Miłość bliźniego jest ważniejsza niż moja prawowierność

Papież Franciszek i patriarcha Bartłomiej - depositphotos.com (288633128)

Chcielibyśmy, żeby Kościół był wspólnotą, gdzie jedni są życzliwie nastawieni do drugich. Pragniemy, by był On bardziej jak ‘szpital polowy’, działający z łagodnością i miłosierdziem, ale w praktyce zbyt często staje się wokandą sądową, gdzie są paragrafy, kanony, osądy i wyroki. Trudno nam być wspólnie. Zbyt często jesteśmy jedni przeciw drugim. Nie umiemy rozmawiać o słabościach, czy o grzechu, pomagając podnieść się z upadków, a nie obwiniać i nakładać ciężary na tych, którzy i tak ich nie są w stanie ponieść.

Boję się ludzi wykształconych, przekonanych o własnej ‘nieomylności’ i używających tej wiedzy jak bicza do okładania innych. Boję się tych super ortodoksyjnych, którzy nigdy w niczym nie ‘zbłądzili’ i przypominają o tym z naciskiem wszem i wobec. Boję się tych, którzy są przekonani o swojej prawości i z moralnym poczuciem wyższości rozstawiają innych po przysłowiowych ‘kątach’. Tacy, niestety, są głośniejsi, działają z poczuciem misji i często mają mentalność ‘inkwizytorów’, czy też ‘krzyżowców’.

W piątek, 8 grudnia obchodziliśmy Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi. Jest to stosunkowo ‘świeży’ dogmat, ogłoszony przez Kościół w połowie XIX w., ale próba jego rozumienia sięga starożytności, IV/V wieku, zwłaszcza czasów św. Augustyna z Hippony. Jego poglądy na grzech pierworodny, że jest on związany z pożądliwością towarzyszącą poczęciu człowieka, na długie wieki uniemożliwiły sformułowanie takiego dogmatu, jak ten o niepokalanym poczęciu Maryi. Niepokalany mógł być tylko Jezus, bo On został poczęty z interwencji Boga, bez udziału mężczyzny, czyli bez pożądliwości. W myśli Augustyna i wielu późniejszych, nawet z największym teologiem chrześcijaństwa, za jakiego jest uważany św. Tomasz z Akwinu włącznie, nazwanie Maryi niepokalanie poczętą było herezją i powinno było być zwalczane przez dbającą o czystość wiary inkwizycję.

DEON.PL POLECA

1500 lat zajęło nam lepsze, pełniejsze zrozumienie tej prawdy. Wystarczy sobie wyobrazić, ile w tym czasie było cierpienia, oskarżeń o herezje, schizm, itp. Chichotem historii jest to, że do sformułowania dogmatu o niepokalanym poczęciu została wykorzystana koncepcja, jaką miał Ariusz, wczesnochrześcijański ksiądz, heretyk, który uważał, że Jezus Chrystus nie był równy Ojcu w bóstwie, ale niejako ‘został ubóstwiony’. Tę koncepcję odrzucił pierwszy Sobór Powszechny w Nicei. Za dwa lata będziemy obchodzić 1700-lecie tego wydarzenia. Ariusz umarł jako heretyk, choć jego koncepcja pojawiała się co jakiś czas w historii, a arianami inkwizycja zajmowała się ze szczególnym upodobaniem.

W roku 1054 nastąpił wielki, bolesny podział chrześcijaństwa na wschodnie (prawosławne) i zachodnie (katolickie, a od XVI w. także protestanckie). Wcześniej też dochodziło do różnych rozłamów, ale ten podział z XI w. trwa boleśnie do dziś. Rozejście się wspólnot wiary ma zwykle wiele aspektów, ale symbolem tego prawosławno-katolickiego podziału była jedna z prawd wiary i przekonanie, że Duch Święty pochodzi od Ojca „i” Syna (katolicy) a nie od Ojca „przez” Syna (prawosławni). Dziś już nawet nie wiemy, jak to wyjaśniać, jak to wyrazić w odpowiedni sposób, a podział trwa. Ilu ludzi zostało przez ten czas skrzywdzonych, napiętnowanych i oskarżonych, wie jeden Pan Bóg. Jak nasze wspólnoty zostały przez te prawie tysiąc lat pokiereszowane? Na to także trzeba spuścić zasłonę miłosierdzia.

