obchodzić?
Coraz częściej wydaje mi się, że odpowiedź negatywna na to pytanie jest jakąś zdradą Jezusa, opuszczeniem Go czy wręcz odrzuceniem tego, co głęboko budowało Jego tożsamość. Bo przecież - czy nam się to podoba, czy nie - "Jezus jest Żydem, jest nim na zawsze". Zwracam uwagę na czas teraźniejszy: On jest (a nie tylko był) Żydem. Tak uczy Kościół.
I dlatego Rok Odnalezienia Jezusa w Świątyni staje się dla mnie zobowiązaniem do poznawania Go także jako Żyda: obrzezanego wyznawcę judaizmu. - Kto spotyka Jezusa Chrystusa, spotyka judaizm - powiedział kiedyś bł. Jan Paweł II.
Skomentuj artykuł