Księżowskie pokusy
Księża mają kłopot. Trudno im dzisiaj znaleźć bardziej uporczywego krytyka ich postaw od Franciszka. Co więcej: papież, który otwiera furtki sakramentalne dla części rozwiedzionych żyjących w powtórnych związkach; który, jak sam twierdzi, nie chce osądzać osób homoseksualnych - on właśnie upomina i przywołuje do porządku biskupów, księży i zakonników.
Nie szczędzi przy tym ironii i ciętego języka. Osobiście przychodzi mi na myśl tylko jedna analogia - Jezus Chrystus: miłosierny niemal dla wszystkich, bezwzględny dla religijnej elity. Kto ma uszy do słuchania, ten łatwo zauważy źródło tego podobieństwa - my, ludzie Kościoła, po prostu niewiele różnimy się od biblijnych faryzeuszy. I chyba równie mocno potrzebujemy, by ktoś nam o naszych wadach i pokusach głośno opowiedział.
Jedną z pokus, którym Franciszek szczególnie poświęca uwagę, jest surowość. Mówił o niej niedawno znowu podczas kazania, przeciwstawiając w nim "pośredników miłości" różnorakim "agentom pośrednictwa". Pewnie wielu wiernych doświadczyło na własnej skórze tego rozróżnienia przy okazji spotkań z osobami duchownymi. I trzeba otwarcie przyznać, że kościelni agenci pośrednictwa to straszne zjawisko.
Mówiąc o księżach-urzędnikach, papież pokazuje smutną prawdę o tym, jak może wyglądać życie kapłańskie. I nie chodzi tu nawet o pomylenie powołania z pracą czy też o traktowanie ludzi z góry i niepoświęcanie im większego zainteresowania. Bo urzędnicza surowość to nie kwestia nawyków lub opacznego rozumienia swej posługi. To kwestia wiary i miłości, współczucia i empatii. I o ile z wiarą - jestem tu optymistą - księża nie mają na ogół większych problemów, o tyle współczucie i empatia to dla nich nieustające wyzwania.
Duchowni-agenci pośrednictwa nie czują potrzeby, by się z tymi wyzwaniami zmierzyć. Jak wszyscy urzędnicy, kierują się zbiorem reguł i wytycznych. Mogą - jak kiedyś żydowscy kapłani - spokojnie powiedzieć: "my mamy Prawo, a według Prawa…". I to im wystarczy do sprawnego i surowego sprawowania swego urzędu. Usłyszałem kiedyś od pewnego księdza, że "podstawową rolą kapłana jest sądzić ludzi". Pomyślałem wtedy, że takie sądzenie musi być bardzo wygodne. Ale chyba nic bardziej nie oddala jednego człowieka od drugiego. Nic też bardziej nie odczłowiecza.
A właśnie przed utratą kontaktu z własnym człowieczeństwem papież najmocniej przestrzega księży. Mówi, że często "zatracają to, czego nauczyli się w swym domu za sprawą taty, mamy, dziadka, babci, rodzeństwa…". Oddalają się od tego, co zwyczajnie ludzkie. I nie tęsknią za tym. W konsekwencji nie potrafią pobrudzić sobie rąk czyimś upadkiem, pogmatwanym życiorysem, zwyczajnym zagubieniem. Zamiast tego nakładają na ludzi jarzmo, którego sami nie dźwigają. Smutni i surowi sędziowie, wybrawszy drogę kapłańskiego poświęcenia, chcą zmusić innych ludzi do poświęceń jeszcze trudniejszych.
Franciszek przeciwstawia im "pośredników miłości" - tych księży, którzy w swoim życiu kierują się logiką utraty. Bo na kapłaństwie nie można zyskać. Jednak żeby być pośrednikiem miłości, trzeba samemu nieść w sobie miłość. Nie jakąś jej ideę, najbardziej nawet wspaniałą, lecz tę zwykłą miłość, którą pomimo przeszkód staramy się mieć do siebie nawzajem. Trudną i poplątaną, niepewną jutra, często dźwigającą bagaż nietrafionych decyzji. Miłość, której w praktyce rzadko potrafimy sprostać i która tak często kończy się tylko na słowach.
Taka miłość to jedno z podstawowych ludzkich doświadczeń. Ksiądz, który jest ludzki, potrafi w tym doświadczeniu uczestniczyć. Potrafi je też zrozumieć. A zrozumienie jest warunkiem pomocy. Każdy, kto potrzebuje duchowej pomocy i jej szuka, chce, aby go najpierw zrozumiano. Tu nie ma miejsca na zabawę w sędziego ani na ponurą surowość. Dusza ludzka nie jest obiektem urzędniczej rozgrywki wedle sztywno spisanych reguł. Ksiądz, który tego nie rozumie, myli prawo Boże z ludzkim. A to niedopuszczalna pomyłka.
Po raz kolejny więc papież stawia ludziom Kościoła wysokie wymagania. Można oczywiście machnąć na to ręką i dalej żyć po swojemu. Będzie to jednak nie tylko zwykłe odwracanie się od trudnego ideału. Będzie to też nieuczciwość tak wobec ludzi, jak wobec Boga. Życie kapłańskie i zakonne ma swoją niełatwą specyfikę. Czasem trudno się obronić przed erozją wrażliwości i empatii. Źle się jednak dzieje, kiedy księża, zamiast być naśladowcami Chrystusa, stają się Jego karykaturą.
Michał Zalewski SJ - jezuita w trakcie formacji. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Śląskim i kulturoznawstwa na Akademii Ignatianum. Pracuje w Jezuickim Centrum Edukacji w Nowym Sączu
Skomentuj artykuł