Moje dziecko czyta nie tylko lektury. Świetnie! A czy wiesz, co w nich jest?

Moje dziecko czyta nie tylko lektury. Świetnie! A czy wiesz, co w nich jest?
Zdjęcie ilustracyjne (Fot. .depositphotos.com)

Na prośbę znajomej przeczytałam niedawno książki o niejakiej Rodzinie Monet - serię bestsellerów dla młodzieży z kategorii "young adult". Przyznam, że bardzo mnie ta lektura poruszyła. Nie tyle jako czytelniczkę, co mamę ośmioletniej dziewczynki, w której ręce prędzej niż później ta powieść trafi. Niestety.

Ponadczasowe doświadczenia

Kiedy rok temu w wakacje nasze dzieciaki zaczytywały się w "Anne z zielonych szczytów" (znanej szerzej jako "Ania z Zielonego Wzgórza"), miałam wątpliwości, czy aby na pewno tego typu literatura jest już dla nich. Najstarszy syn miał wówczas 9 lat, ale czterech książek z tej serii z uwagą wysłuchał zarówno nasz 5-latek, jak i 7-latka.

Początkowo wydawało mi się to dziwne, bo sama kojarzyłam, że sięgnęłam po tę lekturę gdzieś w połowie podstawówki. W przypadku naszych dzieci przygoda z "Anne" zaczęła się jednak od tego, że chciałam zapoznać się z najnowszym przekładem ukochanej książki z młodości, a one, widząc moją ekscytację i rozczulenie, poczuły się bardzo zaciekawione, o czym jest ta historia.

DEON.PL POLECA

Uprosiły o przeczytanie pierwszego rozdziału na głos, a potem fabuła ich tak porwała, że w efekcie starszyzna zaanektowała mojego kindla, a Iwanek wybłagał o audiobooki. Ku mojemu zaskoczeniu każdy z nich znalazł w tej książce i jej kolejnych częściach coś dla siebie, a lektura ta była na tyle inspirująca, że szybko znalazła odzwierciedlenie zarówno w ich wakacyjnych zabawach, jak i w języku, jakim nasze dzieci opisywały swoje codzienne doświadczenia.

Pomyślałam wtedy, że po tym poznać uniwersalność i ponadczasowość danego dzieła, że wciąż ma swoją moc oddziaływania na ludzi w różnym wieku. A że ani sposób opisywania rzeczywistości, ani wykreowane przez Lucy Maud Montgomery postaci, ani język, jakim jest napisana ta powieść nie wzbudzały moich rodzicielskich zastrzeżeń, to z radością podsłuchiwałam, jak nasza trójka starszych dzieci chichocze, gdy Ania upija wisienkami swoją przyjaciółkę Dianę albo cierpliwie wyjaśniałam im niuanse, których do końca nie rozumieli (np. o co chodzi ze "szkółką niedzielną" czy adopcją).

To wspomnienie sprzed roku przypomniało mi się, gdy skończyłam czytać "Rodzinę Monet". Jak bardzo inna to literatura, jak bardzo innym językiem napisana! I choć nie zabronię swoim dzieciom po tę opowieść w przyszłości sięgać, to sama z siebie na pewno jej nie polecę. A jedną z wielu myśli, którą ta lektura we mnie wzbudziła, jest pytanie o określenie wieku adekwatnego do danej lektury.

Bardziej młodzi czy bardziej dorośli?

Od pewnego czasu w literaturze (a może lepiej rzec: w popularnych księgarniach i bibliotekach) wyodrębnia się nową kategorię "Young Adult" (najwyraźniej "młodzież" brzmi zbyt swojsko i nie generuje takich zysków, jak obcojęzyczne zwroty), która oficjalnie obejmuje książki skierowane dla młodych w wieku od 12 do 18 lat. Dość szeroki to przedział wiekowy i wśród osób zajmujących się literaturą nie ustają dyskusje, czy po wspomnianą, dajmy na to, "Rodzinę Monet" mogą już sięgać dziewczynki u progu nastoletniości, czy raczej dopiero te na finiszu. Są to - niestety - tylko niszowe dywagacje specjalistów, bo wiadomo, z czym się wiążą w dzisiejszym świecie ograniczenia wiekowe. Z fikcją (i to niestety - nie literacką). Więc tym bardziej warto dowiedzieć się samemu, po jakie książki nasze dzieci sięgają, gdy same mogą zdecydować, co wrzucić do swojego wakacyjnego plecaka.

