Kościół nie jest korporacją duchownych

Kościół nie jest korporacją duchownych
fot. Łukasz Głowacki / MaskacjuszTV

Jednym z problemów trapiących obecny Kościół jest brak narzędzi kontroli i skutecznego komunikowania problemów. Świeccy, mając tego świadomość i rzeczywiście biorąc odpowiedzialność za Kościół, uciekają się więc do zupełnie nowych, niekoniecznie zakorzenionych w myśleniu katolickim metod rozwiązywania problemów i informowania o nich.

Wielkie ogłoszenie w postkomunistycznym, lewicowym włoskim dzienniku „La Repubblica”, w którym grupa polskich wiernych błaga papieża o to, by ten popatrzył „z troską na Kościół w Polsce, gdzie stwierdzono przypadki pedofilii, a lojalność względem instytucji jest ślepa i głucha, ważniejsza niż dobro ofiar” z pewnością nie jest typowym środkiem troski o Kościół. Zazwyczaj takie sprawy załatwiane były w milczeniu, o trudnych sprawach informowano nuncjaturę i czekano na reakcję. Kłopot zaczynał się wówczas, gdy informacje o problemach nie docierały do adresatów, gdy ginęły w przepastnych rzymskich korytarzach, gdy ktoś przekładał je na spód spraw do załatwienia. W takiej sytuacji (a wszyscy uważnie śledzący życie Kościoła na świecie wiedzą, że ich w ostatnich latach nie brakowało) można albo cierpliwie czekać (i nigdy nie doczekać się rozwiązania sprawy), albo poszukać odmiennych, nowych metod brania odpowiedzialności za Kościół. Jedną z nich, mam świadomość, że dla wielu dyskusyjną, jest próba dotarcia do Stolicy Apostolskiej i samego papieża nie kanałami oficjalnymi, ale… medialnymi. I właśnie do tej metody odwołali się polscy wierni, którzy - dzięki zebranym podczas zbiórki publicznej środkom - opublikowali w czytanej przez papieża gazecie wielkie ogłoszenie. Na efekty nie trzeba było czekać: jeszcze tego samego dnia o sprawie poinformowały najważniejsze angielskojęzyczne media, a Stolica Apostolska poinformowała, że papież wie o sprawie, i że winni poniosą odpowiedzialność.

DEON.PL POLECA




Można się oczywiście zżymać, że to nie tak powinno działać, że Watykan często działa w rytm doniesień medialnych, że gdyby nie media - akurat ta sprawa została załatwiona wcześniej, ale też z powodu ogromnego nacisku dziennikarzy - to sprawa kaliskiego seminarium mogłaby czekać jeszcze latami, a biskup Edward Janiak nie zostałby zawieszony, ale nie sposób nie zauważyć, że jest to symptom głębszego problemu. W tak ogromnej instytucji, jaką jest Kościół katolicki brakuje narzędzi kontroli działania biskupów, ale także skutecznych narzędzi komunikowania problemów. Nuncjatury i biurokracja watykańska są niewydolne, a niekiedy połączone rozmaitymi powiązania (i nie mówię tylko o lawendowej mafii, ale i wielu innych relacjach właściwych każdej biurokratycznej strukturze) z biskupami, że nie są w stanie dostarczać informacji koniecznych do skutecznego zarządzania Kościołem. Przykładów tej niewydolności (niekiedy świadomie wzmacnianej) jest naprawdę wiele. Sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza, kardynała Groera czy skandale w Chile mogły być rozwiązane o wiele wcześniej, gdyby zadziałały owe struktury. Co zrobić w takiej sytuacji? Odpowiedź wydaje się prosta, trzeba brać odpowiedzialność za Kościół w taki sposób, jaki jest możliwy. Jeśli nie działa nuncjatura, albo w Kurii Rzymskiej następuje blokada przepływu informacji trzeba zadziałać za pośrednictwem czwartej władzy. I to właśnie zrobili wierni, którzy opublikowali ogłoszenie w lewicowym dzienniku.

Aby dostrzec w tym wyraz ich odpowiedzialności trzeba jednak zrezygnować z obrazów Kościoła, które są aż nadto dobrze zakorzenione w naszym myśleniu. Kościół nie jest armią, ani feudalnym układem, w którym najważniejsza jest lojalność wobec przełożonych, i w którym mądrość - jak u Plotyna byt - spływa z góry na dół, tak że im niżej tym jej mniej. Kościół jest wspólnotą osób, które mają różne powołania, ale tę samą odpowiedzialność. Sposób w jaki myślimy o Kościele ma ogromne znaczenie. Jeśli postrzegamy go jako zwartą armię - z marszałkiem, generałami, oficerami i masą szeregowców, którzy wszyscy są na wielkiej wojnie ze światem wówczas jedynym modelem odpowiedzialności, jaki pozostaje szeregowcom jest karne wykonywanie rozkazów, poleceń czy sugestii płynących z góry, ewentualnie zastępowanie oficerów, gdy tym zabraknie siły. Przy takim obrazie to, co zrobili polscy katolicy (a konkretniej ich grupa) do niesubordynacja i donos, dokonany, co gorsza za pośrednictwem medium, które w tej wojnie jest zdecydowanie po drugiej stronie. Jeśli na Kościół patrzymy jako na owce, które pasane są przez pasterzy to owce zwyczajnie winne są im wdzięczność, a tego rodzaju działaniem, jak opisane powyżej jest niewdzięcznością, którą można wielkodusznie wybaczyć, ale która nie powinna mieć miejsca. Jeśli Kościół to dla nas instytucja, w której księża dostarczają nam usług duszpasterskich, których jesteśmy jedynie konsumentami - to także trudno mówić o jakiejkolwiek odpowiedzialności świeckich za Kościół, bowiem jedyną przestrzenią, w której cokolwiek od nas zależy jest wybór parafii czy świątyni, do której chodzić będziemy. To kadry są odpowiedzialne za Kościół, a my konsumenci możemy, co najwyżej wybrać, gdzie chcemy z usług korzystać, a akcja w rodzaju tej, jakiej dokonali wierni z Polski to zwyczajny donos.

