Kontrkulturowy Kościół w Polsce
Dla Kościoła w Polsce ten rok nie rozpoczyna się dobrze. Najnowsze badania CBOS dotyczące religijności Polaków pokazują, że w ciągu dekady (od 2005 r.) spadła o 10% liczba osób deklarujących się jako wierzący i regularnie praktykujący; równolegle - zmniejsza się też liczba osób wierzących. To jednak nie koniec "złych wieści". Liczba tych, którzy deklarują wiarę zgodną ze wskazaniami Kościoła spadła w ciągu ostatnich 10 lat o blisko jedną trzecią (do 39%), równocześnie o 20% wzrosła liczba wierzących "na swój własny sposób". Z podanych przez CBOS statystyk wynika, że ci ostatni stanowią już ponad połowę wierzących w ogóle. Jedynie pozornie pocieszający jest fakt, że o ponad 20% wzrosła liczba osób, którzy regularnie modlą się indywidualnie. Po pierwsze, towarzyszy temu spadek uczestnictwa we wspólnotowych rytuałach. Po drugie, te "indywidualne modlitwy" nie oznaczają, że pogłębieniu uległa relacja z Bogiem. Po trzecie, indywidualizacji wiary towarzyszy "analfabetyzm teologiczny". Czy rzeczywiście można wierzyć "po swojemu" i być chrześcijaninem? Jak na wzrastającą indywidualizację wiary ma odpowiedzieć Kościół? To pytanie, które już zaczęli stawiać katoliccy publicyści.
Jedną z ciekawych propozycji sformułował Piotr Sikora (ukaże się ona w najnowszym wydaniu "Tygodnika Powszechnego"), ale nie jest ona wystarczająco radykalna, kiedy weźmie się pod uwagę do czego Kościół wzywa papież Franciszek. Redaktor "Tygodnika Powszechnego" podkreśla, że "indywidualizacja wiary nie musi być, wbrew lamentom niektórych katolickich komentatorów, zjawiskiem negatywnym. Może świadczyć o przejściu od zwyczajowej przynależności do pewnych form kulturowych, do samodzielnej wiary z wyboru. Z punktu widzenia teologii chrześcijańskiej liczy się zaś właściwie tylko ta ostatnia. Problemem jest jednak jakość tej samodzielnej wiary". "W tym kontekście - pisze dalej Sikora - trzeba sobie uświadomić, że wszelkie wysiłki duszpasterskie, które mają mieć jakikolwiek sens, będą musiały mieć postać dialogu z wierzącymi na swój własny sposób - dialogu wychodzącym od zrozumienia ich doświadczenia i wizji świata, a następnie przybierającym formę towarzyszenia i pomocy w pogłębianiu ich wiary tak, by ta coraz bardziej była zgodna z przesłaniem Ewangelii". Uważa, że "odgórne «podawanie do wierzenia» treści doktrynalnych i wskazań moralnych będzie się spotykać z coraz większą obojętnością - nawet wśród tych, którzy jeszcze będą przychodzić do kościołów. Jest stratą czasu, energii i marnotrawstwem Ducha".
Dane CBOS pokazują, że Kościół w Polsce musi stać się Kościołem misyjnym, jeśli nie chce przegrać z postępującym sekularyzmem nad Wisłą. Nie jest "stratą czasu, energii i marnotrawstwem Ducha odgórne podawanie do wierzenia prawd doktrynalnych i wskazań moralnych", jeśli podąży się za wskazówkami papieża Franciszka, który zmienił "logikę" przepowiadania kerygmatu z formuły "Kościół naucza…" na "Ewangelia objawia…" - nie przeciwstawiając ich sobie, czego nie chcą dostrzec zarówno niektórzy "liberałowie" jak i "konserwatyści". To nie jest również wprowadzenie jakiegoś "zamętu do Kościoła", jak twierdzą zwolennicy głoszenia Ewangelii światu, który (już) nie istnieje (tradycjonaliści), tylko "ferment" wynikający z nowego doświadczenia Pięćdziesiątnicy w Kościele. Papież Franciszek wyraźnie podkreśla, że towarzyszyć można tylko wtedy, kiedy samemu jest się świadkiem przemieniającej obecności Zmartwychwstałego . Żeby jednak był ktoś, komu można towarzyszyć, aby doświadczył metanoi, musi być najpierw głoszenie Ewangelii. W przeciwnym wypadku dialog jest rozmową o sobie, pod pretekstem rozmowy o Bogu, a nawet jeśli to "słowo" się pojawia, to nie staje się słowem Wcielonym. W propozycji Sikory brakuje mi wystarczająco wyartykułowanej "teologii Emaus". Kościół w Polsce musi stać się Kościołem kontrkulturowym, bo inaczej jego dialog będzie jedynie rozmową z tymi, którzy interesują się "duchowością" i sobą. W takiej postaci "katolickiego humanizmu" łatwo zapomina się o tym, że Emaus doprowadził do misji - do wyjścia poza siebie i swoje towarzystwo; do gorliwości, która nie stała się fundamentalizmem ani bojaźnią przed światem.
Przypomina nam o tym wszystkim papieska adhortacja Evangelii Gaudium. Jeśli polski Kościół nie chce lamentować nad sobą, że traci wiernych, albo użalać się nad "zepsutym światem", to ma program duszpasterski na najbliższe lata! Ta adhortacja uczy jak towarzyszyć, żeby nie stać się kółkiem wzajemnej adoracji!
Skomentuj artykuł