Miłość bliźniego jest ważniejsza niż moja prawowierność
Chcielibyśmy, żeby Kościół był wspólnotą, gdzie jedni są życzliwie nastawieni do drugich. Pragniemy, by był On bardziej jak ‘szpital polowy’, działający z łagodnością i miłosierdziem, ale w praktyce zbyt często staje się wokandą sądową, gdzie są paragrafy, kanony, osądy i wyroki. Trudno nam być wspólnie. Zbyt często jesteśmy jedni przeciw drugim. Nie umiemy rozmawiać o słabościach, czy o grzechu, pomagając podnieść się z upadków, a nie obwiniać i nakładać ciężary na tych, którzy i tak ich nie są w stanie ponieść.
Boję się ludzi wykształconych, przekonanych o własnej ‘nieomylności’ i używających tej wiedzy jak bicza do okładania innych. Boję się tych super ortodoksyjnych, którzy nigdy w niczym nie ‘zbłądzili’ i przypominają o tym z naciskiem wszem i wobec. Boję się tych, którzy są przekonani o swojej prawości i z moralnym poczuciem wyższości rozstawiają innych po przysłowiowych ‘kątach’. Tacy, niestety, są głośniejsi, działają z poczuciem misji i często mają mentalność ‘inkwizytorów’, czy też ‘krzyżowców’.
W piątek, 8 grudnia obchodziliśmy Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi. Jest to stosunkowo ‘świeży’ dogmat, ogłoszony przez Kościół w połowie XIX w., ale próba jego rozumienia sięga starożytności, IV/V wieku, zwłaszcza czasów św. Augustyna z Hippony. Jego poglądy na grzech pierworodny, że jest on związany z pożądliwością towarzyszącą poczęciu człowieka, na długie wieki uniemożliwiły sformułowanie takiego dogmatu, jak ten o niepokalanym poczęciu Maryi. Niepokalany mógł być tylko Jezus, bo On został poczęty z interwencji Boga, bez udziału mężczyzny, czyli bez pożądliwości. W myśli Augustyna i wielu późniejszych, nawet z największym teologiem chrześcijaństwa, za jakiego jest uważany św. Tomasz z Akwinu włącznie, nazwanie Maryi niepokalanie poczętą było herezją i powinno było być zwalczane przez dbającą o czystość wiary inkwizycję.
1500 lat zajęło nam lepsze, pełniejsze zrozumienie tej prawdy. Wystarczy sobie wyobrazić, ile w tym czasie było cierpienia, oskarżeń o herezje, schizm, itp. Chichotem historii jest to, że do sformułowania dogmatu o niepokalanym poczęciu została wykorzystana koncepcja, jaką miał Ariusz, wczesnochrześcijański ksiądz, heretyk, który uważał, że Jezus Chrystus nie był równy Ojcu w bóstwie, ale niejako ‘został ubóstwiony’. Tę koncepcję odrzucił pierwszy Sobór Powszechny w Nicei. Za dwa lata będziemy obchodzić 1700-lecie tego wydarzenia. Ariusz umarł jako heretyk, choć jego koncepcja pojawiała się co jakiś czas w historii, a arianami inkwizycja zajmowała się ze szczególnym upodobaniem.
W roku 1054 nastąpił wielki, bolesny podział chrześcijaństwa na wschodnie (prawosławne) i zachodnie (katolickie, a od XVI w. także protestanckie). Wcześniej też dochodziło do różnych rozłamów, ale ten podział z XI w. trwa boleśnie do dziś. Rozejście się wspólnot wiary ma zwykle wiele aspektów, ale symbolem tego prawosławno-katolickiego podziału była jedna z prawd wiary i przekonanie, że Duch Święty pochodzi od Ojca „i” Syna (katolicy) a nie od Ojca „przez” Syna (prawosławni). Dziś już nawet nie wiemy, jak to wyjaśniać, jak to wyrazić w odpowiedni sposób, a podział trwa. Ilu ludzi zostało przez ten czas skrzywdzonych, napiętnowanych i oskarżonych, wie jeden Pan Bóg. Jak nasze wspólnoty zostały przez te prawie tysiąc lat pokiereszowane? Na to także trzeba spuścić zasłonę miłosierdzia.
Warto pamiętać o tej historii dyskusji, herezji, dążenia do zachowania jedności, trwania w ortodoksji, kiedy przyglądamy się naszym współczesnym podziałom i oskarżeniom. Nie mamy odpowiedniej perspektywy, by na gorąco, bardzo rygorystycznie oceniać czyjeś intencje i działania. Tu nie chodzi o to, by promować ‘nie wtrącanie się’ w cudze sprawy, zostawianie każdego, aby ‘robił, co chce’. Odpowiedzią, jednak, nie jest zwarcie teologiczne. Ono niczego nie rozwiąże. Odpowiedź może przyjść tylko przez pokorę – krzyż i miłość – służbę. To droga, którą wskazał Jezus. I to jest najgłębsze rozumienie prawowierności.
Skomentuj artykuł