Przeglądając naprędce kilka z czołowych pozycji książkowych na półce "young adult", można np. odnieść wrażenie, że są to gotowe scenariusze "gorących romansów" i filmów sensacyjnych z cyklu "zabili go i uciekł". I pewnie, że to przecież nie zestaw podpowiedzi do nowego kanonu lektur szkolnych (oby!), tylko czytadła dla rozrywki, ale warto mieć na uwadze, że - jak wszystko we wszechogarniającej nas popkulturze - to one kształtują wizje świata, marzenia i oczekiwania współczesnych nastolatków. Z jednej strony warto więc do tych książek zajrzeć, by dowiedzieć się czegoś o nastoletnich pragnieniach i sposobie postrzegania przez nich rzeczywistości, a z drugiej strony dobrze by było nie zostawiać młodych ludzi w tych wyobrażonych światach samym sobie.  

Warto czytać. Zawsze?

Są rzeczy, które mi się w serii książek o "Rodzinie Monet" podobały. Akcja jest wartka, a fabuła i postaci opisane bardzo sprawnie. Nie brakuje suspensów, humoru, a możliwość przeżywania problemów dojrzewania razem z główną bohaterką z pewnością może być bardzo cennym wsparciem niejednego nastolatka, który czuje się zagubiony w swojej burzy hormonów. Uderzało mnie też w tej książce gloryfikowanie więzi rodzinnych i siły tej relacji, co zresztą, jak zauważyłam, przeglądając inne książki z tej kategorii, jest dość częstym motywem.

Widać w tym uniwersalną, a może w dzisiejszym świecie jeszcze bardziej dojmującą tęsknotę młodego czytelnika za dającą poczucie bezpieczeństwa, stabilizacji i miłości obecnością rodzica/dorosłego opiekuna w jego życiu. Na tym chyba moja osobista lista pozytywów tej książki się kończy, a na liście zarzutów dominują trzy. 

Po pierwsze, "Rodzina Monet" oswaja z przemocą i wulgarnością. Agresja nie jest tu przedstawiana jednoznacznie źle, tylko nad wyraz często jako sposób rozwiązywania problemów i wyrażania troski o bliską osobę. Granica między dobrym a złym jest tu kompletnie zamazana, nie wspominając już o tym, że dość szybko czytelnik przyzwyczaja się do tego, że bycie członkiem mafii, posiadanie broni, narkotyków czy innych używek jest całkowicie naturalnym elementem wyobrażonego świata.

Ba, całkiem pozytywnym i dobrym sposobem na życie. Przekleństwa są tu zwykłym sposobem komunikacji, a prawo, dobro i godność drugiego człowieka czymś bardzo, ale to bardzo względnym. Wartością jest tylko "ja", "moje" i to, co daje materialne bogactwo i władzę.

Utwierdzanie czytelników w tym, że luksus, pieniądze i wpływy to jedyny sposób na szczęśliwe życie, to zresztą kolejny, moim zdaniem, bardzo szkodliwy przekaz, jaki jest ukryty w tej książce. I chociaż co chwila czytamy, że to rodzina jest najważniejsza, to ci rodzice i dzieci, którzy są choćby nieco ubożsi niż główni bohaterowie, przedstawiani są jako głupsi, mniej zaradni i bardziej sfrustrowani. A ich życie jest z zasady szare i męczące. Nie ma tam odrzutowców, podróży po całym świecie i nieograniczonych możliwości. 

