Klucz do Franciszka
Podczas gdy z powodu papieża Franciszka katoliccy tradsi ogłaszają w Kościele schizmę, przedstawiciele tzw. Kościoła otwartego chętnie podejmują akcje typu "Przekażmy znak pokoju". Jak rozumieć tego papieża? Czy jest on narzędziem w rękach Ducha Świętego, czy raczej ucieleśnieniem zła?
"Papież Franciszek spotyka się z przedstawicielami różnych religii", "Rozwiedzeni mogą przystępować do komunii!" - media co rusz podają podobne - dla wielu szokujące - informacje o kolejnych decyzjach Franciszka.
Z ust znanego i cenionego księdza usłyszałem ostatnio, że każdy, kto przeżył Ćwiczenia duchowe św. Ignacego, nie będzie miał problemu ze zrozumieniem Franciszka. Wszystkiemu winna jest mała książeczka napisana przez założyciela jezuitów. Zaproponował on w niej konkretną drogę spojrzenia na Boga, świat i człowieka. Ćwiczenia stanowią swoisty klucz hermeneutyczny dla każdego jezuity. W artykule "Myślę jak jezuita" (Newsweek-Ludzie, 2/2016) Jacek Prusak SJ zdecydowanie potwierdza taką intuicję. Wydaje się jednak, że nie dotknął tam samej istoty.
Począwszy od drobnych gestów po swoistą teologię Franciszka, wiele z tego jest rezultatem chrześcijańskiej inspiracji w szkole św. Ignacego. Co to oznacza? Po pierwsze, gwarantem szczęścia i zbawiania nie jest prawo, przepisy, encykliki etc., lecz wyłącznie Osoba Jezusa Chrystusa. Tego, który nikogo nie potępiał, wiedząc, że nie ma ludzi złych, a bywają jedynie zagubieni. Bóg, który stał się człowiekiem i żył w codzienności podobnej do naszej, pokazał, że bez strachu można podchodzić do ludzkiej rzeczywistości nacechowanej wieloma odcieniami szarości.
Zakazy i nakazy dla chrześcijan mogą mieć jedynie charakter pomocniczy, ale istotą jest wiara przezywana jako droga. Franciszek nie uprawia moralizatorstwa, nie ocenia, a wskazuje na drogowskazy, którymi są konkretne czyny miłości, świadectwo kochania. Bo jak napisał św. Ignacy, "Miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach" (ĆD nr 230).
Po drugie, w chrześcijaństwie nikt na nic nie zasłużył. Pojęcia kary i nagrody dla Boga nie istnieją. Dla człowieka wszystko jest darem udzielanym mu przez Boga jako umiłowanemu. Bóg dla człowieka oszalał. Z tego powodu stał się jednym z nas, przyjął krzyż, śmierć, i powstał z martwych. Papież czuje się wolny, bo wie, że niczego nie musi. Obcy jest mu Kościół rozumiany jako instytucja.
Podczas gdy wielu chce być w Kościele, ale niekoniecznie z Jezusem, Franciszek mówi o chrześcijaństwie jako o nieustannej i odważnej drodze wychodzenia ku drugiemu: "miłować sprawiedliwość i pragnąć jej niczym wody na pustyni; woleć bogactwo ubóstwa niż zubożenie powodowane przez doczesne bogactwo; otworzyć serce łagodnością, a nie zamykać je agresją; budować pokój, czyli wartość wyższą niż jakakolwiek wojna i niezaangażowany irenizm; zdobyć się na czyste spojrzenie, którego źródłem jest czyste serce" (Otwarty umysł, wierzące serce. Papież Franciszek, Wyd. Esprit 2013). Chrześcijaństwo przeżywane jako droga odkrywania, że "nic nie muszę, bo Bóg już wszystko uczynił" jest doświadczeniem wychodzenia ze strefy komfortu.
Wchodząc na tę drogę, człowiek ryzykuje, że ramy Kościoła, w których do tej pory nauczył się funkcjonować, mogą okazać się zbyt wąskie. Dlaczego ktokolwiek miałby ograniczać "wyobraźnię miłosierdzia" samego Boga?
Niech te krótkie inspiracje pomagają zakładać te same okulary, którymi patrzy na świat papież Franciszek. I być może nie najważniejsze będzie zrozumienie tego jezuity, ale odnajdywanie dobra - obecności Boga - w każdym człowieku.
Skomentuj artykuł