Mama - rola, do której nie można się przygotować

Mama - rola, do której nie można się przygotować
(fot. Dorothea Lange [colorized by John Boero] Public domain, via Wikimedia Commons)

Siadając do pisania tego tekstu, zastanawiałem się, czy można powiedzieć coś o macierzyństwie samemu nie będąc ojcem. Chciałem napisać tekst, który będzie podziękowaniem naszym Matkom za ich obecność bez zestawiania tych dwóch światów, bez mieszania się w spory ideologiczne. Pomyślałem wtedy, że opowiem wam po prostu o różnych matkach, które w życiu spotkałem. O tym, jak patrzenie na inne mamy nauczyło mnie wdzięczności za moje własne dzieciństwo.

Każdy z nas nosi w sercu wspomnienie domu rodzinnego. Nosimy w sobie okruchy szczęścia, nawet jeśli ten dom nie zawsze był kompletny, brakowało w nim pieniędzy lub rodzice po prostu nie radzili sobie z byciem rodzicami. Bywały też domy, w których ktoś nam musiał ich zastąpić. Być może miałeś najbardziej nieidealne życie na świecie, ale ty również nosisz w sercu wspomnienia chwil, w których doświadczałeś miłości. Nawet najdrobniejszy gest miłości pozostaje na zawsze w człowieku.

Siłaczka i lingwistka

Mamy to prawdziwe mistrzynie w małych gestach. Za pomocą spojrzeń, dotknięć i objęć potrafią przekazać nam całą prawdę o miłości - i nie tylko o tej do nas, ale o jakiejkolwiek miłości. Już zawsze ich miłość będzie dla nas pewnym wzorcem, do którego będziemy dążyć i którego będziemy szukać. Jedną z takich wyjątkowych matek jest Eugenia. Gdy ją poznałem, coś niesamowitego wydarzyło się w moim świecie. Wraz z mężem wychowuje niepełnosprawnego Bronka. Komplikacje przy jego narodzinach sprawiły, że ich oczekiwany zdrowy synek urodził się niedotleniony. Od tamtego momentu Genia nosi go na rękach - dosłownie. Od ponad 20 lat jest jego oknem na świat, jego nogami, rękami i jego głosem. Wypracowali niesamowity sposób komunikacji - oni naprawdę rozumieją się bez słów.

Razem gotują. "Bronek ma własne smaki i czasami kręci nosem" - powtarzała Genia. Dlatego lubi z nim spędzać czas w kuchni - "unikają nieporozumień". To nie są fanaberie zatroskanej matki. Bronek naprawdę aktywnie uczestniczy w jej życiu. Nigdy wcześniej nie spotkałem człowieka, którego spojrzenie byłoby tak wymowne i dosłowne. Ona nigdy się nie poddała w walce o niego. Cały czas cierpliwie uczyła się jego języka i ufała, że chce jej coś przekazać. Bronek jest bardzo wrażliwy na dotyk. Komunikuje się nim tak samo jak spojrzeniem. Tak subtelny język może zrozumieć tylko matka. To ona pierwsza odczytała słowa ukryte w milczącym ciele. Pamiętam, gdy pierwszy raz podała mi rękę na powitanie. Naprawdę zrozumiałem wtedy wszystko, co chciała mi przekazać.

Dorośli, gdy są chorzy, biegną do apteki, ale wszyscy pamiętamy, że kiedyś nie było lepszego lekarstwa niż powędrowanie do łóżka rodziców. Genia jest najlepszym lekarstwem dla swojego syna. Miłość potrafi czynić niewyobrażalne rzeczy. Ktoś, kto kocha, jest czujny i czuły. Jednocześnie dostrzega i reaguje. To największe bohaterstwo.

