Małżeńska ucieczka od ołtarza

(fot. shutterstock.com)

W ciągu piętnastu lat o dziesięć procent zmalała w Polsce liczba zawieranych sakramentalnych małżeństw. Według ogłoszonego właśnie raportu, przygotowanego przez demografów z Uniwersytetu Łódzkiego, na naprawdę sakramentalne "tak" decyduje się dziś w skali kraju 62,5 procent nowożeńców. W roku 2000 odsetek ten wynosił 72 procent.

W kancelariach parafialnych już dawno to zauważono. Nie tylko dlatego, że w niektórych parafiach liczba zgłaszających się do protokółu przedślubnego drastycznie spadła. Także dlatego, że mocno poszła w górę liczba zgłaszanych do chrztu dzieci, których rodzice nie żyją w sakramentalnym związku.

Komentatorzy wskazują na różne przyczyny zjawiska. M. in. na to, że wielu młodych, obserwując narastającą nietrwałość małżeństw także w ich najbliższym otoczeniu, sceptycznie podchodzi do własnych szans na dozgonny związek. Wolą więc nie przyjmować zobowiązań, których realizacji nie są pewni. Czy chodzi tu o wygodę i "zostawianie sobie furtki"? Być może. Jednak niejednokrotnie usłyszałem z ust ludzi od lat żyjących bez kościelnego ślubu, że skoro nie są przekonani, iż wytrwają, "dopóki śmierć ich nie rozłączy", to rozwiązaniem uczciwszym "wobec Boga i drugiej osoby" jest zawarcie związku cywilnego albo życie w konkubinacie. Jakkolwiek pokrętna może się wydawać taka argumentacja, to jednak pokazuje sposób myślenia o wspólnym życiu kobiety i mężczyzny oraz traktowania obecności w nim elementu religijnego.

Niepokojąco często w rozmowach z ludźmi żyjącymi bez sakramentalnego małżeństwa słyszałem uzasadnienie związane z pieniędzmi. Przy czym wcale nie chodzi o wymagania finansowe stawiane przez Kościół (zwłaszcza, że niejednokrotnie księża w takich sytuacjach nie oczekują żadnych ofiar). "Nie stać nas na wesele" mówią, tłumacząc zawiłe nieraz oczekiwania ze strony bliższej i dalszej rodziny. Jakkolwiek abstrakcyjnie brzmieć może w uszach niejednego katolika taka wymówka, to jej częstotliwość daje do myślenia. Zawarcie małżeństwa cywilnego nie jest kojarzone z koniecznością zewnętrznej uroczystości, natomiast małżeństwo sakramentalne w dość powszechnym przekonaniu do niej obliguje.

Chociaż wciąż zdarzają się księża, którzy (wbrew kościelnym przepisom) odmawiają ochrzczenia dziecka pary, która nie ma ślubu kościelnego, to jednak coraz częściej spotykam księży, którzy patrzą na sprawę zupełnie inaczej. Nie naciskają spotkanych konkubentów albo żyjących tylko w związku zawartym przed urzędnikiem państwowym, aby "uregulowali swoją sytuację w Kościele". Przekonują natomiast, że nie ma sensu wiązać na siłę ludzi, którzy nie są w stanie poważnie i z pełnym zrozumieniem potraktować nauki o nierozerwalności małżeństwa zawartego u stopni ołtarza. "Najpierw trzeba popracować nad ich wiarą, a dopiero potem związywać im ręce stułą" - uzasadnia swoje stanowisko proboszcz dużej miejskiej parafii i opowiada o zjawisku, jakie zaczyna obserwować nie tylko wśród swoich owieczek. Sakramentalny związek małżeński w dość krótkim czasie w jego dekanacie zawarło kilkanaście par żyjących od wielu lat w związku cywilnym lub całkiem "na kocią łapę". "Sami musieli odkryć, czego im brakuje. Musieli dojrzeć" - dodaje proboszcz.

W lipcu ubiegłego roku sporym echem odbił się tweed Franciszka: "Drodzy młodzi, nie bójcie się małżeństwa: Chrystus towarzyszy małżonkom, którzy się z Nim jednoczą, i daje im łaski". Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny abp Vincenzo Palia komentując słowa Papieża stwierdził: "Niestety, wielu młodych ludzi boi się zawrzeć związek małżeński. I to nie dlatego, że są, jakby to powiedzieć, gorsi niż kiedyś. Absolutnie nie! Istnieje dziś pewna kultura skłaniająca do obaw, co powoduje takie zamieszanie w sprawie ostatecznych wyborów, że łatwo jest się wycofać".