No i po trzecie - w "Rodzinie Monet" kobieta i kobiecość jest szalenie przedmiotowo potraktowana. Pomijam już fakt, że nastolatki są tu gremialnie przedstawione jako puste, głupiutkie i zawistne dzierlatki, ale oswajanie czytelników z tym, że generalnie dziewczyny służą chłopcom do zaspokajania ich popędów seksualnych wydaje mi się wyjątkowo bulwersujące. To naprawdę zadziwiające, że w Polsce, gdzie środowiska feministyczne w ostatnich latach tak donośnie artykułują rozmaite swoje postulaty, nie odnotowałam żadnego wyraźnego głosu z ich strony, że karmienie dziewczynek przekonaniem, iż chłopcy mogą je bez konsekwencji wykorzystywać, upokarzać i oceniać, jest fundamentalnie złe. 

Palmy ogniska, a nie książki

Saga o niespełna piętnastoletniej Hailie, która w wypadku traci ukochaną mamę i babcię i ze zdumieniem odkrywa, że w Pensylwanii ma pięciu obrzydliwie bogatych braci szybko zdobyła rzeszę wiernych czytelniczek, a nowe tomy jej przygód schodzą na pniu. Nie znam nastolatki, która nie wiedziałaby, co to za historia i kim są jej bohaterowie.

I pewnie niejedna osoba dorosła pomyśli, że nie ma się co czepiać, bo jak ktoś odrywa nastolatki od telefonów, to należą mu się wyłącznie oklaski, ale - jak zawsze - diabeł tkwi w szczegółach. Bo na tej książce faktycznie wychowują się dziś kolejne zastępy dziewczyn. Tutaj znajdują wizje świata i język swoich relacji, marzeń i oczekiwań. Może więc warto w ten czy inny sposób im w tej lekturze towarzyszyć? 

Kiedy od czasu do czasu wybucha w środowiskach katolickich tradycyjna nagonka na "Harrego Pottera" odczuwam nieodpartą pokusę przewrócenia oczami. I zawsze mam ochotę skomentować, że kościelne kręgi dużo lepiej by zrobiły, gdyby zaczęły bić na alarm, czym się na potęgę karmią współczesne kobiety i dziewczynki, czytając "Grey'ów", "365 dni" czy naszpikowane pikantnymi i nierealnymi scenami historie z kategorii "young adult". Odzieranie relacji międzyludzkich i uczuć z wartości, pompowanie nadmiernych oczekiwań i fałszowanie prawdy o świecie wydaje mi się dużo bardziej szkodliwe niż zaczytywanie się w świecie magii i fantasy.

Nikt, kto czytał "Harrego" nie ma raczej wątpliwości, czy może sobie zakupić odrzutowy model latającej miotły i przystąpić na niej do zawodów między czarownikami. Ale przekonana o tym, że "bez szampana nie ma miłości" dziewczyna idzie już w realne życie z konkretnymi nadziejami i pragnieniami, które mają rzeczywisty wpływ na jej dobrostan i życiowe wybory.

Sama jestem zadeklarowaną przeciwniczką formułowania jakichkolwiek Indeksów Ksiąg Zakazanych czy "palenia na stosie" kogokolwiek czy czegokolwiek. Dlatego - jak napisałam wcześniej - gdy któreś z moich dzieci przyniesie do domu książkę w stylu "Rodziny Monet" nie będę zabraniać jej czytać. Zrobię jednak wszystko, by o niej z nim porozmawiać. To oznacza, że muszę wiedzieć, o czym dana książka jest i interesować się tym, czym interesują się moje dzieci. A to, zdaje się, jest dla nas, współczesnych rodziców, sporym wyzwaniem z racji ilości otaczających nas wszystkich treści. Może więc wakacje to dobra okazja, by nadrobić zaległości w tym temacie?

 

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Krystyna Dajka

Dla tych, którzy chcą się zdrowo odżywiać
Dla tych, którzy stosowali Post Daniela

Krystyna Dajka, autorka bestsellerowego Postu Daniela z uzdrawiającą dietą warzywno-owocową dr Ewy Dąbrowskiej®, tym razem odpowiada na pytanie, które codziennie sobie...

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Moje dziecko czyta nie tylko lektury. Świetnie! A czy wiesz, co w nich jest?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.