Łatwo jest wpaść w pułapkę chęci zaspokajania wszystkich potrzeb dzieci

Łatwo jest wpaść w pułapkę chęci zaspokajania wszystkich potrzeb dzieci
Fot. Depositphotos.com

Rodzicielstwo jest trudne, wychowanie w wierze również. Trochę przez nasze własne ograniczenia i troski, innym razem przez otoczenie, które jest mocno nieprzychylne katolickim wartościom i niezwykle chętne by wyśmiać każdego, kto traktuje Boga i Jego przykazania serio. Jest trudno, owszem. Nigdy jednak nie jesteśmy na naszej drodze sami.

Gdy patrzę na swoje rodzicielstwo i na zmagania innych, bliskich mi, rodziców widzę jak łatwo jest wpaść w pułapkę chęci zaspokajania wszystkich potrzeb swoich dzieci – już , teraz, najlepiej jak się da. Owszem, zdarza się czasem odwrotnie, znam też dzieci zaniedbane i samotne. Jednak to, co tłucze się w moim rodzicielskim sercu od paru tygodni to przesłanie, które usłyszałam na jednym z niedzielnych kazań.

Jaki jest cel rodzicielstwa? O co my – rodzice, wychowawcy, inni dorośli – powinniśmy przede wszystkim dbać w rozwoju dzieci? Pewnie w wielu głowach pojawią się teraz różne opcje, choćby dbałość o edukację, zdrowie, dobre relacje. Bardzo dobrze jeśli takie myśli zaświtają, jednak nie to jest głównym celem rodzicielstwa. Naszym nadrzędnym obowiązkiem jest pokazać dzieciom Boga, zadbać o ich drogę do nieba.

Mój syn kilka tygodni temu przyjął po raz pierwszy sakramenty spowiedzi i Komunii świętej. Gdy zapytano nas o to, czy w imieniu rodziców poprosimy na Mszy pierwszokomunijnej o udzielenie sakramentu naszym dzieciom, po moich plecach przeszedł dreszcz. Dla mnie ta prośba nie była kolejnym aktem w teatrze, do odegrania. Była kwintesencją miesięcy przygotowań i zaszczytem. Stała się realną, głęboką prośbą o to, by nasze latorośle mogły żyć sakramentami. Gdy układałam tę prośbę, odwołałam się do sakramentu chrztu, na którym obiecywaliśmy wychowywać nasze dzieci w wierze. Przypominając sobie chrzest mojego syna i to, co na nim obiecywałam, starałam się zobaczyć czy aby dobrze wywiązałam się ze swojego obowiązku…

Wiem, że takie rozważania mogą wywołać salwę śmiechu, trudno. Widzę jak bardzo odstajemy z moim mężem patrzeniem na wiarę, wychowanie, podejście do tego co się obiecuje i jak świadomie podchodzi się do życia w Kościele. Zostawiając jednak za sobą różne wyobrażenia i oczekiwania wobec tego jak Kościół działa, wygląda itd. to zobowiązanie dane na chrzcie jest takie samo. Mamy prowadzić nasze dzieci do Boga…

Łatwo rzucić takimi słowami, gdy ma się w swoim otoczeniu ludzi mądrych i życzliwych. Doświadczam wiele dobra, więc łatwiej dawać mi je dalej. Czasem jednak jest się w małżeństwie, w którym jedna ze stron nie zgadza się na mszę, modlitwę, sakramenty dziecka. Co wtedy? Nie wiem. Czasem bardzo byśmy chcieli pokazać dziecku Boga, ale sami mamy Jego skrzywiony obraz i nijak nie chcemy karmić nim nasze dzieci. Zdarza się i tak, że chcemy „za mocno”, zmuszając dzieci siłą do spowiedzi czy nabożeństw, nie tylko łamiąc im tym ich sumienia, ale skutecznie zniechęcając na kolejne lata do tego by choćby spojrzały w stronę kościoła.

Rodzicielstwo jest trudne, wychowanie w wierze również. Trochę przez nasze własne ograniczenia i troski, innym razem przez otoczenie, które jest mocno nieprzychylne katolickim wartościom i niezwykle chętne by wyśmiać każdego, kto traktuje Boga i Jego przykazania serio. Jest trudno, owszem. Nigdy jednak nie jesteśmy na naszej drodze sami.

Ostatni rok, który był wypełniany wędrówkami z domu do kościoła na przedkomunijne katechezy, był dla nas z jednej strony niezwykle trudny (o czym wspominałam w poprzednim felietonie). Był też jednak czasem pięknych i wartościowych relacji, głębokich rozmów i wzajemnego wsparcia z rodzicami, którzy żyją podobnymi wartościami, choć czasem nie widać ich w tłumie. Dobro nie jest krzykliwe, ale nie jest też zupełnie niezauważalne, choć niekiedy trzeba rozejrzeć się bardzo uważnie by je dostrzec… Ten rok przygotowań był wypełniony moim wołaniem do Boga i Maryi bym potrafiła mądrze wychowywać moje dzieci.

Co chciałabym dać moim synom z okazji dnia dziecka, poza radością ze wspólnego wyjścia na lody? Marzę o tym by pokazać moim dzieciom, że są bardzo chciane i kochane – nie tylko przez rodziców - ale przede wszystkim przez Boga. Czy mogę dać im na drogę do dorosłości coś bardziej wartościowego?

 

Z wykształcenia pedagog i doradca rodzinny. Z wyboru żona, matka dwóch synów. Nie potrafi żyć bez kawy i dobrej książki. Autorka książki "Doskonała. Przewodnik dla nieperfekcyjnych kobiet". Prowadzi bloga oraz Instagram.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Magdalena Urbańska

Nie musisz być perfekcyjna. Bądź doskonała!

Doskonałość to nie bezgrzeszność ani zbieranie odznak za nieskazitelny wygląd, idealne wychowanie dzieci, wzorcowe małżeństwo czy dom godny pokazania na Instagramie. Doskonałość to nieustanne dążenie do prawdy ‒ o...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Łatwo jest wpaść w pułapkę chęci zaspokajania wszystkich potrzeb dzieci
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.