Niektórzy zwracają uwagę na jeszcze jeden powód obaw prowadzących do unikania przez wielu sakramentalnego małżeństwa. To jego obraz, jaki dociera do młodych. Obraz, w którym nacisk kładziony jest przede wszystkim na zobowiązania, ciężary, ograniczenia, trudności. Z przykrością trzeba przyznać, że taki negatywny przekaz ma miejsce również w Kościele. Młodzi dostają przede wszystkim sygnały mówiące o ograniczeniach, zakazach, nakazach. Dlatego potrzebna jest w Kościele intensywna i długotrwała praca nad zmianą obrazu małżeństwa, kształtowanego od najmłodszych lat w umysłach polskich katolików. Chodzi o pozbawione nachalności i cukierkowatości pokazanie piękna i radości życia w sakramentalnym małżeństwie i w rodzinie. Chodzi o budowanie świadomości, że małżeństwo jest czymś niesamowicie porywającym, satysfakcjonującym, niosącym radość i szczęście na całe życie. I nie jest to zadanie w głównej mierze dla księży. Duchowni po prostu niech nie przeszkadzają świeckim.

Nie trzeba niczego wymyślać od nowa. Jak rozkładać akcenty w budowaniu wizerunku sakramentalnego małżeństwa podpowiada m. in. adhortacja "Amoris laetitia". Wystarczy po nią sięgnąć.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Małżeńska ucieczka od ołtarza
Komentarze (48)
Agamemnon Agamemnon
10 lipca 2016, 11:14
Małżeństwo wg mnie (domniemanie subiektywne) można zawrzeć, i wówczas jest ważnie zawarte, gdy obie strony  gwarantują jego nierozerwalność ( tzn. gdy obie strony posiadają psychologiczną i społeczną dojrzałość). Sam fakt złożenia  przyrzeczenie nie czyni jeszcze z obojga małżonków zdolnych do pokonania trudności jakie spotkają na swojej drodze. Zdolność do pokonania  różnorakich trudności pozyskuje się dzięki procesowi dydaktyczno - wychowawczemu przy współudziale własnym podmiotów kształcenia i wychowania w kształtowaniu osobowości obojga ludzi, kandydatów na małżonków.
KJ
k jar
7 lipca 2016, 23:42
Przy okazji tego tekstu przypomniała mi się polska wersja Raportu Kinseya, czyli praca Hanny Malewskiej "Kulturowe i psychospołeczne determinanty życia seksualnego". Trendy już były widoczne pod koniec lat 50., przecież na ich podstawie zrodziła się też książka Karola Wojtyły "Miłość i odpowiedzialność": kiedy małżeństwo przestaje być instytucją społeczną, a staje się wyborem indywidualnym istnieje zawsze niebezpieczeństwo, że przestanie istnieć. Podano właśnie badania, że za 20 lat we Włoszech jak nic się nie zmieni wogóle zniknie małżeństwo sakramentalne, a cywilne będzie w zaniku. Nie da się dziś ludzi zmusić do małżeństwa jak tego nie chcą. Nie ma z tego zresztą żadnych profitów jak dawniej, np. wyższej pensji dla ojca rodziny, szacunku dla żony za wychowanie dzieci, nie wspominając o koli czy szynszylach za urodzenie syna. Trzeba na nowo "wymyślić" małzeństwo, uczynić go bardziej atrakcyjnym (bo, że nie jest atrakcyjne to wiedzą wszyscy, ale przynajmniej, żeby było możliwe do udźwignięcia), albo zaproponować dla niego inną sakramentalną alternatywę - w końcu model, jaki mamy obecnie zawdzieczamy protestantom konkretnie Marcinowi Lutrowi i Katarzynie von Bora. Inaczej wciąż bylibyśmy na etapie wymiany wianków.