Tak wiem oczywiście, że nikt w ten sposób Kościoła nie opisuje, że wszyscy lub niemal wszyscy nieustannie podkreślają, że Kościół jest wspólnotą osób o różnych powołaniach, że klerykalizm to już przeszłość, i że wszyscy oczekują, że „śpiący olbrzym” laikatu wreszcie się przebudzi to odpowiedzialności za Kościół. Tyle tylko, że te słowa jedynie zakrywają stan faktyczny, w którym często jedynym modelem odpowiedzialności za Kościół jaki pozostawia się świeckim jest albo odpowiedzialność kaprali i szeregowców, którzy mają wykonywać polecenia z góry i przywoływać do porządku tych, którzy ich nie wykonują, albo lojalność owieczek, które kornie idą za swoim pasterzem. Gdy zaś olbrzym rzeczywiście się budzi, i gdy zaczyna postrzegać siebie jako realną i równą, co do godności i odpowiedzialności za Kościół grupę wówczas zaczyna się prawdziwy problem. Dlaczego? Bo tak się składa, że świeccy miewają inne zadania (o zdaniach nie wspominając), bo z ich perspektywy często istnieją inne najpilniejsze potrzeby, niż te, które dostrzega proboszcz czy biskup, a co gorsza mogą oni myśleć, że Kościół nie jest korporacją duchownych, ale wspólnotą wiernych, w tym tych najbardziej poranionych. Św. Paweł Apostoł wprost wskazuje, że jesteśmy wspólnotą równych, co do godności, ale różnych w powołaniu. „Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. (…) Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić. I On ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami” (Ef 4,4-11) - wskazuje Apostoł. Z tych słów wynika zaś nie tylko tyle, że na każdym z nas spoczywa odpowiedzialność za Kościół, ale także to, że każdy z nas ma wypełniać ją stosowanie do tego, gdzie został powołany. Dziennikarz ma zatem opisywać to, co się dzieje, a nie doradzać biskupom, jak wybrnąć z kryzysu wizerunkowego (bo to jest zadanie piarowca), świecki piarowiec może szukać metod skutecznej akcji ewangelizacyjnej, ale także dostarczenia informacji papieżowi albo takiego zbudowania strategii informowania o sprawie, by ta została rozwiązana. Inni mogą robić jeszcze inne rzeczy, zawsze ze świadomością, że wykonując rzetelnie swoją pracę, dążąc do Prawdy w miłości, realizują zadania, jakie postawił przed nimi Bóg.

Rolą zaś biskupów, kurialistów (szczególnie tych watykańskich), teologów, prawników, ale także świeckich, którzy są powołani do rozmaitych instytucji konsultacyjnych, jest nie tyle przywołanie wiernych do porządku, włączenie ich do szeregu, ale szukanie takiego rozwiązania problemów z komunikacją czy kontrolą, by media czy nadzwyczajne działania świeckich były potrzebne jak najrzadziej. Nie sądzę, by wielkim marzeniem grupy katolików świeckich było nieustanne zbieranie środków na ogłoszenia we włoskich dziennikach, nie wierzę, by Zbigniew Nosowski czy Piotr Żyłka mieli w planach już zawsze pisać o skandalach, zapewniam, że i ja wolałbym napisać kolejną biografię, kolejnego świętego czy błogosławionego, zamiast zajmować się tuszowaniem czy krzywdzeniem ofiar. Jeśli tylko pojawią się normalne struktury informowania i załatwiania wycofamy się każdy do swoich ulubionych zajęć. Aby się tak jednak stało konieczne jest jednak to, by każdy wziął odpowiedzialność za Kościół w miejscu i w sposób, do jakiego powołał go Pan Bóg. Dziennikarz nie ma być kapłanem, a kapłan lokajem biskupa. Każdy z nas ma swoją cząstkę odpowiedzialności i sposób, w jaki ma ją wykonywać.

 

 

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Tomasz P. Terlikowski

Ostatnie miesiące pokazały wyraźnie, że potrzebny jest zupełnie inny sposób mówienia o Kościele - o jego słabościach, o sprawach, które wymagają wyjaśnienia, o trudnych momentach jego historii. W najnowszej książce ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski wraz z...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kościół nie jest korporacją duchownych
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.