Warto pamiętać o tej historii dyskusji, herezji, dążenia do zachowania jedności, trwania w ortodoksji, kiedy przyglądamy się naszym współczesnym podziałom i oskarżeniom. Nie mamy odpowiedniej perspektywy, by na gorąco, bardzo rygorystycznie oceniać czyjeś intencje i działania. Tu nie chodzi o to, by promować ‘nie wtrącanie się’ w cudze sprawy, zostawianie każdego, aby ‘robił, co chce’. Odpowiedzią, jednak, nie jest zwarcie teologiczne. Ono niczego nie rozwiąże. Odpowiedź może przyjść tylko przez pokorę – krzyż i miłość – służbę. To droga, którą wskazał Jezus. I to jest najgłębsze rozumienie prawowierności.

DEON.PL

Wcześniej duszpasterz akademicki w Opolu; duszpasterz polonijny i twórca Jezuickiego Ośrodka Milenijnego w Chicago; współpracownik L’Osservatore Romano, Studia Inigo, Posłańca Serca Jezusa i Radia Deon oraz Koordynator Modlitwy w drodze i jezuici.pl;

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Miłość bliźniego jest ważniejsza niż moja prawowierność
Komentarze (10)
JY
~Ja Yttr.
30 maja 2024, 06:33
Boję się ludzi wykształconych, przekonanych o własnej ‘nieomylności’ i używających tej wiedzy jak bicza do okładania innych. Boję się tych super ortodoksyjnych, którzy nigdy w niczym nie ‘zbłądzili’ i przypominają o tym z naciskiem wszem i wobec" A ja takich znam, i takich doświadczam, doświadczam ich krytyki i przykrych słów. Szczególnie boli od osób z najbliższego kręgu, krewnych, ale ich kocham. Wiem ile błędów sama popełniłam w postrzeganiu i przeżywaniu wiary, a mój rozwój będzie trwał do końca życia. Możliwe jest jednak spotkanie i wymiana darów/ Słowa Bożego, a Duch Święty zawsze coś dobrego z tego uczyni.
ŁR
~Łukasz Ruda
12 grudnia 2023, 09:50
Boję się ludzi nie uznających dyscypliny intelektualnej i uznających to za cnotę.
AS
~Antoni Szwed
11 grudnia 2023, 21:21
I znowu się nie podobają cenzorowi moje opinie, znowu zwycięża kościelna poprawność polityczna. Tyle jest warte to wasze słuchanie, dialogowanie i dopuszczanie do głosu świeckich. Czyste kłamstwo!
AS
~Antoni Szwed
11 grudnia 2023, 21:17
"Boję się ludzi wykształconych, przekonanych o własnej ‘nieomylności’ i używających tej wiedzy jak bicza do okładania innych. Boję się tych super ortodoksyjnych, którzy nigdy w niczym nie ‘zbłądzili’ i przypominają o tym z naciskiem wszem i wobec." Ech, to chyba Ojciec pisze o Marsjanach. Na Ziemi wszyscy ludzie są grzeszni i nikt bez kłamstwa nie może o sobie powiedzieć, że jest bez grzechu [1 J 1, 8]. Nasze grzechy są do zmazania przez łaskę Boga (sakrament pokuty), ale aby te grzechy dobrze rozpoznać i prawdziwe podążać drogą do Boga, potrzebna jest JEDNOZNACZNA i PRAWOWIERNA nauka Kościoła. Dlatego wierni świeccy oczekują, że biskupi i księża zrobią wszystko, by nie dopuścić do jej zniekształcenia.
AS
~Antoni Szwed
11 grudnia 2023, 21:16