8 lipca 2016, 07:55
Trzeba na nowo głosić, iz to co nam powiedził Bóg jest zawsze dobrem, a kazde porucenei Słowa jest złem. Skoro już w I rodziale Słowa jest zdefiniowane małżeństwo, a w II jest zdefiniowana nierozerwalnośc węzła małżeńskiego, to warto jasno, bez owijana w poprawnosc polityczna to mówić. Wtórna rzecza ejst oczywiście ceremonia zaślubin, ja mozna modyfikować, czy zrobić atrakcyjną, tyle że to jest bez żadnego znaczenia. Bo kto uwierzy Bogu nie będzie zwracał uwagi na te drobiazgi.
8 lipca 2016, 09:50
Wtórną rzeczą jest oczywiście ceremonia zaślubin, ją można modyfikować, czy zrobic atrakcyjną, tyle że to jest bez żadnego znaczenia. Bo kto uwierzy Bogu nie będzie zwracał uwagi na te drobiazgi. Tomaszu, nareszcie coś optymistycznego:-)
DP
Danuta Pawłowska
7 lipca 2016, 23:07
Jan Paweł II o świętości i nierozerwalności małżeństwa [url]http://mojemalzenstwo.pl/jan-pawel-ii-o-swietosci-i-nierozerwalnosci-malzenstwa/[/url] Jezus, który przyszedł do Kany Galilejskiej, jest zwiastunem Bożej prawdy o małżeństwie, takiej prawdy, na której może się oprzeć ludzka rodzina w perspektywie wszystkich życiowych doświadczeń. Jezus głosi tę prawdę całą swoją obecnością podczas wesela w Kanie Galilejskiej, głosi ją również poprzez pierwszy „znak”, jaki tam uczynił, zamieniając wodę w wino”(j.w.).      „Veni Creator Spiritus! Witam Was małżeństwa, tym wezwaniem, które przypomina każdemu ów wielki moment w Waszym życiu, kiedy stanęliście przed ołtarzem, aby dać sobie w Duchu Świętym wzajemne świadectwo miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej, ślubując dochowywać jej „aż do śmierci”. „Biorę sobie ciebie za małżonkę- za małżonka- i ślubuję ci wierność, w radości i cierpieniu, oraz, że cię będę kochać i szanować przez wszystkie dni mojego życia”. Jeśli na ten moment Kosił szczególnie wezwał Ducha Świętego: veni! – to znaczy, że jest to moment wielki, sacramentum magnum, że niesie w sobie jakąś analogię do zaślubin Chrystusa z Kościołem: tego momentu, w którym Duch Święty- w szumie wichru i przy blasku ognistych języków – zstąpił na Apostołów dniu Pięćdziesiątnicy. Że niesie on a sobie – ów moment tak decydujący w waszym życiu- jakąś analogię do tego jedynego momentu, w którym Duch Święty zstąpił na Dziewicę z Nazaretu i „Słowo stało się ciałem” (J1,14)” (Przemówienie do Ruchu „Focolari”, 3.05.1981r.).
7 lipca 2016, 20:28
Paleta powodów przywoływanych przez kociołapowców jest zaiste "porażająca": brak pewności czy podołam,brak pieniędzy,strach przed małżeństwem,okrutni duchowni czyhający na biednych zakochanych by przygnieść ich ciężarami ponad miarę. Tak sobie myślę- drodzy kociołapowcy zostańcie tam gdzie jesteście, świat już was skonsumował. Jednocześnie( a tyczy się to rozmaitych poprawiaczy) - wara od Kościoła Świętego, którego naukę i praktykę duszpasterską próbujecie dostosować do świata bez Boga i zobowiązań wobec Niego.   
7 lipca 2016, 21:13
Stos, nie mam pewności oczywiście ale mam podejrzenia, że jesteś mężczyzną, który żony nie ma. Gdybyś ją miał np. taką zołzę jak ja to byś szybko zszedł z chmur na ziemię. Małżeństwo na śmierć i życie to dla wielu ludzi totalny dramat a zachowanie wierności sakramentalnej przysiędze to dosłowne zastosowanie słów Pisma Świętego o zaparciu się samego siebie i o utracie życia doczesnego. Duchowni nie mają pojęcia czym jest życie w małżeństwie, które jest dysfunkcyjne a doczesność i przyszłość jest tylko  wegetacją bo nie ma już wyjścia z tej klatki. Jeśli się nie mylę to chłopie masz szczęście, że żony nie masz i piszę to ja, kobieta, która takich filozofów szybko za mordę i do parteru sprowadza i niech mają za swoje by na niebo zasłużyć, nawet czyściec już im nie jest potrzebny.
