Kolejny ksiądz z zarzutami… Kiedy to się wreszcie skończy?
Za każdym razem, kiedy dociera do mnie informacja, że spadł kolejny kapłański samolot, myślę sobie, że to już musi być ostatni. No musi. Niemożliwe, żeby jeszcze byli kolejni. Tylu ich już było, mimo tych wszystkich zapewnień, że wiemy, pilnujemy, robimy profilaktykę, dbamy, wyjaśniamy, tłumaczymy. Ale wciąż spadają. Z hukiem. Z krzykiem, dymem, skandalem generującym u zwykłych ludzi poczucie zgrozy, bezsilność i ciężki, twardy gniew.
Tak, to nie tylko problem Kościoła, to problem systemowy. Tak, to Kościół w ciągu ostatnich kilku lat uruchomił struktury i ludzi, którzy mają wspierać zranionych i wyprzedził w tym państwo. Tak, absolutnie nie można uogólniać: czyny pedofilskie wśród księży to nie jest reguła, ale wyjątek i niesprawiedliwe są epitety rzucane na wszystkich.
A jednak…
A jednak kilka razy w miesiącu, i nie jest to metafora, tylko porażająca rzeczywistość, kilka razy w miesiącu wydarza się kolejna odsłona tego dramatu, który (dlaczego?!!!) się nie kończy. Nie trzeba szukać daleko: przedwczoraj prokuratorskie zarzuty dostał 39-letni duszpasterz z poznańskiej, wczoraj dokonano obywatelskiego zatrzymania człowieka, który miał angażować małoletnich w treści o charakterze seksualnym – i po ujęciu przez policję okazał się 50-letnim księdzem…
To, co budzi moje największe oburzenie i grozę, to fakt, że wśród gwiazd ciężkiej kapłańskiej porażki w ostatnim roku są relatywnie młodzi księża, którzy strasznych czynów dopuścili się w ostatnich latach. Ostatnich! Nie w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, kiedy świadomość społeczna i sytuacja karna była zupełnie inna. Teraz! 2021, 2022, 2023. Teraz. Kiedy tyle wiemy. Kiedy tyle o tym mówimy. Kiedy jasno widać, jak ogromne to jest zło.
Jak można?
Kim trzeba być? Kimś niewiarygodnie głupim, bezczelnym, głęboko uzależnionym od pornografii, przemocy, władzy, czy pozbawionym sumienia i moralnych hamulców? Od czego i jak bardzo trzeba się uzależnić, żeby w 2023 roku molestować seksualnie dzieci, będąc jeszcze do tego księdzem Kościoła katolickiego, formowanym do moralności i świętości?
Za każdym razem, kiedy dociera do mnie informacja, że spadł kolejny kapłański samolot, myślę sobie, że to już musi być ostatni. No musi. Niemożliwe, żeby jeszcze byli kolejni. Tylu ich już było, mimo tych wszystkich zapewnień, że wiemy, pilnujemy, robimy profilaktykę, dbamy, wyjaśniamy, tłumaczymy. Ale wciąż spadają. Z hukiem. Z krzykiem, dymem, skandalem generującym u zwykłych ludzi poczucie zgrozy, bezsilność i ciężki, twardy gniew.
Na litość, dlaczego ciągle?
I kto za to bierze odpowiedzialność?
Nie za ich straszne czyny, bo za to odpowiedzą sami; ale za brak odpowiedniej formacji, za przymykanie oka na drobne oznaki, że nie jest dobrze, za ignorowanie faktów, za brak sensownych relacji, który prowadzi do osamotnienia i jednocześnie do braku zdrowej, towarzysko-społecznej kontroli. Nie wiem, za co jeszcze. Ale niech ci, co wiedzą, dostaną łaskę siły przebicia i posprzątania wreszcie tego piekielnego brudu z serc i umysłów potencjalnych kolejnych sprawców.
Dlaczego biskupi potrafią upominać księży, gdy mają nie takie zdjęcie profilowe na fejsie, a nie potrafią ich upomnieć, gdy zaczynają mieć złe skłonności? Dlaczego parafianie potrafią wpaść do zakrystii z awanturą, że ksiądz w kazaniu powiedział coś nie po ich myśli, a nie potrafią zrobić awantury o to, że ksiądz pisze na messengerze z ich 14-letnią córką?
Wszyscy na tym cierpią. O cierpieniu osób skrzywdzonych i ich bliskich z szacunku do nich nawet nie chcę mówić, bo mimo tysięcy przeczytanych na ten temat stron guzik o tym wiem. A co z resztą? Ze zranionymi wspólnotami parafialnymi, z których nagle znika ksiądz, a potem okazuje się, że dopuścił się rzeczy strasznych? Co z ich zawiedzionym zaufaniem do duchownych Kościoła? Z innymi księżmi, którzy są po prostu porządni i mają sumienie – widzę, jak coraz im ciężej z każdym kolejnym przypadkiem? Co z każdym pojedynczym człowiekiem, który trafia na kolejną informację o molestowaniu dzieci i wszystko w nim krzyczy: dość!!!? Kiedy to się skończy!?
I dlaczego się nie kończy?
Dlaczego wciąż pojawiają się tacy kapłani, którym, za przeproszeniem, ale nie mam już lepszego i mieszczącego się w słowniku ludzi cywilizowanych słowa, odwala do tego stopnia, że będąc między trzydziestką a czterdziestką nagle zaczynają krzywdzić dzieci? Czy to się w ogóle dzieje nagle? Czy ktoś im mówi: na takie myśli uważaj, na takie sytuacje, temu nie ulegaj, o tym przyjdź pogadać, zanim będzie za późno? Przecież to w większości przypadków są czyny pedofilskie, nie pedofilia sama w sobie, jednostka chorobowa. Tyle na ten temat się mówi, pisze, naucza – czemu to nie przynosi rezultatów? Co trzeba zmienić, żeby przynosiło?
To nie są pytania retoryczne. Co więcej, jest wiele rozsądnych, naukowych, racjonalnych wyjaśnień. I dobrze, że są. Źle za to, że nie ma odpowiedzi na jedno, najważniejsze pytanie: dlaczego, do jasnej anielki, w naszym Kościele nie działają?
Błagam, niech mi to ktoś wreszcie i uczciwie wyjaśni.
Skomentuj artykuł