Nie da się wychodzić z miłością do bliźniego (zwłaszcza innowiercy), gdy ta miłość nie jest oparta na prawdzie. Nie może być ufundowana na fałszu z myślą, byleśmy się kochali. Z tego nic nie będzie. A prawda nie jest nasza, ludzka i to jeszcze tak, że każdy miałby mieć swoją własną prawdę. Zupełny relatywizm (fałsz). Prawda należy do Chrystusa. On jest Prawdą [J 14,6]. Dlatego w pokorze i uczciwie trzeba tę Prawdę poznawać i także głosić ją innym. Jeśli jest to robione w oparciu o Pismo Święte i Tradycję to to jest prawowierne i dobre zarazem. Np. w Kościele katolickim istnieje dogmat o Niepokalanym Poczęciu Maryi. W Kościołach prawosławnych go nie ma, tym bardziej we wspólnotach protestanckich. Czy katolicy powinni wobec innych chrześcijan przemilczać tę prawdę (dogmat)? Nie, powinniśmy go głosić, bo mamy coś, czego oni nie mają. Tym właśnie powinniśmy ich obdarować, nawet jeśli dziś nie chcą przyjąć daru. Być może kiedyś go przyjmą, gdy łaska Boża w nich zadziała.
JW
~Joanna Wiśniewska
11 grudnia 2023, 00:11
Nie mogę się nadziwić. Kolejny raz przedstawiciel kleru nawołuje do nie przestrzegania zasad które przecież ustanowili hierarchowie kościelni. Może się doczekam unieważnienia przykazań kościelnych...
SX
~Stanisław X
11 grudnia 2023, 09:45
Być może Pani nie zrozumiała? Nigdzie w artykule nie ma nawoływania do nieprzestrzegania zasad. Mowa jest o tym, by nie zaniechać miłości do bliźniego w imię rzekomej (i nie zawsze prawdziwej) ortodoksji. Przykład z podejściem Augustyna do seksualności pokazuje, że czasami do Kościoła (i to ustami świętych i doktorów Kościoła!) dostają się opinie teologiczne błędne, wręcz upośledzone. Jest to kolejne mocne przypomnienie, że świętych nie można ślepo słuchać i oskarżać o brak ortodoksji każdego, kto podchodzi do ich opinii ze sceptycymem.
TM
~Tomasz Mortensen
11 grudnia 2023, 10:42
Mnie natomiast dziwi, albo lepiej niepokoi, te przesunięcie środka ciężkości skupienia i uwagi życia religijnego na człowieka. Jakiś czas temu pewien głośny dezerter ogłosił, że jego kościół to taki, w którego centrum stoi człowiek. To już nie Bóg? Miłość bliźniego, tak sloganowo chwytliwa i odmieniana przez wszystkie przypadki, nie jest wg mnie celem drogi chrześcijanina. A Kościół to nie towarzystwo wzajemnej adoracji, klepania się po plecach i "robienia sobie dobrze". Jeżeli wierność ortodoksji nie jest ważna, to po co teologia? A jeżeli ta jest zbędna, to może całe nauczanie Kościoła też? Bądźmy mili, uprzejmi, uśmiechajmy się do siebie, nie mówmy o problemach... i co? I już?
EM
~Ewa Maj
10 grudnia 2023, 11:20
Chciałabym wzmocnić ten głos. Chciałabym wzmocnić głos dążących do pozostania w jedności, który jest w sporze z głosami dążących do czystości wiary. Korzystając z dystansu, jaki daje czas, można przecież się zgodzić, że fakt, iż wierzymy w Ojca, Syna, Ducha jest nieporównywalnie ważniejszy od sporu o hierarchię i wladzę w tym związku. A przecież dziś dyskutujemy o sprawach dużo mniejszej wagi niż życie wewnętrzne Trójcy Świętej.
E3
edoro 333
10 grudnia 2023, 09:45
Święte słowa. Na co nam nasza prawowierności, jak nie kochamy bliźniego?