JK
Jacek K
7 lipca 2016, 22:01
Według Ciebie Jezuss też by tak powiedział - tzn. kochani kociołapowcy zostańcie tam gdzie jesteście? To brzmi jak: mam was kociołapowcy w dupie, nic mnie nie obchodzicie....
8 lipca 2016, 00:00
skąd pewność,że kociołapowcy chcą się gdziekolwiek ruszać?
8 lipca 2016, 00:03
Uwaga chopy, grasuje tu femme fatale
JK
Jacek K
8 lipca 2016, 20:49
Może nie chcą... I co wg Ciebie na to Jezus?
7 lipca 2016, 12:49
Oczywiście jest też kilka innych problemów – choćby brak wychowania w rodzinie do życia w odpowiedzialności. Skoro współcześni rodzice starają się chronić swe dzieci przed porażkami, przed ryzykiem, przed konsekwencjami wyborów i przed odpowiedzialnością, to trudno wymagać, aby kiedyś chcieli zaryzykować życia w małżeństwie. Swoje „zasługi” ma tez emancypacja, społeczne, katolickie przyzwolenie na konkubinaty, na seks byle z kim i byle gdzie itd. Kościół (czyli my wszyscy) stoi przed wielkim wyzwanie ewangelizacji pokoleń ochrzczonych pogan. Niestety, samozadowolenie wielu powoduje iż ta świadomość zbyt powoli dociera do nas. Do tego niestety jesteśmy wielkim klerykałami.
7 lipca 2016, 13:08
Mnie osobiście męczy już ta retoryka wiecznego narzekania i biadolenia.
7 lipca 2016, 13:22
Ale jakie narzekanie czy biadolenie? Żyjemy w czasie, gdy zdecydowanej większości katolików nie przeszkadza fakt iż są wewani do głoszenia Ewanegili czy do dawania świadectwa wiary swym codzinnym normalnym życiem. Jezli chłopak z dziewczyna z naszej parafialnej wspólnoty mieszkaja razem na wzór małzeński, mają małe dzieci, to ilu z nas mieniacych sie katolikami zareaguje? Chyba tylko ksiądz po kolędzie? Choć i tu ostatnio też bywa różnie
7 lipca 2016, 13:37
Wypowiadanie się w liczbie mnogiej w imieniu innych nie jest uczciwe.
JK
Jacek K
7 lipca 2016, 22:05
Jak według Ciebie powinien zaregaować dobry katolik spotykając chłopaka i dziewczynę żyjących bez ślubu?
TK
Ter Ka
8 lipca 2016, 00:31
Bo tu nie chodzi o zaglądanie innym pod kołdrę i "reagowanie". To MY jesteśmy tym pokoleniem ochrzczonych pogan. Nie umiemy ewangelii przełozyc na życie, na wzajemną miłość na co dzień, stac nas co najwyżej na krytykę innych. To błędne koło. Trzeba zaczynac od siebie. Ewangelizować swoim przykładem i miłością bliźniego. Nie wytykaniem palcami.
8 lipca 2016, 07:31
@Ter- to jest taka współczesna mdła katolicka papka. Tu nie chodzi o krytykę innych, ale o jasne, czytelne i jednozancze przeslanie - żyjesz jak mąż z żona, ale nie jesteście małzeństwem - grzeszycie wobec Boga, siejecie zgorszenie wobec własnych dzieci, znajomych i rodziny. Ale nie, katolicy tak nie powiedzą, bo to kosztuje chocby utratą znajomości, byciem nazwanym "nawiedzonym katolem" etc. Katolicy teraz udawac będą, iz wszystko jest ok, bo nie można innym zgladąć pod kołdrę.
8 lipca 2016, 07:31
Nie wiem co oznacza pojecie "dobry katolik".
JK
Jacek K
8 lipca 2016, 20:54
Jasne i czytelne przesłanie ma polegać na powiedzeniu innym, że grzeszycie wobec Boga? Myślisz, że oni tego nie widzą? Myślisz, że moje zdanie ich interesuje? Myslisz, że jak im wygłoszę czytelne i jednoznaczne przesłanie to zmienią swoje postepowanie, że znajdą Boga???
