Kuria, apostazja i szara codzienność
W ostatnich dniach mieliśmy okazję wyżyć się na Kurii Biskupiej w Kaliszu. Jeden z jej przedstawicieli, w sposób mało przekonywający, napisał dokument, z którego wynikać miało, że odmowa uczęszczania na zajęcia katechezy w szkole jest formą apostazji. To oczywiście nieprawda. Kuria wycofała się z tej instrukcji. Słusznie.
Marzę, żeby opisać Kościół, w którym żyję i pracuję. Mój polski Kościół. Taki codzienny. Bez nadużywania wielkich słów. Szary, aż do bólu.
Nie będzie to zatem opowieść z perspektywy wzniosłych dokumentów ani też z perspektywy naszych kościelnych ułomności, które gorszą i ranią.
To raczej opowieść o opóźnionej Mszy świętej, bo ktoś mnie zatrzymał w drodze do ołtarza i koniecznie chciał załatwić jakąś sprawę. To raczej opowieść o kimś, kto przychodzi do biura parafialnego i, widząc mnie w koszuli sportowej, pyta czy ja też w kolejce do proboszcza. Po chwili zaś będzie przede mną składał wyznanie wiary i deklarował, że co tydzień uczęszcza na liturgię i chce być rodzicem chrzestnym.
To może być opowieść o dziewczynie, która z impetem wchodzi do tejże kancelarii parafialnej i od progu woła, że ona przyszła w sprawie na a. Chodzi o alimenty, pytam struchlały? Nie, proszę księdza. Jak się nazywa to odstępstwo od Kościoła? Chodzi pani o apostazję? No właśnie. Chciałam wystąpić z Kościoła. Przykładów można mnożyć i dotyczą zarówno świeckich jak i nas, duchownych.
W ostatnich dniach mieliśmy okazję wyżyć się na Kurii Biskupiej w Kaliszu. Jeden z jej przedstawicieli, w sposób mało przekonywający, napisał dokument, z którego wynikać miało, że odmowa uczęszczania na zajęcia katechezy w szkole jest formą apostazji. To oczywiście nieprawda. Kuria wycofała się z tej instrukcji. Słusznie.
Czytając dokument diecezji kaliskiej pomyślałem, że przecież nie można wykluczyć i takiej sytuacji, w której jakiś młody człowiek rezygnuje z katechezy w szkole, bo nie odpowiada mu jakość katechety, bo musi wcześniej wyjść z zajęć ze względu na pociąg do domu, bo coś tam… I ten sam młody człowiek w swojej rodzinnej parafii regularnie uczestniczy w Mszy świętej niedzielnej. I co wtedy? Jest apostatą, bo nie uczestniczy w katechezie szkolnej, będąc uczestnikiem niedzielnej Eucharystii?
Zdajemy sobie sprawę, że w instrukcji diecezji kaliskiej użyto zbyt wielkich słów. Ich doniosłość nie pasuje do szarości tych wszystkich szkolnych (i nie szkolnych) sytuacji.
Dokument diecezji kaliskiej jest (a dziś już, na całe szczęście, był) o tyle dziwny, że Konferencja Episkopatu Polski nie zgadza się na to, aby uznawać za akt apostazji decyzję Polaków mieszkających zagranicą i odmawiających płacenia podatków na tamtejszy Kościół. Dotyczy to na przykład Austrii i Niemiec. W tych krajach osoby rezygnujące z płacenia podatku kościelnego uznawane są za apostatów. Deklaracja złożona przed urzędnikiem podatkowym przesyłana jest do parafii delikwenta. Kościół w Polsce jednak nie przyjmuje tego do wiadomości. Zakłada bowiem, że może być i tak, iż ktoś formalnie nie chce (lub nie może) ponosić kosztów utrzymania wspólnoty, ale uczestniczy w jej życiu liturgicznym, sakramentalnym i nie zamierza zrywać więzów ze wspólnotą. Nadto, ta odmowa wspomagania wspólnoty - Kościoła zostaje złożona przed urzędnikiem państwowym (który niekoniecznie musi być wierzący i przynależeć do wspólnoty), a nie przed reprezentantem Kościoła.
Jeśli te wskazania są zasadne, to wydaje się, że urzędnicy kurialni w Kaliszu pominęli (na swoje nieszczęście) i tę kwestię, że deklaracja uczęszczania na katechezę składana wobec dyrektora szkoły (urzędnika państwowego) nie wyczerpuje zaleceń Prawa Kanonicznego odnośnie apostazji.
Proszę mi jednak wierzyć, że te moje uwagi nie dotyczą tylko nieporadności nas, księży, którzy chcieliby, aby na katechizację (z uporem maniaka powtarzam, że to nie lekcje religii a katecheza, czyli zajęcia, które powinny prowadzić do poznania Jezusa Chrystusa, do poznania Jego wspólnoty - Kościoła i do życia sakramentami. Nie tylko dzielenie się wiedzą, ale i życiem) uczęszczało jak najwięcej dzieci i młodzieży. Mogę (a nawet tak jest) zrozumieć tę gorliwość.
W tych dniach wpadł mi do ręki dokument, który otrzymują uczniowie niektórych poznańskich szkół. To formularz oświadczenia udziału w zajęciach religii Kościoła katolickiego lub religii innego Kościoła lub etyki lub też rezygnacji z wyżej wymienionych zajęć. W formularzu podana jest podstawa prawna takiej deklaracji (artykuł 12 ustawy z dnia 7 września 1991 roku o systemie oświaty oraz rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 kwietnia 1992 roku w sprawie warunków organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach) oraz zastrzeżenie, że wybrać można tylko jedną opcję. Sugeruje to pewną opozycję między religią (jakiegokolwiek wyznania) a etyką. Jeszcze bardziej kuriozalny jest punkt piąty tej deklaracji. Otóż (zgodnie z punktem 7 artykułu - a jakże - 53 Konstytucji RP) można odmówić złożenia niniejszego oświadczenia.
Zastanawiam się, co w takiej sytuacji ma począć nauczyciel, katecheta odpowiadający za bezpieczeństwo niepełnoletnich uczniów?
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że autor wycofanej instrukcji Kurii Biskupiej w Kaliszu zbyt pochopnie użył kategorii apostazji. Nie ulega dla mnie jednak wątpliwości i to, że autorzy rozpowszechnianej w poznańskich szkołach deklaracji udziału w zajęciach religii czy etyki zbyt pochopnie użyli kategorii wolności obywatelskiej. We wszystkim trzeba szukać (i zachować) zdrowego rozsądku. Nawet jeśli kojarzy się nam to z szarością życia.
Skomentuj artykuł