Jak poskładać dom i serce

Co jednak, gdy dom nie jest kompletny? Czy można go zbudować na nowo? Tej sztuki nauczyłem się od Magdy, która z mężem prowadzi rodzinny dom dziecka. Poznałem ich podczas studiów. Mogli mieć własne dzieci, ale Magda sama wychowała się w rodzinie zastępczej i stała się przez to wyjątkowo wrażliwa na podobny los. Gdy ich córka miała 7 lat, zdecydowali się na adopcję. Wszystko odmieniło się po wizycie w domu dziecka. Magda wiedziała, że jedna adopcja niczego nie zmieni ani dla niej, ani dla tych dzieci. Miała pojemne serce i wszelkie inne predyspozycje do bycia matką. W krótkim czasie zaczęli zabiegać o stworzenie rodzinnego domu dziecka.

Wychowali już łącznie 12 dzieci. Trudności bywały ogromne. Magda nigdy nie starała się zastąpić im matki, nigdy nie próbowała grać tą kartą, by pokazywać się lepiej na tle ich zrujnowanego często dzieciństwa. Zazwyczaj była nazywana ciocią, ale zdarzało się, że usłyszała "jesteś dla mnie jak mama". Niezależnie od tego, jaki ten matczyny obraz w głowach dzieci był, uważała to porównanie za największe podziękowanie. Bo dziecko, gdy mówi "mama", myśli "kocham".

Za tragedią dzieci stoi często tragedia samych matek, które decydują się na oddanie ich do adopcji. Magda powiedziała mi kiedyś, że nie odważyłaby się potępić nawet matki alkoholiczki: "Alkohol odbiera jej umysł i przysłania miłość, którą powinna okazywać dziecku, ale ta miłość jednak jest, chociaż głęboko ukryta". Magda jest dowodem na to, że nie tylko więzy biologiczne zapewniają macierzyństwo. Jest silną kobietą, ale też bardzo pokorną. Na pytanie, jak udaje jej się łagodzić lub unikać konfliktów, odpowiedziała: "Jeśli czujesz, że jesteś kochany pomimo wszystkiego, co potrafisz zrobić, to przestajesz zaznaczać swoją obecność, jesteś pewny swojego miejsca przy stole".

Odwaga przyznania się do słabości

Tu przypomina mi się inna mama, którą miałem okazję poznać. Karolina ma dzisiaj trochę ponad trzydzieści lat. Kiedy zaszła w ciążę, miała ich 16. Nie stroniła od narkotyków i alkoholu. Uciekła z domu, w którym próbowano ją wykorzystać. Uciekła nie tylko dlatego, że była skrzywdzona. Impuls do samoobrony dała jej właśnie ciąża. Wiedziała, że nie jest w stanie zostać matką, ale nie wytrzymała, gdy jedyną propozycją pomocy od ojca jej dziecka były pieniądze na aborcję. Domu nie miała, był osiedlową pijalnią dla obcych ludzi.

Karolina uciekła, by urodzić dziecko. Trafiła pod opiekę zakonnic, znalazła szpital, co do którego była pewna, że może zostawić tam bezpiecznie dziecko. Urodziła syna i oddała go do adopcji. Po wszystkim po cichu zniknęła i z czasem wylądowała na ulicy. Chwytała się różnych zajęć, aż wreszcie wyjechała za granicę do pracy. Ja spotkałem ją kilka lat po jej powrocie na stałe do Polski. Jest poszukująca i poznaliśmy się na rekolekcjach. Uderzyło mnie jej silne przywiązanie do dziecka, którego nie widziała kilkanaście lat. Zapytałem, czy nie myśli o odzyskaniu go. Z zaskakującą szczerością odpowiedziała, że nie. "Oddałam go, zapewniłam nowe życie. Nie mogę tego życia teraz odebrać, tylko dlatego, że mam trochę więcej lat, pieniędzy i rozumu". Jednak tego spotkania w przyszłości nie unika i chciałaby kiedyś poznać syna - "jeśli tylko będzie mnie szukał".