9 lipca 2016, 06:55
Myślę, ze młodzi mieszkajacy bez ślubu uważaja iż czynią dobrze, a ślub jest zły. Myśle  też, iz dla wielu młodych ochrczonych nauka Kościoła jest czystą abstrakcyjną teorią, bo brak jest w ich życiu praktycznych dobrych przykładów życia zgodnego z tą kościelna teorią.
7 lipca 2016, 12:44
„Chodzi o pozbawione nachalności i cukierkowatości pokazanie piękna i radości życia w sakramentalnym małżeństwie i w rodzinie. Chodzi o budowanie świadomości, że małżeństwo jest czymś niesamowicie porywającym, satysfakcjonującym, niosącym radość i szczęście na całe życie. I nie jest to zadanie w głównej mierze dla księży. Duchowni po prostu niech nie przeszkadzają świeckim.” Niestety to jest złą droga. Bo trzeba zacząć od przyjęcia za prawdę słów zawartych w Ewangeliach. Nie wybranych, pasujących do danego etapu życia, ale przede wszystkim tych, które nas tak wkurzają.  Skoro jest oczywistym iż droga do świętości wiedzie przez krzyż, to tak będzie. Skoro ktoś wybiera małżeństwo jako swoja drogę, to musi zamiast takich pierdół zaakceptować fakt iż jego małżeństwo będzie też krzyżem. Skoro jednak obecnie młodym wmawia się bajki o szczęcie małżeńskim na całe życie, o porywającym, niosącym radość życiu w małżeństwie, to młodzi słusznie odrzucają taki przekaz, patrząc na doświadczenie małżeństw pokolenia swoich rodziców. Widzą przecież rozdźwięk między teoria głoszona z ambon, a praktyką życia.
QQ
q q
7 lipca 2016, 12:41
No, jeśli Bóg jest nieskończenie miłosierny, wszystko bezwarunkowo wybacza, bo to w zasadzie Jego zawód, postępowanie człowieka nie ma żadnego znaczenia w jego zbawieniu, bo to tylko bezwarunkowa łaska na którą nie można sobie zasłużyć, Jezus nigdy nie potępia, a grzech i chrześcijańska moralność, to jakiś klerykalny wymysł, bo piekło i tak jest puste - to na co się sprężać i użerać, i być tylko powodem nieszczęść w rodzinie w upartym trwaniu w małżeństwie. Nawet więcej; to bardziej uczciwe, kiedy nie znając ciągle zmieniających się okoliczności człowiek nie daje słowa przed Bogiem, a tylko w dialogu i wzajemnej tolerancji uzgadnia warunki wspólnego pożycia.
7 lipca 2016, 12:55
Jest tylko jedne mały drobiazg. Bóg nie zbawi wbrew woli człowieka. Skoro żyjesz, tak jakby Boga nie było, skoro nie uznajesz za prawdziwe Jego Słowa, to na jakiej podstawie oczekujesz Jego Miłosierdzia i zbawienia? Każdy ma wybór, ale tez kazdy ponosi konsekwencje wyborów. 
QQ
q q
7 lipca 2016, 14:35
Ja tylko z uwagą słucham Bergoglio, czytam światłych kapłanów i komentatorów na deonie, słucham publicznych wypowiedzi, homilii i kazań interpretatorów miłosierdzia Bożego, i tam wszędzie nawet o tej decyzji i konsekwencjach wyborów nic nie ma. To pewnie Bóg jest tak miłosierny, że lepiej wie, czego nam do pełni szczęścia brakuje i dlatego piekło będzie puste, a nasze postępowanie i czyny, w tym poprzedzające je decyzje, są bez znaczenia. Po prostu jesteśmy skazani na zbawienie i kropka. No to powiedz, dlaczego się teraz męczyć ? Hulaj duszo, piekła nie ma !
7 lipca 2016, 14:45
"No to powiedz, dlaczego się teraz męczyć ?" I tu leży chyba najwiekszy problem, życie wiarą dla osoby wierzacej nie jest męczące.  Ale na pewno takie życie pełne (podobno) zakazów i nakazów będzię męczace dla niewierzącego katolika żyjącego w strachu, albo dla osoby chcacej zachowac przed innymi pozory bycia katolikiem. 
