Kardynał Wyszyński filosemita
Z odrobiną przesady, ale naprawdę niewielką, można powiedzieć, że był małym papieżem Europy środkowo-wschodniej. Nadane mu przez Stolicę Apostolską uprawnienia były o wiele szersze niż wyłącznie prymasowskie, i dotyczyły nie tylko terenu Polski.
To drażniło służby specjalne komunistycznego molocha, także te z prawdziwej centrali, a więc Moskwy. Skoro nie można było zabić Kardynała, to doklejano mu "gęby": zarówno medialne, jak kościelne. W najlepszym razie zagłuszano go lub sprowadzano jego działalność wyłącznie do polityki. Teraz, kiedy toczy się proces beatyfikacyjny kard. Stefana Wyszyńskiego, co jakiś czas pojawiają się nowe informacje na jego temat, które pozwalają odtworzyć prawdziwy format jego osobowości.
Jedne z najnowszych danych napłynęły ostatnio z instytutu Yad Vaszem (dostępne tutaj). Odnaleziono w jego archiwach świadectwa naocznych świadków mówiące, iż podczas II wojny światowej ks. Wyszyński osobiście angażował się w pomoc w ukrywaniu Żydów. Warto dodać, że sam jako ksiądz był w tym czasie zbiegiem, ukrywającym się przed okupantem.
Pierwsze ze świadectw mówi o pomocy ojcu z dwójką dzieci w Żułowie niedaleko Krasnegostawu. Opiekował się tam duszapstersko m.in. przesiedlonymi tam niewidomymi i franciszkankami z Lasek, okoliczną ludnością a w wolnym czasie pracował fizycznie na gospodarstwie. Do tego każdej nocy odwiedzał majątek Karwowskich, w którym ukrywała się wspomniana żydowska rodzina i służył pomocą w ukrywaniu ich obecności.
Drugie świadectwo dotyczy okresu, kiedy ks. Wyszyński wrócił już do Warszawy, a dokładnie 1943 r., kiedy wybuchło powstanie w getcie warszawskim. Jedna z Żydówek ukrywających się wówczas w mieście dwukrotnie wspomina w swoich pamiętnikach, że przyszły prymas wielokrotnie zachęcał wiernych w swoich kazaniach do tego, by pomagali Żydom uciekającym z płonącego getta. Esther Grinberg pisze, że nie mówił wprost, komu należy pomagać, by nie dać okupantom argumentu do aresztowania, ale jego słuchacze, od pokoleń przyzwyczajeni do słuchania treści a nie formy przekazu, doskonale wiedzieli, kogo ma na myśli. W tamtym czasie prymas był nadal opiekunem Lasek i z tym środowiskiem, znanym ze swojej działalności na rzecz dialogu polsko-żydowskiego, był blisko do końca życia.
Informacje te, podane przez międzynarodowy newsletter Zenit, odsłaniają przed światem zachodnim inne, nieznane tam oblicze Kardynała. To nie jest prawicowy nacjonalista, betonowy, autorytarny prymas, którego duchowość miała zbyt maryjny charakter - taki obraz sprzedawała za granicami Polski komunistyczna propaganda. Okazuje się, że jak tysiące Polaków ryzykując własnym życiem, pomagał ściganym Żydom. Więcej - sam, jako katolicki ksiądz, w dodatku powiązany z AK, należał do kategorii zwierzyny łownej w okupowanej Polsce. To jednak nie powstrzymało go od konkretnej pomocy i zachęcania do niej innych.
W sobotę obchodziliśmy w Kościele Dzień Judaizmu a w tej chwili trwa Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Wiadomości z Yad Vaszem dobrze wpisują się w ten kontekst. Mówią o tym, że mamy w naszej historii przykłady, i to wspaniałych ludzi, do których możemy się odwoływać, szukając wzorców właściwego kształtowania relacji z innymi religiami i wyznaniami. I na które się możemy powołać, jeśli ktoś po raz kolejny z uporem będzie powtarzał mit o powszechnym polskim antysemityzmie.
Skomentuj artykuł