Kto miesza ludziom w głowach?
Stworzyłeś sobie swój świat, pozyskujesz zwolenników i budujesz mury, by go chronić. To jedyny słuszny świat. To nic, że ktoś nazywa cię wariatem, fanatykiem czy złoczyńcą. To jego problem.
No właśnie. Podziały między ludźmi pogłębiają się. Gdyby przyjrzeć się temu, jakie niedorzeczności ludzie wypisują na forach internetowych oraz spokojnie wysłuchać słów nakręconego i złoszczącego się rozmówcy, może okazać się, że to żadne podziały, tylko problemy emocjonalne.
Niektórzy myślą, że można uśmierzyć własny lęk i niepewność zaklinając rzeczywistość. Przekonują siebie i innych, że nie ma tego co jest. Nie ma i koniec. Nie ma pandemii, nie ma człowieka w łonie matki, a ziemia nigdy nie była okrągła. Usprawiedliwiają swoją własną życiową porażkę spiskami różnego rodzaju, inwazją uchodźców, kosmitów czy chrabąszczy przenoszących chipy. Pandemia to ściema, a w szpitalach leżą statyści. Z politowaniem spoglądają na każdego, kto z przekonaniem nosi maseczkę i dezynfekuje ręce. Inni wylewają porcję hejtu na Franciszka litującego się nad mieszkańcami wyspy Lesbos czy nad rodzicami homoseksualisty, albo jeszcze inni wypisują wulgarne słowa na murach kościołów właśnie dlatego, że nie wypada po nich pisać. Czy tu potrzeba pojednania, wychowania czy psychiatry?
Część prostych, niewierzących już nikomu ludzi, tęskni za przeszłością lub przynajmniej za wojenką pod świętym sztandarem i modli się, aby objawiła się wszystkim Madonna, która przyzna, że to oni mają rację. Księża z doktoratami zakładają sekty, młodzi mężczyźni wywijają poświęconą szabelką, a osoby, jak to się teraz mówi „nie hetero-normatywne” zamiast walczyć o swoje prawa urządzają pochody w wyuzdanych strojach i z hasłami dosłownie „poniżej pasa”. Czy jest tu jakaś przestrzeń do rozmowy? Powinno się to tolerować w ramach demokracji, zwalczać, czy leczyć?
Są księża, którzy w tym trudnym dla nas wszystkich czasie pandemii, nie wierzą, że ręce kapłana mogą zarazić i przyczynić się do czyjejś śmierci, bo są to ręce czyste, sterylne, święte – jedyne, którymi ludzkość może dotykać Boga.
„Jak Pan Bóg chce kogo ukarać, to mu najpierw rozum odbiera” – pisał Fiodor Dostojewski w Idiocie. Nie on to jednak wymyślił. Jest to ludowa mądrość znana już w starożytności z tą jednak różnicą, że nie dotyczyła Boga przez duże „B”. Podobne porzekadło odnajdujemy w trochę zmienionej formie w Antygonie Sofoklesa: „A wieczną prawda, że w przystępie dumy / Mienią dobrymi ci nieprawe czyny / Którym bóg zmieszał rozumy!” W tym wypadku chodziło o Zeusa. A jaki bóg dzisiaj miesza ludziom w głowach?
Księga Powtórzonego Prawa zapowiadała, że niektórzy zostaną dotknięci „obłędem, ślepotą i niepokojem serca” (Pwt 28,28), że będą chodzili po omacku jak niewidomi. Będą się czuli bezsilni, gnębieni i uciskani. Staną się pośmiewiskiem wszystkich dlatego, że nie słuchali, a może słuchali lecz bez zrozumienia i dlatego pobłądzili. Coraz więcej jest ludzi spoglądających na każdego złym okiem, czyli tłumacząc na nasze: porządnie wkurzonych. Wielu spotykam dziś takich ludzi. Czyim przekleństwem zostali dotknięci?
Nic nowego pod słońcem
Niekochani, niezrealizowani, zalęknieni, muszą coś sobie i innym wciąż udowadniać. Bezsilni, nie nadążający za zmieniającą się rzeczywistością, muszą mieć przy sobie wodę święconą albo dosadny transparent do obrony własnych przekonań. Nie wystarczy postawić przed domem stracha na wróble, aby ocalić wymyślony świat.
Jedni straszą dzieci Panem Bogiem, inni księdzem pedofilem. To są tacy dyżurni terminatorzy. I nie jedyni. Gdy byłem dzieckiem, straszono mnie czarną wołgą i cyganką. Zanim się jednak obejrzałem, minęło trochę lat i przyszedł kolejny update. Czarnej wołgi nikt już się nie boi, a cyganów zastąpili uchodźcy.
Dał nam Pan serce pełne strachu i duszę utrapioną – czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa (por. Pwt 28,65-66) – i nie ma komu wysłać nas na leczenie do domu wariatów. Dzięki temu mamy tragiczną komedię na co dzień. O jednym trzeba tylko pamiętać, gdy siedzi się w pierwszym rzędzie. Nie denerwować wchodzącego na scenę aktora, szczególnie, gdy nie wie, czy gra aniołka, czy diabła z kijem bejsbolowym. To nie dzieje się w wirtualnej chmurze. To dzieje się naprawdę, a w realu wszystko bardziej boli.
Pisząc ten tekst modlę się o poczucie humoru w obliczu rozchwianego emocjonalnie społeczeństwa. Można się śmiać z wymyślonych teorii o zagrażających nam kosmitach, ale gdy rzeczywistość staje się miejscem nieustającej debaty nad tym, czy trójkąt jest bardziej okrągły niż prostokąt, zaczynam się zastanawiać, czy świat nie zwariował?
O poranku w poniedziałek wyszedłem na balkon. Jakaś dobra Samarytanka zrywała z naszego ogrodzenia wywieszone w nocy plakaty zwolenników aborcji. Czy to była ta sama, która zdjęła ogłoszenie z apelem o przyjęcie rodziny uchodźców z Syrii? Chyba jednak nie. Są jeszcze ludzie, na których życzliwość można liczyć.
„Niech się Pani nie przejmuje – chciałem krzyknąć – to tylko papier i kilka kawałków tektury”, ale jedynie uśmiechnąłem się i spytałem:
– Takie same, jak wczoraj?
– Tak – odpowiedziała.
– To nie będę schodził.
Nic nowego pod słońcem – mówi Kohelet i dodaje: „Nie zwracaj uwagi na wszystkie rozmowy, jakie się prowadzi, ażebyś czasem nie usłyszał, jak ci złorzeczy twój sługa. Bo często przecież, jak sam wiesz, ty także innym złorzeczyłeś” (Koh 7,21).
– Śmiać się, czy płakać? – pytam mądrą księgę.
– „Lepszy jest smutek niż śmiech, bo przy smutnym obliczu serce jest dobre” (Koh 7,3) – odpowiada.
Skomentuj artykuł