QQ
q q
7 lipca 2016, 18:13
Nie ma wiary bez cierpienia, a cierpienie jest męczące, wymaga bowiem wysiłku (!), czasem trudnego do udźwignięcia i zniesienia. Nie można ludziom ciągle powtarzać, że skoro się męczą doświadczając trudności, to są niewierzący, bo odrywamy powszechność doświadczenia trudności, cierpienia i właśnie męki od powszechności wiary i powszechności Kościoła, a zamykamy się w jakiejś "kontemplacyjnej" elitarności nawiedzonych pięknoduchów, którym często wydaje się, że już teraz stracili ludzką naturę (sekciarstwo) - to jest oczywiste kłamstwo nieliczące się z powszechnością ludzkich doświadczeń i z samą przyrodzoną ludzką kondycją. Na powszechność ludzkich doświadczeń realnie potrzebny jest, tak obecnie pogardzany, powszechny elementarz zasad, nakazów i zakazów Dekalogu bez którego nie ma wiary katolickiej (!) uzdalniającej poprzez miłość i nadzieję do mężnego (zupełnie zapomniana cnota) pokonywania w codziennym trudzie i wytrwałości różnych przeciwności życiowych. I tutaj jest cały problem i wypadkowa obecnej kondycji małżeństwa. Wiara [url]http://www.ptta.pl/pef/pdf/w/wiara.pdf[/url] (Powszechna Encyklopedia Filozofii Polskiego Towarzystwa Tomasza z Akwinu)
JK
Jacek K
7 lipca 2016, 22:02
Bez mąk piekielnych nie da się uzasadnić sensu sakramentu małżenstwa?
TK
Ter Ka
8 lipca 2016, 00:46
Zgadzam się, własnie o to chodzi. Jesli będziemy kochać Boga i bliźniego, to wszelkie nakazy i zakazy Kościoła będą oczywiste i naturalne. I nie będą ciężarem, bo będzie jasne, że chodzi o szczęście człowieka, także doczesne. Oczywiście, "krzyże" i cierpienie są nieodłączne od kondycji ludzkiej ale nie wypływają z wiary i jej zasad, przeciwnie, wiara i miłość znacznie je łagodzą. A człowiek kochający ofiary na rzecz drugiego podejmuje z radością. Problem jest jeden: odwrócenie tego porządku. Jeśli zaczynamy od ofiar, wyrzeczeń, nakazów i zakazów, wszystko wydaje się nie do udźwignięcia. Słyszałam kiedyś najkrótsze i najgenialniejsze kazanie (no, plus odrobina komentarza). Oto ono: NAJPIERW MISTYKA, POTEM ETYKA. Oczywiście, mistyka znaczy Miłość a nie bycie w zakonie kontemplacyjnym :)
TK
Ter Ka
8 lipca 2016, 00:51
Bez prawdziwej wiary i Miłości to recepta na wychowanie frustratów i zgorzkniałych cierpiętników. Którzy w dodatku w każdym przejawie radości życia i szczęścia dopatrują się grzechu i zła.
QQ
q q
8 lipca 2016, 00:58
Bez mąk piekielnych nie da się uzasadnić sensu ludzkiej pychy i powodowanej nią głupoty
QQ
q q
8 lipca 2016, 01:17
Bez nieustającego wysiłku wypełniania Dekalogu i woli Boga (a nie Twojej) nie ma ani wiary, ani nadziei, ani miłości ! Na każdej Mszy Św. odmawiasz Modlitwę Pańską (Ojcze nasz): "...przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi". Prosisz o Królestwo Boga, a nie swoje, o wolę Boga, a nie swoją. Przeczytaj jeszcze raz ze zrozumieniem, to co napisałem.
QQ
q q
8 lipca 2016, 01:36
Najpierw z całego serca, wysiłkiem całej woli i całego intelektu katolik ma miłować Boga, a to znaczy przede wszystkim wypełniać Jego wolę, Jego przykazania, Jego naukę, i poprzez tą miłość kochać bliźniego. Innej ewangelicznej miłości nie ma. Są tylko nasze egoistyczne, emocjonalne i zmienne wyobrażenia miłości. Mistyka, to akademia wiary, a tutaj widać problem z elementarzem.
