Lektura obowiązkowa. Dziennik więzienny kardynała Pella
Dziennik więzienny kardynała Pella, wydany właśnie w Polsce jest jedną z najważniejszych książek tego roku. Nie dlatego, że napisał ją jeden z ważniejszych hierarchów w światowym kościele, ale dlatego, że napisał ją chrześcijanin, który przeszedł przez piekło po to, by prawda zwyciężyła.
Kardynał George Pell był przez lata twarzą oczyszczenia Kościoła w Australii. Aż do 2017 roku, kiedy sam został oskarżony o molestowanie seksualne chłopców z chóru katedralnego.
Proces obserwowała nie tylko cała Australia, ale cały świat. Proces, który okazał się medialną farsą i kpiną ze sprawiedliwości, co ostatecznie potwierdził australijski Sąd Najwyższy, jednomyślnie oddalając w ostatniej instancji wszelkie zarzuty wobec kardynała.
Do tego momentu, uniewinnienia 7 kwietnia 2020 roku, purpurat przesiedział 404 dni w więzieniu.
Od pierwszego dnia w areszcie pisał „Dziennik więzienny”. Książka ta właśnie doczekała się polskiego wydania. Jej lektura pozwala doświadczyć istoty chrześcijaństwa. Doświadczyć go w człowieku, który niesłusznie skazany nie żywił do nikogo urazy ani nienawiści, który modlił się za sędziów, policjantów i wszystkich, którzy jego – niewinnego człowieka – wsadzili do więzienia.
„Ten dziennik więzienny nigdy nie powinien był powstać” - napisał we wstępie do pierwszej części dziennika przyjaciel kardynała Pella i biograf Jana Pawła II, George Weigel. „Fakt, że jednak został napisany, jest dowodem na to, jak wielka jest Boża łaska, która pośród nikczemności, zła i niesprawiedliwości potrafi wzbudzić w człowieku wnikliwość obserwacji, wspaniałomyślność i dobroć. Fakt, że został napisany tak pięknie, świadczy o chrześcijańskim charakterze, który owa łaska uformowała w jego autorze, kardynale George’u Pellu”.
404 długie dni kardynała Pella w więzieniu
Ktokolwiek myśli, że kardynał wsadzony do więzienia może liczyć na jakiekolwiek ulgowe traktowanie - myli się. Pell ponad rok nie mógł odprawiać mszy świętej, jego prośby o nowe książki, jak choćby brewiarz, były często ignorowane lub opóźniane.
„To upokorzenie, kiedy prosisz o coś, co nigdy nie zostanie wykonane szybko, czy na przykład rewizje osobiste, to było trudne. Trzeba jednak powiedzieć, że moje warunki w więzieniu były bardzo humanitarne. Była to humanitarna kara, ale na pewno nie był to pobyt w hotelu” - powiedział mi w wywiadzie dla „Między Ziemią a Niebem”.
Przez pierwsze tygodnie kardynał nie miał w celi krzesła, mógł siedzieć jedynie na bardzo niskim łóżku albo… na sedesie.
„W mojej celi nie ma ani jednego krzesła, a łóżko i sedes są bardzo niskie, przez co bolały mnie ścięgna, zwłaszcza w lewej nodze, więc poprosiłem o wyższe krzesło. Naczelnik powiedział, że nie chce być posądzony o to, że daje mi wygodniejsze krzesło, na co odpowiedziałem, że przecież chodzi tylko o wyższe! Dostałem trzy plastikowe krzesła nałożone jedno na drugie, co całkiem wystarczyło” - pisze kardynał w „Dzienniku więziennym”.
Cierpienie fizyczne było jednak tylko częścią więziennego doświadczenia, poruszające w "Dzienniku..." są szczególnie części o cierpieniu duchowym:
„Kiko Arguello (założyciel Drogi Neokatechumenalnej – red.) mówi, że chrześcijan odróżnia od sekularystów jedna podstawowa kwestia: odmienne podejście do cierpienia. Sekularyści chcą ukryć cierpienie albo położyć mu kres. Stąd taki entuzjazm wobec aborcji i eutanazji. My, chrześcijanie, wierzymy, że cierpienie znoszone z wiarą ma moc zbawczą; że przez cierpienie i śmierć Chrystusa zostaliśmy zbawieni i że nawet najgorsi mogą zbawienia dostąpić. Jednocześnie żadna inna grupa nie podejmuje tylu działań, by nieść ulgę w cierpieniu, co chrześcijanie”.
Każdy dzień cierpienia kardynał kończy modlitwą - to jedne z najbardziej poruszających fragmentów „Dziennika więziennego”: „Nie jestem pewien dlaczego każdy rozdział kończyłem modlitwą, ale na początku pomyślałem, że powinienem to zrobić i tak już zostało. Okazało się, że zyskało to uznanie wielu ludzi” - powiedział mi w wywiadzie dla TVP.
Już pierwszego dnia modli się za tych, którzy doświadczyli cierpienia od kapłanów:
„Boże, nasz Ojcze, daj mi siłę przejść przez to wszystko i pozwól zjednoczyć moje cierpienia ze zbawczą męką Twojego Syna Jezusa, aby szerzyło się Twoje Królestwo, a także w intencji uzdrowienia wszystkich ofiar plagi pedofilii”.