Wielu z was może tego nie zrozumieć, ale ja podziwiam Karolinę. To jedna z odważniejszych kobiet, jakie poznałem. Postawiła wszystko na jedną kartę, jednak po ludzku nie była zwycięzcą. Zrobiła to wtedy instynktownie, ale dziś wie, że "dziecko to nie przedmiot, nie zabawka, którą można wziąć i odłożyć, i znowu wziąć". Poruszyło mnie, że wciąż pozostaje matką, choć minęło tyle czasu, a ona zrzekła się jakichkolwiek praw. To nie było pójście na łatwiznę, jej serce wciąż bije dla tego dziecka.

Co ciekawe Karolina, snując marzenia o tym, jak szczęśliwe może być teraz życie jej synka, bardzo często wraca do własnych wspomnień. Wychowała się w bardzo trudnym domu, ale to, co w nim dobrego doświadczyła, jest warte, by życzyć tego drugiemu człowiekowi. Wspominała, jak mama kładła ją spać, pomimo że nie zawsze była do końca trzeźwa, lub jak starała się, żeby jej dzień urodzin był wyjątkowy, choć nie było na to pieniędzy. Niezależnie od tego jak ciężkie miałeś dzieciństwo, na pewno nosisz w sobie chociaż okruchy dobrych chwil. Nasi rodzice bywają nieidealni, ale walczą o nas z różnymi potężnymi przeciwnikami.

Ciche bohaterki

Istnieją też matki, których życie nie wyróżnia się znacząco. Moja taka właśnie jest. Cicha bohaterka, subtelna nauczycielka, źródło dobrej rady. Dzięki niej moje dzieciństwo było szczęśliwe i bezpiecznie. Nie liczyło się to, czego nie miałem. W moim domu nie okazywało się nadmiernie czułości, a przynajmniej na tle innych rodzin wypadaliśmy całkiem przeciętnie. Nigdy jednak nie miałem wątpliwości, że jestem kochany. Najbardziej uderza mnie w niej, że jest taka spokojna. Kiedy inni rodzice czynnie brali udział w kłótniach swoich dzieci, ona nie mieszała się do nich nigdy. Zawsze mnie uczyła, że sam muszę brać odpowiedzialność. Dzięki niej moje "życiowe tragedie" z piaskownicy zostawały w piaskownicy. Zawsze jest roztropna, opanowana, słucha ludzi i nie nadużywa słów. Mówi dokładnie tyle, ile powinna, a przy tym cieszą ją proste rzeczy. Jest radosna.

Najważniejsze zaś, że nigdy nie tęskniła za życiem, którego nie miała. Jest obecna tu i teraz, pogodzona z życiem. Te wszystkie cechy miały na mnie największy wpływ i widzę to po latach. Dzisiaj już sam decyduję o sobie, ale wciąż jej przykład jest dla mnie najlepszą radą. Wiem też, że niezależnie od tego, z jakimi problemami się borykam, mogę do niej zadzwonić, a ona mi doradzi z tym samym spokojem, który pamiętam z dzieciństwa.

Z tej roli się nie wychodzi

Nie wiem, na czym polega fenomen macierzyństwa. Jako mężczyzna nigdy się też tego nie dowiem. Ale wiem, że one wszystkie czynią ten świat lepszym. Życie weryfikuje ich starania, a jednak wciąż podejmują ryzyko. Codziennie nowe. Wanda Półtawska napisała w jednej ze swoich książek, że kobieta staje się matką znacznie wcześniej niż w dniu narodzin dziecka. Dzieje się to już w chwili, gdy uświadamia sobie, że jest w ciąży. Tak samo nigdy nie przestaje się być mamą, nie zmienia tego nawet utrata dziecka.

Nieważne, w jaki sposób realizujesz w życiu swoje macierzyństwo. Dziękuję Ci, że miałaś odwagę, że jesteś i że zrobiłaś na ziemi miejsce komuś, kto bardzo Cię potrzebował.

Szymon Żyśko - redaktor DEON.pl, grafik, prowadzi autorskiego bloga "Pudełko NIC"

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mama - rola, do której nie można się przygotować
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.