8 lipca 2016, 07:34
Jezli już to nie ma życia bez cierpienia. Jarzmo wiary jest słodkie i absolutnie do wytrzymania. I nie chodzi przy tym o zakazy, czy nakazy. Takie pojmowanie wiary jest niedojrzałością.
8 lipca 2016, 07:38
"Bez nieustającego wysiłku wypełniania Dekalogu" - nie na tym polega wiara katolicka. Wypełnianie Prawa to domena czasów przed chrześcijańskich.  "a każdej Mszy Św. odmawiasz Modlitwę Pańską (Ojcze nasz): "...przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja [...]" - skoro Bóg Cię kocha, to dlaczego Jego wola ma być dla Ciebie cierpieniem?
8 lipca 2016, 07:42
Nasz krzyż nie polega na cierpieniu przy wypełnianiu woli Boga. Wręcz odwrotnei - wynikja z checi odrzucenia Boga. Cierpisz nei dlatego, iz wierzysz, ale dlatego, iz nie wierzysz Bogu.  Ofiarą nie jest życie na rzecz drugiego, lecz porzucenie własnego wybujalego JA. 
8 lipca 2016, 07:48
"Najpierw z całego serca, wysiłkiem całej woli i całego intelektu katolik ma miłować Boga, a to znaczy przede wszystkim wypełniać Jego wolę, Jego przykazania, Jego naukę, i poprzez tą miłość kochać bliźniego." Tak, tyle tylko iż herezja jest mówienie, iz wypełnainie woli Boga jest cierpieniem, ofiarą czy wymaga poświęceń. Droga wytyczona przez Boga jest trudna tylko dlatego, iż nam brakuje wiary iz Bóg chce dla nas dobra. Piszesz: "Nie ma wiary bez cierpienia, a cierpienie jest męczące, wymaga bowiem wysiłku" - dlaczego uważasz, iż cierpisz wypełniając choćby zapisy Dekalogu?
QQ
q q
8 lipca 2016, 11:40
Twierdzisz, że Dekalog nie obowiązuje Katolika ? To jest dopiero herezja ! Czy miłość polega tylko na głaskaniu po główce ? Czy miłość niczego nie wymaga ? Czy miłość Boża nie oczekuje od człowieka wyrzeczeń, choćby zła, egoizmu, wyrzeczenia ludzkiej, skażonej grzechem woli ? Czy codzienna walka z własną grzeszną wolą nie jest powodem wysiłku i cierpienia dla ludzkiego egoizmu, jego wyobrażeń siebie, Boga i drugiego człowieka ? 
QQ
q q
8 lipca 2016, 11:44
Człowiek żyje wiarą i cierpienie życia jest cierpieniem wiary, albo człowiek żyje własnymi (ludzkimi) wyobrażeniami wiary bez elementarza "niedojrzałości" zakazów, czy nakazów Dekalogu i wówczas katastrofa goni katastrofę. Taka swoista schizofrenia; życie sobie, wiara sobie".
QQ
q q
8 lipca 2016, 11:52
Na tym polega tragedia obecnych czasów - oderwano wiarę od realizmu życia. Uczyniono z niej jakąś wyabstrahowaną wydmuszkę, wyidealizowany obraz nie przystający do ludzkiego życia. Dlatego pryska jak bańka mydlana przy pierwszej konfrontacji z realizmem życia, z trudnościami jakie życie niesie. Życie wiarą, owoc wiary, po którym poznaje się człowieka wierzącego, to nieustanne wzmaganie się ze swoimi słabościami (egzystencjalnymi, poznawczymi i wolitywnymi), ze swoją niedoskonałością w szukaniu i wybieraniu dobra, a unikaniu zła, w stawaniu po stronie Boga i prawdy, a występowaniu przeciw kłamstwu. Czy Twoim zdaniem to wszystko to pikuś łatwy, lekki i przyjemny, bo (uwaga) "jarzmo wiary jest słodkie" ? To ma być jakaś magiczna formuła ? Jarzmo wiary jest, a raczej najczęściej bywa, słodkie mimo cierpienia w ufnym wytrwaniu przy Bogu, kiedy mimo cierpienia wiara Bogu, Jego słowu, Jego woli zwycięża.
