Lewak nie powie ci prawdy
"Lewacki" publicysta nie może mówić prawdy. "Lewacki" dziennikarz manipuluje. A "lewacki" Franciszek - nie może być papieżem. Język polski nie znał chyba dotychczas bardziej wieloznacznego określenia.
Jednym z moich ulubionych myślicieli jest al-Kindī, jeden z pierwszych filozofów arabskich, muzułmanin. Jego główne dzieło zawiera znamienne słowa: "Nie powinniśmy wstydzić się doceniać [obecności] prawdy i przyjmować jej, niezależnie od tego, skąd pochodzi".
Innymi słowy, zdanie będzie prawdziwe, nawet jeśli wypowie je innowierca, nasz przeciwnik czy - używając współczesnego polskiego pojęcia - "lewak". To oczywiście nie jest dla wielu osób do przyjęcia.
Gdy papież broni uchodźców lub mówi o potrzebie ochrony środowiska, to spotyka się z krytyką: "A dlaczego nie mówi o prześladowanych chrześcijanach"? "Ten lewak Bergoglio to żaden papież". "Kościół przeżywa kryzys". Nie muszę dodawać, że w środowisku ortodoksyjnych muzułmańskich teologów opinia al-Kindīego spotykała się z równie ciężkimi oskarżeniami. Tyle że to był kalifat. Ciemne średniowiecze, jak niektórzy lubią mówić.
Niektóre argumenty, osądy rzeczywistości czy po prostu punkty widzenia są zbijane zazwyczaj samym określeniem - "lewacki". Coraz rzadziej silimy się na poważną dyskusję poza mediami społecznościowymi, które - nie ukrywajmy - są na nie niezbyt odpowiednią przestrzenią.
Pojęcie "lewaka" oznaczać zaczęło nie tylko zwolennika jakiejś partii czy opcji politycznej. "Lewactwo" przestało już też pojawiać się jedynie w kontekście dyskusji gospodarczych. Obecnie reprezentuje ono również wszystkich tych, którzy nie "głoszą prawdy" w rozmaitych kwestiach światopoglądowych, np. imigracji, różnorodności kulturowej czy religijnej lub w sprawach związanych z obecnością przedstawicieli Kościoła w polityce. Sytuacja bywa dramatyczna, szczególnie w przestrzeni internetowej, która promuje prosty przekaz za pomocą memów lub piktogramów.
Ten sposób dyskutowania czy traktowania argumentów naszych przeciwników może oczywiście dotyczyć wszystkich, również wyznawców Chrystusa. Jakiś czas temu opublikowaliśmy na DEON.pl dwa wywiady z Markiem Blazą SJ na temat książki A. Socciego, która miała dowodzić, że Franciszek został papieżem nie do końca legalnie. Niedawno sam autor wycofał się z tej tezy, choć nadal (w kolejnej swojej publikacji) nie szczędzi ojcu świętemu słów krytyki.
Jak na to zareagował papież? Podziękował mu. "Także krytyka pomaga nam w podążaniu właściwą drogą Pana" - powiedział Franciszek. Mógłby powiedzieć - nie będę zwracał uwagi na zdanie tego kontrowersyjnego pisarza. Albo go zignorować.
Oczywiście, są sytuacje, w których ciężko jest wysłuchać drugiej strony, i są granice otwartości. Dobrym przykładem jest oczywiście ksiądz Charamsa czy - ostatnio - Marta Abramowicz, autorka książki o życiu zakonnym. Rzeczywiście: bardzo trudno polemizuje się z tymi konkretnymi osobami, bo niełatwo jest uwierzyć w ich dobrą wolę i otwartość na dialog. Nie ma sensu się do tego zmuszać. Jak zauważył Piotr Kropisz SJ: "To oczywiście nie wyklucza z dyskusji. Osobiście znam osoby homoseksualne, których zdanie cenię. W tym przypadku jednak ma to znaczenie, bo na życie zakonne spogląda osoba agresywnie walcząca z wartościami, które leżą u samych podstaw życia konsekrowanego".
Nie zamykajmy się jednak na to, co być może jest prawdziwe w tej krytyce. Że mamy do czynienia wśród przedstawicieli Kościoła z językiem pełnym przemocy. Że w środowiskach zakonnych zdarzają się rozmaite aberracje. Nawet taka krytyka, ta najbardziej zajadła i "lewacka", może nam pomagać "w podążaniu właściwą drogą Pana". Bo nawet "lewak", nasz najbardziej nielubiany przeciwnik światopoglądowy, może mieć czasem rację.
Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Pisze doktorat o filozofii arabskiej
Skomentuj artykuł