Swoje cierpienie ofiaruje za Kościół: „by trwał w wierze i pomyślności, a zwłaszcza za biskupów - o mądrość i odwagę dla nich, jako że to oni muszą wyprowadzić nas z ciemności ku światłu Chrystusa”.
Przyjaciel zranionych w więzieniu
Gdy tylko kard. Pell pojawia się w mediach, zaraz podnoszą się głosy - to ten, co miał proces za molestowanie? Natychmiast cytowane są absurdalne, wyrwane z kontekstu elementy procesowe. Warto, by medialni „oskarżyciele”, którzy wiedzą lepiej od Sądu Najwyższego Australii, poznali nieco lepiej historię kardynała - kluczowej postaci dla oczyszczenia Kościoła w Australii. Wprowadzone przez niego procedury stały się ważną wskazówką postępowania dla instytucji państwowych, a w Kościele w Australii dziś nie ma niemal wcale nowych przypadków wykorzystywania seksualnego.
Pell zajął się tematem w Australii już w latach 90. Nie mając żadnych uniwersalnych wskazówek, przecierając w tej kwestii szlaki Kościołowi, stworzył jedną z najlepszych światowych sieci ochrony dzieci i młodzieży.
W swoim Dzienniku pisze:
„Musimy z radością zgodzić się, że Bóg cały czas jest z nami oraz że wszystkim nam potrzeba przemiany serca, skruchy i nawrócenia, gdyż Kościół niewątpliwie zawiódł i zranił wiele osób. Trzeba więcej pokory, a mniej klerykalizmu; natomiast autorytaryzm, z którego wynika brak poszanowania dla ludzi i procedur, odmowa udzielania wyjaśnień, a także nieobliczalność są absolutnie nie do przyjęcia”
Kardynał Pell rozumie mechanizmy, które hamują procesy oczyszczenia, rozumie, że w wygodnym świecie kościelnego dobrobytu przez długie lata nie było miejsca na mówienie o bólu i wstydzie:
„Ludzie tacy jak ja, którzy prowadzili życie chronione, nigdy nie byli uwikłani w wojnę, ataki terrorystyczne itp., możemy być skłonni do niedoceniania zła w społeczeństwie i szkód wyrządzonych wielu ludziom, ofiarom”.
Prawo do obrony
Gdy w 2017 r. pojawiły się oskarżenia, kardynał Pell z własnej woli opuścił Watykan, gdzie chronił go immunitet i wyjechał do swojej rodzinnej Australii, by poddać się procesowi.
W wywiadzie dla „Między Ziemią a Niebem” powiedział mi: „Bardzo ważne dla Kościoła jest, aby zawsze należycie przeprowadzać proces. Musimy pracować nad utrzymaniem domniemania niewinności i zapewnić należyty proces. Jest to także ważne w Watykanie. Każdy ma prawo do należytego procesu”.
„Dziennik więzienny” jest nie tylko świadectwem trudu niesłusznie osadzonego w więzieniu człowieka, który wie o swojej niewinności, ale świadectwem trudu wszystkich osadzonych, z którymi kardynał, w miarę więziennych możliwości, nawiązuje relację.
„Boże, nasz Ojcze, modlę się za (…) wszystkich osadzonych w tutejszym więzieniu. Niektórzy z nich są potwornie nieszczęśliwi, niektórzy - bez wiary ani nadziei. Modlę się również za cały personel więzienia; oby uprzejmość i przyzwoitość, jaką okazywali mnie, stała się normą zachowania, oby nie skłaniali się ku przemocy, złości i nienawiści wobec najgorszych nawet więźniów”.
Rozmowa z kardynałem Georgem Pellem, szarmanckim dżentelmenem z oksfordzkim wykształceniem, utwierdziła mnie w przekonaniu, że właśnie takich autorytetów potrzebujemy w Kościele. Ludzi, którzy wiedzą, co to znaczy działać ewangelicznie, jednocześnie broniąc tradycji apostolskiej.
W drugiej części "Dziennika...", jeszcze nie wydanej po polsku, kardynał pisze, że marzy mu się powiedzieć wykład dla kardynałów wchodzących na kolejne konklawe - sam nie może już po 80. wziąć w nim udziału:
„Chciałbym powiedzieć przyszłemu papieżowi, że jednym z najważniejszych wyzwań jest utrzymanie czystości tradycji apostolskiej. Jesteśmy sługami i obrońcami nauk Chrystusa i apostołów. Nie jesteśmy panami tradycji apostolskiej. Nie jesteśmy upoważnieni do wycinania jej fragmentów lub umniejszania jej wagi. Nie możemy mieć polskiej i australijskiej wersji 10 przykazań (…). Pogańskie społeczeństwo przyszłości będzie dużo trudniejsze i mniej litościwe niż nasze społeczeństwo. Jednak jeśli dobrzy chrześcijanie i ludzie dobrej woli połączą siły, możemy ograniczyć ewentualne złe zmiany i je kontrolować”.
Skomentuj artykuł