QQ
q q
8 lipca 2016, 12:04
Czy przez to, że wierzymy cierpienie przestaje być cierpieniem ? Wiara jednak nadaje cierpieniu najgłębszy sens Krzyża i wówczas dla słabego człowieka jest do uniesienia, a nawet może się stać "słodkim jarzmem Boga". To właśnie wiara nadaje sens cierpieniu zarówno temu związanemu ze słabościami ciała, jak i temu cierpieniu związanemu z nieustannym wysiłkiem duchowym, poznawczym i wolitywnym człowieka na drodze ku Bogu, ku pojednania z Bogiem poprzez wypełnianie Jego, a nie naszej woli. I okazuje się, że ten niedojrzały wysiłek niedojrzałej wiary jest najtrudniejszy !
8 lipca 2016, 17:15
Jak czytam Twe wpisy to rodzą się we mnie pytania: czy naprawdę wierzysz, iż Jezus Chrystus Zmartwychwstał? czy naprawdę wierzysz, iz Bóg chce naszego dobra i ze Dekalog jest dla nas wskazówką, co znaczy nasze dobro, a nie celową drogą przez nasze cierpienie? czy człowiek jest w stanie sam zasłużyć choćby  poprzez cierpienie na swoje zbawienie?
QQ
q q
8 lipca 2016, 21:30
Najważniejsze, to stawiać właściwe pytania i wytrwale, z Bożą pomocą szukać na nie odpowiedzi
9 lipca 2016, 11:09
A kiedy chesz żyć, skoro na razie szukasz odpowiedzi?
QQ
q q
10 lipca 2016, 09:58
PRAWDY WIARY KATOLICKIEJ czyli MAŁY KATECHIZM GŁÓWNE PRAWDY WIARY 2. Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. 6. Łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna. GRZECHY PRZECIWKO DUCHOWI ŚWIĘTEMU 1. Grzeszyć, licząc zuchwale na Miłosierdzie Boże. 3. Sprzeciwiać się uznanej prawdzie chrześcijańskiej. 5. Mieć zatwardziałe serce wobec zbawiennych napomnień. 6. Aż do śmierci odkładać pokutę i nawrócenie. GRZECHY CUDZE 1. Namawiać kogoś do grzechu. 2. Nakazywać grzeszyć. 3. Zezwalać na grzech. 4. Pobudzać do grzechu. 5. Pochwalać grzech drugiego. 6. Milczeć gdy ktoś grzeszy. 7. Nie karać za grzech. 8. Pomagać do grzechu. 9. Usprawiedliwiać czyjś grzech. 4 CNOTY GŁÓWNE (KARDYNALNE) Roztropność. Sprawiedliwość. Umiarkowanie. Męstwo. DARY DUCHA ŚWIĘTEGO 1. Mądrość. 2. Rozum. 3. Rada. 4. Umiejętność. 5. Męstwo. 6. Pobożność. 7. Bojaźń Boża. UCZYNKI MIŁOSIERDZIA WZGLĘDEM DUSZY 1. Grzeszących upominać. 2. Nieumiejętnych pouczać. 3. Wątpiącym dobrze radzić. 4. Strapionych pocieszać. 5. Krzywdy cierpliwie znosić. 6. Urazy chętnie darować. 7. Modlić się za żywych i umarłych.
10 lipca 2016, 15:05
A coś o koniecznosci cierpienia, o kórym tutaj tak wiele piszesz? A coś o praktyce małżeńskiej zastosowania tych teorii, która tutaj wklejasz?
QQ
q q
10 lipca 2016, 17:38
Jak będziesz miał jakieś osiągnięcia odnośnie choćby jednej z tych 4 cnót kardynalnych, a nie w cwaniakowaniu, to chętnie przeczytam Twoje uwagi o konieczności cierpienia. To jest nauka św. Tomasza z Akwinu, więc Kk. Musisz sam doświadczyć trochę cierpienia, aby w tej materii swoją ignorancję znaleźć. I na tym kończę tutaj rozmowę z Tobą, bo nie widzę u Ciebie dobrej woli.
10 lipca 2016, 19:01
Rozumiem, iż masz problem, bo chciałby sie od Ciebie dowiedzieć wiecej, niż tylko teroii Kościoła. Powielanie bez zrozumienia i bez życia tym co naucza Kościół prowadzi na manowce, chocby takie jak tutaj opowiadasz.